Nadzieje były ogromne, bo „Gdzie jest Nemo?” to jedna z tych animacji Pixara, gdzie zagrało wszystko, pomysł gonił pomysł, a efekt końcowy porwał tych małych i tych dużych. „Gdzie jest Dory?” wyłuskało z pierwowzoru wszystko co najlepsze i pokazało na ekranie raz jeszcze, nie siląc się na modyfikacje, w efekcie czego dostajemy bardzo ładną, ale fabularnie miałką animację z przeznaczeniem tylko dla młodszych widzów.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Role się odwróciły – tym razem to Dory wyrusza na głębiny oceanu w poszukiwaniu swoich rodziców, a Nemo z Merlinem podążają jej tropem. Na przemian oglądamy perypetie błazenków szukających przyjaciółki i samej Dory próbującej dostać się do oceanarium, gdzie się urodziła, a potem utraciła kontakt z rodziną. No oba wątki składa się kilka epizodycznych przygód, które nie za bardzo tworzą jakąś spójną całość. W „Gdzie jest Nemo?” schemat był podobny, ale zarówno wątek Nemo uwięzionego w akwarium i drugi, poszukiwania synka przez Merlina, miały swoje spójne historie, które w końcówce splatały się razem. Tutaj poszczególnym scenom brak jakiegoś fabularnego spoiwa poza samym motywem poszukiwania. Pomysły na przygody i żarty to niestety w dużej mierze odgrzewane kotlety, co chwilę trafiamy na nawiązania do motywów i postaci z pierwszej części, tak jakby twórcy chcieli nam powiedzieć „hej, pamiętacie, jakie to było fajne i śmieszne?”. Tyle że drugi raz to tak już nie działa. Wspomnienia udaje się przywołać, ale nie wpływa to na odbiór samego filmu. Najlepszym przykładem wymęczone do bólu problemy z pamięcią krótkotrwałą głównej bohaterki. Parę szalonych, udanych pomysłów się znalazło, nawiązania budzą nostalgię, ale oba filmy prezentują zupełnie inną klasę fabularną. W warstwie moralizatorskiej także otrzymujemy drugi raz to samo. Krótszą płetwę Nemo zastąpiły na pierwszym planie zaburzenia pamięci Dory i znów dowiadujemy się, że niepełnosprawny nie znaczy gorszy, a do celu trzeba dążyć mimo wszelkich przeciwności. „Gdzie jest Dory?” to bardzo ładny, technicznie doskonały i kolorowy film, pochwalić należy polski dubbing, ale przez słaby scenariusz pozostanie jedynie propozycją dobrą tylko dla najmłodszych jako przygodowa kreskówka. Akcja posuwa się do przodu wartko, niby ciągle coś się dzieje, ale przygody są zbyt epizodczyne i poszarpane, są tylko przystankami na drodze do głównego celu poszukiwań bohaterów, a poza tym fabularnie nie dzieje się nic. Najcięższym zarzutem jednak jest, że poza samym finałem, perypetie te nie budzą emocji. I tu uwidacznia się największa różnica pomiędzy oboma filmami. Emocjonalnie angażujący „Nemo” pozostanie w pamięci na zawsze, „Dory” powtórzy los kontynuacji „Króla Lwa”, jako ładny, ale niepotrzebny dodatek. Przy kolejnym skoku na kasę (następnym będzie bodaj kontynuacja „Iniemamocnych”) warto byłoby się trochę wysilić i poczekać na pomysł.
Tytuł: Gdzie jest Dory? Tytuł oryginalny: Finding Dory Data premiery: 17 czerwca 2016 Rok produkcji: 2016 Kraj produkcji: USA Gatunek: animacja, komedia, przygodowy Ekstrakt: 60% |