powrót; do indeksunastwpna strona

nr 1 (CXXXIII)
styczeń-luty 2014

Splot faktów - pętla
Wojciech Smarzowski ‹Pod Mocnym Aniołem›
O tym, że Wojciech Smarzowski najbieglejszym w alkoholach polskim filmowcem jest – wiadomo nie od dziś. Adaptacja prozy Jerzego Pilcha potwierdza tę oczywistość, lecz wywołuje przy tym pytanie: czy nie czas na otrzeźwienie?
ZawartoB;k ekstraktu: 70%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Premierowy „Pod Mocnym Aniołem” wypada rozpatrywać trojako. Po pierwsze, jako samodzielny, któryś tam z kolei reprezentant alkoholicznej filmografii. Po drugie, jako adaptację wyróżnionej w 2001 roku Nagrodą Literacką NIKE powieści Jerzego Pilcha. Po trzecie wreszcie, jako szósty tytuł Wojciecha Smarzowskiego, sumiennie wytykającego defekty polskości, rzemieślnika bijącego na głowę większość artystów rodzimej kinematografii.
Przy okazji pierwszych dwóch kryteriów żarliwym, a przy tym wiarygodnym i zaskakująco merytorycznym sprzymierzeńcem ekipy filmowej okazał się po seansie sam autor literackiego, w dużej mierze autobiograficznego pierwowzoru, znający alkoholizm z autopsji Pilch. Popełnił list do kinowej publiczności, dał się (i wciąż daje się) wywiadywać – a wszystko ku chwale Smarzowskiego i, zdaniem wybitnego felietonisty, jego nowego arcydzieła. Choć pisarz nie pozostaje wobec filmu bezkrytyczny (wytyka skrótowość przedstawienia walki bohatera z nałogiem), to niezaprzeczalnie wielka jest siła Pilchowej pochwały. W rozmowie z Tadeuszem Lubelskim dla miesięcznika Kino Pilch ujawnia sporą wiedzę o filmowych wizjach alkoholizmu. W premierowym dziele dopatruje się licznych nawiązań: użytych wprost – do „Pętli” Hasa, i tych mniej oczywistych – do „Lokatora” Polańskiego, „Miłości blondynki” Formana i innych. Zestawia przedstawianą przez Smarzowskiego przepełnioną procentami rzeczywistość z tą kształtowaną przez Tarkowskiego w „Stalkerze”. Jego zdaniem polski reżyser wygrywa porównania z Johnem Hustonem i jego „Pod wulkanem”, z Billym Wilderem i jego „Straconym weekendem”, z Mike′em Figgisem i jego „Zostawić Las Vegas”, a nawet ze wspomnianym Hasem. Poprzedników Smarzowski ma ponadprzeciętnych, by nie powiedzieć wyskokowych, lecz to wizja Polaka, zdaniem Pilcha, jest najbliższa charakterowi jego wstydliwych doświadczeń i literackiemu światowi Mocnego Anioła.
Rok temu przy okazji „Drogówki” porównaniem do „bolesnego spływu rynsztokiem ku czeluściom grzesznego bagniska” strzeliłem sobie w stopę. Dziś nie znajduję bowiem bardziej odstręczającego porównania, na które jednakowoż „Anioł” (alternatywny tytuł użyty przez samego reżysera) zasługuje. Wypada napisać, że tym razem sami bohaterowie sprawiają sobie owo bagnisko – nie w żadnych kanałach, ale na powierzchni: na ulicy, na klatce schodowej, w domu, wśród znajomych, w dzień i w nocy, na pełny etat, przez cztery pory roku, dopóki śmierć ich dopadnie. Chcą wysuszyć morze wódki, lecz topią się w kałuży własnego kału i rzygowin.
