Pięćdziesiąty trzeci tom Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela, zawierający miniserię „Astonishing Thor”, w recenzjach zbiera przeważnie tęgie baty. Tylko czy słusznie?  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Głównym zarzutem, jaki krytycy tej pozycji kierują pod jej adresem, jest to, że w oryginalnej Kolekcji jej nie ma. Tylko u nas i w Czechach zastąpiła komiks ze scenariuszem Paula Cornella „Captain Britain and MI13: Vampire State”. Ponieważ postać Kapitan Brytanii jest mi całkiem obca, a mam wrażenie, że Bóg Piorunów zasługuje na lepszą reprezentację w naszym kraju, niż to co otrzymaliśmy dotychczas, nie stanowi to dla mnie oczywistej przesłanki, by skreślić „Astonishing Thor”. Drugim argumentem przeciwników jest to, że prezentowana historia nie ma wpływu na świat Marvela i nie powinna znajdować się w gronie tych najlepszych, jakie – przynajmniej w teorii – powinny być prezentowane w ramach WKKM. Ponieważ po ponad pięćdziesięciu tomach wiemy, że to nie do końca prawda, zarzut ten jest całkiem bezzasadny. Mieliśmy już takie pozycje, które odciskały piętno na świecie superbohaterów, a nie stanowiły dzieł wybitnych, że wymienię tylko Fantastyczną Czwórkę: Niepojęte i Wielką wojnę Hulka. Z drugiej strony, takie pojedyncze odskocznie od wydarzeń głównowątkowych też są potrzebne i stanowią miłe urozmaicenie dla tych wszystkich „najtragiczniejszych momentów” i „najważniejszych wydarzeń”. Tu najbardziej jaskrawym przykładem jest Samotna zielona kobieta, rzecz o She-Hulk i jej osobistym życiu, niezwiązanym z obecnością w Avengers. Wreszcie krytykuje się „Astonishing Thor” za lichy i mało prawdopodobny scenariusz. I to jest najpoważniejszy przytyk do tej miniserii, ponieważ faktycznie Robert Rodi nieco zaszalał w swojej wizji przygód Boga Piorunów. Oto bowiem trafia on w sam środek kosmicznego pojedynku dwóch żyjących planet – Ego i jego brata Alter Ego. Po drodze spotyka jeszcze potężnego Kolekcjonera i dawną miłość Zephyr. Nie jest to może szczyt finezji i dzieło pogłębiające psychologię postaci, ale czy zawsze tak musi być? Ważne, że przygody syna Odyna czyta się lekko i szybko, że wreszcie nie potrzeba szerszej perspektywy, by je zrozumieć, a także zawierają konkretne zakończenie (czego niestety brakowało w dwóch komiksach poświęconych Thorowi, jakie zaprezentowano w WKKM: Odrodzenie i W poszukiwaniu Bogów). Tak naprawdę jednak tym, co wyróżnia tę pozycję, są świetne rysunki Mike′a Choi. Obok Ostatniego wikinga autorstwa Waltera Simonsona, to właśnie tu wreszcie Thor wygląda tak, jak powinien – jak połączenie suprbohatera z wszechmocnym władcą piorunów. Pojedynki są iście epickie (zwłaszcza szarżujących na siebie planet), a sceneria próżni kosmicznej z setkami migoczących w oddali punkcików odpowiednio złowieszcza. Kadr, w którym nieprzytomny Thor unosi się gdzieś w otchłani, jest jednym z najlepszych, jakie ostatnio zaserwowano nam w WKKM. Podobnie spore wrażenie robi poruszanie się Gromowładnego po powierzchni Ego, a właściwie po jego twarzy. Biorąc powyższe pod uwagę, nie oceniłbym „Astonishing Thor” zbyt surowo. To po prostu krótka, jednostrzałowa opowieść dla fanów komiksów o superbohaterach, którzy nie zawsze oczekują wiekopomnych dzieł. I tak ją należy traktować. Nie wiem, czy zasługuje na miejsce w Kolekcji, ale wielkiej szkody jej obecność nie czyni.
Tytuł: Wielka Kolekcja Komiksów Marvela #53: Astonishing Thor Tytuł oryginalny: Astonishing Thor Data wydania: 3 grudnia 2014 ISBN: 978-83-7849-302-0 Format: 128s. 170×260mm; oprawa twarda Cena: 39,99 Gatunek: przygodowy, superhero Ekstrakt: 70% |