powrót; do indeksunastwpna strona

nr 9 (CLI)
listopad 2015

Tu miejsce na labirynt…: Kosmiczny rodowód indyjskiego bóstwa
Purusha ‹Cosmic Friction›
Trio Purusha to swoista freejazzowa supergrupa – tym różniąca się od wielu innych tego typu formacji, że tworzą ją muzycy młodego pokolenia. Aczkolwiek bardzo już doświadczeni i mający niejeden sukces na koncie. Wspólnym mianownikiem dla wszystkich jest fakt, że dane im było współpracować z Wacławem Zimplem – czy to w Herze, czy też w The Light. Na własne rachunek nagrali album „Cosmic Friction” – i wypadli znakomicie.
ZawartoB;k ekstraktu: 80%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Starszym wielbicielom jazzu, zasłuchanym nade wszystko w nagrania Krzysztofa Komedy, Jana Ptaszyna-Wróblewskiego, Zbigniewa Namysłowskiego czy Tomasza Stańki, nazwiska artystów tworzących Purushę nic nie powiedzą. Ale tym, którzy nie stronią od współczesnej rodzimej muzyki improwizowanej, nie powinny być już obce. Saksofonista Paweł Postaremczak oraz perkusista Paweł Szpura dali się już bowiem poznać jako współtwórcy – kierowanej przez klarnecistę Wacława Zimpla – Hery, z którą nagrali już trzy znakomite albumy: „Hera” (2010), „Where My Complete Beloved Is” (2011) oraz do spółki z Hamidem Drakiem „Seven Lines” (2013). Postaremczak poza tym wspomógł ostatnio talentem akordeonistę Roberta Kusiołka („Qui pro quo”, 2015), a Szpura zaangażował się w klezmerski projekt Raphaela Rogińskiego Cukunft („Wilde Blumen”, 2013) oraz w czerpiącą z tradycji amerykańskiej muzyki gospel Wovokę („Tree Against the Sky”, 2013; „Sevastopolis”, 2015).
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Współpracę z Zimplem zaliczył również „ten trzeci” – nieoficjalny lider Purushy, kompozytor większości materiału, kontrabasista Wojciech Traczyk, który zagrał na dwóch albumach grupy The Light („The Light”, 2008; „Afekty”, 2010). Poza tym udzielał się w zespole Muzykoterapia („Muzykoterapia”, 2008; „Piosenki Izy”, 2011) oraz triu Marcina Olaka („Simple Joy”, 2008). Oprócz tego od czasu do czasu publikuje pod własnym nazwiskiem – vide krążki „Free Solo” (2012) i „Dziękuję, dobrze” (2014). W jego stylu gry i podejściu do instrumentu słychać wyraźną fascynację legendą polskiego free jazzu, Helmutem Nadolskim, o czym można się przekonać, słuchając także nagrań Purushy. Właśnie! Wypadałoby jeszcze wyjaśnić nazwę tria, która zdradza fascynację muzyków kulturą i religią Wschodu. W mitologii hinduskiej Purusza (dopuszczalne jest spolszczenie jego imienia) to – zrodzony przez Brahmę bądź Wiradź – kosmiczny pierwszy człowiek, z którego gigantycznego, tysiącgłowego ciała miał powstał świat, a następnie wykształciło się społeczeństwo (wraz z podziałem na warny). Ten metafizyczny rodowód w pewnym sensie wyjaśnia również tytuł płyty – „Cosmic Friction”.
Purusha wystartowała z koncertami we wrześniu 2012 roku. Tym samym można uznać, że artyści dość długo zwlekali z zarejestrowaniem debiutanckiego materiału; do studia Genetix w Warszawie weszli bowiem dopiero w końcu marca roku ubiegłego. Co prawdopodobnie można wytłumaczyć wieloma innymi zobowiązaniami koncertowymi i płytowymi. Na upublicznienie zarejestrowanych nagrań musieliśmy natomiast poczekać kolejne półtora roku, ponieważ wydany przez firmę ForTune album „Cosmic Friction” trafił do sklepów dopiero przed niespełna dwoma miesiącami. Znalazło się na nim sześć improwizowanych kompozycji, których czas trwania to – niemal dokładnie – pięćdziesiąt cztery minuty. Wystarczająco, by muzyką tria się nasycić, jednocześnie nie odczuwając przy niej znużenia. Warto podkreślić jednak jeszcze jedną rzecz – nie wszystko na tej płycie jest free, są spore fragmenty, które jednoznacznie kojarzą się z klasyką z lat 60. XX wieku, z Krzysztofem Komedą czy – z racji instrumentu, na którym gra Postaremczak – Johnem Coltrane’em.