Świat kultury chętnie żywi się zaskakującymi mariażami, dzięki którym dochodzi do połączenia na pozór nieprzystających do siebie gatunków i stylów. Tak oceniano kiedyś współpracę Jamajczyków z Twinkle Brothers i polskich górali Trebuniów-Tutków. W podobnych fuzjach specjalizuje się również wytwórnia Tzadik Records. Czy zatem może jeszcze kogoś dziwić połączenie folkloru etiopskiego z jazz-rockiem proponowane przez Asnake Gebreyesa i grupę uKanDanZ?  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
„Awo” to jeden z tych albumów, które mogłyby (a nawet powinny) ukazać się pod szyldem Tzadik Records Johna Zorna. I pewnie tak by się stało, gdyby uKanDanZ (wymowa nie wydaje Wam się znajoma?) prezentowało mariaż jazz-rocka z muzyką klezmerską. W tym przypadku jest jednak inaczej. Wokalista grupy, Asnake G(u)ebreyes (stosowane są różne formy zapisu jego nazwiska), pochodzi bowiem z Etiopii i jest potomkiem czarnoskórych chrześcijan. Karierę artystyczną zaczął w ojczyźnie przed kilkunastu laty. Początkowo był perkusistą i perkusjonalistą do wynajęcia, znanym przede wszystkim ze współpracy z wokalistą Mohammedem „Jimmym” Mohammedem. Gebreyesa można usłyszeć na dwóch jego klasycznych płytach: „Takkabel!” (2006) oraz „Hulgizey” (2007). Z czasem Asnake postanowił sam spróbować sił w śpiewaniu; do swego repertuaru włączał głównie opierające się na rytmach ludowych etiopskie pieśni z lat 60. i 70. XX wieku. Trudno było mu się jednak przebić; stąd wzięła się decyzja o opuszczeniu ojczyzny i przenosinach do Francji. Zamieszkał w Lyonie, gdzie pod koniec poprzedniej dekady stanął na czele formacji uKanDanZ. Co ciekawe, w zespole znaleźli się sami Francuzi. Pierwszy skład, poza Gebreyesem, tworzyli: gitarzysta Damien Cluzel (mający na koncie występy w jazzowych grupach Ninsk i Tetzepi, jazzrockowych Man Bites Dog i Polymorphie oraz mathrockowej Koumie), klawiszowiec Frédéric Escoffier, saksofonista Lionel Martin oraz perkusista Guilhem Meier (z rockowego Poil). W tym zestawieniu uKanDanZ nagrało debiutancką EP-kę (w 2010 roku) oraz pierwsze wydawnictwo pełnometrażowe – „Yetchalal” (dwa lata później). Zaproponowana przez kwintet muzyka na pewno była zaskoczeniem; nieczęsto zdarzało się przecież, by ktoś próbował przetransponować inspirowane folklorem pieśni z Czarnego Lądu na język klasycznego (choć nieco zmiękczonego brzmieniem fortepianu i syntezatorów) fusion. W każdym razie płyta wielkiego sukcesu nie odniosła. Efektem jego braku stało się odejście Escoffiera, którego zastąpił – nie dosłownie jednak – Benoît Lecomte (wcześniej udzielający się w elektronicznym projekcie Jmpz oraz noise’owym Ni). Nie gra on bowiem na klawiszach, ale gitarze basowej. Ta roszada personalna okazała się znacząca – uKanDanZ zaczęło ewoluować w stronę rocka (nie rezygnując przy tym z inspiracji jazzem i folkiem).  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Na co stać nowe oblicze zespołu, okazało się jesienią 2014 roku, kiedy światło dzienne ujrzał singiel z utworami „Lantchi Biyé” i „Endé Iyérusalem”. Oba trafiły na kolejny longplay, choć w nieco innych, nagranych na nowo, wersjach. Sesja do „Awo” trwała długo, bo aż sześć miesięcy – od lutego do lipca ubiegłego roku; gotowa już płyta trafiła natomiast do sprzedaży przed niespełna dwoma tygodniami. Za jej edycję kompaktową odpowiada paryska wytwórnia Buda Musique, za winylową – dwie firmy z Lyonu: Dur et Doux oraz Bigoû Records. Obie wersje zawierają ten sam materiał – w sumie osiem kompozycji (trzy ostatnie połączone są w jedno), które trwają niemal