Czy to ostatni tom serii „Bois-Maury”? W każdym razie taki wniosek można by wyciągnąć z finału „Oka Niebios”. Ale przecież gdy w albumie „Oliwier” na oczach czytelników ginął rycerz Aymar, protoplasta rodu, odnosiło się podobne wrażenie. Pewnie więc lepiej schować nadzieję głęboko na dnie serca i ewentualnie dać się w przyszłości zaskoczyć Hermannowi i Yves’owi Huppenom.  |  | ‹Bois-Maury #5: Oko niebios›
|
Po odcinkach serii, których akcja rozgrywała się – na przestrzeni kilku wieków – na Sycylii („ Assunta”), w Kastylii („ Rodrigu”), Niderlandach („ Dulle Griet”) oraz na kresach dawnej Rzeczypospolitej („Wasyl”), przy piątym podejściu Hermann Huppen oraz jego syn Yves (ponownie występujący jako, tym razem jedyny, scenarzysta) przenieśli fabułę na inny kontynent – do znajdującej się pod panowaniem Hiszpanii Ameryki Środkowej. Jest 1660 rok; dziedzictwem Karola V Habsburga włada jego prawnuk, Filip IV. W tym czasie kraj stopniowo popada w marazm; nie tylko przeżywa ogromne kłopoty gospodarcze i finansowe, ale ponosi też porażki na arenie politycznej i militarnej. Uniezależniają się od Hiszpanii Portugalia oraz Zjednoczone Prowincje Niderlandzkie (ostatecznie dzieje się to na mocy, kończącego wojnę trzydziestoletnią, pokoju westfalskiego). Tylko po drugiej stronie Oceanu panowanie Madrytu wydaje się, przynajmniej na razie, nienaruszalne. Co jednak nie oznacza, że przyjmowane jest przez tubylców bez oporu. Majowie wciąż mają w pamięci czasy sprzed przybycia konkwistadorów, kiedy byli jedynymi władcami Jukatanu. W zaprowadzaniu nowych porządków Hiszpanom oficjalnie pomaga Kościół katolicki i tworzący misje chrystianizacyjne franciszkanie, których celem jest wytrzebienie pogańskich kultów. Jedni i drudzy nie stronią przy tym od fanatycznej brutalności, widząc w Indianach nie tyle ludzi, co zwierzęta, z których ciał należy przepędzić Złego. I nic dziwnego, że takie postępowanie nie przysparza Europejczykom sympatii. W komiksie obserwujemy właśnie grupę hiszpańskich żołnierzy, którzy prowadzeni przez tubylca eskortują w drodze przez dżunglę franciszkańskiego mnicha. Jest wśród nich także jeden nie-Hiszpan. To Francuz, szlachcic Aymar de Bois-Maury. Jak się tam znalazł, tym razem się nie dowiadujemy. Ale wiadomo za to, dlaczego, chociaż on sam stara się to utrzymać jak najdłużej w tajemnicy przed swymi towarzyszami rodem z Półwyspu Pirenejskiego. Oddział, z którym podróżuje Aymar – oficjalnie pełniący funkcję doradcy (czyjego?) – zostaje wciągnięty w pułapkę i wyrżnięty. Tylko Francuzowi udaje się wyjść cało, choć i to jedynie z tego powodu, że w ostatniej chwili przychodzą mu z pomocą ludzie kapitana Esperanzy i Olazabala, jego podwładnego. Bois-Maury przyłącza się więc teraz do nich, nie pozwalając przy tym poderżnąć gardła Indianinowi, który niewiele brakowało, aby pozbawił go życia. Ta wspaniałomyślność może zaskakiwać, ale w rzeczywistości wcale nie jest taka bezinteresowna, jak mogłoby się wydawać w pierwszej chwili. W czasie walki wręcz z Indianinem wydarzyło się bowiem coś, co zwróciło uwagę Aymara i w efekcie czego uznał on, że tubylec może być mu jeszcze bardzo przydatny – tyle że żywy, nie martwy. Wstawiając się za nim, Francuz wzbudza jednak niechęć hiszpańskiego dowódcy, co prostą drogą prowadzić będzie do ostrego iskrzenia między nimi. Scenarzysta „Oka Niebios”, Yves Huppen, postawił tym razem bardziej na stworzenie odpowiedniego klimatu niż fabularne fajerwerki, których nie brakowało w niektórych z poprzednich tomów cyklu. Droga przez złowrogą dżunglę (w komiksie, gwoli ścisłości, nazywaną puszczą), w której na każdym kroku czają się niebezpieczeństwa (czy to wrogo nastawieni Indianie, czy też dzikie zwierzęta) przypomina – tak, tak! to nie żart – „Predatora” (1987) Johna McTiernana. Wspólnymi mianownikami obu dzieł są nie tylko miejsce akcji (tereny dzisiejszego Meksyku), ale nade wszystko duszny, klaustrofobiczny klimat oraz unoszący się w powietrzu zapach śmierci. Jest ona zresztą wszechobecna i trudno aby było inaczej, skoro wszyscy bohaterowie dramatu szczerze się nienawidzą. Dla każdego z nich życie pozostałych nie przedstawia większej wartości – rządzą nimi religijny fanatyzm, chciwość, uprzedzenia rasowe. Huppen junior stara się bardzo, by podnieść napięcie, co wcale nie jest takie łatwe, biorąc pod uwagę, że intryga prostą drogą – bez żadnych wybojów i zakrętów – zmierza do finału. Finału – dodajmy – rozegranego raczej w sferze symbolicznej. Spore pole do popisu, rysując „Oko Niebios”, miał za to Huppen senior. Chociaż i on musiał bardzo się natrudzić, aby nie zanudzić czytelnika (czy też raczej: oglądacza). Bo przecież skoro cały komiks rozgrywa się w dżungli, będącej de facto kolejnym z bohaterów opowiadanej historii, musi dominować w albumie kolor zielony. Ale jakaż to jest zieleń! Wyrazista, bijąca po oczach, wnikająca w świadomość,; nie tylko wypełniająca całe tło, ale wręcz pożerająca wszystko dokoła. Tym ważniejszą rolę mają do odegrania inne, wykorzystane przez Hermanna, barwy. I tym sensowniej musiał ich belgijski rysownik używać. Poradził sobie z tym ograniczeniem doskonale. Plansze, których akcja rozgrywa się nocą czy też skąpana w promieniach zachodzącego słońca scena finałowa – to prawdziwy majstersztyk godny największego twórcy. Dotarłszy do końca komiksu, aż strach pomyśleć, że to naprawdę jest (względnie – to ta korzystniejsza dla czytelników opcja – może być) ostatni odcinek serii. Choć przecież niezbadane są wyroki boskie…
Tytuł: Bois-Maury #5: Oko niebios Data wydania: 10 listopada 2015 Cena: 39,90 Gatunek: historyczny Ekstrakt: 80% |