powrót; do indeksunastwpna strona

nr 1 (CLXIII)
styczeń-luty 2017

Kadr, który…: Póki dysze jeszcze dyszą
Jako członek klubu astronautów Tytus musiał spać na okruszkach i jeść pastę do zębów z tubki. Kto by przewidział, że naprawdę poleci w kosmos?
Wczesne historyjki o Tytusie, Romku i A’Tomku rysowane były dość ostrą kreską, którą dziś może uznalibyśmy za undergroundową, z akwarelowym kolorowaniem, które dziś może uznalibyśmy za przynależne raczej komiksom z ambicjami artystycznymi.
W księdze III nasi bohaterowie zwiedzają wystawę techniki, gdzie eksponowana jest między innymi rakieta kosmiczna, jak to w komiksach, oczywiście w pełni gotowa do lotu. Tytus, który czasem przejawia zbytni entuzjazm w kwestii uruchamiania różnych maszyn (co widać później w księdze o wojsku), „niechcący” zabiera siebie i kolegów na kosmiczną przejażdżkę.
Po odpaleniu kolejnych członów rakiety pozostaje z niej niewielki pojazd, którym chłopcy podróżują przez resztę książeczki, zwiedzając kolejne planety. Na obrazku widzimy ich podejście do czegoś, co planetą okazuje się zupełnie nie być (nie był to też księżyc, ani – co należy zaznaczyć – stacja kosmiczna). W przeciwieństwie do wycyzelowanych space-operowych wizji ze współczesnych komiksów, tu kosmos jest zaledwie zaznaczony kilkoma plamami czarno-zielonkawej farby. Grubszy kontur rakiety podkreśla odległość między nią a „planetą”, z kolei nieco ukośne ułożenie pojazdu zaznacza jego ruch. Uważny czytelnik zauważy też, że z trzech dysz wylotowych jedna nie pracuje – prawdopodobnie po to, żeby nie przesłaniać pozostałych, bo o żadnej awarii napędu nie ma w opowieści mowy.
powrót; do indeksunastwpna strona

199
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.