dokładnie czterdzieści cztery minuty. Wystarczająco, aby nacieszyć się tą niezwykłą muzyką, nie odczuwając przy tym znużenia. Na numer promujący „Awo” Gebreyes i uKanDanZ wybrali pierwszy z listy – „Tchuéten Betsèmu”, który wyszedł spod ręki Tèzèry Haylè-Michaela. Można się tylko domyślać, że wersja oryginalna różniła się znacząco od tego, co zaproponowali Asnake i jego francuscy kompani. W ich wykonaniu to prawdziwy jazzrockowy wymiatacz, w którym ostre partie gitary przenikają się z nie mniej czadowymi dźwiękami saksofonu. Nie brakuje także wiercącej uszy solówki Damiena Cluzela. Na tle akompaniamentu rozwibrowany, momentami nawet na pograniczu krzyku głos Gebreyesa brzmi niemal szamańsko.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
W podobnym stylu utrzymany jest – znany z wcześniejszej wersji singlowej – „Lantchi Biyé” (to z kolei kompozycja Menelika Wossenatchewa). Ponownie na plan pierwszy wybijają się gitara i saksofon tenorowy, które – takie można odnieść wrażenie – napędzają się wzajemnie. Pełne ręce roboty mają tu również Benoît Lecomte i Guilhem Meier: z jednej strony podkręcają tempo, z drugiej – komplikują rytm, jak tylko się da. Gebreyesowi nie jest łatwo wpisać się w nakreśloną przez nich linię melodyczną, ale radzi sobie znakomicie. „Endé Iyérusalem” wyszło spod ręki kobiety, Asnaqètch Werku – i może dlatego na tle poprzednich utworów prezentuje się trochę lżej. Przez większość czasu na plan pierwszy wybija się klangujący, funkowy bas, któremu towarzyszy wibrujący głos wokalisty. Dopiero w finale uKanDanZ wkracza na poprzednie tory i kończy mocno rockowo. „Gela Gela” wprowadza słuchaczy w nieco inny wymiar. Zaczyna się transowo, psychodelicznie, kołysząco, z kapitalną partią saksofonu, którego ścieżki zwielokrotniono i nałożono na siebie – i tak wybrzmiewa do ostatnich sekund. W „Sèwotch Men Yelalu” Etiopczyk i Francuzi przekraczają kolejną furtkę i wchodzą na jeszcze inne pole. Tym razem – dzięki sprzężonej gitarze Cluzela i saksofonowi Martina – sięgają po inspirację muzyką post- i mathrockową; do tego dodać należy jeszcze majestatyczny, doommetalowy rytm. Wszystko to sprawia, że kompozycja, pod którą jako autorzy podpisani są Sèyfou Haylè-Maryam i Tèzèra Haylè-Michael, robi chyba z całego zestawu największe wrażenie. Niezwykłe jest zakończenie, w którym freejazzowa partia saksofonu miesza się ze stronerowo-metalową solówką gitary. Połączone w jedno „Ambassel to Brussel 1 / Wubit / Ambassel to Brussel 2” ma, jak na tak rozbudowaną formę, odpowiednio skomplikowaną strukturę. Po nastrojowym wstępie (podkreślonym dźwiękami saksofonu) zespół serwuje odrobinę noise’u, z którym mocno kontrastuje transowa, szamańska wokaliza Asnake. W dalszej części utwór nabiera jeszcze większego rozmachu, a jazzrockowy podkład służy przede wszystkim wyeksponowaniu nadzwyczaj długiej partii solowej Lionela Martina. Ostatni fragment kompozycji, czyli „Ambassel to Brussel 2”, rozbrzmiewa po dwuminutowej ciszy – i jest to bardzo wyraziste zwieńczenie „Awo”. Zaprawdę trudno byłoby o mocniejszy akcent podsumowujący płytę. Skład: Asnake Guebreyes – śpiew Damien Cluzel – gitara elektryczna Lionel Martin – saksofon tenorowy Benoît Lecomte – gitara basowa Guilhem Meier – perkusja
Tytuł: Awo Data wydania: 12 lutego 2016 Nośnik: CD Czas trwania: 43:59 Gatunek: folk, jazz, rock Utwory CD1 1) Tchuéten Betsèmu: 04:27 2) Lantchi Biyé: 04:48 3) Endé Iyérusalem: 04:25 4) Gela Gela: 06:13 5) Sèwotch Men Yelalu: 05:30 6) Ambassel to Brussel 1 / Wubit / Ambassel to Brussel 2: 17:36 Ekstrakt: 80% |