„Futbol w cieniu Holokaustu” nie wzbudzi w naszym kraju kontrowersji, bo dotyczy głównie innych zakątków Europy. Co nie znaczy, że po książkę Simona Kupera sięgnąć nie warto – spojrzenie na bliskie nam problemy z cudzej perspektywy jest czymś, czego w bieżącej o nich debacie potrzebujemy.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Pierwotnie wydana dekadę temu książka Kupera trafia do nas dopiero teraz, ale dzieje się to bez żadnej szkody – nie ma chyba w Polsce złego momentu na publikację dotykającą problemów Holokaustu, żydowskości i tego, co po tym pierwszym zostało oraz jak radzimy sobie z drugim. Brytyjski dziennikarz sportowy postawił sobie ambitne zadanie nie tylko opisu przenikania się wojny i futbolu w Holandii, Niemczech, a także Wielkiej Brytanii, ale też odpowiedzi na pytanie o współczesność, ze szczególnym uwzględnieniem wpływu kwestii podejścia do postaw wobec nazizmu w okresie wojennym na teraźniejszość. Mówiąc obrazowo: skąd na piłkarskich stadionach okrzyki „Hamas, Hamas, Żydzi do gazu”. Pisząc o historii, Kuper wychodzi od Holandii, ale szybko na główny plan wysuwają się nazistowskie Niemcy wraz z ich ówczesnym futbolem, który wykorzystywali głównie po to, by zjednywać sobie inne państwa. Ta „dyplomacja sportowa” działała całkiem skutecznie, odsuwając od innych państw myślenie o zagrożeniu nazizmem. Kolejne mecze towarzyskie były zwykle rozgrywane w przyjaznej atmosferze, a nie raz i nie dwa udawało się uzyskać od przeciwników braterskie wręcz gesty – stąd też okładkowe zdjęcie dwóch drużyn, gdzie wszyscy piłkarze stoją w pozie nazistowskiego pozdrowienia. Propagandowe wykorzystanie drużyny narodowej było posunięte do tego stopnia, że lokalne gazety wręcz lamentowały, że kibice wolą tłumnie oglądać występy reprezentacji, a liga, w której gra się naprawdę dobry futbol, pozostaje na uboczu. Osobnym przypadkiem okazał się sam Hitler, który ze swojego jedynego meczu… wyszedł, bo jego zespół przegrywał. Takich smaczków – również relacji rywali, którzy w głębi serca niekoniecznie chcieli heilować – jest tu dużo więcej. Jednak właśnie w tym momencie zaczyna się z „Futbolem w…” spory kłopot. Niewątpliwie Kuper dotarł do wielu źródeł czy to szperając w bibliotekach, czy spotykając się z kolejnymi osobami, problem jednak w tym, że z interesujących faktów i wyrywkowych kawałków historii nie tworzy się spójna narracja, całość sprawia wręcz wrażenie kiepsko spasowanej układanki. Rzecz wyjaśnia się w posłowiu, gdzie autor wyjawia, że „protowersja” książki ukazała się początkowo jako numer magazynu literackiego. Widać wyraźnie, że mimo zabiegów materiału nie udało się poskładać w spójną całość, zabrakło solidnej redakcji. Chwilami czyta się to jak reportaż o… robieniu reportażu, choćby wtedy, gdy Kuper przytacza opowieść o jednym ze spotkań, jakie odbył, donosi sumiennie, że pojawiły się w tej rozmowie wątki żydowskie, ale tychże (i w ogóle niczego z tej konwersacji) już nie relacjonuje. Zapewne dlatego, że swojemu rozmówcy nie zdradził, że zbiera informacje do publikacji. Pytanie tylko o to, po co właściwie wspomina o tym czytelnikowi. Dziennikarzowi można zarzucić jeszcze trochę mniejszych lub większych wpadek, tym razem już merytorycznych. Na szczęście na posterunku melduje swoją obecność tłumacz i dopowiada istotne elementy, których brak czasami bywa poważnym uchybieniem – jak pominięcie informacji o tym, że Bułgaria w czasie II wojny światowej była państwem sojuszniczym III Rzeszy, w związku z czym trudno porównywać zachowanie jej ludności z czynami osób z krajów okupowanych. Rozczarowuje również zakończenie, gdzie co prawda Kuper opowiada o swoistej schizofrenii Holendrów, którzy choć na zewnątrz pilnują mitu bohaterskiego ruchu oporu, to jednak mają świadomość, że ich kraj był „tchórzliwy i szary”. To oczywiście znakomity wątek do podobnych rozważań na gruncie polskim, poza tym jednak nie przedstawia specjalnie dużej wartości. Odpowiedzi na kluczowe pytania nie padają (to chyba zresztą bardziej robota dla socjologów), choć wątki żydowskie w Ajaksie oraz Feyenoordzie zostają naświetlone (ale znowu: niekoniecznie przekrojowo). Sięgając po „Futbol w cieniu Holokaustu” warto pamiętać o podtytule – „Ajax, Holendrzy i wojna”. Bez tego można łatwo doznać rozczarowania brakiem kompleksowości w podejściu do tematu. Tyle że nawet na zarysowanym gruncie próżno szukać przekrojowej analizy przyjętej problematyki. Książkę warto jednak przeczytać, dla zainteresowanych tematem będzie prawdziwą kopalnią ciekawostek i poszerzeniem wiedzy o futbolu z okresu, gdy wydawałoby się, że nie miał prawa funkcjonować. A jednak to robił – nierzadko sprawniej, niż w latach przedwojennych.
Tytuł: Futbol w cieniu Holokaustu. Ajax, Holendrzy i wojna Tytuł oryginalny: Ajax, the Dutch, the War Data wydania: 23 października 2013 ISBN: 978-83-936653-3-4 Format: 352s. 150×210mm; oprawa twarda Cena: 49,99 Gatunek: biograficzna / wywiad / wspomnienia, non-fiction Ekstrakt: 60% |