„ADHD” to znakomity tytuł dla wywiadu-rzeki z człowiekiem, którego rozmiarem działalności artystycznej można by obdarować kilka osób, ale nie wiadomo, czy w kolejce do takiego podarku ustawiłoby się wielu chętnych.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Sprawa z Ryszardem „Tymonem” Tymańskim jest dość osobliwa – muzyk jest jednym z bardziej offowych artystów głównego nurtu i zarazem jednym największych głównonurtowców wśród ludzi offu. Paradoks to tylko z pozoru, Tymański w trakcie swojego 45-letniego już życia zdążył udzielić się przy tylu projektach i poznać tyle osób z różnych światów (scenicznych, medialnych, filmowych – ale to listy nie wyczerpuje), że stał się kimś w rodzaju łącznika: wszędzie, gdzie się pojawi, stanowi doskonałe spoiwo, na gruncie którego powstają kolejne inicjatywy artystyczne. I, jak się wydaje, obranej drogi nie żałuje. Wspominam o pozycji Tymańskiego na początku nieprzypadkowo – znaczna część tej „autobiografii” dotyczy bowiem konfliktu polskiej „estrady” z offem. Lider nieistniejącej już Miłości nie ma, oględnie mówiąc, zbyt dobrego zdania o guście tzw. publiczności masowej. Opisuje m.in. „zmagania z głuchymi burmistrzami miast, którzy łożą po czterdzieści tysięcy na plenerowy koncert Bajmu, a zespół wykonuje go totalnie nawalony”. Rodzimym artystom mainstreamowym zarzuca niechęć do eksperymentów, którą uzasadnia czysto ekonomicznymi pobudkami: „Jeśli ktoś raz wydepcze sobie ścieżkę do mediów, to już się jej trzyma ile może, choćby przez pół wieku”. I jest to, trzeba przyznać, zarzut mocny, bo skierowany pod adresem nie tylko „rockowych kapel typu Budka Suflera czy Perfect”, ale i „mogołów alternatywy” – Kazika, Muńka i Grabaża. To w ich koniunkturalizmie Tymański widzi przyczyny niewyrobionego gustu publiczności, wychowanej w nieodkrywczych klimatach, niemającej większego pojęcia o muzyce, niepotrzebującej wyższych bodźców. W ramach tych bodźców muzyk wymienia m.in. Lutosławskiego, Cage’a, Coltrane’a czy Stockhausena (a i tak ograniczam się do przywołania tych bardziej znanych nazwisk). Tymański rości sobie więc prawa do oceniania poziomu muzycznego społeczeństwa wraz z jego bardami, co w pierwszej chwili, jak każda „mowa tronowa”, wywołuje pewnie u odbiorcy odruch obronny. Zaraz jednak przychodzi refleksja (poprzedzona solidną podbudową udokumentowaną w niniejszej książce), że mówi to człowiek, który w swojej branży zagrał, pogadał i wypił prawdopodobnie ze wszystkimi, a jeśli nawet nie ze wszystkimi, to tylko dlatego, że ktoś go akurat obdarzył antypatią. Sam jest zresztą przekonany o własnej sile: „Nie gniewajcie się, że to powiem – wiem o tym, że mam cholernie intrygującą osobowość i mnóstwo wiedzy. Pracowałem na to długie lata. Z drugiej strony bywam upartym, kłótliwym ignorantem. To różne strony prawdy o mnie – człowieku ze złota i gówna”. I taki też obraz Tymona wyłania się z jego rozmowy z Rafałem Księżykiem – z jednej strony niebywały zapał do kolejnych odsłon artystycznej kariery, z drugiej: bucowatość (jak najbardziej świadoma: „liderem byłem chujowym”), problemy natury osobistej. O tym i o tym Tymański opowiada śmiało, jest rozmówcą otwartym i nie unika drażliwych tematów. Poruszająco opisuje historię utalentowanego perkusisty