„Barakuda” – nowa seria zapoczątkowana w tym roku przez Taurusa – to historyczno-przygodowa opowieść spod znaku płaszcza i szpady, za fabułę której odpowiada Jean Dufaux. I już samo nazwisko belgijskiego scenarzysty jest wystarczającą rekomendacją. Dla tych bardziej wątpiących można dodać jeszcze, że akcja rozgrywa się na Karaibach, a czarnymi charakterami są najpodlejsi z podłych piratów.  |  | ‹Barakuda #1: Niewolnicy›
|
Belgijski scenarzysta Jean Dufaux (rocznik 1949) to autor doskonale znany w Polsce. Ale czy może być inaczej, skoro na koncie ma między innymi takie serie, jak „ Skarga Utraconych Ziem”, „ Jessica Blandy”, „ Drapieżcy”, „ Krucjata”, „ Saga Valty” i nade wszystko „ Murena”? Co i tak jest jedynie wierzchołkiem góry lodowej. Dufaux, jak widać, zalicza się do twórców bardzo pracowitych i chociaż nie zawsze w jego przypadku ilość przechodzi w jakość, trzeba przyznać, że kolejny jego cykl – wprowadzany właśnie na rynek polski przez Taurusa – zapowiada się nad wyraz ciekawie. „Barakuda” wystartowała w 2010 roku i zamknęła się w sześciu tomach (ostatni ukazał się przed rokiem). Zilustrował je rodak scenarzysty – młodszy od niego o… trzydzieści pięć lat – Jérémy Petiqueux, dla którego był to debiut w branży komiksowej. Dufaux był zresztą na tyle zadowolony z jego rysunków, że kiedy – podczas pracy nad „ Sill Valtem” (2014), ostatnią częścią „Rycerzy Łaski” – niespodziewanie zmarł Philippe Delaby, poprosił właśnie Jérémy’ego o dokończenie albumu. Choć w pierwszym tomie nie jest to powiedziane wprost, można domyślać się, że akcja „Barakudy” rozgrywa się w XVIII, względnie w początkach XIX wieku – w każdym razie w okresie wielkiego rozwoju korsarstwa. Początek jest dynamiczny i, zgodnie z recepturą Alfreda Hitchcocka, wywołuje trzęsienie ziemi. Na płynący z Hiszpanii do Nowego Świata okręt napadają piraci pod wodzą kapitana Blackdoga. Bandyci – wszyscy paskudni jak, nie przymierzając, powieleni z jednej matrycy – bez większego problemu rozprawiają się z załogą, którą wyrzynają w pień. Z jednym tylko wyjątkiem. Dzięki zwycięskiemu honorowemu pojedynkowi z synem dowódcy, młodziutkim, ale niezwykle sprawnym w posługiwaniu się bronią białą Raffym, udaje się ocalić skórę panu de la Loya. W efekcie zostaje puszczony wolno – może odpłynąć szalupą, wyposażony w zapasy żywności i wody pitnej. Mniej szczęścia mają hiszpańska arystokratka doña Emilie Sanchez del Scuebo, jej nastoletnia córka Maria i spowiednik, ojciec Ricardo, którzy dostają się w ręce ludzi Blackdoga. To samo spotyka płynącego statkiem chłopca Emilia, który przeżywa tylko dlatego, że doña del Scuebo przytomnie każe mu w chwili ataku przebrać się… w damskie ciuszki. Blackdog cieszy się ze wspaniałego łupu. Młode kobiety mogą przynieść mu fortunę podczas licytacji niewolników. Przerażona tą wizją doña del Scuebo próbuje kupić sobie wolność, zdradzając informację o miejscu ukrycia największego diamentu świata, który przed laty znalazł jej nieżyjący już mąż. Zapomina jednak, że umowy z piratami nie zawsze są przez nich respektowane. W efekcie cała czwórka na pokładzie „Barakudy” (to nazwa okrętu korsarskiego) zostaje przetransportowana do portu Puerto Blanco – miasta piratów, w którym obowiązuje nadzwyczaj specyficzne prawo oparte na… usankcjonowanym bezprawiu. To chyba najpaskudniejsze miejsce ówczesnego świata, zamieszkane przez ludzi, którzy gwałt i zbrodnię wyssali z mlekiem matki. Trudno więc oczekiwać, by Marię, Emilia i doñę del Scuebo mogło spotkać tu coś dobrego. Należy raczej być przygotowanym na najgorsze, a to „najgorsze” okazuje się i tak dużo lepsze od rzeczywistości. Bycie niewolnikiem w takim miejscu oznacza bowiem niekończące się pasmo upokorzeń. Na szczęście jednak i w piekle spotkać można ludzi kierujących się odruchami serca, jak chociażby zakonników z Towarzystwa Krzyża czy tajemniczego mister Flynna. Pierwszy tom serii przypomina koło zamachowe – jego podstawowym zadaniem jest puścić całą machinę w ruch i wskazać główne kierunki rozwoju akcji, jednocześnie zaostrzając apetyt na kolejne części. I to się belgijskiemu scenarzyście udaje doskonale. Na marginesie dramatycznych wydarzeń, jakie spotykają głównych bohaterów, Dufaux zawiązuje kilka wątków, które prawdopodobnie będą motorem napędowym „Barakudy” w kolejnych albumach, jak chociażby wyprawa Blackdoga po diament z Kasharu, nienawiść Raffy’ego do Marii czy też osobliwe relacje łączące młodego Emilia z mister Flynnem. Na razie pojawia się więcej pytań, niż odpowiedzi, ale to akurat jak najbardziej zrozumiałe. Istotne, że nawet w odcinku startowym nie brakuje ekscytujących momentów i zaskakujących zwrotów akcji. Do poziomu scenariusza dopasował się też rysownik. Realistyczna kreska Jérémy’ego (takiego pseudonimu używa on w branży) znakomicie sprawdza się w historii spod znaku płaszcza i szpady, która ma wszelkie szanse ku temu, by przypaść do gustu wielbicielom „Rani” czy „ Skorpiona”. Petiqueux świetnie radzi sobie ze scenami akcji (a pojedynków tu nie brakuje), na dodatek ma dryg do rysowania pięknych kobiet i przystojnych mężczyzn. Z kolei sposób kadrowania sprawia, że mamy do czynienia z niemal filmową narracją. Podsumowując: świetny początek, miejmy nadzieję, doskonałej serii.
Tytuł: Barakuda #1: Niewolnicy Data wydania: 24 stycznia 2017 Cena: 38,00 Gatunek: przygodowy Ekstrakt: 80% |