W drugim dniu 31. Warszawskiego Festiwalu Filmowego omawiamy dwa filmy: „Pieśń zimową” i „Wróble”.  |  | ‹Pieśń zimowa›
|
Pieśń zimowa (reż. Otar Iosseliani) Ekstrakt 30% Jest taki rodzaj filmów, które dobrze brzmią wtedy, kiedy się o nich opowiada. Oglądanie ich sprawia zaś już dużo mniejszą przyjemność. Takim filmem jest pokazywana w ramach konkursu międzynarodowego koprodukcja francusko-gruzińska „Pieśń zimowa”. Twórcy filmu posługują się formą kilku przeplatający się ze sobą historii. Wychodzą od epizodu z czasów Rewolucji Francuskiej, po czym przenoszą nas do znękanej wojną wsi, a stamtąd już do Paryża, gdzie zbierają bohaterów w jednym miejscu. Bohaterowie ci zresztą posiadają dość płynną tożsamość, mogą zmieniać się z podejrzanego konsjerża-erudyty w kapelana wojskowego albo bezdomnego. „Pieśń zimowa” jest opowieścią dość pretensjonalną, sięga bowiem często po środki mocno zgrane albo buduje kolejne piętra znaczeń tam, gdzie chwieje się już podstawa. Nie ustaje jednak w wysiłkach przekonania nas, że mamy do czynienia z odmianą realizmu magicznego. Grzeszy przy tym przede wszystkim słabą realizacją. Montaż kolejnych epizodów nie spaja filmu w całość – jak jego zadanie zdaje się sugerować scenariusz. Aktorzy grają z trudnością, zwłaszcza sceny zbiorowe robią wrażenie silnie nienaturalnych i wysilonych. Całość wydaje się być raczej zbiorem średnio udanych etiud ze szkoły filmowej niż dojrzałej historii fabularnej. Zdecydowanie nie pomaga też, że film trwa niemal dwie godziny, próbując nas usilnie przekonać do tego, że skrywa w sobie głębokie pokłady znaczeń. W istocie zaś łopatologiczną niekiedy symboliką potrafi skutecznie do siebie zniechęcić.  |  | ‹Wróble›
|
Wróble (reż. Rúnar Rúnarsson) Ekstrakt: 40% „Wróble” cierpią na podobną przypadłość co opisywana wyżej „Pieśń zimowa”, przejawia się ona jednak w inny sposób. Twórcy filmu przedstawiają nam z początku typową historię dojrzewania wrażliwego chłopca, który z Reykjaviku trafia na islandzką prowincję. Opowieść zbudowana jest na czytelnych symbolach, pokazujących jak Ari, główny bohater, radzi sobie z wejściem w nową grupę rówieśniczą, podjętą w przetwórni ryb pracą i tęsknotą za dawnym sposobem życia. Twórcy mogli więc zaprezentować ciekawy film o dojrzewaniu. Zdecydowali się jednak na skomplikowanie fabuły. Wyszli zatem z założenia, które musimy milcząco przyjąć, żeby w ogóle zanurzyć się w akcję filmu – że matka Ariego, kobieta odpowiedzialna, wylatuje do Afryki, zostawiając chłopca ojcu-alkoholikowi, który przerwał leczenie. Nie dostajemy żadnych motywacji tej decyzji. Ari udaje się zatem na islandzką prowincję, na którą składają się pokazywane w przerwie ujęć majestatycznego krajobrazu cztery domy, z których dwa okazują się być niebezpiecznymi melinami, gdzie na bohaterów czytają nieustające zasadzki. Równocześnie twórcy obudowują te motywy – nie zakotwiczone mocniej w fabule, ale dane widzom na wiarę – symboliką. Częściowo budowaną oszczędnymi, starannie wykadrowanymi obrazami, częściowo zaś inscenizacją poszczególnych scen, często wyjętych z akcji, jak ta, w której Ari głaszcze fokę albo ta, w której ćwiczy śpiew we wnętrzu silosu. „Wróble” są jednak niewątpliwie filmem bardzo estetycznym – krajobraz Islandii sam w sobie stanowi silną osobowość kinową. Nie sprawia to jednak, że po wyjściu z seansu nie zadajemy sobie pytania o sens tego, co właśnie zobaczyliśmy. Zwłaszcza, że twórcy zdecydowali się wprowadzić do filmu więcej niż tylko jeden trudny problem – zdaje się jednak, że „Wróble” tego ciężaru unieść nie potrafią.
Tytuł: Pieśń zimowa Tytuł oryginalny: Chant d'hiver Rok produkcji: 2015 Kraj produkcji: Francja Czas trwania: 117 min Gatunek: dramat, komedia Ekstrakt: 30%
Tytuł: Wróble Tytuł oryginalny: Sparrows Rok produkcji: 2015 Kraj produkcji: Chorwacja, Dania, Islandia Czas trwania: 99 min Ekstrakt: 40% |