powrót; do indeksunastwpna strona

nr 9 (CLXI)
listopad 2016

Owieczki
ciąg dalszy z poprzedniej strony
– To jest Sąd Boży.
– Tym bardziej.
Pani Sailyn gniewnie ściągnęła usta, odetchnęła głęboko, a potem władczym gestem skinęła na pasierbicę, która aż się skuliła pod jej spojrzeniem.
– Ty go przekonaj.
• • •
Gesill patrzyła, jak dwóch podkuchennych mocuje się z wielkim kotłem, który przywieźli na wózku, teraz zaś usiłowali przeciągnąć przez wąską furtę do schodni prowadzącej na mury. Poza tym nic ciekawego nie działo się na dziedzińcu, lecz ona nie odrywała wzroku od okna. Sineth widział jej profil odbity w szybie.
Wizerunki na ścianie. Złudne wrażenia. Potrząsnął głową. To tylko śliczna dziewczyna, której urodę od dawna traktowano jak część rodzinnego majątku. Może już nawet do tego przywykła.
– Pani – zaczął zdjęty współczuciem – nie musicie nic robić…
Spojrzała na niego błyszczącymi oczyma. Krwisty rumieniec zdążył już spłynąć z jej twarzy, pozostawiając ją bladą jak chusta.
– Nie – przerwała z pasją. – W żadnym razie! Jeszcze i was miałabym na sumieniu.
– Źle mnie zrozumieliście. Nie zamierzam brać w tym udziału.
– To dobrze. – Odetchnęła głęboko. – Podobno Bogów nie można do niczego przymusić. Co jednak, gdyby akurat patrzyli? Oni wiedzą, że mój brat skłamał.
A więc jednak! Sineth stłumił cisnące mu się na usta przekleństwo.
– W jakiej sprawie, pani? – zapytał łagodnie.
– To nie on zabił Tavina, to ja…
Zaczęła płakać. Nie zanosiła się szlochem, tylko siedziała z pochyloną głową, krucha i wciąż pełna wdzięku, pozwalając, by łzy spływały jej po policzkach. Na ten widok każdemu stopniałoby serce.
– A więc Halem postanowił wziąć winę na siebie?
Gesill zadrżała.
– Nie chciałam się zgodzić – rzekła wreszcie, ocierając twarz dłonią – ale powiedział, że mnie będą obwiniać, że nikt mi nie uwierzy…
– Chociaż spróbujcie.
– Ale ja naprawdę nie wiem, dlaczego to wszystko się stało. – Gesill westchnęła bezradnie. – Tavin… Kiedy mi położył ręce na szyi, pomyślałam, że tylko tak sobie głupio żartuje, chociaż nigdy wcześniej nie postępował w ten sposób. Prosiłam, by przestał, ale on mnie chyba nie słyszał. Miał takie dziwne spojrzenie. Chyba nic nie czuł, nawet jak podrapałam mu dłonie. Już nie mogłam złapać oddechu…
A tym bardziej wzywać pomocy – pomyślał Sineth, zły na siebie, że wcześniej ten szczegół mu umknął.
– Więc go pchnęłam sztyletem. – Gesill zadrżała na to wspomnienie. – Raz tylko, ale starczyło. Miałam jego krew na sobie, wszędzie. Wtedy Halem wyważył drzwi.
Musiała w końcu krzyknąć i brat przybiegł jej na ratunek. Potem zaś przyznał się do zabójstwa, żeby ją chronić.
– Skąd wzięliście sztylet?
– Co? – Dziewczyna obróciła na niego zdziwione spojrzenie. – Ach tak. Schowałam go pod poduszką, bo nie chciałam, żeby Tavin zobaczył. Ekii przyniosła, wiecie, moja dawna piastunka. Mówiła, że to na szczęście.
Domowe gusła przeciw prawdziwym czarom – pomyślał Sineth. – Jednakże w tym przypadku całkiem skuteczne.
– Ocaliła wam życie.
– Czy tak? – Gesill spoglądała na niego wielkimi oczyma. – W takim razie tym bardziej powinnam powiedzieć prawdę. Jeślibym poszła do ojca Tavina…
– Odradzam. Uczyniłby z was zakładniczkę, a Halem i tak musiałby stanąć do walki.
– Nie rozumiem, dlaczego to zrobił – jęknęła Gesill z rozpaczą. – Ojciec powiada, że obroni nas w zamku.
Saldarczyk zmarszczył brwi. Jemu też to nie dawało spokoju. Halem bał się pojedynku. Był przekonany, że Bogowie go ukarzą za kłamstwo. Jego postępowanie nie miało sensu, chyba że kto inny podjął decyzję za niego.
Sineth zerwał się na równe nogi i zgarniając po drodze pas z przypiętym doń mieczem, bez słowa wybiegł z komnaty. W kilka chwil był już pod furtą.
– Tak jest – rzekł mu zakłopotany wartownik. – Pan Halem kazał sobie przechód odemknąć. A mnie wiedzieć, po co? Prosto z pokoi tu przyszedł, w domowych szatach, nawet nie przepasany…
– Rzekł wam coś jeszcze?
– Ani słowa, panie. – Mężczyzna potrząsnął głową. – Wołaliśmy za nim, ale on ruszył prosto przed siebie, aż Garvenowi go obstąpili i do ichniego obozu powiedli. My tutaj we dwóch tylko przy furcie – dodał tonem usprawiedliwienia.
