powrót; do indeksunastwpna strona

nr 5 (CLVII)
czerwiec 2016

Tu miejsce na labirynt…: Zagubieni w czasie „nowi romantycy”
Time is a Mountain ‹II›
W czasie gdy Mats Gustafsson angażował się w dziesiątki pobocznych projektów, dwaj jego kompani z tria Fire! (i zarazem Fire! Orchestra) również zdecydowali się na – nie pierwszy zresztą – skok w bok. Wraz z dobrze sobie znanym muzykiem sesyjnym Tomasem Hallonstenem stworzyli grupę Time is a Mountain, z którą nagrali już dwa pełnowymiarowe albumy. Ten drugi nosi tytuł „II” i jest intrygującą mieszanką jazzu i rocka z… new romantic.
ZawartoB;k ekstraktu: 80%
‹II›
‹II›
Zespoły Fire! oraz jego rozszerzona wersja, czyli Fire! Orchestra, to – obok Nu Ensemble – sztandarowe projekty szwedzkiego saksofonisty Matsa Gustafssona, jednej z największych współczesnych gwiazd nie tylko europejskiego, ale i światowego jazzu improwizowanego. Trzon Fire! od początku istnienia stanowią, prócz Matsa, jego dwaj rodacy: (kontra)basista Johan Berthling (znany także z formacji Goran Kajfeš Subtropic Arkestra, Angles 9 i Arashi) oraz perkusista Andreas Werliin (podpora modern-jazzowego Tonbruket i psychodeliczno-folkowego duetu Wildbirds & Peacedrums). Jak widać, nawet gdy Gustafsson zostawia ich na „lodzie”, panowie Berthling i Werliin raczej się nie nudzą. A kiedy już się na to zanosi, powołują do życia kolejną grupę. Takim sposobem w 2012 roku narodziło się trio Time is a Mountain.
Johan i Andreas zaprosili do współpracy klawiszowca Tomasa Hallonstena, który jest przede wszystkim wziętym w Skandynawii muzykiem sesyjnym (z różnymi artystami nagrał już kilkadziesiąt płyt); miał też okazję współpracować z nimi, między innymi w ramach Tonbruket („Dig It to the End”, 2011) oraz Fire! Orchestra („Exit”, 2013). Debiutancki album tria, zatytułowany po prostu „Time is a Mountain” ujrzał światło dzienne w kwietniu 2013 roku nakładem sztokholmskiej niezależnej firmy Häpna, której współwłaścicielem jest Berthling. Dwa lata później muzycy ponownie weszli do studia (a dokładniej mówiąc: dwóch studiów nagraniowych mieszczących się w stolicy Szwecji – Atlantis i Summa), aby zarejestrować materiał na drugi krążek kompaktowy, który także otrzymał bardzo niewyszukany tytuł – „II” (jego premiera miała miejsce w październiku ubiegłego roku). Co ciekawe, tym razem płytę sygnowała wytwórnia Repeat Until Death, założona przed paru laty przez wokalistkę Mariam Wallentin oraz Andresa Werliina (czyli duet Wildbirds & Peacedrums). Jeśli Hallonsten też ma udziały w jakimś przedsiębiorstwie zajmującym się produkcją płyt, całkiem prawdopodobne, że na trzecim albumie Time is a Mountain znajdzie się jego logo…
Sekcja rytmiczna plus klawisze (w tym przypadku organy i syntezatory) to dość niecodzienne instrumentarium; w takich sytuacjach, gdy w składzie nie ma gitarzysty, znacznie częściej funkcja solisty powierzana jest na przykład saksofoniście. W Time is a Mountain wziął ją na siebie Hallonsten, co z kolei wymagało odpowiednio nietypowych aranżacji, jak i specjalnych zabiegów ze strony samego Tomasa, by nie zanudzić słuchaczy. W efekcie nadzwyczaj często, dobierając brzmienia syntezatorów, decydował się na te, które swą jazgotliwością przypominały gitarę elektryczną. Z drugiej strony grane przez niego partie solowe niejednokrotnie nawiązywały swą melodyjnością do zespołów spod znaku nowej fali i new romantic sprzed ponad trzech dekad (vide Ultravox, Visage, A Flock of Seagulls). Choć oczywiście ani przez moment muzycy nie pozwalają zapomnieć o swoich jazzowo-rockowych korzeniach. Słychać to zwłaszcza w warstwie rytmicznej, ale i organy (Hammonda), na których gra Hallonsten, mogą kojarzyć się z dokonaniami Briana Augera, Johna Smitha, Johna Medeskiego czy Jamiego Safta.
