powrót; do indeksunastwpna strona

nr 08 (CXXX)
październik 2013

Ale to już było…
Byeong-ki Ahn ‹Apartament›
Koreański „Apartament” niby sprawdza się jako kino grozy, ale dla kogoś, kto ma już za sobą parę dalekowschodnich horrorów, nie będzie tu żadnej niespodzianki.
ZawartoB;k ekstraktu: 50%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Japońskie „Ring” i „Klątwa” (wraz z kontynuacjami) były horrorami przełomowymi, które poważnie namieszały w światowym kinie grozy i wniosły do zjadającego już własny ogon gatunku powiew świeżości. Ale jeśli horror hollywoodzki i europejski z wyraźnym pożytkiem przyswoiły sobie poszczególne elementy wspomagające straszenie widza za pomocą duchów, to horror dalekowschodni zupełnie na tym polu poległ, jakby dokumentnie przedeptany przez wspomnianych japońskich przedstawicieli. Bo oto nagle w zastraszającym tempie i zatrważającej ilości wysypały się w Tajlandii, Korei i samej zresztą Japonii bladolice, długowłose zjawy, plaskające mokrymi stopami, terkoczące, łażące po suficie czy wykręcające w niemożliwy sposób swoje ciało. Przez kilka lat wręcz strach było wrzucać do odtwarzacza płytę z dalekowschodnim horrorem, bo było niemal pewne, co będzie w nim robiło za straszak. Niestety, koreański „Apartament” jest właśnie jednym z takich filmów.
Pewnego wieczora żyjąca samotnie projektantka wnętrz – po nieprzyjemnym zdarzeniu w podziemnej kolejce, kiedy to młoda samobójczyni próbowała wciągnąć ją pod koła nadjeżdżającego składu – zauważa w sąsiednim bloku dziwną prawidłowość: codziennie o godzinie 21:56 zaczynają migotać tam światła, zaś chwilę później traci życie jeden z mieszkańców. Zgony są z pozoru samobójcze, ale bohaterka nie jest tak bardzo o tym przekonana i zaczyna prowadzić – z czasem z pomocą sceptycznie nastawionego do sprawy policjanta – prywatne śledztwo, które dość szybko przeradza się w chorobliwą obsesję. W końcu kobieta odkrywa, że u źródła wszystkich niepokojących zjawisk stoi… długowłosy duch.
Od strony technicznej opowieść jest zrealizowana zadowalająco sprawnie, co zresztą wcale nie dziwi. Koreańczycy bardzo dbają o dobre zdjęcia i interesujące lokacje, o porządną grę aktorską, a także przykładają dużą wagę do wiarygodnych efektów specjalnych, w czym częstokroć prześcigają nawet samych Japończyków, lubiących sobie od czasu do czasu ordynarnie pochałturzyć. Niestety, „Apartament” – przy całej swojej solidności – wydaje się być drugorzędną produkcją, w której kilka rzeczy mimo wszystko szwankuje. Z jednej strony niektóre ze scen są trochę przefajnowane i wyczuwalnie zalatują sztucznością, jak choćby ewidentnie ustawiona „bójka” na komisariacie czy osobliwa rozmowa z inwalidką z feralnego bloku. Z drugiej zaś nieprzyjemnie łatwo wyczuć silne wpływy japońskiego kina grozy. Chodzi naturalnie przede wszystkim o samego ducha, który obowiązkowo jest płci żeńskiej, ma długie włosy, terkocze i łazi z charakterystycznie przekrzywioną głową, zaglądając truchlejącym ze strachu ofiarom głęboko w oczy. Ale przecież do tego dochodzą nie pierwszej już świeżości sekwencje z widmem pojawiającym się w lustrze w windzie, irytujące pojawianie się i znikanie ducha za plecami bohaterki oraz melodyjka budzika, bardzo silnie przywodząca na myśl złowróżbny dźwięk telefonicznego dzwonka z serii „Nieodebrane połączenie”.
Na to nakładają się fabularne niedopowiedzenia, przez które nie sposób do końca rozgryźć, o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi. Bo co miała wnosić do kompletu scena z metra? Czemu morderczy duch dopiero teraz zabrał się za zemstę? Jakim sposobem potrafił być zarazem eteryczny, jak i cielesny (i chodzi raczej o techniczną możliwość tego, co widzimy na ekranie)? Dlaczego bohaterka kończy tak, a nie inaczej? Czym sobie zasłużyła na taki finał? Te wszystkie pytania pojawiają się na szczęście dopiero blisko napisów końcowych, ale wątpliwości tego kalibru raczej niezbyt dobrze świadczą o reżyserskiej robocie Byeong-ki Ahna, który podczas kręcenia filmu miał już przecież na swoim koncie kilka solidnie zrobionych horrorów, jak choćby recenzowany jakiś czas temu „Telefon” z 2002 czy dwa lata późniejszy „Bunshinsaba”.
W efekcie „Apartament”, którego tytuł notabene powinien po polsku brzmieć „Mieszkanie” (bo to żadne apartamenty, a małe kliteczki w mrówkowcach), mimo posiadania sporego potencjału (sąsiedzka zwichrowana „samopomoc”) niespecjalnie zachwyca tak przebiegiem fabuły, jak i wykonaniem, które może jest i solidne, ale jednocześnie mocno odtwórcze. Naturalnie, jak przystało na film rodem z Korei jest to kino bardzo eleganckie i ukierunkowane na pobudzanie u widza wyobraźni, ale nie ma co nastawiać się na niezapomnianą ucztę.



Tytuł: Apartament
Tytuł oryginalny: Apateu
Dystrybutor: IDG
Reżyseria: Byeong-ki Ahn
Zdjęcia: Myeong-sik Yun
Muzyka: Bong-jun Oh
Rok produkcji: 2006
Kraj produkcji: Korea Południowa
Czas trwania: 90
Gatunek: groza / horror
EAN: 5907583191406
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Ekstrakt: 50%
powrót; do indeksunastwpna strona

68
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.