Jeśli lubicie opowieści o samurajach, roninach, ogólnie o średniowiecznej Japonii, a znużeni jesteście już trochę disnejowską kreską Stana Sakai, to powinniście sięgnąć po pierwszy tom „Okko – Cykl wody”.  |  | ‹Okko #1: Cykl Wody›
|
Zacznijmy od podobieństw. Znowu mamy ronina, w tym przypadku ma on na imię… Okko. Jakoś tak wychodzi, że w tych komiksowych wersjach to najbardziej wdzięczny typ japońskiego wojownika. W sumie odpowiedź na pytanie o taki stan rzeczy jest dosyć prosta. Przygody takiego, dajmy na to, Usagiego zapewne przestałyby być wciągające po dwóch, trzech tomach. Opowieść o samuraju przemierzającym kraj, będącym sam sobie sterem i okrętem, jest chyba ciekawsza od sytuacji, gdy ten czy inny Yojimbo musi wykazać się bezwzględnym posłuszeństwem wobec prawa. A przynajmniej ta pierwsza wersja jest łatwiejsza do ogarnięcia dla scenarzysty. Drugi element podobieństwa to mocne osadzenie w realiach średniowiecznej Japonii. I to zarówno tej realnej z samurajami, bushido, wieśniakami, gospodami, jak i tej nierealnej, magicznej, w wersji fantasy z demonami, ogrami, wampirami i innymi stworami. Podobnie jak w komiksie Sakai mamy dużo wstawek z języka japońskiego, chociaż to akurat jest naturalne, bo wiele pojęć robi lepsze wrażenie w oryginale. Ale to, co czyni „Okko” komiksem ciekawym, wręcz wciągającym, to różnice w stosunku do sagi o długouchym samuraju. O ile nie można „Usagiemu” zarzucić, że jest infantylny, to „Okko” jest historią zdecydowanie bardziej mroczną i realistyczną. Nie mamy tutaj duszków uciekających z zabitych, tylko regularną sieczkę samurajskimi mieczami. Dużo bardziej skomplikowaną postacią jest główny bohater, milczący, wręcz ponury - też kieruje się zasadami samurajskiego kodeksu, ale nie jest typem „do rany przyłóż”, który każdemu gna z pomocą. Widać to wyraźnie w momencie, gdy zapaść ma decyzja o wyruszeniu na poszukiwania Małego Karpia, młodej gejszy porwanej przez piratów. Dopiero namowy pozostałych kompanów powodują, że Okko podejmuje wyzwanie. Właśnie, kompani. To bardzo ważny element budujący nastrój całej historii. Bo Okko ma grupę całkiem ciekawych przyjaciół, którzy wcale nie są jedynie tłem dla głównego bohatera. Mamy Noburo, zagadkowego olbrzyma w masce, przypominającego demona. Jego tajemniczość pogłębia niespotykana odporność na wszelkiego rodzaju ciosy. Przeciwieństwem Noburo jest bonza Noshin, który tym lepiej daje sobie radę z przywoływaniem różnych bóstw, im więcej wypije sake. Uzupełnieniem ekipy jest młodziutki Tikku, rybak i jednocześnie brat porwanej gejszy. Trzeba przyznać, że tak dobrze skonstruowana drużyna została rzucona w bardzo sprawnie zaplecioną intrygę. Poszukiwania Małego Karpia prowadzą przez niezwykłe, baśniowe, ale i ponure miejsca. Okko i jego kompani trafiają na godnych siebie przeciwników, zarówno tych ludzkich, jak i nie do końca ludzkich. Całość wieńczy niebanalne zakończenie. Na szczęście Taurus zdecydował się sięgnąć po wydanie zbiorcze i czytelnik nie musi czekać na kolejny tom, aby poznać losy całej wyprawy. „Last but not least” – warstwa graficzna. „Usagi” od samego początku zaskoczył kontrastem pomiędzy wspomnianą disnejowską kreską a całkiem poważnymi tematami. Tutaj rysunek całkowicie współgra ze scenariuszem, co więcej - pomaga wciągnąć czytelnika w nastrój opowieści poprzez nawiązanie do tradycyjnych japońskich grafik. To prawdziwa uczta dla oczu, a w połączeniu z nieszablonową historią stanowi nową jakość w opowieściach o samurajach.
Tytuł: Okko #1: Cykl Wody Tytuł oryginalny: Okko: Le cycle de l’eau Data wydania: 22 maja 2016 ISBN: 978-83-64360-82-4 Format: 96s. 220×297mm; oprawa twarda Cena: 70,– Gatunek: fantasy Ekstrakt: 90% |