powrót; do indeksunastwpna strona

nr 4 (CXLVI)
maj-czerwiec 2015

Bogowie z kosmosu: Lądowanie na Niebieskiej Planecie
Alfred Górny, Arnold Mostowicz, Bogusław Polch ‹Lądowanie w Andach›, Alfred Górny, Arnold Mostowicz, Bogusław Polch ‹Ekspedycja - Bogowie z kosmosu. Wydanie kolekcjonerskie›
Niewiele jest dzieł, które tak idealnie trafiły w swój czas. Gdy – najpierw w Niemczech zachodnich, a następnie w Polsce – ukazywała się seria komiksowa „Bogowie z kosmosu” (później wydawana jako „Ekspedycja”), poglądy Ericha von Dänikena, na których oparto scenariusz, cieszyły się wielkim zainteresowaniem wielbicieli paleoastronautyki. I nie stały temu na przeszkodzie nawet jednoznacznie negatywne reakcje uczonych.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Obchodzący w tym roku osiemdziesiąte urodziny Szwajcar Erich von Däniken zaczynał karierę w branży hotelarskiej; sławę na całym świecie zdobył jednak jako głosiciel fantastycznych – w przenośni i dosłownie – teorii na temat pochodzenia ziemskiej cywilizacji. Stojąc na stanowisku typowym dla paleoastronautów, przekonany był (a przynajmniej starał się do tego poglądu przekonać innych), że w odległej przeszłości Niebieską Planetę odwiedzili przybysze z Kosmosu, którzy jak najbardziej świadomie wpłynęli na jej dalsze losy. To – w pewnym uproszczeniu – dzięki nim człekokształtne małpy weszły znacznie szybciej, niż byłoby to możliwe bez ingerencji z zewnątrz, na drogę ewolucji. To oni w dużym stopniu doprowadzili do powstania tajemniczych rysunków na płaskowyżu Nazca w Peru, kamiennych posągów na Wyspie Wielkanocnej czy wielkich piramid w Gizie. I chociaż świat nauki odrzucił przekonania Szwajcara, padły one na podatny grunt; kolejne książki von Dänikena – publikowane sukcesywnie od drugiej połowy lat 60. XX wieku – cieszyły się dużym zainteresowaniem czytelników na całym świecie i wpływały na zwiększone zainteresowanie astronomią.
Ta popularność przekroczyła w końcu także „żelazną kurtynę”. W 1977 roku dyrektor wydawnictwa Sport i Turystyka, Alfred Górny, postanowił jedno z dzieł szwajcarskiego paleoastronauty wydać w Polsce; w tym celu nawiązał kontakt z, mającą siedzibę w Düsseldorfie, oficyną Econ Verlag, która niemal dekadę wcześniej opublikowała „Wspomnienia z przyszłości” (z podtytułem: „Nierozwiązane zagadki przeszłości”) von Dänikena. Od tej właśnie pozycji zaczęła się pisarska kariera… hotelarza. W trakcie negocjowania kontraktu Górny dowiedział się od swego niemieckiego odpowiednika, że zamierza on także wydać komiks oparty na teoriach Szwajcara, a że sam miał spore doświadczenie na tym polu, publikując przez lata „Kapitana Żbika” i „Pilota śmigłowca”, zaproponował, że stworzeniem historii obrazkowej mogliby zająć się polscy autorzy. Czy już wtedy miał na myśli siebie jako współautora scenariusza? W każdym razie strona niemiecka przystała na tę propozycję i na efekty nie trzeba było długo czekać. Dyrektor Sportu i Turystyki zakładał, że za stronę graficzną serii odpowiadać będzie Grzegorz Rosiński, lecz ten nie dość, że był bardzo zajęty przy tworzeniu Magazynu Opowieści Rysunkowych „Relax”, to na dodatek otrzymał właśnie propozycję pracy nad „Thorgalem”.
