W festiwalowym tyglu, niczym niesforne elektrony, zderzają się filmy o przeciwnym ładunku, a nawet odkrywa się nowe planety, tak samo w gumowo-tekturowym uniwersum Eda Wooda, jak i wyrafinowanym świecie Jima Jarmuscha. Piątego dnia festiwalu magia codzienności wyraźnie konfrontowała się z przyziemnością fantazji.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Gdzie niesamowitości spotykają się z rutyną, rodzą się niespodziewane konkluzje. To w scenach codziennych kryje się niecodzienność, podczas gdy wydobycie z fantastycznego tego, co magiczne, wymaga starań wychodzących poza pomysł dobrze prezentujący się na papierze. Fantazję zmyślnie i z wirtuozerią ożywia na ekranie japoński mistrz animacji Hayao Miyazaki. Z rozbrajającą nieudolnością, wielkimi aspiracjami i właściwym sobie wdziękiem zabija ją Ed Wood. Chciałoby się powiedzieć: Co za kosmos! A kto potrafi ubarwić codzienne czynności z taką klasą, elegancją i absurdalnym humorem, że wciągają czystą magią kina? Ubarwianie ma w tym przypadku dodatkowe znaczenie, bo czarno-biały film Jima Jarmuscha „Kawa i papierosy” z początku wydaje się przyziemny i szary. Reżyser, podobnie jak Cronenberg ze swoim „Crash”, wpisuje się idealnie w schemat niezależnego kina kultowego, ponieważ jego twórczość albo porywa całkowicie, albo odrzuca i wywołuje znudzenie, a tylko skrajne emocje mogą zapisać film w historii kina. „Kawa i papierosy” to stylowa mozaika scen, w których jedynym punktem stałym są tytułowe używki. Jarmusch zestawia to, co zwyczajne z nietypowymi kontekstami. Doskonałym przykładem może być rewelacyjna sekwencja z podwójnym udziałem Cate Blanchett. Z jednej strony to prosta scena rozmowy dwóch skrajnie różnych sióstr. Z drugiej jednak strony Jarmusch nadaje jej nowej dynamiki poprzez obsadzeniu aktorki w roli obu rozmówczyń. Otrzymujemy zatem prostotę skonfrontowaną z artystyczną metaforą. Podobny rytm, leniwy, a jednocześnie w pewien sposób magnetyzujący, ma cały film. Na drugim biegunie znalazł się wspomniany Ed Wood ze swoim największym „dziełem” i jednocześnie jednym z najsłynniejszych złych filmów w historii. „Plan 9 z kosmosu” to kwintesencja stylu reżysera, któremu stale towarzyszy wrażenie, że tylko krok lub podmuch wiatru dzieli wszystko, co obserwujemy na ekranie, od całkowitej destrukcji. Tragiczne kwestie, absurdalne pomysły (kosmici ożywiający zmarłych) i będące znakiem rozpoznawczym Wooda chybotliwe, tekturowe efekty specjalne czynią z „Planu 9 z kosmosu” prawdziwy hit wśród filmów ostatnich liter alfabetu. Szkoda, że przeglądowi twórczości Wooda nie towarzyszy pokaz filmu Tima Burtona, zresztą jednego z najlepszych w jego karierze, zatytułowanego po prostu „Ed Wood”. Byłby to świetny komentarz do cyklu, jak i okazja, aby spróbować zrozumieć tego szaleńca kina. Niesamowitość świetnie natomiast eksploruje Hayao Miyazaki. Piątego dnia festiwalu można było obejrzeć aż dwa jego filmy: „Laputa – Podniebny zamek” i „Księżniczka Mononoke”, pierwszy przeznaczony również dla młodszych widzów, drugi – dla starszych. W obu Miyazaki zachwyca animacją i pomysłami wizualnymi, jednak jego filmy to dużo więcej niż tylko oprawa. Liczy się historia i przywiązanie do postaci, co oznacza, że możliwość odniesienia się do dylematów bohaterów, rzecz codzienna i oczywista, dodają fantazji skrzydeł i pozwalają jej pofrunąć na ekranie.
Cykl: Cropp Kultowe Miejsce: Katowice Od: 16 maja 2014 Do: 25 maja 2014 |