Aktor George Takei, znany fanom „Star Trek” z roli oficera nawigacyjnego USS Enterprise Hikaru Sulu, to barwna postać. W ciągu swojej długiej kariery podkładał głos do japońskich filmów o potworach, grał u boku Johna Wayne’a i Jerry’ego Lewisa, ubiegał się o fotel burmistrza Los Angeles i, odkąd w 2005 publicznie przyznał, że jest gejem, walczył o prawa mniejszości seksualnych. Dokumentalistka Jennifer Kroot z całą pewnością nie mogła narzekać na brak inspiracji, ale „To Be Takei” stanowi podręcznikowy przykład na to, że z dobrego materiału nie musi wcale powstać dobry film.  |  | ‹To Be Takei›
|
„Odcinek pod tytułem „Chleba i igrzysk” to absolutna klasyka. Przyznaję, kapitan Kirk znowu wszystkich ocalił, ale w kluczowym momencie to właśnie Sulu nacisnął ten przycisk.” George Takei Decyzję o obejrzeniu „To Be Takei” powinno się podjąć w zależności od tego, jaką reakcję wzbudza w potencjalnym widzu to reklamujące go zdanie: „Aktor i aktywista George Takei przebył trwającą siedem dekad podróż z obozu dla internowanych podczas II wojny światowej wprost na pokład Enterprise i odwiedzaną codziennie przez 5 mln fanów stronę na Facebooku. Weź udział w radosnej wyprawie George’a i jego męża Brada w poszukiwaniu sensu życia, wolności i miłości!” Jeśli po przeczytaniu tak kwiecistego opisu nie ma się najmniejszej ochoty na żadne radosne wyprawy, do filmu Kroot lepiej się nie zbliżać. Reżyserka za wszelką cenę stara się w nim wyliczyć jak najwięcej osiągnięć aktora zapominając gdzieś po drodze o jednej bardzo ważnej rzeczy – poczuciu humoru. George Takei nigdy nie brał swojej osoby na poważnie. W przeciwieństwie do reszty oryginalnej obsady „Star Trek” zdołał wykroczyć poza swoją ikoniczną rolę i nie bał się z niej żartować – można się było o tym przekonać w „Teorii wielkiego podrywu”, „Will & Grace”, a nawet w… „The Muppet Show:, gdzie w jednym z odcinków zamęczał biednego Beakera opowieściami o nieocenionych zasługach Sulu. Tym bardziej zastanawia więc, dlaczego opowiadający o nim dokument tak bardzo rozczarowuje. „To Be Takei” stanowi przypadkowy zlepek scen – Kroot odhacza ważne wydarzenia w życiu aktora jakby starała się zekranizować jego stronę na Wikipedii. Reżyserka wykłada na Uniwersytecie Stanforda i formę jej filmu rzeczywiście można określić jako szkolną; oświetlenie zmienia się w połowie ujęcia, montaż jest toporny i chaotyczny, a całość dopełnia wyjątkowo irytujący motyw przewodni Michaela Hearsta przypominający gry komputerowe z początku lat 90-tych. Rażą też liczne powtórzenia – o tym, że Takei cieszy się ogromną popularnością na Facebooku na wszelki wypadek wspomina się aż 5 razy. Nagromadzenie kiczu sprawia, że film wydaje się czasami parodią na wzór „Oto Spinal Tap”, tylko wyjątkowo nieśmieszną i przekraczająca granice dobrego smaku. To, że sceny ukazujące próby do absurdalnego musicalu opowiadającego o przeżyciach Takei w obozie dla internowanych wyglądają jak prezentacja dla potencjalnych inwestorów można jeszcze wybaczyć, ale gdy wzruszająca w zamierzeniu chwila rozsypania prochów matki męża partnera kończy się momentem à la „Big Lebowski”, a wspomnienie pierwszego doświadczenia seksualnego z „bardzo przyjaznym” wychowawcą na letnim obozie zostaje z niewiadomych przyczyn zilustrowane za pomocą animacji, robi się nieprzyjemnie. „George ma donośny głos, ale często fałszuje” – zauważa z przekąsem Brad, wieloletni partner i mąż gwiazdora. Kroot wydaje się zgadzać z tym stwierdzeniem i tworzy portret, który niebezpiecznie oscyluje na granicy karykatury. Samemu aktorowi raczej nie będzie to przeszkadzać – raźny 76-latek uwielbia znajdować się w centrum uwagi. Bez względu na to, czy chodzi o sytuację polityczną, czy o pogodę, Takei nie mówi, tylko przemawia modulowanym głosem. Film bezlitośnie to obnaża, choć na tle reszty obsady „Star Treka” wypada nie najgorzej – najzabawniejsza jest jego niezbyt przyjacielska relacja z cudownie niepoprawnym politycznie Williamem Shatnerem, który mimo nakręconego razem serialu i filmów wciąż powtarza, że zupełnie nic ich nie łączy i tak naprawdę ledwie się znają. „Widzę, że Bill ma zaklejone taśmą usta”- rewanżuje się Takei na widok plakatu z byłym kolegą z planu. „Właśnie tak powinno być”. Pomimo trudnego dzieciństwa George Takei dał się poznać jako wieczny optymista kończący każde zdanie wybuchem śmiechu – lubi go nawet słynący z ciętego języka legendarny radiowiec Howard Stern. „Nie uznaję negatywnego myślenia” – podkreśla na każdym kroku aktor. Należy brać z niego przykład, bo do końca poświęconego mu dokumentu dobrną tylko optymiści.
Tytuł: To Be Takei Rok produkcji: 2014 Kraj produkcji: USA Czas trwania: 94 min Gatunek: biograficzny, dokument Ekstrakt: 10% |