Po ostatniej publikacji poświęconej Nickowi Fury′emu w Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela nabrałem do tej postaci sporo sympatii. Po przeczytaniu tomu dziewięćdziesiątego piątego, „Nick Fury, agent S.H.I.E.L.D. część 2”, mam jej jeszcze więcej.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Album ten stanowi bezpośrednią kontynuację przygód dyrektora S.H.I.E.L.D., zaprezentowanych w tomie 80. Startujemy więc w samym środku starcia Nicka z Żółtym Szponem. Dlatego też przed lekturą warto przypomnieć sobie, o co w tym wszystkim chodziło. Dobrze również porównać twórczość Jima Steranki z czasu, kiedy dopiero rozpoczynał pracę nad przygodami Fury′ego, bazując na konceptach Jacka Kirby′ego i Stana Lee, z tymi, które stworzył, kiedy miał pełną kontrolę nad serią. Steranko okazał się nie tylko bardzo twórczy, ale przede wszystkim niezwykle odważny, albowiem poszedł inną ścieżką niż jego poprzednicy. Przede wszystkim do fabuły wprowadził elementy jednoznacznie szpiegowskie, które dziś mogą kojarzyć się z przygodami Jamesa Bonda. Nic w tym zresztą dziwnego, ponieważ w tamtym okresie świat oszalał na punkcie agenta Tajnej Służby Jej Królewskiej Mości (w kinach buszował już „Żyje się tylko dwa razy”). Sam Nick swoją szorstkością zaczął także przypominać odczytanie bondowskiej kreacji przez Seana Connerego. To już nie był ten niedogolony awanturnik z początku kariery, a ktoś, kto umie zachować się w towarzystwie wyższych sfer, choć kiedy trzeba, jest w stanie przyłożyć lewym sierpowym. Oczywiście same przygody przedstawione na łamach komiksu cechuje większa dynamika niż – miejscami nieco za bardzo przegadane – długie filmy na podstawie prozy Iana Fleminga. Akcja pędzi na łeb, na szyję, że wystarczy chwila dekoncentracji, by zgubić wątek. Rzecz jest o tyle trudniejsza, że Steranko, ograniczony ilością stron, często stosuje skróty i nie wdaje się w szczegóły, w jaki sposób Fury dostaje się do wrogiego statku, czy też zdobywa uniform, by przebrać się za szeregowego żołnierza wrogiej armii. Z drugiej strony, na pochwałę zasługują liczne odwołania do popkulturowych dzieł. Nie chodzi tylko o Jamesa Bonda, ale także, by wymienić te najbardziej oczywiste, „Zaginiony świat”, „King Kong” czy przygody Sherlocka Holmesa. Dodam przy okazji, że iście detektywistyczna i ponura atmosfera historii będącej pomysłową parafrazą powieści „Pies Baskerville′ów” jest jednym z najlepszych komiksów opublikowanych w ramach WKKM. Niestety, nie wszystkie epizody są tak udane. Wśród tych rewelacyjnych, jak wspomniane nawiązanie do prozy Arthura Conan Doyle′a czy apokaliptyczny „Dzień, w którym umarła ziemia”, trafiają się też mniej ekscytujące. Te drugie związane są przede wszystkim z walką z organizacją Żółtego Szpona. Nie licząc kilku oryginalnych pomysłów, nie odbiegają znacznie od tradycyjnej rozwałki. Jednak pomimo ciekawych wątków fabularnych, tym, co najbardziej przykuwa uwagę podczas lektury „Nick Fury, agent S.H.I.E.L.D. część 2”, są genialne rysunki, za które również odpowiada Steranko. Na tej płaszczyźnie poszedł na całość, tworząc prawdziwe popartowe i opartowe dzieła (z czasem jego twórczość dorobiła się własnego określenia – Zap Art). Z jednej strony mamy prekursorską czterostronicową panoramę, przedstawiającą starcie w bazie Żółtego Szpona (aż chce się wyrwać kartki, by obejrzeć połączoną całość), z drugiej – smaczki mniejszego kalibru, jak osnute mgłą bagna, niczym w wiktoriańskich powieściach grozy, czy tak umiejętne przedstawienie Nicka Fury′ego oddającego się chwilom miłosnych uniesień z Val, by cenzura nie miała się do czego przyczepić, a okulary w czasie lektury parowały, wzorem szyb samochodu w „Titanicu” Camerona. O tym, jak charakterystyczny i niepodrabialny był styl Steranki, niech świadczy jeden rodzynek w zestawie, którego nie jest autorem. Choć zarówno scenarzysta (Roy Thomas), jak i rysownik (Frank Springer), którzy są przecież uznanymi twórcami, robili, co mogli, by wejść w buty kolegi po fachu, to różnica jakościowa ich pracy i oryginału jest aż nadto widoczna. Na tle wspomnianych zalet, wszelkie zastrzeżenia kierowane pod adresem omawianej pozycji wydają się drobnostką. Niemniej muszę o nich wspomnieć. Po pierwsze: współczesny czytelnik może poczuć się zmęczony standardowymi w latach 60. obszernymi opisami, wyjaśniającymi, co w danym momencie widzimy na obrazku, czy też często bardzo sztywnymi dialogami. Trochę brakuje mi również oddechu, który zapewniali towarzysze Fury′ego (z poprzedniego składu został jedynie Dum Dum Dugan). Wiem, że założeniem scenarzysty było stworzenie całości bardziej poważnej, stąd zamiast komicznego Jaspera Sitwella, Nickowi partneruje Jimmy Woo mający do niego pretensje o to, że nie udaremnił zabójstwa jego ukochanej, ale jednak poprzednio wątki humorystyczne zdecydowanie ubarwiały sensacyjne intrygi. Na ten sam pomysł wpadli twórcy filmowych przygód agenta 007 – wraz z nadejściem epoki Rogera Moore′a żartów i luzu przybyło. Mimo pewnych uwag, druga odsłona poczynań Nicka Fury′ego to w dalszym ciągu niestarzejąca się klasyka, która powinna zadowolić nawet najbardziej wybrednego fana opowieści obrazkowych. Warto wspomnieć, że prace Steranki tak bardzo spodobały się czytelnikom w epoce, że dyrekcja zadecydowała o oddzieleniu przygód agenta S.H.I.E.L.D. od wspólnego tytułu „Strange Tales” i uruchomiła osobny miesięczny tylko jemu poświęcony. Nie dziwię się.
Tytuł: Wielka Kolekcja Komiksów Marvela #95: Nick Fury: Agent SHIELD. Część 2 Tytuł oryginalny: Nick Fury: Agent of S.H.I.E.L.D. Part Two Data wydania: 13 lipca 2016 ISBN: 978-83-2820-336-5 Format: 192s. 170×260mm; oprawa twarda Cena: 39,90 Gatunek: superhero Ekstrakt: 80% |