Sineth zawrócił.
Gdy wbiegał po schodach, usłyszał róg herolda pod bramą. Przyspieszył kroku, mając nadzieję, że nie spotka nikogo po drodze.
• • •
W obozie na błoniach zgromadziła się znakomita większość oblegających. Wręcz można było powątpiewać, czy ktokolwiek pilnuje jeszcze głównej bramy lub ma baczenie na zamkowych łuczników. Kiedy prowadzono go przed oblicze Garvena, Sineth wszędzie wokół słyszał rozgorączkowanych ludzi rozprawiających o tym, co się miało wkrótce wydarzyć.
Pole walki zostało już wytyczone. Wydeptany spłachetek ziemi dla uczczenia obojga Bogów obrysowano podwójnym kręgiem. Nieopodal stał Halem, pilnowany przez kilku zbrojnych Garvena. Na widok nadchodzącego Sinetha na jego pobladłej twarzy pojawił się wyraz rozpaczliwej nadziei, który zgasł zaraz, gdy Saldarczyk w milczeniu pokręcił głową.
Sineth ukłonił się Garvenowi, zasiadającemu na przykrytym derkami drewnianym klocu. Ten skrzywił się z jawną niechęcią, ale nic nie powiedział. Czarnowłosy mężczyzna z takąż imponującą brodą i głową dzika wyszytą na piersi przysunął się do jego boku, szepcząc mu coś pospiesznie na ucho, lecz Garven odpędził go stanowczym machnięciem dłoni. Wyglądał, jakby się jeszcze postarzał od ich ostatniego spotkania. Jego oczy otaczały grube czerwone obwódki, a skóra przybrała niezdrowy, szarawy odcień. Minę miał jednak zaciętą. Sineth, uznawszy, że raczej nie zdoła go do niczego przekonać, stanął z boku i czekał na dalszy rozwój wypadków.
Ujrzał Murina zmierzającego do kręgu. Zdziwił się nieco, gdyż nie spodziewał się, że właśnie jego Garven wybierze na swojego przedstawiciela. Uważał go za człowieka honoru, który niechętnie stanąłby do pojedynku, który w istocie miał okazać się egzekucją. Murin miał jednak osobiste powody, by pragnąć ukarania zabójcy. Sineth skinął mu głową, po czym, nie doczekawszy się odpowiedzi, jął przyglądać się świadkom przysłanym z zamku. Młody porucznik, zastępca niezdolnego na razie do podniesienia się z łoża Barina, posłał mu chmurne spojrzenie, zaś czcigodny Lusin uśmiechnął się blado, nie przerywając szeptanej pod nosem modlitwy. Wyglądało na to, że żaden nie wierzy w pomyślny wynik próby.
Sam Halem, gdy podawano mu miecz, miał wzrok wbity w ziemię i przygarbione ramiona. Mimo to ze spokojem wysłuchał, jak Murin w imieniu swojego pana oskarża go o dokonanie mordu na osobie Tavina Garvena i odpowiedział bez drżenia w głosie, oświadczając własną niewinność. Następnie obaj weszli do kręgu.
Nie było żadnego sygnału do rozpoczęcia pojedynku, ani też reguł określających dalsze zachowanie walczących, poza tą, że tylko jeden z nich miał na powrót przekroczyć linie.
Od pierwszej chwili stało się jasne, że Murin, choć w oczywisty sposób świadom własnej przewagi, zarazem nie zamierza lekceważyć młodszego przeciwnika. Ruszywszy po wewnętrznej krzywiźnie okręgu, począł go z wolna okrążać. Halem śledził go bacznie trzymając swą klingę w pogotowiu. Z jego postawy można było wnosić, że posiada pewne szermiercze umiejętności. Obserwując go, Sineth doszedł do wniosku, że w zwykłym starciu chłopak może i zdołałby się jakoś obronić, lecz tu niemal od razu poniosły go nerwy. Zaatakował zbyt szybko, odsłaniając się z boku. Ten błąd łatwo mógł kosztować go życie. Tak się jednak nie stało. Murin o wiele za wolno złożył zastawę i ostrze Halema drasnęło go w ramię. Zamiast natychmiast na powrót osłonić się klingą, opuścił broń, jakby ta nagle stała się dlań ciężarem, którego nie był zdolny udźwignąć. Zachwiał się i z wyraźnym trudem utrzymał na nogach. Wśród zebranych rozległy się okrzyki niedowierzania. Zdumiony Halem zatrzymał się, nie wykorzystując niespodziewanej przewagi.
– Przerwać walkę! – krzyknął Sineth, natychmiast pojmując, co się stało. – Rzucono na niego urok!
Pośród tych, do których dotarły te słowa, podniósł się szmer. Niektórzy poczęli krzyżować palce lub nerwowo spoglądać na boki. Pan z Garth zerwał się ze swego siedziska siny na twarzy.
– Nie! – wrzasnął wściekle.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

29
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.