Na najnowszym – siódmym studyjnym, a ósmym (względnie dziewiątym) w ogóle – albumie norweskie trio Bushman’s Revenge postanowiło przypomnieć słuchaczom o swych jazzowych korzeniach. Zadbali o to przede wszystkim członkowie sekcji rytmicznej, za to ten trzeci – gitarzysta – postanowił przeciągnąć linę w stronę rocka. Efekt okazał się ponadprzeciętny, dlatego – jeśli tylko macie taką możliwość – sięgajcie po „Jazz, fritt etter hukommelsen”!  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Na początek rozwiążmy zagadkę z zajawki recenzji. Dlaczego można mieć wątpliwości dotyczące liczebników przy kolejnych albumach Bushman’s Revenge? To akurat nie jest takie trudne do wyjaśnienia. W „Esensji” przyglądaliśmy się już wcześniejszym albumom tria – piątemu („ A Little Bit of Big Bonanza”, 2012) i siódmemu („ Thou Shalt Boogie!”, 2013) w kolejności. Pomiędzy nimi ukazał się jeszcze koncertowy krążek „Electric Komle – Live!” (2013), a potem nastąpiły trzy lata przerwy, w trakcie której muzycy zajmowali się innymi projektami. Aż wreszcie w 2016 roku postanowili wyprowadzić zmasowane uderzenie i tego samego dnia (2 września) opublikowali dwie płyty: studyjną „Jazz, fritt etter hukommelsen” oraz koncertową „Bushman’s Fire” (tę drugą na razie jedynie w wersji winylowej). Na obu widnieje szyld tej samej wytwórni płytowej, z którą grupa związana jest nieprzerwanie od siedmiu lat, a chodzi o mające siedzibę w Oslo Rune Grammofon. Od początku istnienia, to jest od 2003 roku, skład Bushman’s Revenge nie uległ zmianie. Zespół tworzą: gitarzysta solowy Even Helte Hermansen (znany również z projektu Grand General), (kontra)basista Rune Nergaard oraz perkusista Gard Nilssen. Dwaj ostatni grają ze sobą jeszcze w dwóch innych eksperymentalnych (jazzowo-elektronicznych) formacjach: Astro Sonic i Scent of Soil; Nilssen poza tym udziela się w grupach Cortex, Obara International (której lideruje polski saksofonista Maciej Obara), Starlite Motel oraz Acoustic Unity. I jeszcze kilku (a może nawet kilkunastu) innych, ponieważ – obok swego rodaka, Paala Nilssen-Love’a – jest jednym z najbardziej rozchwytywanych skandynawskich bębniarzy. I choć trudno byłoby wskazać, który z projektów jest jego oczkiem w głowie, nie pozostawia wątpliwości fakt, że nad Bushman’s Revenge pochyla się od lat ze szczególną troską. Wydawałoby się, że o zespole, który działa już kilkanaście lat i wydał w tym czasie całkiem sporo płyt wiemy dużo. A jednak album „Jazz, fritt etter hukommelsen” powinien być – nawet dla najzagorzalszych wielbicieli norweskiego tria – niemałym zaskoczeniem. Dlaczego? Bo to, mimo naleciałości rockowych, najbardziej jazzowa płyta w jego dyskografii. Na której nie brakuje odniesień – czy to dosłownych, czy też pośrednich – do jazzu lat 60. XX wieku. Dość powiedzieć, że krążek otwiera przeróbka kompozycji czarnoskórego amerykańskiego pianisty McCoya Tynera „Contemplation” (z płyty „The Real McCoy” z 1967 roku). W oryginalnej wersji utwór ten trwał sześć minut, Norwegowie wydłużyli go natomiast do dziewięciu. I przy okazji mocno przearanżowali. Wartością dodaną jest przede wszystkim rozbudowana partia gitary Hermansena, który zaczyna bardzo spokojnie, by następnie zaproponować niepozbawione sprzężeń bluesowo-rockowe frazy w stylu Jimiego Hendrixa. Momentami łka tak bardzo, że trzeba starać się ze wszystkich sił, aby nie dać się porwać wzruszeniu i z oczu nie polały się łzy.