Filmowy Zbigniew Religa to bohater, na którego polskie kino zasługuje i którego jeszcze bardziej potrzebuje. Nie heros z ustami pełnymi sloganów o wolności, ale fachowiec, który chce jak najlepiej wykonywać swoją pracę; nie kryształowy ideał, ale człowiek zmagający się z własnymi słabościami.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Kino uwielbia takie historie: zdeterminowana jednostka staje do słusznej walki przeciw systemowi i, po serii zwrotów akcji, odnosi zwycięstwo – nie tylko moralne. Ten prosty przepis na angażujące kino środka był jednak przez najzdolniejszych polskich filmowców lekceważony – z utęsknieniem wyglądaliśmy naszych „Erin Brockovich” czy „Pięknego umysłu”, otrzymując w zamian surogaty w postaci szkolnych biografii bohaterów antykomunistycznej opozycji. W ostatnich latach polscy twórcy zaczęli spoglądać na gatunkowe kino z hollywoodzkim sznytem nieco życzliwiej – sukces „Chce się żyć” Macieja Pieprzycy dowiódł już rok temu, że to właściwy kierunek. „Bogowie” Łukasza Palkowskiego oparci są na najpopularniejszym dziś pomyśle na filmową biografię: opowiedzieć o historycznej postaci przez pryzmat kluczowego wydarzenia z jej życia. W przypadku Zbigniewa Religi takim wydarzeniem jest oczywiście pierwsza polska udana transplantacja serca 5 listopada 1985 roku. Znakomity Tomasz Kot – choć upodobniony w charakteryzacji do słynnego kardiochirurga, zgarbiony i z nieodłącznym papierosem – nie szarżuje, ani nie stara się „być Religą bardziej niż Religa”, dzięki czemu film ani na moment nie przypomina teatru jednego aktora lub kabaretu (a to trochę przypadek „Wałęsy” Andrzeja Wajdy). Kot posiada niewymuszoną charyzmę i luz, dzięki czemu „kupuje się” jego bohatera w całości: człowieka o szerokich horyzontach, upartego, ale jednocześnie niestroniącego od kieliszka i kapryśnego. Nim reżyser pozwoli swojemu bohaterowi świętować, pokaże wyboistą drogę, która prowadziła do przeszczepu: konflikty ze starszymi lekarzami nieufnie odnoszącymi się do medycznych nowinek, budowanie od podstaw kliniki w Zabrzu, pierwsze – nieudane – operacje, napięcia w małżeństwie Religów, alkohol (te dwa ostatnie wątki powinny być bardziej rozwinięte – wtedy „Bogowie” mogliby powiedzieć coś ciekawego o cenie walki o słuszną sprawę, nawet tej zwycięskiej). Film bawi, wzrusza, ma niezłe tempo i dobre dialogi – brawa zwłaszcza za odrobienie przez scenarzystę Krzysztofa Raka lekcji z medycznego żargonu. Gdy dołożyć do tego znakomitą scenografię, dzięki której atmosferę PRL lat osiemdziesiątych „czuć” z ekranu, można odnieść wrażenie, że filmowa biografistyka nie ma dla polskich twórców już żadnych tajemnic. „Bogowie” – trochę jak ich bohater – nie są jednak pozbawieni wad. Pomyłką wydaje się zwłaszcza muzyka, która od pierwszych scen niepotrzebnie uderza w patetyczne tony (tym samym grzeszy zresztą sam tytuł); nie mniej kontrowersyjny niż dubstep w „Mieście 44” wydaje się też dobór piosenek (m.in. „My Sharona” zespołu The Knack czy „It′s a Man′s Man′s Man′s World” Jamesa Browna). W skądinąd dobrym scenariuszu Raka pewnym zgrzytem jest „nagłe olśnienie” Religi, który odkrywa błąd jaki popełniał w nieudanych operacjach (a potem w scenie ciut zbyt przypominającej „Doktora House’a” wypisuje swoje wnioski na tablicy, na oczach zdębiałych współpracowników). Chyba pewną przesadą była główna nagroda na festiwalu w Gdyni dla filmu zrobionego od sztancy, wprawdzie z godną podziwu precyzją realizującego wymogi biograficznego schematu, ale niepróbującego wychylić się poza niego ani na milimetr. Pozbawieni antykomunistycznego zadęcia „Bogowie” ciekawiej za to wypadają na tle innych współczesnych filmów o PRL-u: wprawdzie cywilizacyjne zapóźnienie co rusz daje się tu bohaterowi we znaki, to jednak partyjni funkcjonariusze, z którymi przychodzi mu targować się o pieniądze na klinikę (nierzadko przy kieliszku – jak to w Polsce), nie są socjopatami czekającymi tylko, by rzucać kłody pod nogi – przeciwnie, starania Religi, by przeszczepić na polski grunt rozwiązania stosowane w zachodniej medycynie, zdają się rozumieć nie gorzej niż sami lekarze. Docenić wypada też wartość edukacyjną filmu – kto wie, czy największym beneficjentem „Bogów” nie będzie polska transplantologia. Filmowa biografia Zbigniewa Religi to kino zbyt poczciwe, by zasługiwać na najważniejsze branżowe nagrody – ale przynoszące niemałą satysfakcję: nawet w Polsce można zrobić świetny technicznie, poruszający, amerykański z ducha film, z bohaterem, za którego chce się trzymać kciuki. Może naprawdę doganiamy ten Zachód?
Tytuł: Bogowie Data premiery: 10 października 2014 Rok produkcji: 2014 Kraj produkcji: Polska Gatunek: biograficzny, dramat Ekstrakt: 70% |