Coś się niby dzieje w naszym rodzimym kinie gatunkowym. Michał Otłowski pokazuje, że polska sceneria jest idealnym podłożem pod rasową intrygę. Póki co jednak zachwytów brak.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
W kontekście kilkuletniej dyskusji o kryzysie naszego kina, w której rozmaite głosy coraz donośniej domagają się powrotu do gatunków, napędzających filmowo-przemysłowy krwiobieg, debiut 39-letniego Michała Otłowskiego nie wróży owej strategii długotrwałego sukcesu. Internet jako filmoznawczy korepetytor sprawia, że grono zorientowanych kinomanów jest coraz większe. Zbudowane z klisz i schematów, poprawne filmy typu „Jeziorak” szybko zanudzą więc kryminalnych wyjadaczy. Co prawda trudno mówić o przesycie zbrodnią i karą na polskim ekranie, lecz nie zmienia to faktu: „Jeziorak” jest przeciętniakiem. Przeciętniakiem, który potrafi wzbudzić zachwyt nad Wisłą („W Polsce, o dziwo, też można robić rasowe kino gatunku!”), lecz nie wytrzymuje porównania z odwagą twórców z Chin i Korei czy z pomysłowością amerykańskich scenopisarzy. „Jezioraka” zwykło się chwalebnie zestawiać z zimnym filmem policyjnym rodem ze Skandynawii i jest to słuszne skojarzenie. Otłowski, snując wzorcowe dochodzenie po nitce do kłębka, podobnie jak Szwedzi czy Norwegowie doskonale wykorzystuje surowe krajobrazy lokalnej prowincji. Deszcze, bagna, lasy, klejone budki mieszkalne, pensjonaty dla parweniuszy – wszystko to stanowi odpowiednie tło dla trzech zagadek, które przyszło rozwiązać podkomisarz Izie Dereń (Jowita Budnik) i jej młodszemu partnerowi (Sebastian Fabijański). Nietrudno zgadnąć, że tajemnice zaginięcia policjantów, kobiecego ciała pływającego po tytułowym jeziorze oraz powstałego z martwych bimbrownika, rzekomo nieżyjącego od trzydziestu lat, w końcu zetkną się w dochodzeniu głównej pary detektywów. Tak nakazują prawidła klasycznej kryminalnej opowieści. Otłowski, wieloletni realizator telewizyjnego „Magazynu kryminalnego 997”, dobrze zna te prawidła, zjadł przecież zęby na proceduralnych niuansach, rekonstrukcjach zbrodni i odkrywaniu ludzkich sekretów. Niestety, zamiast splątać lub przerwać gdzieniegdzie wspomnianą nitkę, woli snuć się grzecznie do kłębka, odcinek po odcinku, etap za etapem, jednostajnie, starannie… i zgodnie z przewidywaniami. Zdarza się, że buzująca od pierwszych scen, nie zawsze przystająca do ukazywanych akurat wydarzeń ścieżka dźwiękowa sztucznie napina uwagę widza – często na granicy parodii. Ta mechaniczność mocno daje się we znaki. Rzucające się w oczy klisze również nie poprawiają sytuacji. W „Jezioraku” policyjna administracja nieprzerwanie walczy o władzę; spragnione łatwego poklasku szefostwo przeszkadza w dochodzeniu wtrącając swoje trzy grosze; pojawiający się znikąd dziennikarz musi być wygłodniałą hieną, która koniec końców napędzi główne śledztwo. Para pierwszoplanowych policjantów zdaje się bliźniętami innej pary detektywów: Sarah Linden i Stephena Holdera z serialowego „Dochodzenia”. Chodzi o podobieństwo nie tylko wzajemnej relacji, ale i samej powierzchowności (za zbyt liczne analogie krytykowano film już po premierze na gdyńskim festiwalu). W debiucie Otłowskiego najciemniej okazuje się pod latarnią… Coś się niby dzieje w naszym rodzimym kinie gatunkowym. Michał Otłowski pokazuje, że polska sceneria jest idealnym podłożem pod rasową intrygę. Póki co jednak zachwytów brak.
Tytuł: Jeziorak Data premiery: 17 października 2014 Rok produkcji: 2014 Kraj produkcji: Polska Gatunek: dramat, kryminał Ekstrakt: 50% |