W 1969 r. Philip K. Dick i Edmund Niziurski wydali swoje najsłynniejsze książki. Tak się złożyło, że obie zakwestionowały otaczającą nas rzeczywistość. Amerykanin robił to co prawda od lat, lecz Polak w „Siódmym wtajemniczeniu” skorzystał ze sceptycznego tropu po raz pierwszy i zarazem ostatni w pisarskiej karierze.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Zmarłego kilka miesięcy temu Niziurskiego nie trzeba przedstawiać ani mojemu pokoleniu z lat osiemdziesiątych, ani pokoleniu poprzedniemu, ani, miejmy nadzieję, pokoleniu następnemu. Przyszły kawaler Orderu Uśmiechu napisał „Siódme wtajemniczenie” będąc u szczytu swoich twórczych możliwości: już po „Niewiarygodnych przygodach Marka Piegusa”, „Awanturze w Niekłaju” i „Sposobie na Alcybiadesa”, ale przed „Klubem włóczykijów”, „Naprzód, Wspaniali!” oraz „Szkolnym ludem, Okullą i mną”. „Siódme wtajemniczenie” jako jedyna z wymienionych książek rozgrywa się na Śląsku. Miejsce akcji nie wpływa w zasadzie na treść, jako że Niziurski zawsze traktował po macoszemu opisy otoczenia. I bardzo dobrze: Brak didaskaliów pozwala na półświadome dopowiadanie sobie dzisiejszych realiów, dzięki czemu jego proza znakomicie wytrzymuje próbę czasu. Powieść ukazuje nam jeden dzień z życia Gustawa Cykorza, nowego ucznia w klasie szóstej be w Gnypowicach Wielkich. Jak wiadomo, świeżaki nigdy i nigdzie nie mają łatwo, lecz Cykorz pechowo trafił między młot a kowadło. Otóż w miasteczku zwalczają się zajadle dwie młodzieżowe frakcje: Matusi i Blokerzy. Gustek nie przynależy do żadnej z nich – za wszelką cenę pragnie zresztą zachować niezależność – więc obrywa mu się od członków obydwu. Matusi i Blokerzy rozumieją jednak, że Cykorz jest obiecującym materiałem na rekruta. Rywalizujące ugrupowania podejmują próby werbunku. Stawkę w grze stanowi położona na odludziu Twierdza Persil, o którą młodzież dzień w dzień toczy zaciekłe boje. Prawdziwe znaczenie Twierdzy skrywa czwarte wtajemniczenie… ale nawet ono blednie w porównaniu z wtajemniczeniem siódmym. Wiele cech książki o Cykorzu jest typowych dla prozy Niziurskiego. Bohater to inteligentny outsider, który tak jak Tomek Żabny ze „Szkolnego ludu, Okulli i mnie” próbuje znaleźć dla siebie miejsce w szkolnej rzeczywistości. Niziurski komplikuje jednak sprawy, wrzucając Cykorza w środek sporu pomiędzy Matusami i Blokerami, którzy rzecz jasna przywodzą na myśl Piratów i Kolonistów z „Awantury w Niekłaju”. W „Siódmym wtajemniczeniu” szkoła również nie potrafi pomieścić wojującej młodzieży; szybko więc ją opuszczamy, akcja przenosi się do tajnej bazy jednego z ugrupowań, a następnie do Twierdzy Persil. Po drodze czekają nas oczywiście oryginalne postacie o cudacznych nazwiskach i pseudonimach (Inocynt Ankohlik, Żarłoczny Stef, Pleksik) i dziesiątki stron rozbrajających dialogów, w których „tony wysokie mieszają się z niskimi, tworząc rodzaj szkolnego wolapiku, jaki nie istnieje i nie istniał, ale jego zręby na swój sposób wszyscy w naszych klasach wymyślaliśmy”, jak pisał Marek Bieńczyk w „Książkach” (4/2013). Niemniej w „Siódmym wtajemniczeniu” występują elementy niezwykłe, wręcz unikatowe dla twórczości Niziurskiego. W oczy rzuca się niemalże całkowity brak osób pełnoletnich. U autora „Sposobu na Alcybiadesa” młodzież zawsze gra pierwsze skrzypce, ale na drugim planie przewijają się zazwyczaj dorośli: nauczyciele, przestępcy, niekiedy rodzice. W „Siódmym wtajemniczeniu” drugi plan świeci pustkami. Na początku pojawia się paru nauczycieli, ale od czwartego rozdziału nastolatkowie zawłaszczają całkowicie karty powieści. Gdy w pewnym momencie Cykorz udaje się po coś do domu, narracyjny przeskok w akcji (jedyny w książce) poddaje świat dorosłych bezwzględnej kwarantannie. Szara codzienność rozpuszcza się całkowicie w surrealistycznej atmosferze powieści. Młodzieżowe książki Niziurskiego zawsze były trochę na bakier z realizmem, ale „Siódme wtajemniczenie” uciekło odeń najdalej. Autor pozwala czasoprzestrzeni „Siódmego wtajemniczenia” załamać się pod ciężarem młodzieżowej fantazji. Fabuła składa się z nieprawdopodobnie dużej ilości zdarzeń upchniętych w jednym dniu. Wykrzywiają się też odległości. Gdy Kwiczoł i Czarny Piter prowadzą Cykorza do swojej bazy, cała trójka idzie i idzie przez hałdy, ale przecież kryjówka nie może znajdować się aż tak daleko… Wytwory wyobraźni zaczynają w końcu przenikać do dziecięcego świata. Cykorz marzy o podróżach kosmicznych, lecz okazuje się, że nie tylko on zna wyimaginowanego wszak Komandora. Coś dziwnego dzieje się przez chwilę podczas „końskiej” inicjacji. W