Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj austriacki zespół Kyrie Eleison.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Austria nigdy, nawet w latach 70. ubiegłego wieku, nie była potentatem na scenie progresywnej. Jej największy wkład do wspólnego europejskiego dorobku to, prowadzona przez klawiszowca (i wokalistę) Huberta Bognermayra, formacja Eela Craig oraz w pewnym stopniu wzorujący się na niej kwintet Kyrie Eleison Geralda Krampla (również przede wszystkim grającego na instrumentach klawiszowych). Początki tej grupy sięgają 1973 roku, kiedy to Krampl powołał do życia zespół Phoebos. Znaleźli się w nim jego bliscy szkolni koledzy: gitarzysta Felix Rausch oraz perkusista Karl Novotny; skład uzupełnił jeszcze basista Gerhard Frank. Początkowo grywali głównie światowe przeboje na szkolnych potańcówkach, z czasem jednak Gerald zaczął namawiać ich do pójścia inną drogą. W tym czasie przeżywał bowiem wielką fascynację brytyjskim rockiem progresywnym; zasłuchiwał się w Genesis, Yes, Van der Graaf Generator oraz Emerson, Lake & Palmer. Nic więc dziwnego, że chciał grać jak oni. Ukoronowaniem stylistycznej wolty stała się także zmiana nazwy – Phoebos przeszedł do historii, narodziło się Kyrie Eleison. Związane było to również z „zaokrętowaniem na pokład” kolejnego muzyka – wokalisty Wolfganga Wessely’ego. W pięcioosobowym składzie zespół zabrał się do ciężkiej pracy, grając wiele koncertów w Wiedniu i okolicznych miastach i miasteczkach. W efekcie zdobył całkiem sporą, choć wciąż jedynie lokalną, popularność. Aby zrobić kolejny krok, trzeba było nagrać i opublikować płytę. Aby to z kolei stało się realne, trzeba było przekonać do siebie któregoś z wydawców. Bez nagrań demo w kieszeni wydawało się to jednak praktycznie niemożliwe. Wtedy pomocną rękę wyciągnął niejaki Friedrich Koy, zaprzyjaźniony z Kyrie Eleison inżynier dźwięku. Parokrotnie zapraszał ich do swojego domu, gdzie – niestety, metodą czysto chałupniczą – grupa rejestrowała powstający na bieżąco materiał. W ciągu kilku miesięcy 1974 i 1975 roku powstało ponad siedemdziesiąt minut muzyki, którą… nikt nie wykazał zainteresowania. Skutek był taki, że nagrania te trafiły do archiwum i światło dzienne ujrzały dopiero dwadzieścia lat później. W 1994 roku zdecydował się je w końcu upublicznić Gerald Krampl, zrobił to za pośrednictwem własnej firmy Indigo Records, która była pozostałością po jego kolejnym zespole, działającym w latach 1982-1993 Indigo.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Utwory powstałe w połowie lat 70. XX wieku Krampl zebrał w jedno i nadał im tytuł „The Blind Window Suite”. Materiału jest tyle, że gdyby ukazały się przed czterema dekadami, a więc wtedy gdy je nagrano, musiałyby zostać opublikowane na dwóch krążkach winylowych. Co, w przypadku nieznanej szerzej poza Wiedniem, debiutującej formacji raczej nie wchodziło w rachubę. Trzeba by więc było dobre trzydzieści minut muzyki wyrzucić. I pewnie wyszłoby to tylko zespołowi na dobre. Oczywiście zakładając, że przy okazji całość zostałaby zarejestrowana ponownie, tym razem w profesjonalnym studiu. Tak się nie stało i dzisiaj, słuchając suity, musimy mieć świadomość, że bierzemy do ręki jedynie półprodukt – materiał, z którego miało dopiero powstać pełnowartościowe dzieło. Czy był zatem sens, aby wydawać to w takiej niedorobionej formie? Z historycznego punktu widzenia – tak. A czy z artystycznego – o to można by się z Geraldem Kramplem pospierać. Bo pewne jest jedno: nie wszystkie kompozycje zasługują na to, by znaleźć się na płycie, a niektórym zdecydowanie przydałby się „krawiec”, który odciąłby najmniej ciekawe fragmenty. Autorem wszystkich utworów jest lider Kyrie Eleison, teksty śpiewane przez Wessely’ego wyszły natomiast spod ręki… perkusisty. Widać Novotny miał w sobie również ducha poetyckiego. Suitę otwiera instrumentalna uwertura („Ouverture”), w której pobrzmiewają echa zarówno The Nice, jak i nieco późniejszego Emerson, Lake & Palmer. Początek ewidentnie należy do Krampla (vide elegijny