„Drach” jest pesymistyczną opowieścią o uwikłaniu człowieka w przerastający go świat konieczności – biologicznych, historycznych i tych związanych z jego wewnętrzną naturą. Znikąd nie ma ratunku.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Od razu muszę ostrzec: z „Drachem” nie będzie łatwo – i to zarówno pod względem tematu powieści, jak i jej języka oraz formy. Koloryt prozy jest mroczny, ubłocony, krwawy, odsłaniający najbrzydsze strony egzystencji człowieka. Postacie tkwią w złożonym układzie życiowych konieczności i nawet chwilami nie wiedzą, że mogliby się z nich wywikłać. Nie ma w nich goryczy, przeważnie nie walczą, akceptują wszystko, co przynosi los, zgodnie z odwieczną koniecznością istnienia. Autor, z mądrością i przenikliwością kreśląc losy postaci, dociera w „Drachu” do sensu, choć może bardziej trafne będzie określenie: bezsensowności ludzkiego życia. Bohaterowie są skazani na samych siebie, nie ma zasłużonych, dobrych, roztropnych, nie ma trafnych wyborów i decyzji – w obliczu kresu życia wszystkich czeka ten sam los. I to niezależnie od przebytej dotychczas drogi. „Drach” ma więc mocny wydźwięk uniwersalny, za co autorowi należą się bezsprzecznie wyrazy uznania. Trzeba było sporej warsztatowej sprawności, by tę prozę, tak mocno osadzoną na Śląsku, z odtworzonymi tu tak bogatymi realiami historycznymi i kulturowymi tego regionu – czytelnik zechciał odczytać jako egzystencjalną przypowieść o ludziach w ogóle, a nie o Śląsku i Ślązakach. Owszem, bodaj żaden inny region naszego kraju nie jest tak mocno i boleśnie uwikłany w historyczne konieczności – o tym Szczepan Twardoch, „od stuleci zamieszkały na Górnym Śląsku”, jak mówi o sobie, doskonale wie. W „Drachu” potrafił jednak doskonale zachować swoisty emocjonalny dystans wobec swojego regionu – i to nawet jeśli dociera tutaj do samych „trzewi” Śląska i esencji śląskości. Co więcej, odtwarza także wiernie topografię miejsca akcji (czytelnikowi pomocna jest zamieszczona na wewnętrznych stronach okładki mapa okolic Gliwic i Rybnika – notabene rodzinnych stron pisarza). Niestety, mocno obawiam się, że książka może wydać się wielu czytelnikom zbyt hermetyczna. Dialogi toczą się tutaj w języku niemieckim i w gwarze śląskiej – i nie ma do nich żadnych przypisów ani słownika. To może spowalniać lekturę, a nawet w dużej mierze do niej zniechęcić. Namawiałabym jednak gorąco, by mimo wszystko podjąć wysiłek czytania po śląsku, nawet jeśli nigdy nie mieliśmy dotychczas z tą gwarą kontaktu. Warto docenić, że Szczepan Twardoch jest bodaj pierwszym współczesnym pisarzem, wprowadzającym skodyfikowaną pisownię śląskiej gwary do obiegu ogólnopolskiego (wcześniej dokonał tego w „Epifanii Wikarego Trzaski”). Osobiście nie mam problemów ze zrozumieniem wszystkich dialogów w „Drachu”, dlatego mogę w pełni docenić jak soczyście, autentycznie i „muzycznie” brzmi w nich śląski. I cieszyć się, że w tym regionie właśnie tak ludzie na co dzień nadal ze sobą rozmawiają. Drugim problemem, z którym trzeba się zmierzyć, jest narracyjna forma „Dracha”. Losy bohaterów opowiedziane są migawkowo, fragmentarycznie, w oderwanych, krótkich epizodach, w rozproszeniu, bez chronologii. Postaci jest tu bardzo wiele, wydarzenia są splątane ze sobą, zakres czasowy akcji jest spory, faktów i szczegółów – całe mnóstwo. Choć oczywiście widać tutaj wielki wysiłek autora, by pomimo tylu wątków wszystko się ze sobą zgadzało, zachodzi obawa, że czytelnik może za autorem nie nadążyć i najzwyczajniej w świecie się pogubić. Nie mogę przy tym oprzeć się wrażeniu, że w „Drachu” komunikat jest taki: „książka jest trudna, ale nie ma taryfy ulgowej, dlatego jeśli nie nadążasz, to twój problem”. I proszę mi wierzyć, nie jest to skarga mało doświadczonego czytelnika ceniącego sobie wyłącznie książki lekkie, łatwe i przyjemne. Jestem zdania, że powieści zawieszające poprzeczkę czytelnikowi wysoko, takie, przez które przychodzi wolniej się przedzierać, nie od razu zrozumiałe – mają bezcenną wartość literacką. Ale tylko wtedy, gdy wyczuwamy, że autor podaje nam w nich rękę, nawiązuje z nami swoistą łączność, przerzuca w naszą stronę most. W „Drachu” tego właśnie bardzo dotkliwie brakuje. Dużo dobrego można jednak powiedzieć o pomyśle Twardocha na narratora powieści. Czy jest nim tytułowy „Drach”? Tego nie zdradzę, powiem tylko, że choć „drach” to po śląsku „latawiec”, to interpretowanie tytułu wyłącznie ten sposób (jak próbowano to czynić w niektórych recenzjach) to raczej mylny trop. Choć z drugiej strony, w narracji są fragmenty, gdzie autor uzyskuje ciekawy efekt perspektywy „z lotu ptaka”, więc może jednak coś z tym latawcem jest na rzeczy? Ale słowo „drach” ma także inne znaczenie… Zapewniam, że jeśli tylko dotrzemy do końca powieści – potwierdzi się większość, czego się domyślaliśmy, ale też wiele jeszcze nas zaskoczy. Nawiązanie do „dracha” jest przepiękne, niemal baśniowe i głęboko zapada w pamięć. I jest warte wysiłku włożonego w przeczytanie tej książki.
Tytuł: Drach Data wydania: 4 grudnia 2014 ISBN: 978-83-08-05431-4 Format: 400s. 145×207mm Cena: 42,90 Gatunek: mainstream, obyczajowa Ekstrakt: 70% |