trakcie podróży łodzią do Twierdzy Persil nasz bohater przenosi się do dalekiej krainy. Pojawia się też niesamowita, „kultowa” książka, której nikt nie potrafi przeczytać do końca. W „Siódmym wtajemniczeniu” natrafiłem na pierwiastek „dziwności”, którego w żadnej innej powieści Niziurskiego nie uświadczyłem. Pisarz wykorzystuje go, rzecz jasna, wyłącznie w celach humorystycznych, ale nie mogę pozbyć się niepokojącego, odrobinę histerycznego wrażenia, że gdyby analogiczne akcenty wyostrzyć i umieścić w powieści obyczajowej, to jej lektura wywoływałaby horrorowe ciarki na plecach. Postawię jeszcze jedną, śmielszą tezę: Niziurski pogłębia ową „dziwnością” warstwę znaczeniową powieści i za jej pomocą umieszcza w książce dwa dodatkowe dna. Jego książki opowiadają zazwyczaj o walce uczniów z Systemem, o „wycinaniu w Systemie własnych ścieżek” (znowu Marek Bieńczyk). W „Siódmym wtajemniczeniu” opozycja bohaterowie-System nie może jednak zaistnieć, ponieważ narzucony z zewnątrz System, razem ze światem dorosłych, jest w gruncie rzeczy nieobecny. Ale w świecie powieści doszło do czegoś zgoła ciekawszego: bohaterowie stworzyli własny System. Charakter specyficznej rozgrywki między Matysami i Blokerami określają wtajemniczenia, z tytułowym siódmym jako ostatecznym i stawiającym wszystko na głowie. Nie mogę napisać za dużo bez zdradzania fabuły, ale sądzę, że Niziurski – z wykształcenia socjolog – z premedytacją wykłada w „Siódmym wtajemniczeniu” kilka niewesołych prawd o rzeczywistości społecznej. Po pierwsze: nie jest ona zatomizowana, lecz dzieli się na skontrastowane sfery. Po drugie, nie da się zachować autonomii. Prędzej czy później któraś ze sfer się o nas upomni i nakaże nam walkę z pozostałymi. Po trzecie, dzieje się tak we wszystkich społeczeństwach, nie tylko w naszym, co dobitnie uświadamia „afrykański” rozdział czternasty, przez niektórych uważany za przesadzony, przeze mnie – za klucz do zrozumienia ukrytego przesłania książki. Po czwarte, sfery są zawsze wyznaczone poprzez oszustwo; nie dość, że skrzętnie ukrywa się przed nami fakt, iż rozparcelowanie rzeczywistości jest arbitralne, to na dodatek taki a nie inny podział cynicznie kamufluje zjawiska wyższego rzędu. Po piąte, zrozumienie oraz przede wszystkim pogodzenie się z charakterem otaczającego nas świata stanowi konieczny warunek osiągnięcia społecznej dojrzałości. Ale to nie wszystko. W „Siódmym wtajemniczeniu” jest i dno trzecie. Książkę potraktować bowiem można jako dosadną metaforę bezsensownej wojny między dwoma ustrojami. Metaforę genialną, bo przemyconą między okładkami powieści młodzieżowej pod nosem GUKPPiW-u. Matusi i Blokerzy zwalczają się z pobudek ideologicznych, ale traktują swój konflikt ze śmiertelną powagą. Obie frakcje posiadają struktury, sztaby, szpiegów, bazy i arsenały, dysponują nawet bronią niekonwencjonalną. Z powodów prestiżowych ciągle odbijają z rąk wroga Twierdzę Persil, która nie posiada znaczenia strategicznego. Sztaby rozważają zmasowany atak i bezwzględne wyeliminowanie przeciwnika przy użyciu wszelkich dostępnych środków bojowych. Przywódcy i oficerowie są zaślepieni swoją niechęcią do przeciwnika, podczas gdy szeregowcy najwięcej uwagi poświęcają apetycznym paczkom dla jeńców. Realizm magiczny, rozprawa socjologiczna, kpina z Zimnej Wojny… Sporo tego jak na prostą książkę dla młodzieży sprzed prawie pięćdziesięciu lat. A przecież to jeszcze nie wszystko; w „Siódmym wtajemniczeniu” roi się od wątków, które proszą się o interpretację. Czy Wielki Wander to tylko mrzonka z lat młodości, czy może pochwała eskapizmu? Jak rozumieć zwierzęce transformacje Cykorza? Czy „Niezwykłe przygody Anatola Stukniętego na początku” to metanarracyjny żart Niziurskiego, który już w sześćdziesiątym dziewiątym roku nieskromnie przeczuwał, że lektura jego książek pozostawi w umysłach wielu pokoleń czytelników niezatarty ślad? Teza ostatnia, najśmielsza: „Siódme wtajemniczenie” nie jest wcale najlepszą z powieści rozrywkowych Edmunda Niziurskiego. Wrogo do siebie nastawione młodzieżowe zrzeszenia wypadły barwniej w „Awanturze w Niekłaju”, postacie były ciekawiej naszkicowane w „Sposobie na Alcybiadesa”, śmieszniejsze dialogi czekają nas w „Naprzód, Wspaniali!”. Nie przeszkodziło to jednak „Siódmemu wtajemniczeniu” stać się najwybitniejszą i najambitniejszą Powieścią kieleckiego pisarza. Ot, literacki paradoks, godny ósmego wtajemniczenia.
Tytuł: Siódme wtajemniczenie Data wydania: 23 listopada 2012 ISBN: 978-83-7512-802-4 Format: 244s. 145×205mm Cena: 14,99 Gatunek: dla dzieci i młodzieży Ekstrakt: 100% |