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Z brzmieniem gitary elektrycznej mocno kontrastuje to, co słychać w tle – Nergaard i Nilssen grają bowiem bardzo subtelnie, klasycznie, postbopowo. Otwarcie kolejnego utworu, czyli „0500”, należy zresztą do kontrabasisty – ciepłe i głębokie brzmienie instrumentu Runego z miejsca tworzy odpowiedni nastrój, do którego następnie dopasowują się pozostali. Zmienia się to dopiero, gdy Even Helte stopniowo wybija się na plan pierwszy – swoją gitarą wprowadza zespół do świata rocka progresywnego, ciągnąc przy tym za sobą sekcję rytmiczną. Powłóczysta i pełna emocji solówka Hermansena to jeden z najmocniejszych fragmentów albumu. W „Bo Marius” gitarzysta robi nieco więcej miejsca swoim kolegom; skupia się na pojedynczych dźwiękach, które w brzmieniu przypominają fortepian. Do uszu słuchaczy przebijają się więc głównie snujące się refleksyjnie kontrabas i perkusja. Dopiero w drugiej części Even Helte ponownie przejmuje pałeczkę i nieco podkręca tempo. Nie trwa to jednak zbyt długo; w końcówce zostaje bowiem okiełznany i zmuszony do milczenia. W „Gamle plata til arne” od pierwszych sekund mamy do czynienia z hipnotycznym rytmem wyczarowywanym przez Runego i Garda. Hermansen, nie chcąc popsuć klimatu, delikatnie, niemal niepostrzeżenie, podłącza się do kolegów i owija się swymi dźwiękami dokoła budowanej przez nich konstrukcji. Niech Was to jednak nie zmyli! I tu nadchodzi moment, w którym gitarzysta dosłownie „odpala”, wkraczając na drogę prosto prowadzącą do świata hard rocka. Udziela się to również sekcji rytmicznej, która rezygnując z subtelności, przeistacza się w prawdziwie doommetalową maszynę. Kto za podobnymi wtrętami nie przepada, na pewno odetchnie z ulgą przy „Angels”. To kolejny cover – tym razem utworu amerykańskiego saksofonisty Alberta Aylera (z wydanej czterdzieści jeden lat temu płyty „Spirits Rejoice”). Podobnie jak w przypadku kompozycji Tynera, także do dzieła Aylera Norwegowie podeszli z chęcią dodania czegoś od siebie. To „coś” to głównie jazzowa gitara, konsekwentnie od pierwszych do ostatnich sekund utrzymana w nostalgicznym tonie. Nawet gdy Hermansen decyduje się na ostrzejszą zagrywkę, nie zapomina o przyjętym odgórnie założeniu – wierności oryginałowi. Nawet jeżeli wcześniejsze kompozycje pozwoliły słuchaczom przyzwyczaić się do nowego oblicza Bushman’s Revenge, w finale prawdopodobnie i tak nie będą oni w stanie ukryć kolejnego zaskoczenia. Niespełna czterominutowy utwór „Lola mit dem Gorgonzola” to bowiem urzekająca piękną melodią, pełna romantycznego wdzięku mieszanka jazzu i popu w stylu lat 60. ubiegłego wieku. Jest akustycznie, zwiewnie i elegancko; trochę jak w easy listening, tyle że bez przynudzania. Taki numer mógłby spokojnie wyjść spod ręki Janusza Strobla komponującego kolejną piosenkę dla Hanny Banaszak. Cóż, na tle takiego albumu, jak „ Thou Shalt Boogie!” nowa produkcja Hermansena, Nergaarda i Nilssena może wprawić w chwilowy stupor, zwłaszcza tych, którzy oczekiwali od Norwegów kolejnej porcji energetycznego, podrasowanego progresem jazz-rocka. Czy to jednak oznacza, że tym samym otrzymują produkt wybrakowany? W żadnym wypadku! „Jazz, fritt etter hukommelsen” to dzieło, do którego trzeba przywyknąć, później wgryźć się w nie – najlepiej zaczynając od solowych popisów gitarzysty. Na koniec natomiast warto odszukać oryginały „Contemplation” i „Angels”, by docenić, jak współcześni mistrzowie obeszli się z tymi sprzed dekad. Skład: Even Helte Hermansen – gitara elektryczna Rune Nergaard – kontrabas Gard Nilssen – perkusja
Tytuł: Jazz, fritt etter hukommelsen Data wydania: 2 września 2016 Nośnik: CD Czas trwania: 42:17 Gatunek: jazz, rock Utwory CD1 1) Contemplation: 06:05 2) 0500: 08:14 3) Bo Marius: 07:13 4) Gamle plata til arne: 08:49 5) Angels: 08:13 6) Lola mit dem Gorgonzola: 03:45 Ekstrakt: 80% |