„Marguerite & Julien” nie wywołał w Cannes kontrowersji; w końcu odkąd ulubionym sposobem spędzania wolnego czasu stały się maratony „Gry o tron”, wszyscy zdążyli się już trochę oswoić z kazirodztwem. Valérie Donzelli opowiada wprawdzie o zakazanej namiętności pomiędzy rodzeństwem, ale zamiast prowokować – nudzi i irytuje zmanierowaniem. Przerost formy nad treścią.  |  | ‹Marguerite & Julien›
|
Marguerite (Anaïs Demoustier) i Julien (Jérémie Elkhaïm, który jest także współautorem scenariusza) są nierozłączni, ale nikt oprócz ich surowego wuja nie widzi w ich więzi nic odbiegającego od normy. Namawia on ich ojca, by na kilka lat rozdzielił rodzeństwo – Julien wysłany zostaje do szkół, a Marguerite zostaje w rodzinnym zamku i bez wahania odrzuca wszystkich pretendentów do swojej ręki. Gdy dorosły już chłopak wraca wreszcie do domu okazuje się, że pomimo lat rozłąki nic się pomiędzy nimi nie zmieniło. Teraz ich uczucie zostaje jednak uznaje za obrazę boskich i ludzkich praw. Film Donzelli zaczyna się jako baśń opowiadana przyciszonym głosem przez podekscytowane dziewczynki. Mimo że oparty jest na prawdziwej podobno historii żyjącego w XVI wieku rodzeństwa de Ravalet i scenariuszu, który Jean Gruault napisał kiedyś dla samego Francois Truffaut, „Marguerite & Julien” nie można określić mianem klasycznego filmu kostiumowego - dzieje się wszędzie i nigdzie. Jak tłumaczyła debiutująca w konkursie głównym Donzelli, beztrosko mieszając style, epoki i... środki transportu (dorożka pojawia się tu obok helikopterów), chciała osiągnąć efekt ponadczasowości. Film wydaje się jednak po prostu pozbawiony stylu; przypomina trochę szkolne przedstawienia, podczas których spod wypożyczonych strojów wystają brudne tenisówki, a upięte włosy podtrzymują spinki z Hello Kitty. Chaotyczność przejawia się też w aktorstwie – każdy wydaje się grać w zupełnie innym filmie, a wszystkie z nich są złe. Biedna Geraldine Chaplin w makijażu arlekina przez cały czas trwania seansu ustawia sobie pasjansa, bawiąc się o wiele lepiej niż widzowie, a Demoustier i zaskakująco pasywny Elkhaïm są po francusku bladzi i fotogeniczni. Zupełnie jak sceny ich pośpiesznych zbliżeń, związek tej pary jest pozbawiony ognia. Jak na opowieść o miłości ponad podziałami film Donzelli jest zaskakująco oziębły. Choć francuska reżyserka powołuje się na znane opowieści o uciekających przed całym światem kochankach, „Marguerite & Julien” zupełnie brak dynamiki. „W filmie zadaję pytanie o to, jak daleko można posunąć się w imię miłości” - powiedziała Donzelli podczas konferencji prasowej. Chyba nie dalej niż do Giszowca - nawet sceny pościgu, składające się w gruncie rzeczy na przejażdżkę osłem po plaży wypadają tu mało ekscytująco. Nie wystarczy umieścić w tytule filmu dwóch imion, żeby stworzyć „Bonnie & Clyde”.
Tytuł: Marguerite & Julien Tytuł oryginalny: Marguerite et Julien Rok produkcji: 2015 Kraj produkcji: Francja Czas trwania: 105 min Ekstrakt: 0% |