Rosiński nie miał wątpliwości, co wybrać. Narysowane przez niego przykładowe plansze komiksu powędrowały więc do archiwum (albo do kosza), a jego miejsce zajął – zaproponowany zresztą przez niego – Bogusław Polch, kolega ze szkolnej ławki w warszawskim Liceum Sztuk Plastycznych. Mimo że obaj panowie byli rówieśnikami, Rosiński miał już wtedy wyrobioną markę, a Polch był wciąż artystą na dorobku (w latach 1970-1975 narysował siedem zeszytów z serii „Kapitan Żbik”, zilustrował także – dla „Relaksu” – przewrotną nowelkę science fiction autorstwa Ryszarda Siwanowicza „Spotkanie”). Autorem scenariusza, oprócz Górnego, został natomiast Arnold Mostowicz, z wykształcenia lekarz, więzień Auschwitz, do którego to obozu trafił wprost z getta łódzkiego. Po zakończeniu wojny przez długie lata był dziennikarzem; przez kilkanaście lat kierował nawet jako redaktor naczelny „Szpilkami”, z którego to stanowiska odwołano go w 1969 roku w związku z nagonką antysemicką po wydarzeniach marcowych. Przeszedł wtedy na emeryturę i zajął się pisaniem książek propagujących naukę (głównie biologię); został też specjalistą od… UFO. Na twórcę fabuły komiksu opartego na teoriach von Dänikena nadawał się więc idealnie.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Seria „Bogowie z kosmosu” (a właściwie „Die Götter aus dem All”) ukazała się pierwotnie w Niemczech w latach 1978-1982; składała się z ośmiu albumów, które zyskały tak dużą popularność, że przetłumaczono je na dwanaście języków. Trudno się zresztą temu dziwić, skoro komiks pojawił się na Zachodzie w chwili, gdy fantastyka naukowa przeżywała ogromny wzrost zainteresowania, co związane było przede wszystkim z głośnymi premierami filmowymi „Gwiezdnych wojen” (1977) George’a Lucasa i „Bliskich spotkań trzeciego stopnia” (1977) Stevena Spielberga. Polska edycja wystartowała dopiero w 1982 roku (co ciekawe, nie pod szyldem Sportu i Turystyki, lecz Krajowej Agencji Wydawniczej) i ciągnęła się – z powodu kłopotów wydawniczych (spowodowanych głównie brakiem papieru) – przez osiem lat. Aż upadł komunizm, a wraz z nim sama KAW. Skutek był taki, że do rąk polskich fanów komiksu nie trafił tym samym ostatni album serii, zatytułowany – nomen omen – „Ostatni rozkaz”. W całości wydrukowano go w naszym kraju dopiero przed dwunastu laty w drugim tomie zbiorczego wydania „Ekspedycji”, bo tak ostatecznie ochrzczono cykl. Który de facto w latach 80. w PRL-u tytułu nie miał. Bo na pewno – przynajmniej oficjalnie – nie była nim pojawiająca się na okładkach, tuż obok malutkiego zdjęcia szwajcarskiego paleoastronauty, notka: „Według Ericha von Dänikena”.
Serię otwiera album „Lądowanie w Andach”. Na pierwszych planszach poznajemy głównych bohaterów wydarzeń – to uczestnicy ekspedycji, którzy pięć lat wcześniej w ramach operacji „Siew” (sic!), wysłani zostali przez rządzący planetą Des Wielki Mózg w przestrzeń kosmiczną. W związku ze zbliżającą się katastrofą własnej planety – w drodze swoiście pojętej panspermii ukierunkowanej – mają oni powołać do życia na ciałach niebieskich, na których panują odpowiednie do tego warunki, nowe cywilizacje. Wybór pada między innymi na Niebieską Planetę. Szefem wyprawy jest Ais, a jej zastępcami absolwenci Akademii Władców Chat i Rub; od strony naukowej pieczę nad wszystkim dzierży natomiast ich były nauczyciel Zan. Po dotarciu w okolice Ziemi