powrót; do indeksunastwpna strona

nr 1 (CXXXIII)
styczeń-luty 2014

50 najlepszych płyt 2013 roku
ciąg dalszy z poprzedniej strony
20. Altar of Plagues „Teethed Glory and Injury”
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Irlandzka grupa Altar of Plagues wydała w zeszłym roku trzeci i niestety ostatni album studyjny. Pół roku po premierze krążka zespół rozpadł się, zostawiając słuchaczom mnóstwo świetnej muzyki. Do niej zaliczyć należy także "Teethed Glory and Injury", mimo tego, że jest to płyta nieco inna od wcześniejszych albumów Irlandczyków. Zamiast trzech-czterech długich kompozycji otrzymaliśmy dziewięć krótszych, zwartych utworów, nadal jednak wpisujących się w post-blackmetalowy styl. Obok poszarpanych, wściekłych gitarowych riffów znalazło się dużo ambientowego rozmycia i dźwiękowej przestrzeni. Bardzo udane zakończenie kilku lat działalności formacji.
Dawid Josz
19. Paramore „Paramore”
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
O ile w przypadku pierwszych trzech płyt Paramore można było powiedzieć, że to po prostu chwytliwy, gitarowy rock, mieszczący się gdzieś między zadziornym pop punkiem a power popem, o tyle na „Paramore” muzycy pokusili się o poeksperymentowanie z dotychczasowym stylem. Efekt to w większości dość częste odchodzenie od wesołego, energetycznego pop punku na rzecz inspiracji nowofalowych, czasem całkiem jednoznacznie popowych, a innym razem… w kierunku całkiem „poważnego”, alternatywnego rocka: emocjonalnego, ale już nie zawsze w ckliwy sposób. Słychać odważniejsze i częstsze sięganie po patenty i instrumenty dotychczas, przez dość kurczowe trzymanie się poprzedniej stylistyki, pozostające gdzieś w tle, albo w ogóle pomijane. Należą do nich głównie syntezatory, znakomicie ubarwiające piosenki, zarazem niewychodzące na pierwszy plan, na którym pozostały gitary – przede wszystkim elektryczne.
Dawid Josz
Czytaj recenzję
18. Blindead „Absence”
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Polski Blindead nadal stara się krzewić w naszym kraju post metal. Choć przy „Absence” można mieć wątpliwości, czy grupa nadal jest jeszcze zespołem metalowym. Więcej tu odwołań to rocka progresywnego i bardziej melodyjnego grania aniżeli na przełomowej sludge’owej „Autoscopii”. Wokalista Patryk Zwoliński prawie na dobre zrezygnował z growlu na rzecz rockowego śpiewu, zaś album otwierają i wieńczą numery wręcz akustyczne. Całość odrzuci purystów, ale przysporzy Blindead sporo nowych fanów o bardziej otwartych horyzontach muzycznych.
Jacek Walewski
17. Daughter „If You Leave”
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Wyczerpana, często destrukcyjna miłość i ogromna tęsknota wypełniają album „If You Leave”. Zresztą niemal wszystkie karty odkrywa już sam tytuł. Efekt końcowy? Debiutancki krążek Daughter stanowi pasjonujące, spójne studium ludzkich emocji, które doskonale dopełnia przejmująca warstwa muzyczna. „And if you’re still bleeding, you’re the lucky ones / ’Cause most of our feelings, they are dead and they are gone” śpiewa Elena Tonra w „Youth”, czym rysuje raczej pesymistyczny obraz stanu emocjonalnego większości ludzi. Przywołany numer dobrze odzwierciedla, jaki pomysł na wkupienie się w łaski słuchaczy mają członkowie Daughter. Przede wszystkim dostajemy ujmujący, melancholijny wokal, który dość łatwo zapamiętać, a do tego wyważone, senne gitary, wzmacniane jedynie chwilami – kiedy wspólnie z charakterystycznymi bębnami ożywiają utwory.
