powrót; do indeksunastwpna strona

nr 9 (CLI)
listopad 2015

Tu miejsce na labirynt…: Ministerialny blask awangardy
Shining ‹International Blackjazz Society›
Uff! Uważne wsłuchanie się w „International Blackjazz Society” wymaga naprawdę wielkiej odporności i samozaparcia. Nie dlatego, że najnowszy album norweskiego Shining jest płytą złą. Wręcz przeciwnie! To prawie czterdzieści minut doskonałej muzyki. Tyle że ekstremalnej. Łączącej jazz-rock z black metalem i industrialem. A nie wszyscy są do takich mieszanek przyzwyczajeni.
ZawartoB;k ekstraktu: 80%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Choć działają od szesnastu lat, w szerszej świadomości słuchaczy (czytaj: poza Skandynawią) zaistnieli dopiero w 2007 roku, kiedy ukazał się ich czwarty pełnowymiarowy album – „Grindstone”. Na tej właśnie płycie ostatecznie bowiem zdefiniowany został bardzo wyrazisty i niezwykle oryginalny styl Shining – połączenie dwóch, zdawałoby się całkowicie do siebie nieprzystających, gatunków muzycznych, czyli jazz-rocka, industrialu i ekstremalnego metalu (w wersji black i death). Odniósłszy sukces – na razie jeszcze umiarkowany – Norwegowie postanowili pójść dalej wytyczonym przez siebie szlakiem i na kolejnych krążkach dopracowywali swoją „poetykę”, osiągając przy tym prawdziwe mistrzostwo – zarówno w warstwie kompozytorskiej, jak i wykonawczej. Dowodzą tego i bestsellerowy album „Blackjazz” (z 2010 roku), i będący jego następcą (pod każdym względem), wydany trzy lata później „One One One”. Na następne wydawnictwo artyści z Oslo nie kazali czekać zbyt długo; ukazało się ono po dwóch latach przerwy, a jego tytuł – „International Blackjazz Society” – z miejsca sugerował, czego można się spodziewać.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Po publikacji „One One One” w składzie Shining zaszły istotne roszady. Z zespołem pożegnali się klawiszowiec Bernt Moen oraz – współtworzący grupę od początku jej istnienia – perkusista Torstein Lofthus (który postanowił skupić się na innym, równie cenionym przez fanów projekcie, Elephant9). Zastąpili ich odpowiednio: Eirik Tovsrud Knutsen (muzyk sesyjny rozchwytywany przez artystów skandynawskich) oraz Tobias Ørnes Andersen (wcześniej udzielający się w progresywno-metalowych formacjach Leprous i Ihsahn). Ta dwójka wraz z trzema pozostałymi członkami Shining, czyli liderem grupy, wokalistą i multiinstrumentalistą Jørgenem Munkebym, gitarzystą Håkonem Sagenem i basistą Torem Egilem Krekenem zarejestrowała materiał, który trafił na najnowsze wydawnictwo Norwegów. Sesje nagraniowe miały miejsce w Oslo i Los Angeles (konkretnie: w Hollywood). Gotowa już płyta trafiła do sprzedaży 23 października nakładem fińskiej (rodem z Helsinek) wytwórni Spinefarm Records, która specjalizuje się w bardzo szeroko pojętej muzyce metalowej. Co ciekawe, jeszcze przed premierą z kolegami oficjalnie pożegnał się Kreken, który tym samym nie wziął udziału we wciąż jeszcze trwającej trasie koncertowej po Europie (która zahaczyła także o Polskę).
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Album „International Blackjazz Society” ukazał się zarówno w wersji kompaktowej, jak i winylowej – w tym drugim przypadku bez żadnej straty dla słuchaczy, albowiem cały materiał trwa nieco ponad trzydzieści osiem minut. Jest więc – jak na dzisiejsze standardy – krótko, ale za to bardzo treściwie. Na tyle, że po dotarciu do finału chyba mało kto poczuje niedosyt. Płytę otwiera krótki instrumentalny wstęp, który dosłownie zwala swą mocą z nóg. Rozpędzona sekcja rytmiczna i freejazzowy saksofon Munkeby’ego tworzą tak potężną ścianę dźwięku, że przebić się przez nią wydaje się niemożliwe. A jednak dzieje się cud. W tej powodzi przyprawiających o palpitację