statek kosmitów cumuje na jej orbicie; stamtąd wysłane zostają trzy sondy z ekipami zwiadowczymi. Wcześniej – dzięki posiadanym nie wiadomo skąd stereoobrazom (to jakaś dziwaczna nazwa zwykłych zdjęć) – wszyscy uczestnicy ekspedycji przechodzą przyspieszony kurs wiedzy o planecie. Dowiadują się tyle, że na lądzie panują temperatura, wilgotność i ciśnienie niemal takie same jak na Des (szkoda, że nie dowiadujemy się, gdzie leży ojczyzna przybyszów), i że można na niej spotkać dziwne i groźne zwierzęta (mamuty, niedźwiedzie i małpy człekokształtne). Więcej im nie potrzeba.
W czasie badania powierzchni planety przybysze przekonują się, że istnieją na niej istoty zdolne do samodzielnego myślenia. A to ułatwia im wypełnienie misji. Wystarczy tylko je wyselekcjonować i odpowiednio nimi pokierować. Mieszkańcy Ziemi, choć ich cały problem dotyczy, są jednak postaciami drugoplanowymi; autorzy komiksu skupiają się głównie na kosmitach i dających z biegiem czasu coraz bardziej znać o sobie ambicjach poszczególnych naukowców. Prostą drogą prowadzą one bowiem do konfliktów wewnętrznych i zagrażają wykonaniu zadania powierzonego przez Wielki Mózg. By zwiększyć atrakcyjność fabuły, Mostowicz i Górny wprowadzają wątek sensacyjny. Ktoś chce unicestwić plan. Ktoś dokonuje aktów dywersji na statku-matce. Ktoś manipuluje Zanem, nakłaniając go do sterowania losem Ziemi za pomocą inżynierii genetycznej. Oczywiście dowiadujemy się, kto za tym wszystkim stoi, ponieważ autorzy scenariusza od samego początku tego nie ukrywają. A szkoda. Przydałoby się trochę więcej tajemnicy. Jak i – dla odmiany – znacznie mniej koturnowości i przyprawiającej o zgrzytanie zębów powagi. Bohaterowie są tak jednowymiarowi i sztywni, przejęci swoim posłannictwem, że nie ma w nich nic ludzkiego.
Pod względem fabularnym „Lądowanie w Andach” przegrywa na każdym polu z powstałą nieco wcześniej i publikowaną pierwotnie w odcinkach na łamach „Relaksu” „Najdłuższą podróżą” (1977) autorstwa Grzegorza Rosińskiego (rysunki) oraz Andrzeja Sawickiego i wspomnianego już wcześniej Ryszarda Siwanowicza (scenariusz). Broni się natomiast strona graficzna albumu; Bogusław Polch wykonał swoje zadanie najlepiej, jak potrafił. Co jednak nie znaczy, że należy się pod tym względem „Ekspedycji” miano arcydzieła. Wesołość wzbudzać mogą wszak fryzury kosmitów rodem wzięte z filmów amerykańskich z lat 70. XX wieku. W tej materii komiks jest raczej dziełem obyczajowym niż fantastycznonaukowym. Co więc jest jego największym walorem? Sentyment, jaki może wywołać u obecnych czterdziestoparolatków, którzy z wypiekami na twarzy sięgali po kolejne odsłony serii trzy dekady temu. Dla nich to będzie prawdziwie sentymentalna podróż w czasie. I, niestety, nic więcej.



Tytuł: Lądowanie w Andach
Data wydania: 1982
Wydawca: KAW
Format: 48s. 205×287mm
Gatunek: SF
Wyszukaj w: MadBooks.pl
Wyszukaj w: Selkar.pl
Wyszukaj w: Kumiko.pl
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:

Tytuł: Ekspedycja - Bogowie z kosmosu. Wydanie kolekcjonerskie
Data wydania: 4 maja 2015
ISBN: 978-83-7961-218-5
Cena: 99,00
Gatunek: SF
Wyszukaj w: Selkar.pl
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
powrót; do indeksunastwpna strona

10
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.