Dziś premiera filmu „Tylko kochankowie przeżyją”, czyli wampiryzmu w ujęciu Jima Jarmuscha. Obraz relacjonowaliśmy przy okazji zeszłorocznego American Film Festival, dziś przypominamy tę recenzję.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
U Jima Jarmuscha wampiry nie są bladymi bożyszczami seksu eksponującymi zadbane nagie torsy, a ich życie nie wypełniają epickie potyczki z wilkołakami. Rzadko kiedy też spijają krew z ludzi (to takie XV-wieczne!), w zamian za łapówki zdobywając zapasy pożywienia od „zaprzyjaźnionych” lekarzy. Choćby dlatego ujęte w charakterystyczną leniwą poetykę „Tylko kochankowie przeżyją” to nie tylko najlepszy film księcia kina niezależnego od wielu lat, lecz także jedno z ciekawszych podejść do tak popularnego obecnie gatunku vampire movies. Adam mieszka w opuszczonej dzielnicy Detroit. Mieście mrocznym i pozbawionym dawnego blasku, będącym niejako odbiciem jego obecnego stanu ducha. Wampir-rockman już na pierwszy rzut oka odstaje od społeczeństwa. Kolekcjonuje stare gitary, pogrąża się w depresji i melancholii, zresztą nic dziwnego w końcu swego czasu zbyt długo trzymał się z Byronem i Shelleyem. Depresję pogłębia zawód na zombie – jak tutaj nazywa się ludzi – opanowanych przez nieustanny wyścig za pieniędzmi i sławą. Nie szanujących i doceniających prawdziwej sztuki i nauki. Wypchających poza swój nawias każdego, kto odważy się podejść pod prąd akurat funkcjonujących zasad i reguł. Antidotum na zbolałą duszę wampira jest Eva, od wieków żona Adama, radząca sobie z upływającym czasem w kojącym, egzotycznym klimacie marokańskiego Tangieru. Melancholijny stan Adama nie jest dla niej większym zaskoczeniem. Kiedyś już miewał podobne załamania, a przez depresyjny stan zdarzyło mu się przegapić całą zabawę jaką oferowało średniowiecze czy czasy inkwizycji. Kochankowie łączą się po latach – jak wielu nie mamy pojęcia – by napisać kolejny rozdział wielowiekowego i naznaczonego nieśmiertelnością romansu. Jarmusch wampiryczną opowieść podszywa delikatnym humorem. Nie tyle pokpiwa z długowieczności, co wpuszcza nieco świeżego powietrza w rzeczywistość gęstą od ciężkiej i sennej egzystencji. W znakomicie ważonych i wysmakowanych kadrach spogląda na panoszącą się wszędzie melancholię, jak wirus raz po raz zarażający głównych bohaterów. Ci, noszący na barkach bagaż doświadczeń kilkunastu wieków, coraz gorzej znoszą jego ciężar. Od natłoku wspomnień gubią się w teraźniejszości. Adam i Eva żyją bowiem przeszłością, mając do dyspozycji wieczność, patrzą wciąż za siebie. Nawet jeśli w „Tylko kochankowie przeżyją” ekranowe snucie się z kąta w kąt wydaje się prowadzić do ponurej konstatacji, poczuciu przygnębienia nie udaje się zdominować w pełni optyki obrazu. Adam z Evą świadkując zmianom, upadkom ludzkości i jej podnoszenia się z kolan, wybierają z niej to co najcenniejsze. Otaczając się sztuką, koją zmysły. Poddając się muzyce i tańcząc do jej narkotyczno-leczniczego rytmu, nabierają chęć na przeżycie do następnej nocy. Kto bowiem powiedział, że życie wieczne nie może być piękne?
Tytuł: Tylko kochankowie przeżyją Tytuł oryginalny: Only Lovers Left Alive Data premiery: 7 marca 2014 Rok produkcji: 2013 Kraj produkcji: Cypr, Francja, Niemcy, USA, Wielka Brytania Czas trwania: 123 min Gatunek: dramat, groza / horror, melodramat Ekstrakt: 80% |