wstęp na organach Hammonda), za to zakończenie do Feliksa Rauscha, który raczy słuchaczy trwającą niemal minutę solówką gitarową. W krótkim „Autumn Evening” na plan pierwszy wybija się fortepian elektryczny, niemal przez cały czas akompaniujący Wolfgangowi, który śpiewa z kolei tak zadziornie, jak, nie przymierzając, Peter Hammill z Van der Graaf Generator. O „Thoughts on a Gloomy Day” można natomiast powiedzieć tylko tyle, że brzmi… energetycznie. To zdecydowanie jeden z tych utworów, których mogłoby na albumie zabraknąć, a nikt nie uroniłby po nich nawet jednej łzy. W przeciwieństwie do na przykład niemal ośmiominutowego „Man is a Wanderer”, w którym Kyrie Eleison gra z takim symfonicznym rozmachem, jakby Kramplowi bardzo zależało na udowodnieniu, że wcale nie jest gorszy od Huberta Bognermayra z Eela Craig.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Ten symfoniczny rozmach i urokliwe partie fortepianu elektrycznego, gitary i wokalu giną jednak w powodzi garażowego zgiełku. Surowe brzmienie, kojarzące się w tamtej epoce raczej z formacjami w stylu MC5 czy The Stooges, momentami dość skutecznie zabija piękno w muzyce Krampla i jego kolegów. Ale to już nie ich wina. Trudno też zresztą winić za to Friedricha Koya, który prawdopodobnie wydusił z domowego sprzętu dokładnie tyle, ile się dało. W dziesięciominutowym „A Friend” uwagę zwraca zwłaszcza część środkowa, w której lider, ponownie grając na fortepianie elektrycznym, daje upust swoim romantycznym zainteresowaniom – i nie chodzi tu wcale o poezję, a raczej o fascynację dziewiętnastowiecznymi kompozytorami muzyki klasycznej. Zaskakuje natomiast początek „June”, w którym Kyrie Eleison niemal przypomina zespół hardrockowy; może wydawać się to tym dziwniejsze, że w dalszej części kompozycja ta przeistacza się w wyjątkowo smutną balladę. Dopiero w finale Austriacy na powrót rozpędzają się, by zwieńczyć całość energetycznym duetem gitary i Hammondów. Następne w kolejności „Daydream” łączy w sobie moc, rozmach i przebojowość. Z tego też powodu świetnie nadawałoby się na stronę A singla, na którym, niestety, nigdy nie zostało wydane. Dwuczęściowe „Get Me Out” to najdłuższy fragment płyty i zarazem najbardziej nieposkładany. Jeśli gdzieś należałoby drastycznie ciąć, to przede wszystkim tutaj. Utwór trwa ponad szesnaście minut, ale nie dzieje się w nim nic tak szczególnego, by było w stanie usprawiedliwić ten kompozytorski zapał Krampla. Zmieniające się tempa, partie solowe poszczególnych instrumentów (bez fajerwerków) czy pojawiające się w tle syntezatory (oczywiście oprócz Hammondów i fortepianu elektrycznego) – to wciąż zbyt mało, aby się zachwycić. Lepiej wypada romantyczny, wyjątkowo wolno snujący się „Climbing”, choć i w jego przypadku, gdyby został przykrojony do, powiedzmy, czterech minut, raczej wyszłoby mu to na dobre, aniżeli zaszkodziło. Album zamyka „Winter Train” – opus magnum „The Blind Window Suite”, piękna, majestatyczna kompozycja, w której urok rocka progresywnego (będący efektem wykorzystania przez Krampla po raz kolejny Hammondów) miesza się z hardrockową energią (rozpędzona sekcja rytmiczna i wrzynająca się w uszy gitara Rauscha). Wsłuchując się w ten numer, można żałować, że nie miał on możności ukazania się na płycie – oczywiście w nie tak surowej wersji – wtedy, kiedy powstał. Zapewne dalszy los Kyrie Eleison był wówczas inny. Choć, gwoli ścisłości, dodajmy, że to, co najważniejsze, wciąż było jeszcze przed młodymi wiedeńczykami. Skład: Wolfgang Wessely – śpiew Felix Rausch – gitara elektryczna, śpiew Gerald Krampl – fortepian elektryczny, organy Hammonda, syntezatory Gerhard Frank – gitara basowa Karl Novotny – perkusja
Tytuł: The Blind Window Suite Data wydania: 1994 Nośnik: CD Czas trwania: 74:52 Gatunek: rock Utwory CD1 1) Ouverture: 04:09 2) Autumn Evening: 03:04 3) Thoughts on a Gloomy Day: 04:10 4) Man is a Wanderer: 07:44 5) A Friend: 10:07 6) June: 07:12 7) Daydream: 03:59 8) Get Me Out [Parts I + II]: 16:25 9) Climbing: 07:30 10) Winter Train: 10:32 Ekstrakt: 70% |