W 2002 roku Marvel rozpoczął wielkie odświeżanie swoich postaci. Pod wspólnym hasłem „Ultimate” najpopularniejsi bohaterowie zostali zdefiniowani od nowa, tak by ich losy były atrakcyjne dla czytelnika XXI wieku. Dwudziesty czwarty tom Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela poświęcony jest uwspółcześnionym przygodom Avengers, tu znanym jako Ultimates.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Przyznam, że nie jestem specjalnie oddanym fanem Avengers, najprawdopodobniej dlatego, że w polskiej wersji językowej przewijali się oni dość rzadko i przeważnie w dziwacznych składach. Dlatego też "Ultimates" nie stanowi dla mnie wybitnie obrazoburczego skoku na świętości. Nie powiem, ale nawet miło jest poczytać o początkach supergrupy powstałej tak dawno temu, że jej pierwsze pojawienie mogliby śledzić moi dziadkowie (oczywiście gdyby mieszkali po tamtej stronie żelaznej kurtyny). Prowodyrem zebrania najpotężniejszych superbohaterów na ziemi zostaje Nick Fury (to, że stał się czarny, jest nie do wybaczenia), który namawia do współpracy Bruce′a Bannera (Hulk), Tony′ego Starka (Iron Man), Hanka Pyma (Giant-Man) i Jan Pym (Wasp). Do tego doborowego towarzystwa dokooptuje wyciągniętego z lodu Kapitana Amerykę i rusza na podbój świata. Nim to się jednak stanie, najpierw musi poskromić rozbuchane ega członków ekipy i przede wszystkim odpowiednio wypromować zespół. "Ultimates", zgodnie z trendem panującym w XXI wieku, jest komiksem, który stara się urealnić obecność superludzi w naszym świecie. W związku z tym wiele rzeczy, które wcześniej były przyjmowane na wiarę, tutaj ma swoje naukowe (oczywiście odpowiednio komiksowe) uzasadnienie (jak to, że Giant-Man musi nosić specjalne okulary, by za bardzo nie raziły go promienie słoneczne). Scenarzysta Mark Millar zadbał również o niuanse, które odróżniałyby postaci ze świata Ultimates od tradycyjnego. Pomijając już nieszczęsny kolor skóry Fury′ego, warto zwrócić uwagę na to, że Kapitan Ameryka spotyka się z mocno leciwym Buckym Barnesem, który oryginalnie poległ w czasie II wojny światowej (przynajmniej było tak do czasu "Zimowego żołnierza"). Na uwagę zasługują również bardzo dokładne rysunki Bryana Hitcha, który zadbał o odpowiednio unowocześnione stroje całej załogi, jak również o wspomniany wyżej realizm. Bardzo ciekawie wykorzystał kilka klasycznych kadrów z historii Avengers, jak słynne ujęcie z dołu Giant-Mana w rozkroku czy Kapitana Ameryki wydobytego z lodu. Mam jednak wrażenie, że prawdziwym żywiołem Hitcha jest malowanie krajobrazów. Ujęcie z wierzchołka Mount Everestu zasługuje na to, by oprawić je w ramki i powiesić na ścianie. Podobnie jak Nowy Jork w błyskawicach sprowadzanych przez Thora. Choć "Ultimates" już się kiedyś u nas ukazał, na pewno fani sięgną po niego po raz kolejny, bo to bardzo zacna pozycja, dająca możliwość na nowo pokochania starych jak świat postaci. Co prawda do genialności trochę jeszcze temu komiksowi brakuje, to nie da się zaprzeczyć, że jest on całkiem udaną próbą odkurzenia starego konceptu. Nie dziwię się, że twórcy filmowych "Avengers" całymi garściami czerpali akurat z tej pozycji, nie z tych sprzed 50 lat.
Tytuł: Wielka Kolekcja Komiksów Marvela #24: The Ultimates: Super-human Data wydania: październik 2013 Cena: 39,99 Gatunek: superhero Ekstrakt: 80% |