W pisaniu książek dobry temat to już połowa sukcesu. Wydawać by się mogło, że w przypadku „Dzieci Hitlera” Dorothee Schmitz-Köster będzie to gwarantem ciekawej lektury. Tak się jednak nie stało.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Jakościowo najbliżej „Dzieciom Hitlera” do „Magda Goebbels. Pierwszej dama Trzeciej Rzeszy”, aczkolwiek, co warto zaznaczyć już na wstępie, Schmitz-Köster nie próbuje nawet nadać swojej książce pozorów opracowania historycznego. Mimo bibliografii, przypisów i kilku rozdziałów-komentarzy umieszczonych między poszczególnymi opowieściami, mamy tu do czynienia z reportażem. Nie powinno to szczególnie dziwić, wszak sama autorka jest właśnie reporterką, która od siedemnastu lat interesuje się zagadnieniem Lebensborn i opublikowała już inną książkę na ten temat („W imię rasy”, wydanie polskie z 2000 roku). Lecz zamiast zgłębiać temat, Schmitz-Köster postanowiła skupić się na ludziach i opowiedzieć nam ich historie. W efekcie, mimo chwytliwego tytułu i niezwykle ciekawego tematu przewodniego, całość jest wyjątkowo mdła. Lebensborn był, jak sugeruje książka, „ukochanym projektem” Heinricha Himmlera, polegającym na promowaniu kontaktów seksualnych między kobietami i mężczyznami o czysto aryjskiej krwi. Jego celem miało być „wyhodowanie” przyszłego pokolenia Niemców, które odpowiadałoby wszystkich standardom rasowym ustalonym przez SS. Drogą do tego miało być utworzenie domów opieki, w których matki mogły (potajemnie, jeśli taka była konieczność) urodzić swoje dzieci, oraz domów dziecka, w których nowonarodzone pociechy III Rzeszy mogły się wychowywać. Jednocześnie nie były to, jak sugerowała powojenna propaganda, domy rozpłodowe, w których specjalnie wyselekcjonowani ojcowie zapładniali tylko czekające na to kobiety. Zamiast tego trafiały tam głównie samotne, niezamężne przyszłe matki, które z jakichś powodów chciały ukryć swoją ciążę lub brakowało im środków na utrzymanie siebie i dziecka. Schmitz-Köster, przeprowadziwszy rozmowy i poznawszy ponad sto trzydzieści osób urodzonych w ramach Lebensborn, nie prezentuje nam zbiorczego portretu tych osób, nie wykorzystuje ich historii dla odmalowania prawdziwego i złożonego obrazu tego nazistowskiego projektu. Jeśli chcemy wyciągnąć jakieś ogólniejsze wnioski, musimy zrobić to sami (a „Dzieci Hitlera” mogą służyć za jeden, niekoniecznie najciekawszy, element układanki) lub sięgnąć po inne pozycje. Dostajemy tu bowiem dziennikarsko przebadane i opisane losy kilkunastu osób, które urodziły się w domach Lebensborn. Co z nich wynika? Ano to, że, pomimo niekiedy ciężkiego dzieciństwa, są oni zwyczajnymi ludźmi. Niektórzy bez skrępowania mówią (i zawsze mówili) o swoim „dziedzictwie”, inni się z nim ukrywali, podczas gdy jeszcze innych zupełnie to nie interesowało (część dopiero pod koniec życia zajęła się tematem swojej przeszłości). Jakby nie było, przeprowadzanie wywiadów z ludźmi, którzy w czasach działalności Lebensborn byli jeszcze dziećmi, nie wnosi zbyt wiele do samej historii tego nazistowskiego projektu. Oczywiście wiele z tych osób posiada dokładną wiedzę na temat swojej przeszłości (uzyskaną z niemieckich archiwów, od krewnych lub samych rodziców), jednak Schmitz-Köster nie interesuje się tymi materiałami. Zamiast tego interesują ją sami ludzie, to, w jaki sposób postrzegają siebie oraz to, jak wyglądało ich życie (głównie) po wojnie. Przedstawione biografie dzieci Lebensborn mają ze sobą pewne elementy wspólne, ale nie zostały napisane według jakiegoś jasno określonego klucza, który umożliwiałby nam dokładniejsze porównanie poszczególnych losów. Musimy zamiast tego zadowolić się reportażowym stylem opisującym wszystko i nic, zwykle bez przywiązywania zbytniej wagi do samej chronologii wydarzeń ani tym bardziej bez krytycznego podejścia do opisywanych historii. Schmitz-Köster oddaje po prostu głos swoim rozmówcom, przekazując nam ich losy w sposób może akceptowalny z dziennikarskiego punktu widzenia, ale niedostateczny jeśli chodzi o formę książki. Wśród najbardziej irytujących elementów całości należy wymienić irytujące przeskoki między czasem przeszłym a czasem teraźniejszym (choć nie wiem, ile w tym winy autorki, ile polskiego tłumaczenia). Dodatkowo widać, że autorka ma odpowiednią wiedzę na temat Przyznaję, że po lekturze „Dzieci Hitlera” nie do końca wiem, o co samej autorce chodziło. W samym wstępie możemy bowiem przeczytać, że historie tu zawarte „udowadniają jedno: nie istnieje jakieś typowe dziecko Lebensbornu!” Tylko że nie jest to żadne rewolucyjne odkrycie. A przynajmniej nie takie, któremu należałoby poświęcić całą książkę.
Tytuł: Dzieci Hitlera. Losy urodzonych w Lebensborn Tytuł oryginalny: Lebenslang Lebensborn. Die Wunschkinder der SS und was aus ihnen wurde Data wydania: 16 października 2014 ISBN: 978-83-7961-053-2 Format: 432s. 150×211mm; oprawa twarda Cena: 44,– Gatunek: historyczna, non-fiction Ekstrakt: 40% |