Czytając pierwszy tom „Igrzysk śmierci” widać wyraźnie, że autorka postawiła prawie wszystko na przekonujących i realistycznych bohaterów pierwszoplanowych. Co, biorąc pod uwagę, że mamy ich tylko dwoje, nie było zadaniem trudnym. Tytułowy pomysł w swojej brutalnej formie także okazuje się strzałem w dziesiątkę.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Dopiero kiedy zaczniemy zastanawiać się nad całą fabularną otoczką przedstawionych wydarzeń, dociera do nas, jak mało realistyczny jest cały ten świat rządzony przez dziwaków z Kapitolu, podzielony na zupełnie niepowiązane ze sobą dystrykty oraz utrzymywany w porządku przez… tytułowe igrzyska oraz grupkę skorumpowanych strażników. Prawda jednak jest taka, że czytając część pierwszą nie mamy zbyt wiele czasu na to, by dumać nad wszystkimi tymi niuansami, zostajemy bowiem wraz z bohaterką bardzo szybko i bardzo bezceremonialnie wrzuceni w wir wydarzeń, które mają zmienić jej życie na zawsze. Nie jest to jednak ten rodzaj pretekstowej fabuły mającej na celu pokazać wewnętrzne przemiany oraz powolne (aczkolwiek niezbyt przekonujące) dojrzewanie młodej dziewczyny z prowincji. Ze zrozumiałych powodów konfrontacja Katniss z nieznanym światem Kapitolu i jego dziwnymi zwyczajami okazuje się też doskonałym sposobem na wprowadzenie nas w ten świat skorumpowanej władzy, która może sobie pozwolić na wieczną rozrywkę kosztem ciężkiej pracy innych. Dystopijna rzeczywistość, choć obecna, pozostaje przez cały prawie czas gdzieś w tle. O wiele więcej uwagi zajmuje stopniowe oswajanie się bohaterów z myślą, że będą musieli nauczyć się zabijać, by przetrwać na arenie. A kiedy wreszcie na nią trafiają, całość zamienia się w ciekawy, choć odrobinę sztampowy survival. Oczywiście wiemy, że nie bez powodu bohaterka jest wyćwiczoną w polowaniu i strzelaniu z łuku kłusowniczką, która w lesie daje sobie radę lepiej niż wszyscy inni. Oczywiście Katniss nie jest wcale zimnokrwistą morderczynią. Nie jest też specjalnie zainteresowana nawiązaniem bliższych stosunków z towarzyszącym jej Peetą. Jednak obok całego wątku przetrwania (który niestety gubi się gdzieś w polskim tłumaczeniu całej serii, aczkolwiek przyznaję, że „Głodowe Igrzyska” nie prezentowałyby się już tak dobrze) Collins nie zapomina o innych aspektach igrzysk. Z czasem bohaterka uświadamia sobie, że w zależności od jej zachowania (nieustannie nagrywanego) może liczyć na popularność i przychylność wszystkich oglądających te zawody. I jeśli będzie działać zgodnie z oczekiwaniami (czyli odgrywać miłość do Peety), może liczyć na pomoc z zewnątrz. Jak wspomniałem wcześniej: kiedy zacząć zastanawiać się nad całym tłem historii oraz niektórymi drobiazgami (dlaczego tylko niektóre dystrykty decydują się na specjalne szkolenie trybutów, skoro co roku każdy z nich jest zmuszony wystawić parę uczestników?), dystopijna rzeczywistość przedstawiona przez Collins zacznie się sypać jak domek z kart. To jednak problem, z którym będą musieli zmagać się czytelnicy kolejnych części „Igrzysk”. Tom pierwszy bowiem pozostaje całkiem przyjemną, dobrze napisaną i wciągającą lekturą dla młodzieży, stanowiącą (jak to ktoś ładnie ujął) dobrą alternatywę dla „Zmierzchu”. Jeszcze słówko o narracji, ta bowiem prowadzona jest nie tylko w pierwszej osobie (i snuta, jak można się łatwo domyślić, przez samą Katniss), ale także w czasie teraźniejszym. „Pytam”, „oświadczam”, „potwierdzam” – do takiej formy czasowników będziemy musieli się dość szybko przyzwyczaić, jeśli chcemy oczywiście dobrnąć do końca. Zabieg ciekawy, ale nie stanowi on najbardziej zapamiętywalnego elementu książki.
Tytuł: Igrzyska śmierci Tytuł oryginalny: The Hunger Games Data wydania: 21 marca 2012 ISBN: 978-83-7278-637-1 Format: 352s. 125×195cm Cena: 29,90 Ekstrakt: 70% |