Grzegorz Fortuna Podobnie jak Piotra, w kinie tego typu interesuje mnie między innymi eksplorowanie nieznanych miejsc lub niestandardowe reżyserskie spojrzenie. Wśród zeszłorocznych premier jednym z najciekawszych filmów, które spełniały te założenia, był „Holy Motors” Leosa Caraxa – szalona i wieloznaczna jazda bez trzymanki, wypełniona znakomitymi scenami. To jeden z tych filmów, które mają trudną do jednoznacznego określenia siłę przyciągania i chce się do nich co jakiś czas wracać. Ewa Drab Zgadzam się, więc zamiast przytaczać swoje powody, dodam tylko tytuły filmów, o których warto w tej kategorii wspomnieć: oprócz „Holy Motors” i „Polowania”, na pewno zapamiętam brytyjski „Trans” (bo Danny Boyle potrafi jeszcze zaskoczyć w obrębie, wydawałoby się, znanej formuły), azjatycki w duchu ze względu na reżysera Park Chan-wooka „Stoker” (bo to genialny wizualnie, lecz również wywołujący dreszcze film o porzucaniu ograniczeń) i francuską „Dziewczynę z lilią” (bo kto by pomyślał, że powieść Borysa Viana można zekranizować z pomysłem i emocjami). Top 10 Jakuba Gałki: - Grawitacja
- Kapitan Philips
- Kamerdyner
- W ciemność. Star Trek
- Hobbit: Pustkowie Smauga
- Django
- Drogówka
- Niemożliwe
- Trans
- Człowiek ze stali
 | Brak ilustracji w tej wersji pisma | Konrad Wągrowski A co z animacją? W zasadzie nie było wielkiego hitu w stylu „Shreka”, „Iniemamocnych” czy „Gdzie jest Nemo”, ale jednak cała pula filmów trafiła na naszą listę. Karolina Ćwiek-Rogalska Pojawił się nowy, wyczekiwany Disney, choć oczekiwań (znowu pojawia się kwestia tych nieszczęsnych wygórowanych oczekiwań) chyba raczej nie spełnił… Za to mieliśmy i animacje grające z pewną konwencją (jeśli chodzi o formę – „Ralph Demolka” i gry na konsole typu Pegasus i o treść – niestandardowe podejście do epoki prehistorycznej, czyli „Krudowie”, nad którymi mogę się zachwycać dość długo, bo to moim zdaniem jedna z najlepszych animacji ostatnich lat), co zawsze jest cenne. Trochę szkoda tradycyjnej animacji, od której odchodzi się coraz dalej w stronę animacji komputerowej i 3D. Może brakuje pomysłu, jak w „dużej” animacji wykorzystać tradycyjne techniki? No i nie zapominajmy o dwóch filmach – kontynuacji „Jak ukraść księżyc” – czyli „Minionki rozrabiają” (niestety dość słabego i mocno schematycznego) i animacji, na którą przynajmniej część widzów czekała bardzo długo, czyli „Uniwersytetu potwornego”. Piotr Dobry Nie rozumiem zarzutu o schematyczność względem „Minionków”. Dla mnie to jeden z filmów roku – dowcipny, ciepły, bardzo wzruszający, z pięknym przesłaniem, z kapitalnymi numerami musicalowymi, jak Minionki tańczące do „YMCA” czy Gru do „Happy” Pharrella. Bajka idealna. Ogromnie urzekła mnie także dziecięca „Liga Niezwykłych Dżentelmenów”, czyli „Strażnicy marzeń”. Fajny, choć właśnie schematyczny, był „Turbo”, z finałową sceną wyścigu bardziej emocjonującą niż cały „Wyścig”. Karolina Ćwiek-Rogalska Schematyczności w „Minionkach” było sporo – zaczynając od irytującej bohaterki wybranej na „true love” głównego bohatera, przez mało odkrywcze wykorzystanie samych Minionków (ich świeżość w części pierwszej wyhamowała drastycznie w części drugiej), po nie do końca przemyślane wątki, nie spełniające zbyt dużej roli w fabule (nastoletni romans). Choć nie przeczę, że były w tym filmie sceny świetne (choćby charakterystyka „tego złego”). Piotr Dobry Nadal nie rozumiem zarzutu o schematyczność, bo rzekomo irytująca bohaterka czy „nieświeżość” Minionków ma się do tego zarzutu jak piernik do wiatraka. Nastoletni romans spełniał z kolei bardzo dużą rolę emocjonalną, ale i fabularną również – on w zasadzie pchał akcję do przodu, i to kilkakrotnie. Karolina Ćwiek-Rogalska Widzę, że w moich zarzutach pozostaję osamotniona (i to wybitnie, skoro „Minionki” zgarniają coraz to