Wielu współczesnych artystów próbuje się mierzyć z klimatem lat 80. Przetwarzanie zużytych motywów? Nędzne naśladownictwo? Może. Ale wszyscy kochamy tamtą dekadę, nie ma co ukrywać. Kochają ją także Lower Dens, którzy na swoim trzecim albumie, „Escape From Evil”, dają tej miłości upust.  |  | ‹Escape From Evil›
|
Zmieszane z delikatnym shoegaze’em krautrockowe i postpunkowe odniesienia z poprzednich płyt musiały tym razem ustąpić miejsca mgiełce pastelowych syntezatorów, miękkiemu basowi, suchemu perkusyjnemu automatowi i tej specyficznej aurze nostalgii charakterystycznej jedynie dla lat 80. Wszystko tutaj, każda nuta, każda wokaliza Jany Hunter, jest niczym lot w różowych przestworzach, kąpiel w lazurowym morzu. Kiczowate metafory do opisu świadomie kiczowatej, ale ślicznej muzyki. Tak, właśnie ślicznej, bo określenie „piękna” nijak do niej nie pasuje, za dużo w nim powagi i patosu, a przecież te wszystkie urocze melodie są totalnie powagi i patosu pozbawione (może za wyjątkiem epickiego „I Am the Earth”). Skoro mowa o melodiach – jest ich tu całe mnóstwo. I to niezakryte jakimiś eksperymentami, jak to było na wcześniejszym „Nootropics” z 2012 roku. Tutaj są one wręcz nagie, niemal rażą swoim ekshibicjonizmem, wbijają się do głowy i nie chcą wyjść. Tę płytę wypełniają piosenki. Tak, właśnie piosenki, nie „utwory” czy „kompozycje”. Hook za hookiem wjeżdża. Organy w „Quo Vadis”, opętańczy klawiszowy motyw w „Electric Current”, „I Am the Earth” brzmiące jak „Vienna” nowego wieku. Jednocześnie nie są to hooki banalne, łopatologiczne, ale od początku do końca przemyślane i niestandardowe. Album płynie więc od jednego zabójczo chwytliwego motywu do następnego, ani chwili zastoju, ani jednej mielizny. Cóż, dla ludzi, którzy nie łapią tej specyficznej wrażliwości, cały krążek będzie jedną wielką mielizną. Ale jeśli ktoś wychował się na Smithsach, Ultravox czy Kate Bush, poczuje się jak w domu. Na osobny akapit zasługuje Jana Hunter, jej wokal i teksty. Tęskne, przeciągłe zawodzenia oprowadzają nas po świecie przyszłości zanurzonym w przeszłości. Ten retro futuryzm pociąga, wchłania w swoją rzeczywistość, oczarowuje. Nostalgiczne oglądanie się w tył przy jednoczesnym ciągłym posuwaniu się w przód. Charyzma Hunter, jej zmanierowanie i pewien androgynizm ujmują. Płynnie przechodzi od pompatycznych wrzasków do delikatnego głaskania głosem uszu słuchacza. Jest w tym mistrzynią. Jednak czy za samo przywoływanie klimatu minionych lat należą się laury? Prawdopodobnie nie, na szczęście Lower Dens na tym nie poprzestają. Wciąż widać ich zdolność do wyciągania z pozornie zużytych stylistyk nowych elementów. Jeśli jest tu electro-pop na depeszową modłę – łączy się go z postpunkowo tnącym basem, uzyskując nową jakość. W rozpoczynającym płytę „Sucker’s Shangri-La” pobrzmiewają echa Slowdive, jednak przeniesione w elektroniczny kontekst, trochę w stylu eksperymentów M83. A że wciąż nie jest to nic w pełni oryginalnego i odkrywczego? A co w dzisiejszych czasach jest? Szacunek należy się za próby twórczego recyklingu pozornie wykorzystanych do cna motywów. „Escape From Evil” jest więc bardzo równym, dostarczającym mnóstwo wręcz fizycznej przyjemności albumem z muzyką silnie osadzoną w dawnej epoce. W epoce, którą można określić mianem muzycznego odpowiednika romantyzmu. Można nazwać ten krążek „takim ambitniejszym Metronomy”, ale stanowczo umniejsza to jego wartość. Pora wyciągnąć z szafy spraną koszulkę z okładką „The Queen is Dead” i nałożyć słuchawki.
Tytuł: Escape From Evil Data wydania: 31 marca 2015 Nośnik: CD Czas trwania: 41:20 Gatunek: pop, rock Utwory CD1 1) Sucker's Shangri-La: 4:57 2) Ondine: 3:06 3) To Die in L.A.: 4:11 4) Quo Vadis: 3:34 5) Your Heart Still Beating: 5:26 6) Electric Current: 4:08 7) I Am the Eart: 5:07 8) Non Grata: 2:59 9) Company: 4:32 10) Société Anonyme: 3:20 Ekstrakt: 80% |