powrót; do indeksunastwpna strona

nr 1 (CXXXIII)
styczeń-luty 2014

Niewidzialna rewolucja
Lee Daniels ‹Kamerdyner›
Powierzchownie można odebrać „Kamerdynera” Lee Danielsa jako zachowawczą hollywoodzką quasi-biografię typu „od zera do bohatera”. Przy głębszym odczytaniu okazuje się, że to film inteligentny, przewrotny i utrzymany – nie tylko poprzez oczywisty kontekst historyczny – w duchu marksistowskim.
ZawartoB;k ekstraktu: 90%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Obraz otwiera słynny cytat z Martina Luthera Kinga: „Ciemnością nie przezwycięży się ciemności, jedynie światło jest w stanie tego dokonać”, który od razu sygnalizuje pacyfistyczny ciąg dalszy. Daniels nie byłby jednak sobą, gdyby podniosłych słów nie zrównoważył ironią, dlatego w tym samym kadrze widzimy dwa ciała dyndające na sznurach, splecione w makabrycznym pośmiertnym uścisku, podczas gdy w tle beztrosko łopocze amerykańska flaga.
Przebitkę wcześniej oczom widza ukazuje się bohater, Cecil Gaines (Forest Whitaker), luźno wzorowany na autentycznej postaci Eugene’a Allena (1919-2010), który przepracował ponad trzy dekady w Białym Domu, służąc jako naczelny lokaj ośmiu kolejnym prezydentom. Sędziwy już Gaines, niczym Forrest Gump na ławeczce, siedzi na krześle w oczekiwaniu na audiencję u Baracka Obamy i wspomina swoje życie. Na tym skojarzenia z filmem Zemeckisa się nie kończą – podobna jest cała struktura narracyjna, gdzie przeciętniak zostaje wrzucony w wir wydarzeń kluczowych dla Ameryki ubiegłego stulecia; często zresztą są to te same zajścia historyczne, jak wojna w Wietnamie, ruch Czarnych Panter czy afera Watergate. Zasadnicza różnica polega jednak na tym, że w przypadku Gumpa to los kieruje bohaterem, zaś w przypadku Gainesa – bohater losem. Biały człek, nawet jeśli niespecjalnie mądry, może otrzeć się o wielki świat po prostu płynąc z prądem. Czarny – wyłącznie za sprawą ciężkiej pracy.
Na brak tej ostatniej Cecil od wczesnej młodości, przypadającej na lata 20. dwudziestego wieku, nie może narzekać. Podobnie jak na brak traumatycznych przeżyć. Kiedy właściciel plantacji bawełny, na której kilkulatek haruje u boku rodziców, gwałci mu matkę i zabija ojca, babka mordercy (Vanessa Redgrave) bierze chłopca do siebie, by wychować go, jak mówi, na „domowego Murzyna”. To z jej ust pada też kluczowa tak dla bohatera, jak i filmu kwestia, że „pokój powinien wydawać się pusty, kiedy ty w nim jesteś”. Na tym zasadza się cały tragizm postaci Gainesa – im lepszym staje się kamerdynerem, tym bardziej staje się „niewidzialny”. W tym sensie jest duchowym spadkobiercą bohatera kultowej powieści „Niewidzialny człowiek” („Invisible Man”, 1952) wybitnego pisarza afroamerykańskiego Ralpha Ellisona, z której pochodzi m.in. znacząca fraza: „Jestem niewidzialny tylko dlatego, że ludzie odmawiają zobaczenia mnie”. Przypomina to jeszcze inną, obrosłą już mianem ponurej anegdoty sytuację z 1939 roku, kiedy Hattie McDaniel, laureatka historycznego, bo pierwszego dla Afroamerykanów Oscara, podczas gali została usadzona wraz z partnerem przy osobnym stoliku, poza zasięgiem wzroku innych uczestników, z całą ekipą „Przeminęło z wiatrem” włącznie.
I o ile sytuacja w show-biznesie od tamtego czasu znacząco się polepszyła, o tyle niższe klasy społeczne z problemem „niewidzialności” borykają się do dziś, czego dowodzi m.in. znakomita książka „Cut Dead But Still Alive: Caring for African American Young Men” (2013) Gregory’ego C. Ellisona II o ludziach stygmatyzowanych poprzez zepchnięcie do gett i ograniczony dostęp do edukacji (o czym zresztą opowiadał również jeden z poprzednich filmów Danielsa, „Precious”). Kłania się Marks i jego „Manifest komunistyczny": „(…) burżuazja jest niezdolna do zapewnienia swemu niewolnikowi egzystencji bodaj w ramach jego niewolnictwa, gdyż jest zmuszona spychać go do takiego stanu, przy którym musi go żywić, zamiast być przezeń żywiona”. Szczególnie ironicznie brzmią te słowa w kontekście wydarzeń ukazanych w „Kamerdynerze”, nie tylko dlatego, że możemy (ale nie musimy) ekstrahować owego „niewolnika” z jego „antykapitalistycznego” domysłu. Gaines bowiem żywi burżuazję jak najbardziej dosłownie, podczas gdy starszy z jego dwóch synów, Louis (David Oyelowo) – też literalnie – domaga się od niej żywienia. W najlepszej sekwencji filmu dwubiegunowy montaż zestawia ze sobą sceny polerowania sztućców i nakrywania do stołu przez prezydenckich lokajów z ujęciami z tzw. sit-in – pokojowej akcji protestacyjnej, w czasie której Afroamerykanie (i ewentualnie ich poplecznicy) zasiadali w miejscu przeznaczonym tylko dla białych, przeważnie lokalu gastronomicznym, dopominając się obsłużenia.