Album otwiera utwór „Alicetti”. I właśnie na początek rozbrzmiewają w nim nastrojowe organy, wzbogacone punktowymi dźwiękami syntezatorów. Bas i perkusja pojawiają się dopiero pod koniec drugiej minuty, niewiele zresztą przy tym zmieniając – podobnie jak Tomas, także Johan i Andreas dbają przede wszystkim o delikatną fakturę kompozycji. Po dołączeniu sekcji rytmicznej Hallonsten skupia się głównie na warstwie melodycznej i przedstawia pierwszy (z licznych na płycie) zapadających w pamięć lejtmotywów. Partia organów z czasem rozkręca się, wpadając w prawdziwie transowe, zasysające uwagę słuchaczy tony. Podobnie dzieje się w „Memento Mono”, z tą różnicą jednak, że ten numer otwiera duet Berthlinga i Werliina. Na tle basu i perkusji Tomas proponuje kolejną urokliwą melodię, z którą mocno kontrastują pojawiające się na drugim planie syntezatorowe zgiełki. Ten odskok w stronę noise’u szynko jednak ustępuje miejsca subtelniejszym i bardziej przestrzennym – niemal psychodelicznym i spacerockowym – zabarwieniom. Wrażenie to potęguje jeszcze brzmienie organów w oczywisty sposób nawiązujące do lat 70. XX wieku.
W „Cellowave” z kolei smooth jazz miesza się z delikatną elektroniką; sekcja rytmiczna snuje się leniwie, przy czym nastrój ten udziela się także klawiszowcowi. Chociaż podkreślić należy, że w drugiej części utworu Hallonsten serwuje chyba najpiękniejszy, pełen nostalgii, motyw na Hammondach. Pod tym względem „Outside Verona” różni się znacząco: raz, że basista i bębniarz kołyszą w rytmie reggae; dwa, że partia syntezatorów przypomina muzykę ilustracyjną rodem z lat 80. Połączenie takie może wydawać się nieco karkołomne, ale trzeba przyznać, że sprawdza się znakomicie. Między innymi dlatego, że panowie z Time is a Mountain wprowadzają w tej kompozycji dużo jaśniejszych, by nie rzec, że wręcz radosnych brzmień. Optymistyczny wydźwięk ma także najdłuższe w całym zestawie, ponad siedmiominutowe „Autobo”, zagrane – przynajmniej na początku – z niezwykłą lekkością. Dopiero w dalszej części pojawiają się momenty bardziej rockowe (vide naśladujące gitarę klawisze, mocniejsza perkusja, wyeksponowany bas).
Rockowo zaczyna się również „Sepian”, choć z czasem na plan pierwszy wybijają się w nim syntezatory Hallonstena, który tym razem daje przede wszystkim upust swej fascynacji rockiem elektronicznym. W efekcie utwór ten przypomina bardziej melodyjne (czytaj: popowe) kompozycje z dyskografii Tangerine Dream bądź Klausa Schulzego. Idealnym zwieńczeniem płyty jest natomiast transowo-ambientowy – przynajmniej na otwarcie – „Drumlings”. Delikatna gitara basowa i relaksacyjne organy pozwalają odpłynąć w inne przestrzenie; z powrotem na ziemię ściąga jednak słuchaczy rozbudowana solówka syntezatorów, które po raz kolejny wcielają się w rolę gitary elektrycznej. Tomas nieźle sobie folguje, jakby przez moment zapomniał, że siedzi przy klawiaturze, a nie trzyma w ręku instrument, który czyniłby go drugim Jimmym Page’em bądź Ritchie Blackmore’em. Jego energetyczne zapędy przez jakiś czas podsycają jeszcze pozostali kompani, którzy dopiero w finale wywierają na Hallonstenie delikatną presję, by przyhamował, bo przecież czas wieńczyć dzieło.
Dla Berthlinga i Werliina udział w nagraniach Time is a Mountain jest zapewne bardzo miłą odskocznią od freejazzowych eksperymentów realizowanych w składach z Matsem Gustafssonem czy Martinem Küchenem. Narzekać nie mogą jednak także słuchacze, którzy dzięki temu mają szansę wzbogacić swoją płytotekę o niezwykle wartościową muzykę z pogranicza jazzu, rocka i elektroniki, która pełnymi garściami czerpie inspiracje z dokonań lat 70. i 80. ubiegłego wieku. Do tego stopnia, że momentami można odnieść wrażenie, jakby nastąpiło zakrzywienie czasoprzestrzeni i nagle w drugą dekadę XXI wieku wyrzuciło zagubionych w czasie „nowych romantyków”.
Skład:
Tomas Hallonsten – organy, syntezatory
Johan Berthling – gitara basowa
Andreas Werliin – perkusja



Tytuł: II
Wykonawca / Kompozytor: Time is a Mountain
Data wydania: 23 października 2015
Nośnik: CD
Czas trwania: 39:48
Gatunek: elektronika, jazz, rock
Wyszukaj w: Matras.pl
Wyszukaj w: Kumiko.pl
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Utwory
CD1
1) Alicetti: 05:36
2) Memento Mono: 05:27
3) Cellowave: 05:15
4) Outside Verona: 05:09
5) Autobo: 07:10
6) Sepian: 04:46
7) Drumlings: 06:24
Ekstrakt: 80%
powrót; do indeksunastwpna strona

122
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.