– Tak jest, chorobę. Łatwo zapaść na beznadziejną, tęskną i nieuleczalną miłość. Uśmiechnąłem się. – Spróbuję uważać. Ale wtedy z wody wynurzyły się wszystkie trzy i przyjrzały mi się badawczo. Trzy takie ślicznotki to było dla mnie zdecydowanie za dużo. Zamknąłem oczy i, nie wiedzieć czemu, pomyślałem o Ochrze, Sepii i Fuksji. Znowu trzy. Syreny zanurkowały, ale tylko po to, by po chwili wyskoczyć z wody i usiąść na brzegu fontanny. Ludzie spojrzeli zaciekawieni. A syreny zaśpiewały. Pieśń nie miała słów. A przynajmniej ludzkich słów. Czyste dźwięki popłynęły przez salę, orkiestra urwała w pół taktu, tańczący znieruchomieli, wszystkie twarze zwróciły się w naszą stronę. Królowa uniosła się w łożu i patrzyła z rozchylonymi ustami. Pieśń zdawała się mówić o smutku. O miłości, tęsknocie i przywiązaniu. O tym, jak ciężko wybaczyć zdradę i naprawić zaniedbanie. Jak nienawiść zamienia się w przyjaźń, a miłość w wierność. A potem śpiewały o mieście, o jego mieszkańcach, o życiu pełnym pośpiechu i wyrzeczeń. O smutnym losie, o nadziei, o niepoddawaniu się do samego końca i o walce z piętrzącymi się przeszkodami. Słyszałem w tym śpiewie słoneczny dzień i szum fal. Słyszałem stukot kół tramwajowych i radosne głosy dzieci w parku, szepty zakochanych i krzyki zwaśnionych. Różne rzeczy słyszałem… Nie wiem, jak długo trwała pieśń. Nikt chyba nie potrafił ocenić upływu czasu. Syreny śpiewały coraz ciszej, głosy opadały, stawały się coraz słabsze, aż na koniec dobiegły moich uszu trzy niegłośne pluśnięcia. Cisza dzwoniła w uszach, chociaż wydawało się, że śpiew ciągle jeszcze rozbrzmiewa w sali. Potem ktoś zaczął klaskać. Jak wichura zerwały się ogłuszające brawa, a uradowani ludzie pokrzykiwali hałaśliwie. Byłem trochę zaskoczony. Ten występ był naprawdę poruszający, ale aż do tego stopnia? Spojrzałem na stojącą obok Marię. Miała łzy w oczach i uśmiechała się smutno. – Oj, ty chyba widziałeś syrenę, Herbercie – wyszeptała. – I to tę jedyną. Strażniczkę. – Co się stało? – zapytałem. – Dlaczego to wzbudziło tak silne emocje? – Syreny nie śpiewały już od ponad stu dwudziestu lat. – Dlaczego? – Kto wie? Może nie miały dla kogo śpiewać. Ich śpiew przynosi podobno szczęście i pomyślność. Ci, którzy postanowili przyjść na bal później, będą tego żałować do końca życia. Zauważyłem, że zrobiło się zamieszanie, wszyscy zapragnęli nagle przysunąć się bliżej fontanny. Przez tłum przepchnął się jeden z paziów Złotej Królowej i zaprosił mnie gestem w stronę jej łoża. Królowa nie leżała już w kuszącej pozie, lecz stała na podwyższeniu. Na sali zapadła cisza. – Chciałam ci serdecznie podziękować, Herbercie, za tę niespodziankę. Syreny znów zaśpiewały i sprawiła to twoja obecność. Wszyscy jesteśmy ci wdzięczni. Królowa powiodła ręką wokół i dojrzałem, jak głowy zgromadzonych pochylają się w pokorze. – W zamian ofiarowuję ci jedno życzenie. Może być to prośba, zadanie lub rzecz. Kiedy tylko będziesz potrzebował. Wzbudziło to cichy szmer podziwu, który przelał się przez salę i ucichł tak szybko, jak się pojawił. Skłoniłem się. Złota Pani klasnęła w dłonie, a orkiestra jakby przebudziła się z kamiennego snu. Zaśpiewały smyczki i klawisze, muzyka runęła w uszy skocznym rytmem mazurka. Królowa wróciła na łoże. Poczułem puknięcie w ramię. Z drugiej strony podjechał mi pod nos kieliszek. – Proszę, proszę. A niby wydawało się, że umie tylko sarkać na dworską kuchnię – rzucił żartobliwie Tobiasz. – A tu nagle nie dość, że tresuje syreny, to jeszcze zbiera nagrody od Królowej. I to nieograniczone czasowo i terytorialnie. – Zatańczysz ze mną, Herbercie? – Maria chwyciła mnie pod ramię. – Nie wiem, czy umiem to tańczyć – skrzywiłem się. – A nie chciałbym się po raz kolejny kompromitować. – Nie wierzysz chyba, że ktokolwiek teraz uśmiechnie się do ciebie krzywo? – Maria roześmiała się. – Chodź! Zatańczymy, nim odbiorą mi cię młodsze, a te już się kręcą wokół jak sępy nad padliną. Nie zauważyłem, żeby ktokolwiek się koło mnie kręcił, ale postanowiłem nie dyskutować. Dopiłem wino duszkiem. Oddałem pusty kieliszek Tobiaszowi, który zasalutował nim do mnie, a potem opróżnił swój. – Czy on się za szybko nie upije? – zapytałem jeszcze Marii. – Ależ oczywiście, że tak. A potem wytrzeźwieje. A cykl ten będzie powtarzał, póki bal się nie skończy. Wciągnęła mnie na parkiet i zawirowaliśmy.
Tytuł: Bezsenni Data wydania: 20 czerwca 2016 ISBN: 978-83-7995-051-5 Format: 308s. 125×195mm Cena: 34,99 Gatunek: fantastyka W stolicy wybucha seria tajemniczych pożarów. W dziwny sposób łączą się one z niezwykłym błękitnym płomieniem, który nawiedza sny młodej blogerki, wabiąc przypadkowe ofiary i paląc je na popiół. Ktoś… lub coś morduje Bezsennych, ulubieńców Złotej Kaczki, niepodzielnie władającej magiczną Warszawą.Herbert Kruk jak zwykle ma szczęście − lub pecha − znaleźć się w samym centrum wydarzeń.Czy mag wygra wyścig z czasem i zdoła ponownie ocalić stolicę? Jakie intrygi rozgrywają się na Dworze Złotej Pani? Czy agent rosyjskiego Archiwum X okaże się sojusznikiem, czy może śmiertelnym wrogiem? Jaką cenę trzeba będzie zapłacić za pomoc rusałki? I wreszcie – czy warszawski czarodziej zdoła uratować swoją matkę, od lat zamkniętą w magicznym krysztale? |