serca dźwięków Jørgen gra zaskakująco zwiewną melodię, którą przy odrobinie dobrej woli daje się wyłowić. „Admittance” płynnie przechodzi w „The Last Stand”, w którym słychać nie tylko przepuszczony przez efekty elektroniczne głos lidera, ale także nałożone na siebie ścieżki gitar. Muzyka Shining zyskuje dzięki temu jeszcze większy power, a wrażenie to potęgują charakterystyczne stonermetalowe zagrywki i z wielką emocją wykrzyczany tekst. Po takiej dawce łomotu każdemu należy się chwila spokoju, dlatego Norwegowie decydują się w finale utworu na wyciszenie, aby…
…tym sposobem zaakcentować przejście do kolejnej kompozycji – „Burn It All”. Do wsłuchania się weń zapraszają nastrojowe syntezatory i delikatna gitara, które od pierwszych sekund sygnalizują swoistą przemianę. I rzeczywiście – ten utwór w znacznie większym stopniu inspirowany jest dokonaniami klasyków electro i industrialu z okolic Front Line Assembly (w mniejszym) i Ministry (znacznie większym stopniu). Szlakiem grupy Ala Jourgensena – ale także Jaza Colemana i jego Killing Joke – Norwegowie podążają również w „Last Day”. Jest ostro i motorycznie, czadowo, lecz i melodyjnie (vide partia saksofonu). Ale to i tak nic w porównaniu z absolutnie szalonym i jednocześnie majestatycznym „Thousand Eyes” (zamykającym stronę A wydania winylowego). To niemal siedem minut czystej blackmetalowej wściekłości, na dodatek okraszonej nieokiełznaną solówką Munkeby’ego na saksofonie. Od całości różni się jedynie zwieńczenie kompozycji, w której do głosu dochodzą wpływy noise’u i electro-harshu. Brzmi smakowicie? Owszem, ale najsmaczniejsze kąski są dopiero przed nami.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
„House of Warship” to kolejna zmiana klimatu. Mniej tu gitar i industrialnych dźwięków, znacznie więcej natomiast jazzu – z wyeksponowanym transowym saksofonem. Utwór długo się rozkręca, ale też trudno się dziwić, ponieważ w zasadzie stanowi on wstęp do kolejnej kompozycji – „House of Control”. Tu mamy zaś do czynienia z wyprawą w jeszcze inne, progresywno-metalowe (choć z symfonicznym zacięciem) rejony. Nie brakuje też jednak wpadającej w ucho melodii – i to wpadającej do tego stopnia, że niewiele brakuje, aby określić ten kawałek mianem… przeboju. Po minutowym przerywniku w postaci „Church of Endurance” na zakończenie płyty zespół serwuje utwór zatytułowany „Need”. Zaskakuje w nim przede wszystkim jazzrockowa partia gitary na otwarcie, która jednak z czasem niknie w zalewie industrialno-metalowych dźwięków – ponownie spod znaku Ministry, którego duch unosi się nad mniej więcej połową albumu. Co wcale nie oznacza, że muzyków z Oslo należy podejrzewać o brak własnych pomysłów czy kompozytorską impotencję – to raczej przejaw szacunku dla Jourgensena, który dla wielu muzyków młodszych o pokolenie – jak Munkeby i jego koledzy – jest mniej lub bardziej niedościgłym wzorem.
Skład:
Jørgen Munkeby – śpiew, saksofon, gitara elektryczna, gitara basowa, instrumenty klawiszowe, kompozycje
Eirik Tovsrud Knutsen – instrumenty klawiszowe
Håkon Sagen – gitara elektryczna
Tor Egil Kreken – gitara basowa
Tobias Ørnes Andersen – perkusja



Tytuł: International Blackjazz Society
Wykonawca / Kompozytor: Shining
Data wydania: 23 października 2015
Nośnik: CD
Czas trwania: 38:11
Gatunek: jazz, metal
Wyszukaj w: Matras.pl
Wyszukaj w: Kumiko.pl
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Utwory
CD1
1) Admittance: 01:06
2) The Last Stand: 04:17
3) Burn It All: 05:16
4) Last Day: 04:10
5) Thousand Eyes: 06:50
6) House of Warship: 04:35
7) House of Control: 06:51
8) Church of Endurance: 00:59
9) Need: 04:08
Ekstrakt: 80%
powrót; do indeksunastwpna strona

115
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.