Marilyn Manson przestał szokować lata temu i zdaje się, że już nikt się nim specjalnie nie przejmuje. Smutne. Taki obrót spraw spotęgowało parę ostatnich krążków zespołu dawnego Wroga Numer Jeden purytańskich Stanów Zjednoczonych, które były zwyczajnie słabe. Komu się chciało śledzić doniesienia na temat „The Pale Emperor”? No, właśnie. Gruby błąd.  |  | ‹The Pale Emperor›
|
Jest to bowiem zastanawiająco dobry krążek! Brian się uspokoił, złagodniał i to widać, słychać i czuć. Chyba dotarło do niego, że mamy rok 2015, a lata 90. już się skończyły. Jego zespół skupił się na muzyce, zamiast na szokującej otoczce. Już klip do „Deep Six” dobitnie to pokazuje, bo w porównaniu do obrazka do „Born Villain” z poprzedniej płyty wygląda jak najnowszy teledysk Arki Noego. Teksty Warnera też tak jakby trochę mniej bezkompromisowe. I nawet ta okładka – całkiem estetyczna. Skupmy się jednak na muzyce. Czeka nas niezłe zaskoczenie. Kompozycje Mansona wreszcie mają, że tak powiem, duszę! Da się je zapamiętać! Nie zlewają się w bezkształtną masę, jak te z ostatnich paru płyt! Nie ma sensu bawić się tutaj w namechecking, warto za to wspomnieć o paru ciekawych tendencjach, które dominują na „The Pale Emperor”. Są więc próby delikatnego bluesowania, które brzmią niezwykle stylowo, głównie dzięki głosowi Mansona, który korzysta na nowym krążku głównie z niższych tonów, jego przeraźliwy skrzek słyszymy tylko kilka razy. Jest coś z pustynnego grania, charakterystycznego choćby Queens Of The Stone Age. Całkiem prawdopodobne, że Brian dużo słuchał „Like Clockwork…” przy pracy nad tą płytą. Weźmy choćby „Birds Of Hell Awaiting”… Takie trochę „Keep Your Eyes Peeled”, hm? Są wreszcie delikatne wspomnienia dawnego grania, ale wypadają blado przy, nazwijmy to, eksperymentach (stanowczo za duże słowo na te delikatne odchyły od normy, ale jak na Marilyna jest to duży krok do przodu). Cały materiał jest zaskakująco melancholijny. Manson miewał już kawałki przesiąknięte smutkiem i zwyczajnie piękne, ale nigdy nie było ich w takiej ilości. Ta płyta jest momentami naprawdę ładna, jakkolwiek groteskowo by to nie brzmiało w kontekście tego artysty. Szczytem szczytów jest „Third Day Of A Seven Day Binge”. Zakochacie się w tym utworze. Czy ktoś w 1994, gdy pojawił się „Portrait Of An American Family” pomyślałby, że Marilyn Manson będzie kiedyś grał w taki sposób? Generalnie mało tu jego typowej agresji, wszystko jest stanowczo bardziej spokojne i wyciszone. Dobra płyta od zespołu Briana Warnera to chyba ostatnia rzecz, jakiej bym się spodziewał. Tym przyjemniej jest mi ją polecić. Stylowe odbicie się od dna. I pozostaje mieć nadzieję, że tendencja wzrostowa zostanie zachowana. „The Pale Emperor” świata nie zawojuje, ale zapewni godziwą rozrywkę, a nie można tego było powiedzieć o ostatnich „dokonaniach” Mansona.
Tytuł: The Pale Emperor Data wydania: 19 stycznia 2015 Nośnik: CD Czas trwania: 51:40 Gatunek: metal, rock EAN: 711297510225 Utwory CD1 1) Killing Strangers: 5:36 2) Deep Six: 5:02 3) Third Day of a Seven Day Binge: 4:26 4) The Mephistopheles of Los Angeles: 4:57 5) Warship My Wreck: 5:57 6) Slave Only Dreams to Be King: 5:20 7) The Devil Beneath My Feet: 4:16 8) Birds of Hell Awaiting: 5:05 9) Cupid Carries a Gun: 4:59 10) Odds of Even: 6:22 Ekstrakt: 60% |