powrót; do indeksunastwpna strona

nr 2 (CLIV)
marzec 2016

Co za dzień! Co za cudowny dzień!
Ethan Coen, Joel Coen ‹Ave, Cezar!›
„Ave, Cezar!” Coenów, „Brooklyn” Johna Crowleya, „Carol” Todda Haynesa. Repertuar polskich kin z przełomu lutego i marca prawie że można pomylić z ofertą programową kanału TNT. Miłośnicy klasyki, łączcie się!
ZawartoB;k ekstraktu: 90%
‹Ave, Cezar!›
‹Ave, Cezar!›
Tym razem Coenowie proponują screwball comedy opartą luźno na biografii Eddiego Mannixa, prominentnej postaci hollywoodzkiej Złotej Ery, producenta z ramienia studia MGM. Mannix, prywatnie kobieciarz i damski bokser, zapisał się w historii branży jako jej najbardziej efektywny „fixer” – czyli „załatwiacz”, „naprawiacz”. Wyplątywał gwiazdy z różnorakich tarapatów, podrasowywał fakty z ich życia na użytek prasy plotkarskiej, prokurował lub unieważniał małżeństwa, zamykał usta ofiarom gwałtów, nie cofał się nawet przed tuszowaniem największych zbrodni, jak morderstwo George’a Reevesa, pierwszego odtwórcy Supermana, pokazane w filmie „Hollywoodland” Allena Coultera (w Mannixa wcielił się tam Bob Hoskins). W sumie mało komiczny życiorys.
I tu wkraczają braciszkowie z pierwszorzędnym metażartem. Wykorzystując narzędzia kinematografii, która w samą naturę ma wpisane koloryzowanie, „naprawiają” cefałkę zawodowego „naprawiacza”. Mannix zyskuje arcymęskie oblicze Josha Brolina, sympatyczne usposobienie i rozwiniętą moralność, metkę troskliwego męża i ojca. Jak na rekina show-biznesu, jest wręcz nieprzyzwoicie przyzwoity.
Zarazem to bardzo coenowski bohater. Film obrazuje jeden dzień z jego życia, gdy niczym na Larry’ego Gopnika z „Poważnego człowieka”, spada nań cała seria hiobowych wieści, tyle że na polu zawodowym: gwiazdor sandałowego eposu znika w tajemniczych okolicznościach chwilę przed zakończeniem zdjęć, reżyser innego przedsięwzięcia zaczyna wybrzydzać co do obsady, ciężarna piękność z jeszcze innego planu kaprysi z powodu zbyt obcisłego kostiumu et cetera.
Sam pośród chaosu, Mannix przez długi czas poddaje się biegowi wydarzeń ze stoickim spokojem „Dude’a” Lebowskiego i zimną krwią Eda Crane’a z „Człowieka, którego nie było”. W końcu jednak dochodzi do ściany, dopada go kryzys ideowo-aksjologiczny, jak Gopnika, Bartona Finka, Llewyna Davisa. Przekonanie, że dalej nic już nie ma, że już zawsze będzie tylko constans, o ile nie gorzej, bo przecież jesteśmy w roku 1951, masowo pojawiają się telewizory, a kina pustoszeją. To nie jest kraj dla starych producentów.
Nie tylko zresztą poprzez postać Mannixa „Ave, Cezar!” jawi się jako reżyserska kompilacja „best of”. Z perspektywy Clooneya film tworzy składową „tetralogii idiotów”, obok „Bracie, gdzie jesteś?”, „Okrucieństwa nie do przyjęcia” i „Tajnego przez poufne”. Z tego ostatniego bierze też tempo i witalność, choć ducha już bardziej z „Hudsucker Proxy” – nie bez kozery przeniesionego swego czasu na deski off-Broadwayu.
Obserwujemy również teologiczną rozprawę między księdzem, pastorem i rabinem, w czasie której Stwórca zostaje posądzony o syndrom starego kawalera; uczestniczymy w egzystencjalnych dysputach marksistów z heglistami i groteskowych sytuacjach rodem z Mela Brooksa. Ten świat zaludniają ukochane coenowskie archetypy, choć analogicznie do „Nienawistnej ósemki” Tarantino, „Cezar” wyrasta ponad postmodernistyczny składak znanych i lubianych numerów, trzyma się na własnych nogach. Ma charakter.
Kiedy jest pastiszem, to najprzedniejszego sortu. Niezawodny operator Roger Deakins, dyrektor artystyczna Dawn Swiderski i reszta ekipy technicznej reprodukują stare Hollywood tak, że budzi jednocześnie uśmiech i nostalgię. Perfekcyjna, jak to zwykle u Coenów, jest obsada. Wyróżniają się Alden Ehrenreich w roli śpiewającego kowboja, Ralph Fiennes jako reżyser kina artystycznego, Scarlett Johansson odgrywająca postać wzorowaną na pływaczce Esther Williams, gwieździe aqua-musicali, Channing Tatum stepujący niby Gene Kelly, Tilda Swinton parodiująca w podwójnej roli legendarne redaktorki hollywoodzkich rubryk towarzyskich – Heddę Hopper i Louellę Parsons. Cud, miód i celuloid.
W tę komedię absurdu wkrada się jednak momentami poetyka kina noir, poważniejszy ton, głębsza refleksja. Znać kunszt Coenów, którzy jedną surrealistyczną sekwencją potrafią oddać antykomunistyczną paranoję ery McCarthy’ego sugestywniej niż Jay Roach całą ścieżką dialogową (skądinąd – wartego zobaczenia) „Trumbo”.
Na jeszcze innej płaszczyźnie bracia podnoszą tematy wzajemnych zależności w relacji twórca-dzieło-odbiorca; deliberują nad wartością kina jako nośnika metafory sakralizującej, mitologizującej rzeczywistość. Jest coś symultanicznie perwersyjnego i wzruszającego w tym, że obserwując zmagania ekranowego Hioba, najgorszy dzień jego życia, krzyczymy w eskapistycznym uniesieniu za Nuxem z „Mad Maxa": co za dzień! Co za cudowny dzień!



Tytuł: Ave, Cezar!
Tytuł oryginalny: Hail, Caesar!
Dystrybutor: UIP
Data premiery: 19 lutego 2016
Reżyseria: Ethan Coen, Joel Coen
Zdjęcia: Roger Deakins
Scenariusz: Joel Coen, Ethan Coen
Rok produkcji: 2016
Kraj produkcji: USA, Wielka Brytania
Czas trwania: 100 min
Gatunek: dramat, komedia, musical, muzyczny
Wyszukaj w: Kumiko.pl
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Ekstrakt: 90%
powrót; do indeksunastwpna strona

60
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.