Pierwszym tomem „Przeglądu Końca Świata” Mira Grant zdążyła nam udowodnić, że nawet tak wyświechtany motyw jak zombie-apokalipsa można ciekawie wykorzystać. Kłopot w tym, że część druga tylko powiela te same schematy, wnosząc bardzo niewiele nowych pomysłów. Czyni to „Deadline” książką dość typową i zdecydowanie niewykorzystującą swojego potencjału.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Oczywiście pewne dłużyzny i nielogiczności zdarzały się także w „Feedzie”, byłem jednak skłonny przymknąć na nie oko (w przeciwieństwie do Daniela Markiewicza). Mimo ogranych schematów książkę czytało się dobrze. Co jednak było drobną niedogodnością, w „Deadline” staje się poważnym niedociągnięciem – wszak dowodzi, że autorka poszła na łatwiznę i nie chciało jej się wymyślać nic bardziej złożonego. Trudno się do końca temu dziwić: wszak wszystko co najważniejsze o świecie przedstawionym wiemy już z „Feed”. Grant nie ma zbyt wielu możliwości, by nas ponownie zaskoczyć, szczególnie że czytamy o przygodach tej samej grupy bohaterów w tych samych postapokaliptycznych Stanach Zjednoczonych co wcześniej. W tle co prawda przewija się nieco więcej ciekawostek dotyczących reszty świata (ze szczególnym uwzględnieniem Indii, miejsca, które dzięki specyfice całego wirusa mogłoby stanowić znakomitą scenerię dla nieco bardziej slasherowatej historii), to jednak za mało, by wzbudzić zainteresowanie. Żeby było ciekawiej, „Deadline” w pełni potwierdza uwagę dotyczącą pierwszego tomu, że nie mamy tu wcale do czynienia z zombie horrorem. Oczywiście podobnie jak w części pierwszej wszystko zaczyna się od niewinnej zabawy z umarlakami (która również teraz kończy się problemami), ale sama ich obecność przestała mieć jakiekolwiek większe znaczenie. Sceny walk czy strzelania do zombie można policzyć na palcach jednej ręki. Jednocześnie niewiele pozostało z dziennikarskiego śledztwa: co prawda bohaterowie to nadal grupa wścibskich blogerów-dziennikarzy, którzy za wszelką cenę starają się rozwiązać kilka niedokończonych spraw, jednak ich działalność publicystyczna przestała pełnić jakąkolwiek istotniejszą rolę. Patrząc na fabułę oraz kolejne odkrycia musimy ciągle zastanawiać się nad tym, dlaczego te informacje nie zostały jeszcze ujawnione. Lub dlaczego wszechobecne kamery, dyktafony i inne urządzenia śledzące nagle przestały wszystkich obchodzić (np. wizyta w tajnym i nielegalnym laboratorium). Na czym w takim razie opiera się fabuła książki? Skoro zarówno dziennikarstwo, jak i polityka zostały już wykorzystane, Grant postanowiła uderzyć w nieco bardziej dramatyczne tony teorii spiskowych (których ślady można było znaleźć tu i ówdzie w „Feed”). Nagłe pojawienie się niespodziewanego gościa prowadzi do całej serii ciągłych ucieczek (lub w pełni świadomego pchania się w niebezpieczne miejsca) oraz niekończących się rozmów będących główną siłą napędową historii. I to praktycznie wszystko, czego możemy oczekiwać po fabule powieści. Oczywiście pojawiają się pewne zwroty akcji, a nawet dramatyczne momenty, ale zdumiewająco szybko przestaje nas to wszystko obchodzić. Nie do końca przekonuje też sposób prezentacji bohaterów (choć początkowe mocne uderzenie, nawet jeśli naciągane, można jeszcze łyknąć). Na pierwszy plan wysuwa się oczywiście Shaun Mason, lekkomyślny Irwin przyzwyczajony do działania w terenie. Po śmierci siostry musiał jednak przejąć obowiązki kierownika „Przeglądu Końca Świata”, zmagając się jednocześnie z tą trudną życiową stratą. Widać wyraźnie, że Grant nie miała pomysłu na przedstawienie tego bohatera, uciekła się więc do dość prostej metody, każąc mu bezustannie słyszeć głosy George, a nawet z nią rozmawiać. Pozwala to z jednej strony zachować dynamikę części poprzedniej (kiedy wszystko opierało się właśnie na relacji między bratem a siostrą), choć z drugiej wypada nieprzekonująco i nie pogłębia w jakiś wyraźny sposób psychiki tej postaci. Ot, stracił siostrę, bardzo ciężko to znosi, kropka. Niewiele też dowiadujemy się o pozostałych bohaterach. A może raczej: dowiadujemy się o nich całkiem sporo, ale nie przekłada się to na uczynienie z nich bardziej wyrazistych postaci. Pozostają statystami, którzy mogą raz na jakiś czas wpaść na dobry pomysł, dać pretekst do sceny łóżkowej czy uratować tyłek Shaunowi. No i jest jeszcze zakończenie, które ma zachęcać nas do sięgnięcia po tom ostatni. Zakończenie, które zadaje więcej pytań niż udziela odpowiedzi. Można powiedzieć, że po raz kolejny Grant użyła wszystkich elementów, które powinny uczynić z „Deadline’u” ciekawą lekturę. Niestety, ten rodzaj pisania powieści w przypadku autorki „Przeglądu Końca Świata” nie przynosi zadowalających rezultatów.
Tytuł: Przegląd Końca Świata: Deadline Tytuł oryginalny: Deadline Data wydania: 23 października 2013 ISBN: 978-83-7924-066-1 Format: 504s. 145×205mm Cena: 34,90 Gatunek: fantastyka Ekstrakt: 60% |