Hulk to jeden z najpopularniejszych bohaterów ze stajni Marvela, tymczasem w Polsce do tej pory nie miał możliwości zaprezentowania szerzej swoich zielonych bicepsów. „Niemy krzyk”, ukazujący się w ramach Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela, nieco ratuje tę sytuację, przy okazji łamiąc stereotyp bezmyślnego osiłka w podartych gatkach.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Trochę szkoda, że siódma części kolekcji wydawnictwa Hachette jest dopiero drugim w pełni premierowym materiałem, jaki ukazuje się w naszym kraju. Fakt, że „Mroczna Phoenix” czy „Wolverine” to zacne pozycje, ale trochę boli, kiedy niemałą sumę trzeba przeznaczyć na dublujące się pozycje. Niemniej mam nadzieję, że „Niemy krzyk” zapoczątkuje wreszcie serię opowieści w Polsce nieznanych. Jak pokazuje, jest jeszcze sporo świetnych historii, które warto ściągnąć zza Oceanu. Jeśli chodzi o samą historię Hulka, to nawet najwierniejszy fan marvelowskich komiksów, który bazuje jedynie na polskich edycjach, może czuć się nieco skołowany. Ta postać zawsze bowiem kojarzyła się z tępym zielonym stworem, który gania po pustynnych rejonach Stanów Zjednoczonych z okrzykiem „Hulk będzie bić”. Tymczasem mieliśmy okazję oglądać go w wersji szarej i nie tak bezmyślnej, jako wroga Spider-Mana, a następnie jako zielonego naukowca na łamach pamiętnej serii „Mega Marvel” wydawanej przez TM-Semic. Potem jeszcze pojawiał się epizodycznie, ale by poskładać to wszystko do kupy, trzeba było się nieźle nagłowić. Dzięki „Niememu krzykowi” trochę się wyjaśni. Na pewno pomocne okaże się wprowadzenie do komiksu, z którego dowiadujemy się, że Bruce Banner pokonał drzemiącego w sobie bezmyślnego Hulka i udało mu się doprowadzić do sytuacji, że stworem staje się tylko w nocy. I to całkiem przebiegłym, zatrudnionym przez mafię z Las Vegas (tak przy okazji – nareszcie stało się dla mnie jasne, czemu Punisher chciał wykończyć Hulka we wspomnianym „Mega Marvelu” – hura! po tylu latach!). „Niemy krzyk” zaczyna się w momencie, kiedy szary stwór idzie na ratunek Doktorowi Strange, który bawi się przejściem do innego wymiaru. Udaje mu się go uratować, ale nie bez konsekwencji. Jest nią złamanie bariery, która blokowała przejęcie kontroli nad Bannerem przez zielonego Hulka. Zaczyna się więc walka między nim a szarym, a pośrodku stoi biedny Bruce, którego trapią też zupełnie inne problemy, związane z odejściem żony Betty. Trzeba przyznać, że zarówno scenarzysta Peter David, jak i rysownik Dale Keown postarali się, by pomimo pomieszania wątków historię czytało się przyjemnie i by akcja nie zatrzymywała się ani na moment. Kogóż my tu nie mamy: Dr Strange, Dr Samson, Thing, Namor i najeźdźcy z kosmosu – Skrulle, a jednak nie tracimy z oczu najważniejszego problemu: walki Hulków. Ich pojedynek, rozgrywający się w jaźni Bannera, jest trochę naiwny, bo polega na wzajemnym przepychaniu się przez drzwi, symbolizujące umysł doktora, ale ma to swój urok i w prosty sposób dodaje dramaturgii. Przyznaję, nigdy nie byłem wielkim fanem Hulka, bo wydawało mi się, że historie o niezniszczalnym stworze nie mają potencjału fabularnego i niezrozumiałe było dla mnie to, że komiksy o nim wciąż się ukazują. „Niemy krzyk” pokazał, jak się myliłem. Przepraszam.
Tytuł: Wielka Kolekcja Komiksów Marvela #7: Hulk - Niemy krzyk Data wydania: luty 2013 ISBN: 9788377397565 Cena: 39,99 Gatunek: superhero Ekstrakt: 80% |