Trudno powiedzieć, czy to specyfika głównego bohatera, czy też kiepski wybór publikacji, ale kolejny tom Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela (dwudziesty siódmy – „W poszukiwaniu bogów”) opowiadający o przygodach Thora również nie powala na kolana.  |  | ‹Wielka Kolekcja Komiksów Marvela #27: Thor: W poszukiwaniu Bogów›
|
Przyznam, że bardziej do mnie przemawia baśniowa wizja Thora, znana chociażby z serii „Thorgal” Grzegorza Rosińskiego i Jeana Van Hamme′a, niż superbohaterska lansowana przez Marvela. Moje podejście zmieniła nieco niedawna ekranizacja z Chrisem Hemsworthem w roli tytułowej. Trzeba tylko przymknąć oko na typowe amerykańskie uproszczenia i przekonanie, że nawet mitologiczni bogowie wolą żywić się hamburgerami niż pieczonymi dzikami. Po pokonaniu tej psychicznej bariery można skupić się już na samym komiksie, a to wymaga sporej samodyscypliny, ponieważ ponownie zostajemy wrzuceni w środek wydarzeń i potrzeba chwili, by wszystko ogarnąć. W skrócie wygląda to następująco: Thor (jak i inni bohaterowie Marvela) po rocznej nieobecności, związanej z bitwą z niejakim Onslaughtem, powraca na Ziemię, by zaraz przenieść się do Asgardu. Tu jednak czeka go spory wstrząs, ponieważ siedziba bogów jest w ruinie, a jej mieszkańcy zniknęli. Nim jednak zdążymy zrozumieć, co się stało, znów lądujemy na Ziemi, by być świadkami epickiego starcia Syna Gromów i jego kompanów z Avengers z Niszczycielem. By za dużo nie zdradzić, powiem tylko, że w trakcie bójki ginie pewien niosący pomoc poszkodowanym sanitariusz, a nasz bohater będzie musiał za to odpokutować, stając się nim na jakiś czas. Odpowiedzialny za scenariusz Dan Jurgens jest bardzo płodnym twórcą, a jednak jego pomysły cechuje irytująca schematyczność, która niejednokrotnie była wyśmiewana przez komiksowych krytyków. Jest zatem sporo wzniosłych, mało życiowych dialogów (ale może to akurat kpiarskie sportretowanie samego Thora, który chyba inaczej mówić nie potrafi), a także coś, co zawsze irytowało mnie w Marvelu, bez względu na to, czy chodzi o X-Menów, czy Spider-Mana: kiedy spotyka się dwóch superbohaterów, nim zaczną ze sobą normalnie rozmawiać, najpierw muszą stoczyć bezsensowny pojedynek, niszcząc wszystko wokół (tu najlepszym przykładem jest moment, kiedy Thor wpada w barze na Herkulesa). Dlatego też tym, co najbardziej spodobało mi się we „W poszukiwaniu bogów”, nie jest wątek kolejnego mordobicia, czy to u boku Avengers, Namora czy wspomnianego Herkulesa, a to, jak trudno pysznemu nordyckiemu bogowi wcielić się w rolę zwykłego śmiertelnika. Szkoda tylko, że proporcjonalnie poświęcono mu najmniej miejsca. Osobną kwestią jest kreska Johna Romity Jra. Choć jest to jeden z moich ulubionych rysowników, to po raz kolejny okazuje się, że jego styl niekoniecznie sprawdza się w epickich opowieściach. Wolę jego bardziej nastrojowe prace. Może gdyby osoby odpowiedzialne za kolory zastosowały mniej jaskrawe barwy, lepiej by to wyglądało, choć z drugiej strony dynamiczna akcja sugeruje, że ich wybór był słuszny. „W poszukiwaniu bogów” na pewno nie jest dziełem wybitnym, to raczej typowy marvelowski średniak, którego czytanie nie boli, ale też nie zapada na dłużej w pamięci. Sporym minusem jest również przerwanie akcji w połowie, ale może Hachette uraczy nas jeszcze kontynuacją. W każdym razie pod względem jakości komiksowy Thor ponownie przegrał z kinowym.
Tytuł: Wielka Kolekcja Komiksów Marvela #27: Thor: W poszukiwaniu Bogów Data wydania: grudzień 2013 ISBN: 9788377397763 Gatunek: superhero Ekstrakt: 60% |