Dla tych, którzy kinowy seans utożsamiają z sesją u terapeuty-eskapisty, spotkanie z „Medicusem” przypominać będzie co najwyżej wizytę u podrzędnego szarlatana.  |  | ‹Medicus›
|
„Medicus” jest filmem równocześnie kuriozalnym i boleśnie pospolitym. Anglojęzyczna superprodukcja opłacona tylko i wyłącznie z niemieckich pieniędzy, w której akcja rozpoczyna się w XI-wiecznej Anglii, by następnie przez piaski Sahary przenieść się do samej Persji, to katalog odbitek z przygodowych hitów USA. Odbitki, jak to zwykle z odbitkami bywa, niby zachowują cechy oryginału, lecz w konfrontacji z nim okazują się wyblakłe i nijakie. Niemiecki filmowiec Philipp Stölzl nie powoduje u widza żadnych konstruktywnych dylematów. Potwierdzenie ogólnego rutyniarstwa stanowi już sama ścieżka dźwiękowa. Jedna z przewijających się przez cały film pieśni, zatytułowana „Karim’s Demise”, podejrzanie przypomina znaną z trylogii „Władca Pierścieni” melodię „Pippin’s Song”. Choć trzeba przyznać, że ten mały plagiat ma swój sens: „Medicus” składa tę samą co „Władca…” obietnicę poznania odległych światów i przeżycia wielkiej przygody. Pozbawiony jednak polotu epopei Petera Jacksona, zawodzi. Także tutaj narracja odbywa się w niespiesznym metrum rozpisanej na lata odysei (wziętej z powieści Amerykanina Noah Gordona, której „Medicus” jest adaptacją). To podróż bohatera poza znane granice wczesnośredniowiecznego świata, lecz przede wszystkim – podróż mentalna. Schemat transformacji zera w bohatera i zbuntowanego młokosa w mędrca jest tak w kinie popularnym zużyty, że bez charyzmatycznego pierwszoplanowego aktora, chwytliwych dialogów lub efektownej oprawy wizualnej ograniczanie uwagi do rzeczonego wątku wydaje się chybione. Twórcy urągają pozytywnej magii kina: o ile nietrudno uwierzyć w nadprzyrodzoną zdolność głównego bohatera (jest nią talent do przepowiadania momentu śmierci spotkanych osób), o tyle wiara w jego wybitną inteligencję przerasta możliwości odbiorcy. 31-letni Tom Payne kreuje zbuntowanego chłystka, który chętniej niż leczy, zdobywa kobiece serca; zatapia spojrzenie raczej w oczach napotkanej białogłowy, niż w kolejnych stronicach „Metafizyki” Arystotelesa. A uczyć się po prostu musi – bez nauki nie posiądzie wiedzy o syntezie ludzkiej duszy i ciała oraz o tym, że poznanie pierwszej jest warunkiem uzdrowienia drugiego. Do zdobycia tej mądrości sprowadza się główny, siermiężnie rozegrany motyw ewolucji bohatera. Pozostałe postacie wcale nie równoważą rozchybotanej osi filmu. Ich postępowaniem rządzą proste i – co gorsze – przewidywalne emocje. Dość powiedzieć, że opowiadający 90% faktycznej fabuły polski zwiastun „Medicusa” zarysowuje motywacje oraz rozdziela sympatie i animozje równie skutecznie, co sam dwuipółgodzinny film. Od początku wiadomo więc, kogo trafi strzała Amora, kto zatriumfuje lub poniesie sromotną klęskę. Nieprzyjemności w trakcie seansu dopełniają dialogi; w równym stopniu patetyczne, co deklaratywne, przypominają w swojej naiwnej żarliwości przemowę wierzącego w ideały kilkulatka. Wobec sztucznych uniesień, prościutkich charakterów i ogólnej poczciwości niemieckiego filmu łatwo zachować obojętność. Dla tych więc, którzy kinowy seans utożsamiają z sesją u terapeuty-eskapisty, spotkanie z „Medicusem” przypominać będzie co najwyżej wizytę u podrzędnego szarlatana.
Tytuł: Medicus Tytuł oryginalny: The Physician Data premiery: 25 kwietnia 2014 Rok produkcji: 2013 Kraj produkcji: Niemcy Czas trwania: 150 min Gatunek: dramat, przygodowy Ekstrakt: 30% |