powrót; do indeksunastwpna strona

nr 1 (CLXIII)
styczeń-luty 2017

Tu miejsce na labirynt…: Ken na gościnnych występach
Ken Vandermark, Steve Swell, William Parker, Paal Nilssen-Love ‹Momentum 1: Stone›
To jedna z sześciu płyt, do których materiał Ken Vandermark zarejestrował w styczniu ubiegłego roku podczas pobytu w nadzorowanej przez Johna Zorna posiadłości Stone na przedmieściach Nowego Jorku. Na scenie towarzyszyli mu inni wybitni jazzmani: puzonista Steve Swell, kontrabasista William Parker oraz norweski perkusista Paal Nilssen-Love.
ZawartoB;k ekstraktu: 80%
‹Momentum 1: Stone›
‹Momentum 1: Stone›
John Zorn i Ken Vandermark to ikony współczesnego jazzu, saksofoniści i kompozytorzy, bez których trudno byłoby wyobrazić sobie amerykańską scenę awangardową. I chociaż ich drogi przecinały się wielokrotnie, do tej pory jednak bezpośrednio ze sobą nie współpracowali. Być może jednak w najbliższym czasie ulegnie to zmianie, pierwszy krok został bowiem wykonany dokładnie przed rokiem, kiedy to właściciel wytwórni Tzadik Records zaprosił swego kolegę po fachu do Stone na przedmieściach Nowego Jorku – posiadłości będącej wypadkową miejsca do prób, studia nagraniowego i klubu koncertowego. Vandermark z kolei ściągnął tam liczne grono swoich etatowych wspólników, z którymi najpierw przez sześć dni ćwiczył, by następnie przez cztery kolejne – od 5 do 9 stycznia – dawać występy na żywo. Wszystkie były rejestrowane i po prawie roku zostały opublikowane – przez należącą do Kena wytwórnię Audiographic Records – w sześciopłytowym boksie „Momentum 1: Stone”. My przyjrzymy się dzisiaj ostatniemu albumowi z tego zestawu, zawierającemu koncert zagrany w sobotę 9 stycznia w późnych godzinach wieczornych.
Na scenie, obok tradycyjnie grającego na saksofonach (tenorowym i barytonowym) oraz klarnecie kontrabasowym Kena Vandermarka, pojawiło się wówczas jeszcze trzech artystów: puzonista Steve Swell („The Chicago Plan”, „Live in Copenhagen”), kontrabasista William Parker („Live at Jazzwerkstatt Peitz”, „Song Sentimentale”) oraz – przyjaciel Kena, najwierniejszy z wiernych – norweski perkusista Paal Nilssen-Love („Schl8hof”, „Lightning Over Water”, „The Lions Have Eaten One of the Guards”). Na występ kwartetu złożyły się dwie w pełni improwizowane kompozycje, trwające łącznie trochę ponad czterdzieści osiem minut. Jak na możliwości Vandermarka, to wprawdzie niewiele, ale pamiętajmy, że był to już jego drugi sobotni koncert, a szósty na przestrzeni ostatnich czterech dni.
Kto zna wcześniejsze dokonania amerykańskiego saksofonisty – czy to w szeregach formacji DKV Trio, czy też kwartetu Made to Break – w żadnym aspekcie nie będzie zaskoczony. Ale to wcale nie oznacza, że płyta nie sprawi mu przyjemności. Wręcz przeciwnie, otrzyma dokładnie to, czego się spodziewa, czyli free jazz na najwyższym światowym poziomie. Część pierwsza „Saturday Stone (Late)” zaczyna się od bezlitośnie demolującej uszy sekcji rytmicznej; Parker i Nilssen-Love grają z takim zacięciem, że mogliby spokojnie rywalizować ze swoimi kolegami po fachu z zespołów death- czy blackmetalowych. Nastrój niesamowitości i szaleństwa podkreślają jeszcze Vandermark i Swell, których rozedrgane dęciaki przyprawiają o ciarki na plecach. Słychać, że muzycy musieli wziąć sobie bardzo mocno do serca starą radę Alfreda Hitchcocka, że dobry film – w tym kontekście znacznie szerzej: dzieło artystyczne – powinien zacząć się od trzęsienia ziemi. A potem, jak wiadomo, napięcie musi rosnąć.
I rośnie. Choć niekoniecznie poprzez dokładanie do ognia. Amerykańsko-norweski kwartet to starzy wyjadacze, doskonale zdający sobie sprawę z tego, że czasami „lepiej” bierze się z „mniej”. Stąd zmieniające się co jakiś czas wątki muzyczne i nastroje, fragmenty bardziej stonowane i melodyjne, ekscytujące solówki i wyrafinowane duety, które – gdy słuchacz zdoła już zaczerpnąć oddechu – ponownie zamieniają się w nieokiełznany free jazz. Vandermark i Swell napędzają się wzajemnie, ale też od czasu do czasu wskazują sobie drogę do „krainy łagodności”, ba! potrafią nawet zamilknąć całkowicie, aby zrobić miejsce kolegom z sekcji rytmicznej. Fakt wykorzystania jednocześnie dwóch (a w sumie aż czterech) instrumentów dętych pozwala na tasowanie brzmień, wpływa też na ich bogactwo, niekiedy prowadząc nawet do ich bezpardonowej, aczkolwiek kontrolowanej, rywalizacji, jak chociażby w otwarciu drugiej części „Saturday Stone (Late)”. Ten fragment jest już znacznie krótszy, sprawia wrażenie cody wieńczącej wcześniejsze poszukiwania kwartetu. I taką też ma strukturę – tempo i dynamika rosną aż do momentu przesilenia, po którym następuje stopniowe wyciszenie.
Wysłuchawszy Vandermarka w tym składzie, łatwo zrozumieć, dlaczego koncert tego właśnie kwartetu zostawił sobie na koniec pobytu u Johna Zorna. To proste, po takiej dawce energii miał prawo czuć się całkowicie „wyprutym” i potrzebować dłuższego odpoczynku. Na szczęście ze słuchaczami jest inaczej, mogą raczyć się muzyką Amerykanina znacznie, znacznie dłużej.
Skład:
Ken Vandermark – saksofon tenorowy, saksofon barytonowy, klarnet kontrabasowy
Steve Swell – puzon
William Parker – kontrabas
Paal Nilssen-Love – perkusja, instrumenty perkusyjne



Tytuł: Momentum 1: Stone
Data wydania: 15 grudnia 2016
Nośnik: CD
Czas trwania: 48:15
Gatunek: jazz
Wyszukaj w: Matras.pl
Wyszukaj w: Kumiko.pl
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Utwory
CD1
1) Saturday Stone [Late], Part One: 38:54
2) Saturday Stone [Late], Part Two: 09:19
Ekstrakt: 80%
powrót; do indeksunastwpna strona

221
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.