Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj polska formacja Pick-Up Formation.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Lata 80. XX wieku, choć trudne dla polskiej gospodarki i życia politycznego, okazały się całkiem niezłe dla muzyki rockowej i jazzowej. Co prawda wielkie gwiazdy poprzednich dekad zostały w większości zmiecione z estrady (choć zachowały jeszcze wpływy w mediach), ale ich miejsce zajęli nowi artyści, młodsi o pokolenie, zbuntowani i – nomen omen – solidarni. Stąd, przynajmniej w światku jazzowym, wziął się wysyp kolektywów muzycznych, które działały na nieco innych zasadach niż bywało to dotychczas, kiedy to formacją twardą ręką rządził jej lider. Nowe grupy powstawały często w opozycji wobec Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego, przez które były sekowane; których działacze zarzucali im brak umiejętności i talentu, a w rzeczywistości po prostu nie byli w stanie zrozumieć nowej formuły ich funkcjonowania. Starym wyjadaczom w garniturach przeszkadzał nawet wygląd młodych jazzmanów, nierzadko sięgających po stylistykę punkową, noszących sprane dżinsy i pofarbowane włosy na głowie. Mimo tych ograniczeń zespoły te zdołały przedrzeć się do świadomości nastoletnich słuchaczy, pełniąc tym samym bardzo istotną rolę edukacyjną. Iluż to punkowców i metalowców w latach 80. po raz pierwszy zaczęło słuchać (free) jazzu dzięki dokonaniom Free Cooperation, Tie Breaku (i jego pochodnym), Young Power czy Walk Away. Do tego zacnego, chociaż nieco rebelianckiego, grona należałoby dorzucić jeszcze jeden zespół, dzisiaj już niemal kompletnie zapomniany – Pick-Up Formation. Grupa powstała w 1982 roku z inicjatywy, urodzonego w Rybniku dwadzieścia pięć lat wcześniej, flecisty Krzysztofa Popka, któremu udało się namówić do współpracy zdolnego pianistę Krzysztofa Głucha. Skład niebawem uzupełnili nie mniej utalentowani: skrzypek Henryk Gembalski, saksofonista Aleksander Korecki, basista Andrzej Rusek oraz perkusista Jerzy Głód. Dla większości z nich Pick-Up Formation był pierwszym w pełni profesjonalnym zespołem w karierze, choć bardzo szybko upomnieli się o nich także inni wykonawcy. Choćby o Ruska i Głucha, którzy w tym samym roku co debiut macierzystej formacji nagrali także z Ireneuszem Dudkiem – pod szyldem Shakin’ Dudi – bestsellerową „Złotą płytę”. Ale wróćmy do Pick-Up Formation i „Zakazu fotografowania”, czyli jego pierwszego (z dwóch) albumu długogrającego, wydanego w 1985 roku nakładem PolJazzu. Na krążek trafiło siedem utworów skomponowanych przez Popka (w trzech przypadkach), Popka do spółki z Głuchem (również trzy) oraz Koreckiego (jeden numer). Wspólnym mianownikiem dla wszystkich był funkowy groove i ogromna radość czerpana ze wspólnego grania, która bije z każdego numeru. W pierwszym na liście „Ultranew” uderza przede wszystkim zadziorna, funkowa – w stylu The B-52’s – partia gitary basowej, która będzie zresztą nadawać ton również innym utworom. I bez większego znaczenia jest tu fakt, czy w danym momencie jest ona wyeksponowana, czy też pojawia się w tle. Po wstępie zaserwowanym przez Andrzeja Ruska w dalszym ciągu przedstawiają się w krótkich solówkach także pozostali instrumentaliści: najpierw wspólnie Korecki (saksofon) i Popek (flet), następnie Gembalski na skrzypcach (z fortepianem Głucha na drugim planie), by – po zatoczeniu szerokiego kręgu – mógł nastąpić spektakularny powrót do mocnej linii basu i atakujących uszy dęciaków. Po tej swoistej autoprezentacji zespół przechodzi do kompozycji „Submediator”, w której po saksofonowym ataku następuje pełna subtelności improwizacja na flecie. Ale nie tylko Popek, lecz i Głuch ma tutaj swoje „pięć minut”. Jego – brzmiący nieco knajpiano – fortepian musi toczyć bohaterską walkę zarówno z basem Ruska, jak i saksofonem Koreckiego. Kto wychodzi z niej zwycięsko? O dziwo, żaden z solistów, ale cały zespół. Końcówka jest bowiem bardzo energetyczna i mocno „zalatuje” estetyką punkową. „Jörg Memory” otwiera duet skrzypcowo-fortepianowy, który – rozkręciwszy utwór – zwalnia miejsce dla instrumentów dętych. Na finał jednak ponownie spotykają się wszyscy muzycy, którzy postanawiają udowodnić słuchaczom, że freejazzowe jabłko wcale nie spadło daleko od punkrockowej jabłoni. W innym nastroju utrzymane jest za to tajemnicze (przynajmniej jeśli chodzi o tytuł) „5213… Może się coś wyjaśni”. Dominują tu brzmienia rodem z lat 60. ubiegłego wieku, chociaż z biegiem czasu Pick-Up Formation zbliża się do współczesności; pochód basu oplatany jest dźwiękami harcującego fortepianu, nad którymi ostatecznie dominuje saksofon Koreckiego. Spod ręki tego muzyka wyszedł – jako jedyny – kolejny utwór (pierwszy po przełożeniu winylu na stronę B) zespołu – „Saloon fryzjerski”. Tytuł nie jest przypadkowy. W warstwie melodycznej Korecki nawiązał bowiem do muzyki country i bluegrass, znajdując jednak miejsce także na liczne improwizacje (od saksofonu, poprzez flet i skrzypce, aż o fortepian). Dedykowany zmarłemu w 1964 roku Ericowi Dolphy’emu, legendarnemu amerykańskiemu saksofoniście, fleciście i klarneciście, uważanemu za jednego z prekursorów free jazzu, „B.E.D. – Blues for Eric Dolphy”, jak na numer o charakterze elegijnym przystało, ma mocno stonowany klimat, a instrumentem wiodącym jest w nim, co zrozumiałe, flet. Na zakończenie „Zakazu fotografowania” muzycy umieścili „Harmoludka” – utwór niezbyt długi, ale za to bardzo treściwy – pełen energetycznych improwizacji, z odrobiną pozytywnego szaleństwa, idealnie wieńczący czterdziestominutową (z okładem) podróż przez świat free jazzu i rocka, funky i fusion. I chociaż album Pick-Up Formation świata nie podbił, okazał się być niezwykle ważnym epizodem w dziejach polskiego jazzu lat 80. Rok po jego wydaniu Krzysztof Popek powołał bowiem do życia kolejny ansambl – Young Power, w którym znalazło się również miejsce dla Koreckiego i Gembalskiego, a później także Głucha. Trzy wydane przez tę formację płyty – „Young Power” (1987), „Nam Myo Ho Renge” (1988) oraz „Man of Tra” (1899) – należą już dzisiaj do kanonu polskiej muzyki jazzowej. Mimo zaangażowania w nowy projekt, Popek nadal prowadził formację Pick-Up, z którą w 1988 roku zarejestrował materiał na drugą płytę zatytułowaną przewrotnie „To nie jest jazz”. Zmianie uległ w tym czasie skład grupy; poza liderem, Głuchem i Ruskiem znalazły się w niej takie tuzy, jak Jorgos Skolias (śpiew), Andrzej Urny (gitara), Jerzy Piotrowski (perkusja) oraz Bronisław Duży (puzon). Co ciekawe, wszyscy z nowych muzyków byli w tym czasie współpracownikami Young Power i usłyszeć ich można było na nagranej parę miesięcy wcześniej płycie „Nam Myo Ho Renge”. Ale tym epizodem zajmiemy się innym razem. Skład: Henryk Gembalski – skrzypce, instrumenty perkusyjne Aleksander Korecki – saksofon, instrumenty perkusyjne Krzysztof Głuch – fortepian, instrumenty perkusyjne Krzysztof Popek – flet, instrumenty perkusyjne Andrzej Rusek – gitara basowa, instrumenty perkusyjne Jerzy Głód – perkusja, instrumenty perkusyjne
Tytuł: Zakaz fotografowania Data wydania: 1 stycznia 1985 Nośnik: Winyl Czas trwania: 42:08 Gatunek: jazz, rock Utwory Winyl1 1) Ultranew: 07:20 2) Submediator: 05:15 3) Jörg Memory: 05:35 4) 5213… Może się coś wyjaśni: 03:58 5) Saloon fryzjerski: 07:20 6) B.E.D. – Blues for Eric Dolphy: 07:55 7) Harmoludek: 04:45 Ekstrakt: 80% |