Alkoholiczne delirium oddane zostaje na ekranie celnie, a dla niektórych widzów zapewne wstrząsająco. Nie sposób nie docenić całej gamy środków użytych w tym celu przez reżysera, jego operatorów i montażystę (stałego współpracownika Smarzowskiego, Pawła Laskowskiego). Gwałtowny, rwany montaż odpowiada przebiegom psychicznym pijanych i wciąż pijących bohaterów. Degrengoladę budują na ekranie nie tylko monologiczne bredzenia postaci oraz przedstawiane wydarzenia (wciąż się chleje, choć z przerwami na często niefinalizowane odwyki). Najmocniej, i nieporównywalnie silniej niż charakterystyczna fraza Jerzego Pilcha, oddziałuje na widza sensualny styl ujęć: realistycznych, wielokrotnych, delirycznie zniekształcanych, wraz z postępującym upodleniem coraz krótszych i częstszych – niczym refren jakiejś natrętnej weselnej piosenki. Co więcej, choć ustawienia kamery powtarzają się, to niejednokrotnie zmienia się tło – z letniego w zimowe i tak w kółko, do zawrotu głowy, do upadłego. Smarzowski komponuje turpistyczną symfonię grozy, w której fizjologia pijaka, jego zwidy (mieszają się wspomnienia, imiona, twarze, głosy i języki), przemykający czas i przemijające życie grają w zgodnym rytmie – w rytmie żłopania z kolejnej butelczyny. W tej nadmiarowej korespondencji formy i treści „Pod Mocnym…” przypomina „Requiem dla snu” Aronofsky′ego. Polski twórca naraża się więc na podobny sprzeciw – wobec wydmuszki, formalnie bezbłędnej, lecz ubogiej treściowo. Protest jest w tym wypadku moim zdaniem uzasadniony, szczególnie, że większość wspomnianych chwytów była już przez „Smarzola” stosowana, a nie kryje się za nimi wiele treści. Nie warto uprawiać tanią psychoanalizę – czy to narcyzm Smarzowskiego daje o sobie znać, czy może działanie pod publikę zachłyśniętą wyrazistym stylem reżysera – lecz wspomnieć należy, że poruszająca narracja i forma frapowałyby mocniej, gdyby nie znajomość poprzednich tytułów reżysera: „Domu złego”, „Wesela” czy „Małżowiny” (którą tu notabene z upodobaniem się cytuje). W pewnym momencie półtoragodzinnego seansu zamierzone odczucie delirium zostaje w moim przypadku przeważone przykrym wrażeniem déjà vu.
Należy przy tym podkreślić: mimo wszystko dynamiczna, zgodna z duchem powieści i autorsko ją przepracowująca, adaptacja na ekran tak niefilmowej prozy Pilcha udowadnia talent Wojciecha Smarzowskiego, w który uczciwemu recenzentowi nie wypada wątpić. Reżyser i scenarzysta w jednej osobie wzbogaca pierwowzór o typowy mu wisielczy humor; menelskie anegdoty Pilcha przeplata swoimi (a z „Drogówki” wiadomo, że zna ich Smarzowski całą masę). Podobnie jak sam Tarantino, ponownie jak rok temu, twórca „Róży” zabawia uważnego widza, rysując przed nim pokrywające się na przestrzeni nowego i zeszłych scenariuszy zbiory postaci i wydarzeń.
Wybitny, efektownie stylizowany język Pilcha, oskarżanego niekiedy o nonszalancję w poruszaniu tak przecież poważnego tematu, z grającym główną rolę pisarza-alkoholika Więckiewiczem czyni filmowiec nośnikiem idei nie całkiem dostrzegalnej w książce. Tutaj pierwszoosobowa narracja (w scenach przedstawiających zwykłe życie święcącego triumfy pisarza tak sitcomowa w swojej sztuczności) pozostaje literaturą w filmie, przez co owa literackość tym bardziej jest zastanawiająca. Staje się ona oznaką ludzkiej słabości i pragnienia ucieczki przed prawdą, kreacji świata przez bohatera i autokreacji; staje się kodem niezdolnego przyznać się do zniewolenia bohatera. „Pod Mocnym Aniołem” to zatem film komplementarny wobec pierwowzoru, który, choć wywołuje poważne zastrzeżenia a w skali „Smarzowskiej” zawodzi, jest kolejnym dowodem żywotności polskiego kina.



Tytuł: Pod Mocnym Aniołem
Dystrybutor: Kino Świat
Data premiery: 17 stycznia 2014
Zdjęcia: Tomasz Madejski
Rok produkcji: 2014
Kraj produkcji: Polska
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Ekstrakt: 70%
powrót; do indeksunastwpna strona

109
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.