Opowiadanie o skrywanych dotąd fragmentach naszej historii jest dla twórców, nie tylko literackich, wyjątkowo trudne. Ignacy Karpowicz znalazł na to własny sposób, czego dowodem „Sońka” – nowela korzystająca z lekkiej frazy, ale nie tak prosta, jak mogłoby się to wydawać.  |  | ‹Sońka›
|
Ignacy Karpowicz nie lubi się powtarzać – każda jego książka jest inna od poprzednich i choć można rzecz jasna wyłapać charakterystyczne cechy stylu, to forma całości przybiera za każdym razem inny kształt. Również w przypadku „Sońki” nie ma mowy o powtórce, konstrukcja jest unikalna. Zaczyna się zwyczajnie, od awarii mercedesa na podlaskiej wsi. „Miastowy młodzieniec” nie znajdzie zasięgu dla swojej komórki, znajdzie za to schronienie u dobiegającej kresu swych dni staruszki. Historia, jaką mu przekaże, jeszcze zanim dobiegnie końca, stanie się przedmiotem sztuki teatralnej. Taki jest pomysł pisarza na uniknięcie kiczu i patosu – pokazanie prac nad spektaklem, skonfrontowanie czytelnika z uwagami reżysera, ale też z pierwszymi recenzjami (wyłącznie druzgocącymi) oraz reakcjami widzów (emocjonalnymi). Autor musi takie uniki wykonywać, wziął się bowiem za tematykę ekstremalną – wojna, miłość, śmierć. Dotknąć wyższych tonów już nie można, odnaleźć losy bardziej tragiczne niż te, które stały się udziałem bohaterów to byłby już piruet niebezpiecznie balansujący nad przepaścią, nad – nawiązując do nieco innej prozy – rozlewiskiem grafomanii. Karpowicz opowiada o uczuciach swoich postaci w sposób, od jakiego dawno nas już odzwyczaił. Tak liryczny był ostatnio w „Gestach”, ale też inny był to rodzaj liryki, jakby bardziej miękki, stonowany. Tutaj liryzm wręcz wybucha, pojawia się nagle i bezceremonialnie uderza w czytelnika. Autor „ości”, co wiadomo nie od dziś, ani od wczoraj, frazą uderza celnie. Jednak do tej pory byliśmy tej celności przeważnie świadkami, teraz – uczestnikami. Nie tak dawno podobnej tematyki podjął się Wojciech Smarzowski w „Róży”. Do opowiedzenia historii trudnej, przepełnionej tragizmem miłości reżyser odnalazł swój język w brutalizmie. Karpowicz inaczej – w autoironii, dekonstrukcji. To interesujący zabieg również z tego powodu, że właściwie nie wiadomo, co za nim stoi, czy jest to jedynie wspomniana próba odrzucenia patosu, czy też może chce nam białostocki twórca powiedzieć tak: to jest historia niemożliwa do oddania w języku, czego by z nią nie zrobić, będzie źle. Opowiedzieć po staremu – kicz okrutny. Opowiedzieć po nowemu, ubrać we wszelakie auto- i meta-, puścić do czytelnika oko, na kartach noweli umieścić własne alter ego – też niedobrze, bo kto w tym wówczas znajdzie prawdę, kto przyjmie taką rzeczywistość? Pisząc „Sońkę” autor postawił mnóstwo pytań nie tylko o istotę opowiadania, ale też o postrzeganie historii, wybory moralne, sztukę życia w zgodzie ze sobą, innymi, z Bogiem. W jego bohaterach znajdziemy miłość, ale i brak miłosierdzia. Niezdolność do przebaczenia miesza się jednak z innymi, lepszymi emocjami, postacie nie są skazane na jednowymiarowość, czekają po prostu na ujawnienie kolejnych fragmentów swojej historii. Co zresztą pisarz robi, ale sposób opowiadania każe nam się też zastanowić, jak wielu fragmentów zabrakło. Pewne jest natomiast, że autorowi nie zabrakło umiejętności. „Sońka” to tylko i aż kolejne potwierdzenie, że Karpowicz to najciekawszy pisarz swojego pokolenia.
Tytuł: Sońka Data wydania: 22 maja 2014 ISBN: 978-83-08-05353-9 Format: 208s. 145×205mm; oprawa twarda Cena: 39,90 Gatunek: obyczajowa Ekstrakt: 80% |