nowe nominacje – a to do Złotego Globu, a to do BAFTA). Krzysztof Spór Animacja roku to zdecydowanie „Kraina lodu”. W swojej „bajkowości”, dbałości o szczegóły, ciekawie poprowadzonej intrydze zachwyciła mnie bardzo mocno. A bałem się przed seansem, bo Disney już wiele razy „dał ciała”, chcąc przypodobać się widzom. Teraz zdecydowano się na coś bardzo odważnego. Osadzono historię w mało atrakcyjnej krainie (chłód sprzedaje się średnio), która powinna odpychać widzów, a okazało się, że jest inaczej. No i ten Olaf, w interpretacji Czesława – miód! Brawo za „Ralpha Demolkę” i „Krudów”, bo też wypadły przecież świetnie, choć wykorzystano oGRAne schematy. I jeszcze zawód roku. „Uniwersytet Potworny” – nie powinno się dotykać niektórych genialnych klasyków. Pixar zawiódł ponownie. A może Disney kupił Pixara, by go zniszczyć? Niech Mulder zajmie się tą sprawą. Top 10 Grzegorza Fortuny: - Papusza
- Polowanie
- Tylko Bóg wybacza
- Django
- Stoker
- Grawitacja
- Uciekinier
- Holy Motors
- Poradnik pozytywnego myślenia
- Pacific Rim
 | Brak ilustracji w tej wersji pisma | Konrad Wągrowski Polskie kino… Zwykle mieliśmy albo bardzo zły rok, albo rok zły, ale z 2-3 filmami na bardzo wysokim poziomie, które miały zwiastować nowe otwarcie. W tym roku takich arcydzieł (chyba) nie ma, za to cała pula obrazów z po prostu dobrymi opiniami: „Ida”, „Chce się żyć”, „Drogówka”, „Papusza”, różnie odbierane, ale otwierające nowe tematy „W imię…” i „Płynące wieżowce”. To jak jest z tym polskim kinem? Karolina Ćwiek-Rogalska Ja w tym roku (czy właściwie w zeszłym roku?) broniłabym polskiego kina. Bo i „Ida”, podejmująca temat trudny i kontrowersyjny w sposób bardzo inteligentny i nienachalny, i zachwycająca wizualnie (choć przyznam, miejscami nużąca i na siłę pesymistyczna) „Papusza”, i znakomita „Drogówka” Smarzowskiego… No i nie zapominajmy o „Wałęsie…”, na którego ja na przykład szłam z dużym niepokojem, a który okazał się może nie arcydziełem, ale filmem, który da się oglądać bez zgrzytania zębami, za to ze znakomitą rolą Roberta Więckiewicza. Piotr Dobry „Papuszy” pechowo nie widziałem, i żałuję, bo może mógłbym wtedy rzucić jakieś ciepłe słowo o polskim kinie. A nie, przepraszam, „Płynące wieżowce” były całkiem niezłe – pierwszorzędne warsztatowo, choć niestety emocjonalnie letnie. Z kolei ani przeestetyzowana „Ida”, ani koniunkturalne „W imię…”, ani tym bardziej kolejny odcinek alko-opery Smarzowskiego nie zrobiły na mnie wrażenia. Konrad Wągrowski Ale patrzenie na „Drogówkę” przez pryzmat alkoholu jest krzywdzące dla tego filmu. Ma on przecież dobry scenariusz thrillera w zachodnim stylu, ma genialny montaż, zaskakująco świetnego Jakubika, no i to, co wiele osób pomija – najciekawiej filmowaną Warszawę od wielu, wielu lat. Piotr Dobry Tyle że ten ciekawy obraz Warszawy przykrywają typowe dla Smarzowskiego sceny chlania, rzygania i dymania się po brudnych pakamerach. Scenariusz natomiast, będący zbiorem przypadków z kartotek policyjnych, o ile mógłby sprawdzić się w komedii, o tyle w thrillerze zdaje mi się naciągany i mało realistyczny. Groteskowo dydaktyczne zakończenie (bohater przechodzi duchową przemianę, postanawia przestać się łajdaczyć i wrócić do żony, i w tym momencie przejeżdża go samochód!) już zupełnie mnie osłabiło. Ale montaż i Jakubik pierwsza klasa, zgoda. Karolina Ćwiek-Rogalska Wydaje mi się, że jednak scenariusz, zbudowany na zasadzie powieści szkatułkowej, gdzie nawet absurdalne „Maślanka jestem” znajduje potem odpowiednie rozwiązanie w fabule, jest raczej zaletą niż wadą „Drogówki”. Ten zbiór przypadków układa się w zgrabną całość (i przy okazji wprowadza widza w konfuzję: coś, co nie miało sensu, zdawałoby się komediowym zagraniem twórcy, ot, galerią ciekawostek spotykanych na drodze, w końcu zaczyna mieć sens). |