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Płytę otwiera „Blues in G” – i może to być niemałe zaskoczenie. Głównie z powodu dixielandowego brzmienia saksofonu tenorowego. Sekwencję tę można chyba jednak uznać za „mrugnięcie okiem” do słuchacza, albowiem w kolejnych minutach zespół, rozkręcając się, gra coraz bardziej free. Traczyk i Szpura dbają o to, by w tle pojawiały się arytmiczne połamańce, Postaremczak z kolei przypomina sobie, jak doskonale potrafił improwizować, mając u swego boku Wacława Zimpla. Ponad dwunastominutowy „Sea Sheep” z miejsca przywodzi na myśl lata 60. – zadymione piwnice i ten niezwykły klimat artystycznej i obyczajowej swobody, którego dzisiaj odtworzyć się już chyba nie da. Muzyka snuje się wolno, ale dzięki temu powstaje niezwykły nastrój. Dopiero w ósmej minucie Szpura, jakby chciał wymusić na Postaremczaku bardziej energetyczną partię saksofonu, podkręca tempo. I to mu się udaje! Tak brawurowej solówki na dęciaku nie powstydziłby się chyba nawet amerykański wirtuoz tego instrumentu Ken Vandermark.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Utwór tytułowy zaczyna się od partii kontrabasu, na którym Traczyk gra smyczkiem (Helmut Nadolski również od tego nie stronił). Robi to na tyle stylowo, że skutecznie wprawia słuchaczy w prawdziwie kosmiczny nastrój. I taki też utrzymany zostaje praktycznie do samego końca kompozycji. Nie brakuje przy tym awangardowych dźwięków, których głównymi dostarczycielami są Traczyk i Postaremczak. Z twórczością Krzysztofa Komedy trio nawiązuje dialog w „The Ballad of J. and the Mountain” – jest tak bardzo nostalgicznie i hipnotycznie, że nawet kiedy saksofonista chce wejść na szybsze obroty, robi to z dużym wyczuciem, aby nie popsuć konsekwentnie budowanej od pierwszych sekund atmosfery. Długim, spokojnym wstępem opatrzono również „Big Steps Lead to Broken Bones”. Momentami trzeba bardzo mocno wytężyć słuch, aby wyłapać pojedyncze dźwięki. Wszystko to służy zaś jednemu – podtrzymaniu nastroju wyczarowanego wcześniej przy okazji „Cosmic Friction”. Znów więc robi się kosmicznie – i to do tego stopnia, że bezwiednie zadziera się głowę, by popatrzeć w niebo.
Całość materiału trio wieńczy wyjątkowo mocnym uderzeniem. Wejście saksofonu w „Jesus Save My Soul from Me” natychmiast sprowadza na ziemię (i na Ziemię). Następuje powrót do energetycznych improwizacji, choć – o dziwo! – przebija przez nie wpadająca w ucho melodia. To też sztuka – nagrać płytę freejazzową, po zakończeniu której da się co nieco zanucić. Cóż, w ostatnim czasie na pewno nie możemy narzekać na brak w naszym kraju doskonałych albumów z muzyką improwizowaną. Wydawnictwo Purushy, nawet jeśli nie dorównuje maestrią krążkom Hery, Power of the Horns Piotra Damasiewicza czy współtworzonego przez wymienianego w tym tekście już parokrotnie Wacława Zimpla Switchback, na pewno jest w stanie dostarczyć wielu niezapomnianych wrażeń – i to zarówno wielbicielom free jazzu, jak i bardziej klasycznej odmiany tej muzyki.
Skład:
Paweł Postaremczak – saksofon tenorowy
Wojciech Traczyk – kontrabas
Paweł Szpura – perkusja



Tytuł: Cosmic Friction
Wykonawca / Kompozytor: Purusha
Data wydania: 11 listopada 2015
Wydawca: For Tune
Nośnik: CD
Czas trwania: 54:04
Gatunek: jazz
Wyszukaj w: Matras.pl
Wyszukaj w: Kumiko.pl
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Utwory
CD1
1) Blues in G: 06:32
2) Sea Sheep: 12:26
3) Cosmic Friction: 10:48
4) The Ballad of J. and the Mountain: 07:04
5) Big Steps Lead to Broken Bones: 10:11
6) Jesus Save My Soul from Me: 06:53
Ekstrakt: 80%
powrót; do indeksunastwpna strona

114
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.