„Diabli nadali” Olgi Rudnickiej to książka zabawna i wciągająca, z sympatyczną główną bohaterką. Powieść jest wymarzoną pozycją dla tych, którzy tęsknią za kryminałami Chmielewskiej – sporo humoru, zwariowani bohaterowie i poszukiwania pewnego mordercy…  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Po „Fartownym pechu”, który trochę mnie rozczarował, do kolejnej książki Rudnickiej podchodziłam ostrożnie. Na szczęście „Diabli nadali” zaoferowało mi dokładnie to, czego po tej powieści oczekiwałam: lekki styl i szczyptę humoru, dzięki którym spędziłam na lekturze dwa przyjemne wieczory. Dagmar Różyk alias Diabeł zostaje znaleziony martwy w swoim gabinecie. Podejrzenia padają na jego pracownicę, Monikę, jedną z niewielu osób, które denat zdawał się naprawdę szczerze lubić – a skoro tak, to wiadomo, że mieli romans i kochanka ubiła. Z zazdrości, bo Diabła zwano Diabłem nie bez powodu i jego diabelskiemu urokowi uległa niejedna niewiasta. Chociaż to Monika jest główną podejrzaną, potencjalnych zabójców może być wielu: plejada byłych kochanek, zazdrosnych narzeczonych, inni pracownicy firmy… Prolog zaś sugeruje czytelnikom, że intryga może być nieco bardziej skomplikowana niż się wydaje. Lektura wymaga pewnego zawieszenia niewiary. Czasem zachowanie niektórych postaci zdaje się mało prawdopodobne, a przede wszystkim, gdyby zastanowić się nad fabułą, w niektórych momentach jest ona mocno naciągana. Nie przeszkadza to jednak w odbiorze powieści – przynajmniej jeżeli oczekujemy lekkiej, przyjemnej lektury, okraszonej sporą dawką humoru. Bywa, że Rudnicka niemalże sięga granic absurdu, ale na szczęście nie wykracza poza nie. Dialogi są żywe, nawet jeśli czasem trochę mało prawdopodobne, to zabawne. Cięte riposty to faktycznie cięte riposty, a nie jakieś marne odzywki na poziomie przedszkola. Postaci wprawdzie nie poznajemy zbyt dobrze, może poza główną bohaterką, żadna jednak nie wydała mi się nie do zniesienia, Monikę zaś zdecydowanie da się lubić. Wielki plus autorka zyskała sobie także u mnie za relacje Moniki z Diabłem. Gdy w powieści dostaję scenę, w której bohaterka wchodzi do gabinetu super przystojnego pracodawcy, już krzywię się i wzdycham, pewna, że wiem, jak to wszystko dalej się potoczy. I co? Pomyłka. „Diabli nadali” to nie kolejny marny romans biednej, szarej myszki z chodzącym ideałem. Urocza jest także rodzinka Monisi, tatko i do przesady troskliwi braciszkowie – wprawdzie praktycznie ich od siebie nie odróżniałam, ale i sądzę, że mieli oni po prostu pełnić rolę tła. I w tej roli sprawdzili się doskonale, gotowi obijać gęby każdemu, kto postanowi skrzywdzić ich małą dziewczynkę. „Diabli nadali” to pozycja świetna dla wielbicieli kryminałów na wesoło, ale może nie przypaść do gustu tym, którzy oczekują mozolnego śledztwa, pogłębionych portretów psychologicznych bohaterów, autentyczności i mrocznego klimatu. Książka wciąga, czyta się ją szybko, przyjemnie i z uśmiechem na ustach, ale trudno powiedzieć, żeby trzymała w napięciu, zmuszała do namysłu czy do przejmowania się losem bohaterów. Nie jest to absolutnie wada – ot jeśli ktoś od kryminałów tego oczekuje, po powieść Rudnickiej nie powinien sięgać. Za to fanom na przykład Joanny Chmielewskiej powinna pasować.
Tytuł: Diabli nadali Data wydania: 6 października 2015 ISBN: 978-83-8069-147-6 Format: 448s. 125×195mm Cena: 35,– Gatunek: humor / satyra, kryminał / sensacja Ekstrakt: 70% |