Jacka Oltera, członka Miłość, który – gdy grupa jeszcze istniała – popełnił samobójstwo. O muzyce opowiada z niesłabnącym zapałem, pod tym względem zbliża się wręcz do jakiejś solidnej encyklopedii offowej, a współpracę z innymi przedstawia z zaraźliwą pasją, jak we fragmencie o Lesterze Bowiem: „Podczas pierwszego koncertu z Lesterem okazało się, że potrafimy też słuchać. Wpuściliśmy go do swojej muzy, a on, niczym freejazzowy szaman, z poświstów i szmerów utworzył swoje theatrum. Honorowaliśmy go na sposób nieco sztubacki, ale są tam momenty, gdy następuje spotkanie umysłów. I to jest wartością tej płyty.” Tyle o wartości płyty, a co jest wartością książki? Poza wymienionymi wyżej zaletami jest jeszcze jedna: „ADHD” faktycznie da się traktować jako coś pokrewnego encyklopedii, może nie od razu kompendium, ale „Alfabet Tymańskiego” już tak. Muzyk szeroko opisuje lata 80. i 90. – trójmiejskie środowisko muzyczne, happenerską grupę Totart oraz wiele inicjatyw, jakie podejmował z kolejnymi artystami. Mniej przekonujący jest chyba tylko w wątku osobistym, za który wielu wcześniejszych przyjaciół miało do niego żal. Chodzi o romans z nastoletnią córka rockmana Roberta Brylewskiego. Nie unika tej kwestii zupełnie i opisuje m.in. mocno szczeniackie względem rodziców dziewczyny zabiegi, ale pełnej odpowiedzi na pytanie, czemu właściwie zostawił żonę i dziecko, nie znajdujemy. To jednak tylko szczegół, drzazga we frapującej opowieści o człowieku balansującym między komercją a offem, chyba rzeczywiście umiejscowionym gdzieś pomiędzy tymi sferami. Z jednej strony, jak wielokrotnie powtarza, odmawiał udziału w aż trzech talent shows, z drugiej – nie miałby oporów przed zagraniem w reklamie, jeśli byłaby dobra (czyli np. wyreżyserowana przez Smarzowskiego lub Lyncha), a w kulturalnym programie Telewizji Publicznej udzielał się tyle, ile „Łossskot” przetrwał, czyli prawie 3 lata. Tylko i aż, bo na tle długiej kariery Tymańskiego ten okres, gdy dzięki współpracy z TVP wiódł w miarę dostatnie życie, wydaje się raczej epizodem. A co z resztą? Pierwsza, ale częściej druga, trzecia i czwarta liga koncertowa, granie w niekoniecznie prestiżowych miejscach i tradycyjne noszenie własnego sprzętu. No i „półkowanie” – uderza w tej opowieści liczba płyt niewydanych, materiałów odłożonych na półkę, które cały czas czekają na swój czas. Ale „pewnie tak musi być” – jak głosi często używane w „ADHD” zdanie. Tymański podsumowuje nim nieudaną reaktywację zespołu Kury, ale też kultowej dziś Miłości. Ten sam tekst miał zresztą wygłosić jeden z jej członków, Leszek Możdżer, gdy Tymański wyrzucał go z zespołu. Kawał dobrze opowiedzianej historii – tak można tę „autobiografię” podsumować. Tym ciekawszej, że usłyszanej z ust buntownika zdolnego do spojrzenia na siebie z dystansem (może to dzięki wpływom buddyzmu, o których też sporo opowiada?), ale też dotykanego przez los mniejszymi i większymi dramatami. I „pewnie tak musiało być”, żeby opowieść o tym artystycznym partyzancie okazała się niejednoznaczna, wciągająca i barwna.
Tytuł: ADHD. Autobiografia Data wydania: 6 listopada 2013 ISBN: 978-83-08-05258-7 Format: 520s. 145×205mm Cena: 49,90 Gatunek: biograficzna / wywiad / wspomnienia, non-fiction Ekstrakt: 80% |