Michał Perzyna
Czytaj recenzję
16. Darkside „Psychic”
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Młody Nicolas Jaar już na swoim eklektycznym debiucie "The Space Is Only Noise" dał się poznać jako muzyk często eksperymentujący dźwiękiem, rozbijający poszczególne elektroniczne motywy na dysharmoniczne atomy, tworząc przy okazji jedną z najciekawszych płyt roku 2011. O ile jego inspiracje wywodziły się głównie ze sceny minimal, techno czy house, to na powyższej płycie zastępowały je często atonalne glitche, przeplatane zdeformowanymi samplami fortepianu czy neoklasycznymi melodiami. To co najbardziej przeszkadzało w tym krążku, to swoista niewinność i "miękkość" materiału. Jaar wyraźnie potrzebował kogoś do pomocy, aby jego wizja muzyki nabrała odpowiedniego charakteru. W dookreśleniu stylu pomógł mu na "Psychic" Dave Harrington, gdzie pod innym już szyldem - Darkside - wizja muzyki stała się mroczniejsza, pełna niespokojnej nuty, nawiązującej do progresywnego rocka ("Heart"), bluesa ("Paper Trails") czy minimal techno, podszytego jednostajnym i miarowym bitem ("Golden Arrow"). Co ciekawe, Jaar nic nie traci ze swojej wrażliwości z solowego "The Space Is Only Noise". Pozwala jednak uciec muzyce w ciemniejsze rejony, spajając z powodzeniem wymienione gatunki w jedno. Słowem, kalejdoskop emocji zawarty na "Psychic" uwalnia się bardzo powoli, dzięki czemu za każdym razem można płytę odkrywać na nowo. Atmosfera "Dark Side of the Moon" Pink Floyd unosi się nad krążkiem bardzo nisko, o czym można się przekonać chociażby w "The Only Shrine I′ve Seen" czy w zamykającym album utworze "Metatron". Zimne i delikatne brzmienie gitary spotyka się wtedy z chłodem elektronicznych sampli, a całości wtóruje gama szeptów, krzyków oraz ledwie słyszalnych lub specjalnie modulowanych wokaliz. Jeśli tak ma wyglądać nowa muzyka, to pozostaje tyko liczyć na to, że projekt Darkside nie był jednorazowym wyskokiem amerykańskiego duetu.
Przemysław Pietruszewski
15. Crime & The City Solution „American Twilight”
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Crime & the City Solution milczeli od 23 lat i powrócili z nową płytą, zatytułowaną „American Twilight” (…) Zespół stara się nawiązać do hałaśliwego, hipnotycznego gitarowego stylu prezentowanego w swoch pierwszych inkarnacjach, a który zyskał miano post-punku. Nazwa ta nie oddaje jednak w pełni bogactwa dźwięków i rozmaitości wpływów, jakie można znaleźć na krążku. W „Goddess” znajdziemy na przykład coś z transu tradycyjnej muzyki indiańskiej i psychodelicznego blues rocka spod znaku The Doors. To ostatnie porównanie obejmuje również inspirację wokalisty śpiewem Jima Morrisona, której wyraz daje choćby w „Riven Man”. (…) Długa, powolna melodia w „Domina” jest przetykana rzadkim gitarowym jazgotem, melorecytowane przez Bonneya teksty kontrastują z zaśpiewanymi w chórze refrenami, z tła zaś na pierwszy plan wybijają się pod koniec skrzypce Bronwyn Adams. Muzyka nie wszędzie bazuje na zagęszczonym hałasie, pojawia się też tu gra ciszą i pauzami. „The Colonel (Doesn’t Call Anymore)” zawiera wiele przestrzeni oraz otwartą budowę. O typowo piosenkowy układ można oskarżyć pięknie płynące, rozmarzone „Beyond Good and Evil”, ale nie jest to w żadnym wypadku zarzut. (…) „American Twilight” broni się doskonale, a te 41 minut to poważne przesłanie w doskonałej muzycznej otoczce.