Na konflikcie ojcowsko-synowskim opiera się notabene oś dramaturgiczna filmu. Zbuntowany Louis zarzuca Cecilowi konformizm, a nawet serwilizm, patrzy na jego zawód z pogardą, szydzi z autorytetów, na przykład z Sidneya Poitiera, którego nazywa „bogatym wujem Tomem”, maskotką białych. Sam najpierw dołącza do grupy działaczy skupionych wokół Martina Luthera Kinga i zostaje „jeźdźcem wolności” przemieszczającym się „desegregacyjnymi” autobusami, a następnie, po morderstwie pastora, zwraca się w kierunku Czarnych Panter (nawiasem, posiłkujących się w dużej mierze radykalną odmianą marksizmu) i doktrynerów od Malcolma X.
Początkowy cytat z Kinga znajduje rozwinięcie w scenie, w której pastor tłumaczy Louisowi, że nie powinien wstydzić się ojca, bowiem służący często są wywrotowcami, nawet nie zdając sobie z tego sprawy; swoją pracowitością budują zaufanie, przełamują niechęć białych i zmniejszają dystans między rasami. To kolejny w ostatnich latach film, po „Służących” (2011) Tate’a Taylora, nobilitujący „cichych rewolucjonistów” rozsadzających system od środka. Trzeba jednak klasy Foresta Whitakera, by z roli polegającej, jako się wyżej rzekło, na „niewidzialności”, stworzyć jedną z lepszych kreacji w karierze, zaraz obok Charliego Parkera, Ghost Doga i Idi Amina. Gaines Whitakera zna swoje miejsce w szeregu, w pracy jest pasywny, stosownie milczący, wycofany, a jednocześnie czuć jego wewnętrzną godność i siłę; dostojeństwem bije na głowę każdego kolejnego prezydenta, z jakim pojawia się we wspólnej scenie. Nie tylko dlatego, że zwykle wchodzi z nimi w interakcję w chwili ich słabości, zapewne nie bez złośliwej satysfakcji w znacznym stopniu afroamerykańskiej ekipy filmu.
Ba!, podczas gdy wszystkie postacie Afroamerykanów skonstruowano z realizmem i takoż zagrano, aktorzy odtwarzający epizodyczne role prezydentów, od Eisenhowera (Robin Williams) przez JFK (James Marsden), Lyndona B. Johnsona (Liev Schreiber), Nixona (John Cusack) do Reagana (Alan Rickman), przypominają raczej figury woskowe z muzeum Madame Tussauds (Marsden nawet nie wymaga w tym celu charakteryzacji). To szydercze odwrócenie sytuacji z przełomu dziewiętnastego i dwudziestego wieku, kiedy to w teatrze, rzadziej w kinie, biali z pomalowanymi twarzami odgrywali czarnoskórych, nie tylko w spektaklach komediowych, ale zawsze ku uciesze gawiedzi. U Danielsa rolę „zabawowych Murzynów” przejęli biali, i to jacy!, ci z najwyższej półki kulturowej i metafilmowej (cameo gwiazdora to zawsze frajda dla widza).
Nieprzypadkowo też żadnego z ekranowych prezydentów nigdy nie widzimy poza Białym Domem – oni przynależą wyłącznie do tego wypacykowanego, sztucznego świata, gdzie klepią frazesy o prawach obywatelskich i poklepują swoich kamerdynerów po plecach, by za chwilę, jak Reagan, poprzeć apartheid. Prawdziwe życie – co reżyser znakomicie oddaje także inscenizacją – toczy się gdzie indziej, na przykład w mieszkaniu Gainesa, gdzie czeka zaniedbywana żona alkoholiczka (jedna z najbogatszych i najbardziej wpływowych Amerykanek, Oprah Winfrey, jakimś cudem przejmująco wiarygodna w roli proletariuszki), sąsiedzi wpadają na jednego, dzieciaki się przekrzykują, powietrze gęstnieje od urwanych zdań i niewypowiedzianych pretensji – słowem, klimat niczym na Crooklynie u Spike’a Lee.
Film zamyka klamra z przywołanym na początku spotkaniem z Obamą. Bohater pod koniec żywota wraca pod Gabinet Owalny, by pierwszy raz porozmawiać z jego lokatorem jak równy z równym, jak człowiek, który w swoich czasach piastował możliwie najwyższe dla swej rasy stanowisko w Białym Domu, z człowiekiem, który piastuje je obecnie.



Tytuł: Kamerdyner
Tytuł oryginalny: The Butler
Dystrybutor: Kino Świat
Data premiery: 6 grudnia 2013
Reżyseria: Lee Daniels
Zdjęcia: Andrew Dunn
Rok produkcji: 2013
Kraj produkcji: USA
Czas trwania: 132 min
Gatunek: biograficzny, dramat
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Ekstrakt: 90%
powrót; do indeksunastwpna strona

103
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.