powrót; do indeksunastwpna strona

nr 9 (CLXI)
listopad 2016

7. American Film Festival: Dream Baby Dream
Andrea Arnold ‹American Honey›
Wizja Ameryki z „American Honey” Andrei Arnold nie przypomina bajkowej scenerii z jakiejkolwiek mainstreamowej wersji amerykańskiego snu. Barwy są tu przygaszone, światło naturalne i bez blasku, a otoczenie tak nieprzyjemne, że marzy się o natychmiastowej ucieczce.
ZawartoB;k ekstraktu: 50%
‹American Honey›
‹American Honey›
Już od samego początku wpadamy w sam środek Ameryki B. Nastoletnia Star wraz z rodzeństwem grzebie w śmieciach. Razem szukają jedzenia wyrzuconego z supermarketu. Czegokolwiek co da się bez większego szwanku przynieść do domu, wykorzystać i zjeść. Star swojego brata nazywa Spider-manem, ten odpowiada jej, że jest raczej jego śmietnikową wersją. Nie będzie to jedyny raz kiedy Arnold weźmie w swoje ręce symbole Ameryki i wrzuci je w niewdzięczną rzeczywistość. Ta zresztą dla Star jest wyjątkowo przykra. Matka wykończyła się narkotykami, przy styczności z jej chłopakiem odczuwamy wiszącą w powietrzu przemoc. Dlatego gdy na sklepowym parkingu Star zauważa radosną i nastoletnią gromadkę pod przewodnictwem zawadiackiego Jake’a, nie minie wiele czasu by rzuciła wszystko i ruszyła wraz z nimi w podróż w nieznane.
Arnold ustawia kamerę bardzo blisko bohaterów, w close-upowych drżących ujęciach jest prawda, aktorski naturalizm i nasycone młodzieńczą pasją emocje. Grupa młodych i pozbieranych z każdego miejsca Ameryki postaci to zapowiedź różnorodności w wyprawie. Ktoś zajmuję się trochę muzyką, ktoś inny ma czarne wizje a jeszcze ktoś po prostu chce dobrze się zabawić. Spójnikiem jest tradycyjne „nic to stracenia”, a ich włóczęga to swego rodzaju program typu „work&travel”, lecz w mocno krzywym zwierciadle. W ciągu dnia parają się akwizycyjną sprzedażą prenumerat różnorakich czasopism. Krążąc od domu do domu, odwiedzają najrozmaitsze zakątki Ameryki. Wieczorem resetują się alkoholem i używkami, by następnego dnia powtórzyć cały rytuał w zupełnie innym miejscu.
Reżyserka przybiera formułę kina drogi, lecz wraz z przebytymi kilometrami w jej bohaterach nie dochodzi do większych przemian. Arnold portretuje natomiast przyzwoicie wszystko wokół, amerykańskie symbole pokazuje wyblakłe i pozbawione magii. To świat niekończących się moteli, ukrytych gdzieś wśród strzelistych drapaczy chmur i eleganckich dzielnic. Kraina nieustannych paradoksów. Nawet jeśli zdarzy się uchwycić w kamerze piękny pejzażowy krajobraz, to tylko po to by kontrastowało to z oddawaniem przez bohaterów fizjologicznych potrzeb. Majętne persony, którym udało się w praktyce wyśnić american dream, to albo samotnicy albo zblazowani i znudzeni własnym życiem przerysowane postaci.
W tej nieustającej błąkaninie, upstrzonej kilkoma barwnymi epizodami, po kilku przystankach zaczyna zwyczajnie przynudzać. Wiodący duet Star – Jake, między którymi co chwila kipi od wzajemnego pożądania, to szansa na wyrwanie z ciągu powtarzalności. Niestety, ich wątek nie wzbudza – podobnie do większości bohaterów – większej sympatii. To mało wyrafinowana kombinacja szalonych, młodzieńczych dusz. Arnold snuje za ich pomocą opowieść odrobinę o dorastaniu, zagubieniu podstawowych wartości i poszukiwaniu marzeń. Jednakże ustawia wnioski tak sztywno i fanularnie wcześnie, że nawet jeśli w Star pojawiają się moralne wątpliwości co do całego przedsięwzięcia, to znikają one równie szybko jak zmieniający się krajobraz. Zderzenie z realiami domokrążcy jest dla niej z początku problemem, lecz wyrzuty sumienia gasi uczciwością i prostolinijnością. Jednocześnie dla dużych pieniędzy jest gotowa na rzeczy spoza katalogu prostych kłamstw i oszustw.
Arnold w swej wizji tułającego się pokolenia tworzy przydługi i jednowymiarowy, mało zróżnicowany obraz. Nie broni się w tym wszystkim przyjęta płytka konstrukcja rodem z mainstreamowego romansidła. To co wewnątrz bohaterów, obrazuje się tu muzycznymi przebojami. Dlatego gdy Rihanna zaśpiewa „We Found Love”, para będzie uwodziła się ukradkowymi spojrzeniami. Kiedy Boss zacznie zawodzić „Dream Baby Dream”, czeka nas fragment z tanim sentymentalizmem w tle. Gdy usłyszymy refren mistycznego „God’s Whisper”, Star będzie w tym czasie ratować żółwia wśród buchającego w tle ogniska.
W przeciągłej i emocjonalnie zbyt pustej wędrówce, słychać echa bitników rodem z prozy Kerouaca, lecz w rzeczywistości są one spychane na margines opowieści. Może i postaci krążą z miejsca na miejsce, lecz nie ma się co spodziewać, że ich tułaczka ma kierować się w stronę duchowego czegokolwiek. Oni sami nie wyznaczają sobie żadnego celu, do którego dążą żeby zakończyć swą podróż. Dlatego też w rozległej na kilka tysięcy kilometrów w każda stronę Ameryce z „American Honey”, droga rzadko kiedy znajduje swój koniec.



Tytuł: American Honey
Dystrybutor: Gutek Film
Data premiery: 31 marca 2017
Reżyseria: Andrea Arnold
Zdjęcia: Robbie Ryan
Scenariusz: Andrea Arnold
Rok produkcji: 2016
Kraj produkcji: USA
Czas trwania: 163 min
Gatunek: dramat
Wyszukaj w: Kumiko.pl
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Ekstrakt: 50%
powrót; do indeksunastwpna strona

6
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.