Łukasz Izbiński
Czytaj recenzję
14. Arcade Fire „Reflektor”
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Arcade Fire udowodnili swoimi ostatnim albumem, że da się zaprezentować dwie strony monety, z których obie są na swój sposób zachwycające. Jego zawartość spokojnie zmieściłaby się (po poupychaniu) na jednej płycie, ale nie. „Reflektor” jawi się jako wizja muzyki totalnej, mimo wszechogarniającej elektroniki dziwnie organicznej. I o ile słuchacz kołysze się sennie we wzbudzającym poczucie lekkiego niepokoju balladowym sosie dźwięków na pierwszym krążku, o tyle słuchając drugiego, zostaje porwany przez ekstatyczną mieszankę synthpopu z symfonią. A czasem i kakofonią dźwięków. Kanadyjczycy czarują, wdzięczą się i wreszcie - niszczą. Powoli. Delikatnie. Narzucając własną wizję estetyki. A potem zostaje tylko pustka i ciemność.
Mateusz Kowalski
13. Queens Of The Stone Age „…Like Clockwork”
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Przede wszystkim jest to pierwsza płyta Queens of the Stone Age z dwoma członkami zespołu obecnymi w jego składzie od trasy promującej „Era Vulgaris” – basistą Michaelem Shumanem i klawiszowcem Deanem Fertitą. A poza nimi? Całkiem imponująca lista gwiazd muzyki rockowej i alternatywnej. Obowiązki perkusisty objęli łącznie trzej panowie: (…) Dave Grohl (…) Joey Castillo (…) i Jon Theodore. Poza nimi wokalnie udzielili się dwaj muzycy dawniej związani z grupą: Nick Oliveri i Mark Lanegan. Pewnym zaskoczeniem jest gościnny udział Trenta Reznora, Alexa Turnera (Arctic Monkeys), Jake’a Shearsa (Scissor Sisters) i samego Sir Eltona Johna. Cały tłum, prawda? Co ciekawe i niezwykle ważne w tym przypadku, żadna z gwiazd nie błyszczy w nagraniach tak, żeby swoim blaskiem przesłonić resztę artystów współtworzących i wykonujących utwory. (…) Można ubolewać, że to nie jest drugi zestaw w rodzaju „Songs for the Deaf”, że Josh Homme i jego zespół nagrał spokojną, miejscami wręcz rozleniwioną płytę. Ale jaki ma to sens, skoro jest to bardzo dobry album i, wbrew pozorom, wcale nie nudny? Wystarczy dać mu trochę więcej czasu i pozwolić wciągnąć się w atmosferę, jaką oferuje.
Dawid Josz
Czytaj recenzję
12. Clutch „Earth Rocker”
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Dość często w stosunku do takiej muzyki pojawiają się oskarżenia, jakoby wszystko zostało już nagrane, a jeśli już słuchać takich dźwięków, to zamiast epigonów zawsze lepiej włączyć po raz kolejny Kyuss czy Monster Magnet. Przypomnę tylko, że panowie z Clutch istnieją na scenie ponad 20 lat, a „Earth Rocker” jawi się jako najlepsza płyta w ich niemałej dyskografii, która jakościowo zawsze stała na wysokim poziomie. W 2012 roku Colour Haze udowodnił, że stoner nadal może brzmieć świeżo i innowacyjnie. „Earth Rocker”, pomimo braku odkrywczego pierwiastka, uosabia same najlepsze cechy wspomnianych wyżej zespołów, serwując nam stoner rock najwyższej próby.
Przemysław Pietruszewski
Czytaj recenzję
11. Fismoll „At Glade”
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Arkadiusz Glensk to artysta wszechstronnie uzdolniony – komponuje, pisze i bardzo rzadko rozstaje się z gitarą (choć gra na wielu instrumentach). Początków jego popularności należy szukać oczywiście w sieci, gdzie pojawiały się udane i przejmujące covery (utworów „9 Crimes” Damiena Rice’a czy „Mad World” Tears for Fears). Szybko przyszła również pora na autorskie kompozycje, które potwierdzały nie tylko dużą wrażliwość, instrumentalny i wokalny talent, ale też, o dziwo, ogromną dojrzałość skromnego chłopaka. Przy takiej jakości nagrań i w konsekwencji zaskakująco ciepłym odbiorze kwestią czasu była pierwsza płyta.(…) Fismoll absolutnie nie zawiódł – z niezwykłą łatwością przyszło mu skomponowanie albumu delikatnego, lirycznego i wszechstronnie pięknego.
Michał Perzyna
Czytaj recenzję
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

226
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.