Przypominamy recenzję "Intruza" Magnusa von Horna, opublikowaną przy okazji relacji z festiwalu Transatlantyk. Film, nagrodzony w Gdyni za scenariusz i reżyserię, wchodzi jutro na ekrany kin.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
W powstaniu „Intruza” mieliśmy spory udział. Magnus von Horn (rocznik 1983), urodzony w Göteborgu, jest absolwentem łódzkiej „filmówki” sprzed dwóch lat. Dał się poznać już parę lat temu dzięki dwóm niezłym krótkometrażówkom, doskonale wpisującym się w bardzo popularny nad Wisłą (ale i na całym świecie) nurt „nordic noir”. W „Echu” (2008) opowiedział historię dwóch nastolatków, którzy mordują swoją koleżankę, a potem muszą zmierzyć się z bezmiarem okrucieństwa, jakiego dokonali. W „Bez śniegu” (2011) odwrócił sytuację; główną postacią uczynił dorosłego mężczyznę, który strzela do dających mu się we znaki dwóch młodych chłopaków. Dlaczego należy te dwa krótkie filmy Szweda przypomnieć? Ponieważ „Intruz” jest w dużym stopniu ich fabularnym rozwinięciem. Obraz, podobnie jak „Bez śniegu”, nakręcono w Skandynawii, z aktorami szwedzkimi (jedynym wyjątkiem jest wcielający się w postać dziadka głównego bohatera nasz rodak, Wiesław Komasa), a poza polskimi producentami dorzucili się do niego jeszcze Francuzi. Praca nad filmem, jak przyznaje sam reżyser, trwała przez pięć lat. Czas ten należy prawdopodobnie liczyć od momentu, kiedy powstał pierwotny zarys scenariusza. Tytułowym „intruzem” jest nastoletni John (gra go dwudziestoletni Ulrik Munther), który po dwóch latach spędzonych w poprawczaku wraca do domu. Z zakładu odbiera go ojciec, Martin (znany z wielu szwedzkich seriali kryminalnych Mats Blomgren), który – mimo pewnych wątpliwości – ma nadzieję, że powrót syna do rodzinnego gniazda pozwoli chłopcu ułożyć sobie życie od nowa. Dlatego zależy mu także na tym, by John podjął naukę w szkole, do której uczęszczał przed tragedią. Szybko przekonuje się jednak, że nie jest to najlepszy pomysł; szkolni koledzy i koleżanki nie są bowiem w stanie wybaczyć rówieśnikowi tego, co zrobił; odwracają się od niego nawet byli przyjaciele. Widz nie jest od razu świadomy tego, co wydarzyło się przed dwoma laty; ta wiedza przekazywana jest mu stopniowo, w miarę rozwoju akcji i odradzania się niechęci wobec Johna. Jedynie Malin (Loa Ek), koleżanka z klasy, daje mu szansę, choć i jej postępowanie może budzić pewne zaskoczenie – głównie dlatego, że chyba nie do końca zostało przemyślane przez reżysera (i scenarzystę w jednym). Von Horn, stawiając widzów przed nader poważnym dylematem moralnym, nie daje prostych recept. Wręcz przeciwnie, kierując losami bohaterów tak, a nie inaczej, sprawia, że kilka razy trzeba mocno zacisnąć zęby, aby nie dać upustu złości. To z kolei skłania do jeszcze jeden refleksji, dotyczącej tego, jak bardzo różni się – zakładając, że Szwed przedstawił sytuację hipotetyczną, ale jednak bardzo realną – system resocjalizacji w Skandynawii od tego, z którym mamy do czynienia w Polsce. I rodzi pytanie: Kto powinien zostać objęty ściślejszą opieką – sprawca, który odpokutował (co prawda tylko w części) swoją winę, czy też ci, którzy zostali bezpośrednio dotknięci jego działaniem? Inna sprawa, że postępowanie Johna po powrocie do domu też jest niejednoznaczne – w równym stopniu staje się on motorem napędowym kolejnych dramatycznych zdarzeń, co zostaje w nie wciągnięty wbrew swojej woli. Po seansie serce można mieć rozdarte, co akurat uznać należy za sukces artystyczny Magnusa von Horna.
Tytuł: Intruz Tytuł oryginalny: Efterskalv Data premiery: 9 października 2015 Rok produkcji: 2015 Kraj produkcji: Francja, Polska, Szwecja Czas trwania: 102 min Gatunek: dramat Ekstrakt: 70% |