Kinowe uniwersum Marvela potrzebowało takiego filmu jak „Deadpool”. Wszyscy go potrzebowaliśmy, bo choć „Ant-Man” wcale nie był nieudany, wręcz przeciwnie, to galopująca familiada MCU kazała się spodziewać w niedługim czasie herosów wyspecjalizowanych w składaniu origami w domu spokojnej starości.  |  | ‹Deadpool›
|
Deadpoola wymyślili ćwierć wieku temu scenarzysta Fabian Nicieza i rysownik Rob Liefeld, zafascynowani Deathstrokiem z konkurencyjnego DC Comics. Perfidny i ordynarny trykociarz początkowo był jednym z wielu superłotrów mających na pieńku z X-Menami. W 1997 roku inny scenarzysta, Joe Kelly, rozbudował osobowość postaci i przydał jej dwuznaczności. Wade Wilson, jak w cywilu nazywa się szelma, wciąż szydził z etosu prawych mutantów, ale coraz częściej opowiadał się po ich stronie. Przy czym potrafił też wywołać wojnę światów jednym kichnięciem lub intertekstualnie uśmiercić… własnego twórcę – za którą to nieprzewidywalność pokochali go fani komiksów. Nowe milenium przyniosło wzrost popularności i absorpcję bohatera przez inne media. Deadpool pojawiał się w grach wideo i filmach animowanych, postępująca infantylizacja branży sprawiła, że doczekał się towarzystwa Kidpoola i Dogpoola, aż wreszcie na drugim planie niesławnego „X-Men Geneza: Wolverine” odegrał go ten sam Ryan Reynolds, który teraz rehabilituje się z nawiązką nie tylko za tamtą rolę, ale i za podobnie pechowych Green Lanterna („Byle nie zielony!” – rzuca à propos kostiumu w jednej ze scen nowego filmu) czy Hannibala Kinga z „Blade’a: Mrocznej Trójcy”. Reynolds to aktor przede wszystkim komediowy, znany z szeregu kreacji gadatliwych wiecznych chłopców, co scenarzyści „Deadpoola”, Paul Wernick i Rhett Reese („Zombieland”) potrafią właściwie wykorzystać. Film posiada wywrotowy, błyskotliwie autoreferencyjny charakter, kapitalne tempo, masę celnych one-linerów, pomysłowe sceny akcji i przemocy. Owszem, w kinie masowym mieliśmy już filmy superbohaterskie pełne krwawych wodotrysków („Kick-Ass”) czy erotyki wykraczającej poza pocałunki Spideya i Mary Jane w deszczu („Watchmen”). Ale nie mieliśmy jeszcze tak radośnie przegiętego superqueero, który z jednej strony pozwala sobie na skrajnie bezczelny seksizm, a z drugiej – pozwala swojej dziewczynie Vanessie (charyzmatyczna Morena Baccarin) dominować analnie przy użyciu dildo przypiętego do pasa. Mnóstwo tu zresztą niejednoznacznych sugestii, nie tylko w scenach łóżkowych i nie tylko damsko-męskich, np. bohater w barze namawia kumpla na „blowjob” i dopiero po chwili okazuje się, że chodzi o drinka. Notabene, twórcy otwarcie przyznają, że Deadpool jest panseksualny i obiecują większą eksplorację tego terenu w sequelu. Oby faktycznie ten lekki powiew świeżości w sferze intymnej ekranowego superbohatera zaowocował wiatrem zmian. W filmie roi się także od nawiązań do uniwersum „X-Men”, co po trailerach wcale nie zdawało się takie oczywiste. Zaskakująco rozbudowane są role Colossusa (Stefan Kapičić) i Negasonic Teenage Warhead (Brianna Hildebrand). Doskonale wypadają żarty z Wolverine’a (i Hugh Jackmana!) oraz profesora Xaviera („Ale którego – Stewarta czy McAvoya, bo już się pogubiłem?” – pyta z całą swoją rozkoszną kąśliwością Deadpool). Najbardziej wszakże zadziwia, że za tym wszystkim stoi debiutant. Tim Miller kręcił wcześniej krótkometrażowe animacje, za jedną był nawet nominowany do Oscara, chociaż jeśli cokolwiek z jego przeszłości można ściślej powiązać z efektem, jaki osiągnął w „Deadpoolu”, to chyba tylko fuchę kierownika kreatywnego przy efektach wizualnych „Scotta Pilgrima…”. Oba filmy wyróżnia porównywalnie frenetyczny, kwiecisty styl. Nasuwa się też nieodparte wrażenie, że nie byłoby „Deadpoola”, przynajmniej nie w obecnym kształcie, gdyby szlaków Millerowi nie przetarł chwilę wcześniej James Gunn. Łotrzykowski, wymykający się schematom Pool śmiało mógłby dokooptować do ekipy Strażników Galaktyki. Podobieństwa widać również przy konstrukcji eklektycznego soundtracku (u Millera DMX i Salt-N-Pepa sąsiaduje z Wham!) oraz w tuzinach nostalgicznych odniesień do lat tylko nieco późniejszych, np. tamtejszego Kevina Bacona zastępuje tu Sinéad O’Connor. „Nothing compares to you” – zwraca się w pewnym momencie Deadpool do jednej z postaci. I mimo że wyżej padły rozmaite analogie, ten zakochany w sobie cynik dobrze wie, że summa summarum, takim samym komplementem my widzowie moglibyśmy obdarzyć jego.
Tytuł: Deadpool Data premiery: 12 lutego 2016 Rok produkcji: 2016 Kraj produkcji: USA Gatunek: akcja, przygodowy, SF Ekstrakt: 90% |