Przeraziły Was pierwsze dwa tomy komiksowego horroru „Locke & Key” Joego Hilla (scenariusz) i Gabriela Rodrigueza (rysunki)? Tak? To teraz zapnijcie pasy jeszcze mocniej. W trzeciej (zbiorczej) odsłonie serii wkraczamy bowiem na jeszcze wyższy poziom grozy. W „Koronie Cieni” zaczyna się prawdziwa jazda rollercoasterem. I to bez żadnej trzymanki.  |  | ‹Locke & Key #3: Korona cieni›
|
Kto ma już za sobą lekturę „ Witamy w Lovecraft” oraz „ Łamigłówek”, wie doskonale, czego można spodziewać się po komiksie, którego scenariusz wyszedł spod ręki Joego Hilla (syna Stephena Kinga). I na pewno nie zawiedzie się. Ba! wręcz przeciwnie. Trzeci tom opowieści o ciężko doświadczonej przez los rodzinie Locke’ów (zbierający materiał z kolejnych sześciu wydań zeszytowych), choć fabularnie – z powodu kilku wątków pobocznych – wydaje się nieco mniej spójny, w rzeczywistości prezentuje się lepiej od swoich dwóch poprzedników. Przede wszystkim dlatego, że Hill bardzo umiejętnie – i, co najważniejsze, skutecznie – podnosi poziom grozy. Czytając „Koronę Cieni”, nawet jeśli jest się dorosłym czytelnikiem, w kilku momentach można poczuć ciarki na plecach. A to duża sztuka w czasach, kiedy niemal każde dzieło z pogranicza horroru czy sensacji ocieka krwią. Na szczęście amerykański scenarzysta znajduje – nomen omen (w kontekście tytułu całego cyklu) – inny klucz do naszej wyobraźni. „ Łamigłówki” zakończyły się dramatycznym wydarzeniem: po uderzeniu przez samochód do szpitala trafia Brian, kochanek Duncana, brata Niny Locke. Dla kobiety to kolejna tragiczna wiadomość w ostatnich miesiącach; trudno się więc dziwić, że – jeśli to w ogóle możliwe – popada ona w coraz większą depresję. Pije już codziennie; nawet w nocy, nie mogąc spać, sięga po alkohol. Potem kręci się po wielkim domu, starając się bezskutecznie walczyć ze swoimi wewnętrznymi demonami. Dzieci, zwłaszcza najstarszy Tyler, chciałyby pomóc matce, ale dążenie Niny do autodestrukcji jest tak silne, że chyba nawet terapia szokowa nie przyniosłaby żadnych pożądanych przez rodzinę efektów. W każdym razie atmosfera stopniowo gęstnieje, a Strach i Paranoja stają się z czasem stałymi mieszkańcami Keyhouse. Czy jednak może być inaczej, skoro dom – to wyczuwa się wręcz podskórnie – przepełniony jest istotami nie z tego świata? Które na dodatek toczą ze sobą bezpardonową walkę? Dodge alias Zack Wells nie rezygnuje ze zdobycia kolejnych kluczy, w tym przede wszystkim, jak się wydaje, tego najważniejszego – Klucza do Czarnych Drzwi. Jest tak zdesperowany, że próbuje nawet namówić do współpracy ducha Sama Lessera, psychopatycznego zabójcy Rendella Locke’a, męża Niny i ojca Tylera, Kinsey i Bode’a. Lesser tym razem jednak odmawia – raz, że Dodge nie chce spełnić jego żądania; dwa, że ma bardzo złe wspomnienia po poprzedniej kooperacji. W efekcie chłopak podający się za Zacka Wellsa musi dojść do celu inną drogą. Dlatego też adoruje w szkole Kinsey. Chociaż i tutaj spotyka go przykra niespodzianka. Dziewczyna w wyniku kolejnych dramatycznych przeżyć zaprzyjaźnia się z dwoma innymi kolegami ze szkoły, przez wielu uczniów traktowymi jako enfant terrible miejscowego liceum – Scotem Kavanaughiem i Jamalem Saturdayem. Poirytowany nieprzewidywalnym rozwojem sytuacji Dodge postanawia przedsięwziąć drastyczniejsze kroki i kiedy dzieci Niny zostają w domu same (ona bowiem postanawia odwiedzić rozpaczającego Duncana), wkracza do akcji. Hill nie stosuje wobec czytelników taryfy ulgowej. Uderza z potężną mocą, testując przy okazji ich cierpliwość i wyrozumiałość. Mówiąc na marginesie, warto zachować tę pierwszą i wykazać się drugą. Sceny rozgrywające się w Keyhouse nocą, pod nieobecność matki, należą bowiem do najlepszych w trzech dotychczasowych odsłonach serii. Przyczynia się do tego również chilijski rysownik, który – chcąc wizualnie nawiązać do rozmachu scenariuszowego – przygotował sekwencję kadrów wypełniających całe strony. I jest to fabularnie w pełni uzasadnione; na pewno nie służy „napędzeniu” objętości. Co jednak jeszcze istotniejsze, po „burzy” wcale nie następuje „cisza”. Powrót Niny Locke do domu Joe Hill wykorzystuje bowiem do wprowadzenia kolejnego wątku, który służy głównie pogłębieniu portretów psychologicznych czwórki bohaterów (nie możemy zapominać o Bode’em, najmłodszym z rodziny). A wiwisekcja umysłu matki sprawia, że ponownie zaczynamy się bać. I mamy ku temu podstawy – to, co Amerykanin przedstawia w ostatnim rozdziale „Korony Cieni”, jest bez wątpienia jednym z najdoskonalszych obrazów szaleństwa w komiksie. Rysunki Gabriela Rodrigueza, choć wciąż utrzymane w nieco bajkowym stylu, skutecznie podkreślają grozę bijącą ze scenariusza. Tym razem staje się ona jeszcze bardziej namacalna, ponieważ mamy do czynienia z istotami, których ojcostwa nie powstydziłby się chyba nawet sam Howard Phillips Lovecraft. Swoją drogą jego – ponownie nomen omen – duch nieprzerwanie unosi się nad całym „Locke & Key”.
Tytuł: Locke & Key #3: Korona cieni Tytuł oryginalny: Crown of Shadows Data wydania: czerwiec 2015 Cena: 67,00 Gatunek: groza / horror Ekstrakt: 80% |