Opisując „Pana Idealnego” zgodnie z recenzenckim szablonem, wypadałoby stwierdzić, że to zakochany w „Bridget Jones” potomek „Pana i Pani Smith”, w młodości puszczony samopas i przygarnięty przez gangsterów z „Pulp Fiction”.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Bohater sensacyjnej komedii romantycznej Paco Cabezasa po rodzicach dziedziczy ciepłe Janusowe oblicze i zabójczą skuteczność w likwidacii celów. Tak jak małżonkowie Smith, jest płatnym mordercą. Iście artystyczną choreografią, której epilog najczęściej sprowadza się do umieszczenia kuli w czole przeciwnika, mógłby zawstydzić finalistów „You Can Dance”, cyrkowców-nożowników i olimpijskich akrobatów razem wziętych. Jak na bohatera mainstreamowej komedii przystało, wypracowuje w sobie prosty kodeks moralny: zabija żądnych krwi zleceniodawców. Dzięki temu nietrudno mu kibicować. Zresztą, jest poszukującym drugiej połówki rycerzem nonszalancji w duchu Biga Lebowskiego! Upolowanie naszych serc przychodzi mu zatem bez trudu. Obdarzony wiecznie śmiejącymi się oczami i twarzą naczelnego olewusa Hollywoodu Sam Rockwell wydaje się być skrojony do odgrywanej przez siebie postaci. Tak jak kolorowe garnitury, które przywdziewa – precyzyjnie dobrane, oddają jednak pokłady szaleństwa ukrytego w tym, który je nosi. W filmie jest też druga wariatka: nadpobudliwa jak surykatka, histeryczna i irytująca jak Bridget Jones, lecz od tamtej bez porównania infantylniej i histeryczniej zagrana – Martha o plastikowym obliczu gwiazdy młodzieżowych musicali, Anny Kendrick. Gdy patrzyło się na opróżniającą lodówkę Renee Zellweger, nie było wątpliwości, że, choć pocieszne, cierpienie wynikłe z niespełnionego romantyzmu daje Bridget popalić. U Kendrick są nieopanowane piski, jest butelka alkoholu na wzmocnienie i zamykanie się w garderobie, lecz neurotyczny nadmiar w tym wykonaniu nie wzbudza już ciepłego współczucia. Raczej rodzi u widza niepokojące wrażenie zbyt długiej wizyty w WC krzykliwych gimnazjalistek. Całość, zgrabna technicznie i trzymająca tempo, nie ma w sobie szaleństwa gatunkowych kpin w wydaniu miłośnika czarnego humoru, Quentina Tarantino i innych przewrotnych apologii pechu w rodzaju filmów Guya Ritchiego („Przekręt”). To właśnie z tych dorobków twórcy pożyczają naczelny i wałkowany bez końca dowcip: nawet legionowi uzbrojonych po zęby zabijaków rodem z ostatnich kręgów piekła w chwilach zderzenia z tytułowym Panem Idealnym puszczają zwieracze, ciekną łzy, trzęsą się ręce, słowem – każdy brutal może odkryć w sobie mentalność dziecka prowadzonego do pierwszej spowiedzi, któremu ktoś w dodatku wciąż podstawia nogę. Po przełamujących gangsterskie tabu „Wściekłych psach” i „Pulp Fiction” trudno poświęcać temu więcej niż jedną scenę. Twórcy „Pana Idealnego” poświęcają ich całe mnóstwo. Przewidywalna całość (motywy-klucze: zakompleksiony szwarccharakter, braterskie porachunki, zemsta na usługach sprawiedliwości, miłość ponad wszystko) potwierdza ironię zawartą w tytule. Po seansie ironia odkrywa jednak swój gorzki smak.
Tytuł: Pan idealny Tytuł oryginalny: Mr. Right Data premiery: 2 września 2016 Rok produkcji: 2015 Kraj produkcji: USA Czas trwania: 90 min Gatunek: akcja, komedia, melodramat Ekstrakt: 50% |