powrót; do indeksunastwpna strona

nr 2 (CXXXIV)
marzec 2014

Dyeu-Peter
ciąg dalszy z poprzedniej strony
– Zostaw mnie – mówię szorstko. – Nie mam już siły, rozumiesz? To koniec.
– Naprawdę musisz tu przyjść. Właśnie odbieram komunikat z Ziemi.
Cisza. Chwilę zajmuje zanim słowa droida dotrą do mojej świadomości.
– Przestań się wygłupiać, Eryk. To nie jest śmieszne.
– Ja nie żartuję, Danielu. Czekam w komunikacyjnym.
Komunikat z Ziemi. Dobre sobie. Eryk wie, że nie jest ze mną najlepiej, i wszelkimi sposobami próbuje podnieść mnie na duchu. Ale to już lekka przesada.
Kształty kłębiące się pod granatową taflą zniknęły. Słucham chlupotu wody i odgłosów kapiących kropel. Wiercę się niespokojnie, a w głowie kołacze mi jedna myśl. Komunikat z Ziemi… Komunikat z Ziemi…
Piętnaście minut później nie wytrzymuję. Zrywam się jak oparzony i gnam do drzwi. Przechodzę przez śluzy i komory odkażające. Podroż windą do góry wydaje się wiecznością. W końcu z bijącym sercem dopadam do pokoju komunikacyjnego, a tam…
Pomieszczenie jest wypełnione pulpitami wielozadaniowymi i monitorami. Dziesiątkami monitorów. Z największego ekranu spogląda na mnie barczysty mężczyzna w średnim wieku, ubrany w nieskazitelną biel.
– Feliks?… Feliks Jurgen? – mówię z niedowierzaniem i spoglądam na siedzącego przy konsoli Eryka. – Co to za nowe sztuczki?
– Witaj, Danielu – rzuca tamten, a ja czuję że robi mi się słabo. – Blado wyglądasz, może usiądziesz?
– Jakim cudem?… Gdzie Thomas?…
– Mój ojciec nie żyje od niecałych dwóch lat. Teraz ja kieruję agencją. Wiem, że możesz czuć się trochę zmieszany.
– Trochę zmieszany? Trochę zmieszany? Jak to możliwe, że odbieramy ten komunikat! I czemu do cholery odzywasz się dopiero teraz?!
– Powoli. Zaraz ci wszystko wyjaśnię. Na północnej półkuli jest drugi maszt. Ukryty tak, aby nikt nieuprawniony nie mógł z niego korzystać.
– Co?! Wiedziałeś o tym, Eryk?
Robot kręci przecząco głową.
– Nikt z załogi nie wiedział. Zrozum. Musieliśmy się zabezpieczyć na wszystkie okoliczności. Awaria, bunt, epidemia… Alternatywne źródło kontaktu było konieczne.
Nie wierzę w to, co słyszę. Cały czas, cały ten cholerny czas była możliwość odbioru. Przełykam ślinę i mówię łamiącym się głosem:
– Co… Co się wydarzyło na Ziemi? Dlaczego wszystkie boty rejestrujące spadły?
– Nic się nie wydarzyło, Danielu. Kazałem je odłączyć.
Zapada martwa cisza. Spoglądam to na ekran, to na droida.
– Słucham?
Feliks Jurgen wzdycha ostentacyjnie.
– Danielu, posłuchaj. Kiedy do bazy dotarł KA-5, było jasne, że misja jest spalona. Nieważne, że ktoś dał dupy na Ziemi i nie zadbał o odpowiednią szczepionkę. Ważne, że inwestorzy zaczęli się wycofywać. A Unia Kontynentów nakazała zaprzestania działań na Europie. Mamy tu dość problemów z niepokornymi Chinami i nikt teraz nie patrzy w stronę Jowisza. Kosmika woli skupić się na rozwoju nowych stopów, które będę o wiele bardziej wydajne, niż ładować pieniądze w nieopłacalne misje. Mój ojciec usiłował wysłać po ciebie transporter, ale rada nie chciała wyłożyć trzydziestu miliardów na akcję ratunkową dla jednego człowieka. Gdy umarł, przedstawiłem zarządowi swoją propozycję rozwiązania problemu.
Kręci mi się w głowie. Pokój komunikacyjny zaczyna kurczyć się i pęcznieć równocześnie.
– A opinia publiczna?
– Opinia publiczna otrzymała odpowiednie informacje. Oficjalnie baza „Europa II” została zniszczona przez wybuch nieszczelnych agregatów. Zadbaliśmy o odpowiednio spreparowane zdjęcia i filmy.
– To dlaczego nadal żyję? Dlaczego nie zrzuciliście botów na część mieszkalną?
– Uznaj to za akt dobrej woli. Naszym światem rządzą chłodne kalkulacje, Danielu. A ty? Masz tam wszystko, co potrzeba do życia. Powietrze, wodę, pożywienie. Nie musisz się o nic martwić. Przecież wiesz, że Ziemia to parszywa, dusząca się w smogu planeta. Ciesz się, hm… wolnością.
– Wolność… – obracam w głowie to słowo i próbuję sobie przypomnieć jego znaczenie. – Dlaczego dopiero teraz nadajesz?
– Bo mam do ciebie prośbę. Te komunikaty, które wysyłasz… To nic nie da. Naprawdę. Twoja żona powtórnie wyszła za mąż i według moich informacji jest szczęśliwa z nowym partnerem. Natomiast Joan świetnie sobie radzi w szkole. Ma zacięcie do przedmiotów ścisłych. Zasiłek, który wypłaca agencja, pozwala twojej rodzinie żyć na przyzwoitym poziomie. Natomiast wasze codzienne komunikaty sprawiają nam sporo problemów, bo nadajesz na ogólnie dostępnych pasmach. Zagłuszanie sygnału zajmuje dosyć dużo czasu i jest kosztowne. Musisz pogodzić się z tym, co się stało, Danielu. Odpuść sobie i żyj w spokoju, przyjacielu.
Zaczynam się śmiać. Najpierw cicho, a potem coraz głośniej i głośniej. Feliks coś jeszcze mówi, ale nie słucham go. Wychodzę z komunikacyjnego i idę przed siebie powolnym, pijanym krokiem. Po chwili upadam na zimną posadzkę i tracę świadomość.
1 czerwca 2124 r.
ERC. Dan Werber
Otwieram oczy. Leżę na łóżku w swojej kajucie, a obok siedzi Eryk z miską zielonej papki w ręce.
– Jak się czujesz, Danielu? – pyta i podsuwa mi posiłek.
– Jak gówno – odpowiadam i ruchem głowy informuję, że nie mam ochoty na jedzenie.
– Musisz się posilić. Byłeś nieprzytomny przez trzy doby.
– Feliks… To nie był sen ani halucynacja?
– Nie, Danielu.
Siadam powoli, przezwyciężając mdłości i chowam twarz w dłoniach. Boli mnie całe ciało, jakbym przerzucił z dziesięć ton węgla. W stopach czuję uciążliwe mrowienie – znak zbliżającego się paraliżu, którego doświadczyli wszyscy zarażeni wirusem.
Po chwili ciszy spoglądam na mojego przyjaciela i mówię:
– Nie mogę tak żyć, Eryku. Po prostu nie mogę. Nie chcę skończyć jak Olsen, zaszczuty, babrający się we własnych szczynach.
– Wiem, Danielu. Dlatego zabiorę cię do Nieba.
Spoglądam na robota.
– Gdzie?
Wyciąga dłoń w kierunku okna, za którym majestatycznie przelewają się chmury Jowisza.
– Mówiłem ci, że wiem, gdzie ono jest. Widziałem to. Dusze Olsena, Stohla, Elexa i innych opuszczały ciała i płynęły tam, radosne i wolne. Widziałem nawet duszę Lokera, zaraz po tym jak zginął.
– Zwariowałeś – oznajmiam. – Jesteś jeszcze większym wariatem niż ja. Wirus musiał jakoś przedostać się do wnętrza twojej czaszki.
– Może tak, a może nie. Pomyśl. Tam jest ukojenie, o którym mówiłeś. Tam jest zapomnienie i spełnienie marzeń.
Odkłada miskę i kieruje się do wyjścia. W ostatniej chwili odwraca się i mówi:
– Wszystko przygotowałem. Dron obserwacyjny może przewozić pasażerów. Paliwa mamy tylko na jedną trzecią drogi, ale powinno wystarczyć, aby siła grawitacji zrobiła swoje. Wyruszam o świcie.
Wychodzi, zostawiając mnie w totalnym osłupieniu.
2 czerwca 2124 r.
ERC. Dan Werber
Suniemy przez przestrzeń w kierunku „Nieba”. Od momentu, w którym zdecydowałem się lecieć z Erykiem, czuję spokój, jakbym naprawdę zmierzał do siedziby Boga. Nie wiem, czy to wpływ promieniowania, które przedziera się przez osłony, czy po prostu w końcu pogodziłem się z tym całym cholernym bałaganem w mojej duszy.
Powoli odpływam. Za jakiś czas dron rozpadnie się jak Sheola, ale my już nie będziemy wtedy żyć. Zanim zamknę oczy, odzywa się Eryk:
– Danielu?
– Tak, Eryku?
– Loker… Wtedy zanim… On wysłał ci komunikat. Co w nim było?
Uśmiecham się, patrząc na Wielką Czerwoną Plamę, piękną jak usta kochanki tuż przed pocałunkiem.
– „Przychodzimy nie wiadomo skąd. Odchodzimy w nieznane. A wszystko, co pomiędzy, to kręta droga we mgle. Jakże straszna i piękna zarazem.” To właśnie napisał mi Loker, przyjacielu.
To, co dzieje się potem, jest niczym ciepły, spokojny sen. Kolory rozmywają się, szum silników drona cichnie i przypomina mruczenie zadowolonego kota. Wydaje mi się, że Eryk coś jeszcze mówi, ale nie jestem pewien, czy to rzeczywistość, czy tylko kolejne majaki:
– Śpij spokojnie, Danielu. O wszystko zadbałem. Zmieniłem i zakodowałem zakresy sygnałów. Nie będą mogli zagłuszyć przekazu. Twoje dzienniki właśnie powinny dotrzeć do Ziemi. Dowiedzą się… Wszyscy się dowiedzą, co naprawdę wydarzyło się na Europie. Teraz śpij.
powrót; do indeksunastwpna strona

47
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.