powrót; do indeksunastwpna strona

nr 1 (CLXIII)
styczeń-luty 2017

100 najlepszych filmów animowanych wszech czasów
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
80. Alois Nebel
(2011, reż. Tomáš Lunák)
Patrycja Rojek
Symboliczna komplementarność bieli i czerni trafnie definiuje „Aloisa Nebela”. Po pierwsze: w kwestii estetycznej – innych barw nie ujrzymy bowiem na ekranie (nawet szarości pojawiają się sporadycznie i nieznacząco). Po drugie: przy spoglądaniu na postacie – określone, nigdy nijakie, dążące do wyrównywania rachunków we wzajemnych relacjach. Wreszcie po trzecie: w odniesieniu do ocen publiczności, wśród których zachwyty mieszały się z ostrą krytyką. Czeski kandydat do Oscara raczy nas historią mało rozbudowaną – lub też, jak głośno stwierdził jeden z moich anonimowych seansowych sąsiadów, po prostu banalnie prostą, która nie obroniłaby się jako film aktorski. Być może. Cała siła tkwi jednak w szacie owych wydarzeń – imponująco subtelnej animacji i jej oszczędności stylistycznej, która przygotowuje teren bogactwu znaczeń ukrytych. Historią Aloisa Nebela, smutnego pracownika stacji kolejowej, rządzi oniryzm warunkowany przez nie najlepszą kondycję psychiczną bohatera, niewyjaśnioną tajemnicę trudnego dzieciństwa, dziwne zamiłowanie do hipnotycznego czytania starych rozkładów jazdy. Co ważne, bohaterowie mają tu twarze autentycznych aktorów, przeniesione do filmu techniką animacji rotoskopowej. Od samych jej początków w pierwszej połowie XX wieku, była to technika kontrowersyjna, często uważana za zwykłe oszustwo. To bardzo ciekawe, że dokładnie taki sam argument pojawiał się w pofilmowym tłumie niemal sto lat później. Mam jednak zaszczyt go nie podzielać, dumnie dołączając do klubu zachwyconych.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
79. Zaplątani
(2010, reż. Nathan Greno, Byron Howard)
Konrad Wągrowski
„Zaplątani”, jubileuszowa, pięćdziesiąta animacja studia Disneya to nad wyraz udana wariacja na temat klasycznej baśni braci Grimm o Roszpunce. Jak to u Disneya, opowieść została dostosowana do naszych czasów i naszych odbiorców – z jednej strony usunięto bardziej drastyczne motywy (choć nie do końca – w dramatycznym finałowym pojedynku nie ma nic z cukierkowości), z drugiej strony ubarwiono film humorem skierowanym do dorosłych widzów, ale bez tak powszechnych popisów parodystycznych. Dodajmy do tego galerię dopracowanych bohaterów – Roszpunka ma cechy dorastającej, odkrywającej uroki świata nastolatki, Flynn to niepozbawiony wad uroczy łotrzyk, fałszywa matka udanie balansuje między udawaną troską, a cynicznym wyrachowaniem, a cały show kradnie genialny policyjny koń Maximus. Efekt całościowy jest więcej niż dobry – „Zaplątani” to kawał znakomitego filmu familijnego – mądrego, dowcipnego, nie nudzącego ani przez chwilę ni dorosłych, ni dzieci, a gdy trzeba – naprawdę wzruszającego. No i oczywiście jak przystało na Disneya – perfekcyjnie wykonanego, ze staranną animacją i przecudną grą świateł oraz przepiękną sceną z lampionami. Można w filmie doszukiwać się poważnieniejszych podtekstów, w relacji fałszywej matki i córki odczytywać z jednej strony młodzieńczy bunt, a z drugiej chorobliwą obawę przed usamodzielnianiem się dziecka, ale nie zmienia to faktu, że „Zaplątani” to przede wszystkim niesamowicie dopracowana baśń dla widza w każdym wieku.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
78. Wielka Szóstka
(2014, reż. Don Hall, Chris Williams)
Agnieszka ‘Achika’ Szady
Znakomita animacja przygodowa, z sympatycznymi postaciami oraz zapierającą dech w piersiach scenografią amerykańsko-japońskiej metropolii przyszłości. Głównym bohaterem jest nastoletni cybernetyk, walczący z tajemniczą postacią w masce. Młodemu wynalazcy pomaga grupka studentów oraz biały, nadmuchiwany robot medyczny. Film sprawnie rozgrywa schematy znane z kina przygodowego: drużyna składa się z osób o barwnych i kontrastowych cechach charakteru, treningi przebiegają sprawnie, ale pierwsze prawdziwe starcie to porażka, zaś w krytycznym momencie wygrywa się nie tylko dzięki technicznym cudeńkom, ale też własnej pomysłowości lub pozornie nieistotnej umiejętności – na przykład żonglerki tablicą reklamową. Oczywiście większość zwrotów akcji łatwo przewidzieć, ale taki już urok konwencji. „Wielka Szóstka” dostarcza odpowiednio wyważoną dawkę wzruszeń i humoru, piękne sceny podniebnych lotów, kapitalną postać Baymaxa, a także nienachalną pochwałę zarówno przyjaźni jak i miłości rodzinnej.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
77. Przez ciemne zwierciadło
(2005, reż. Richard Linklater)
Beatrycze Nowicka
Intrygujący film na podstawie powieści Philipa K. Dicka. Owszem, jest to SF – raczej bliskiego zasięgu – w którym można odnaleźć kwestie interesujące autora literackiego pierwowzoru, takie jak wątpliwości dotyczące tożsamości, czy natury rzeczywistości, obawę przed inwigilacją oraz wątki „spiskowe”. Ale jest to także przejmujący film o uzależnieniu od narkotyków, tylko odrobinę mniej uderzający w widza niż słynne „Requiem dla snu”. Ogromne znaczenie ma tu forma – technika animacji rotoskopowej pozwala płynnie przejść od widoków realistycznych, po rozmyte i zdeformowane narkotyczne wizje. A w nich świat rozpada się, albo raczej – rozpada się jego obraz w umysłach postaci, stopniowo i nieuchronnie niszczonych przez zażywaną substancję D. Bohaterowie dzień po dniu zaprzepaszczają swoje życie, a widz może jedynie śledzić ich długą drogę w dół w poczuciu narastającej bezsilności.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
76. Maska Batmana
(reż. Bruce W. Timm, Eric Radomski)
Jarosław Robak
O „Masce Batmana” mówi się często jako o najlepszym animowanym filmie o Mrocznym Rycerzu (chyba tylko „W cieniu Czerwonego Kaptura” stanowi dla niego poważną konkurencję w tej kategorii). Co więcej, wielu widzów uważa, że produkcja w reżyserii Erica Radomskiego i Bruce’a Timma przewyższa nawet dzieła Tima Burtona i Christophera Nolana – i jakkolwiek kontrowersyjna może się wydawać ta opinia, należy oddać, że jeśli któryś z filmów oddaje sprawiedliwość Batmanowi jako Największemu Detektywowi Świata, to jest to właśnie animacja z 1993 roku, bazująca na świetnym serialu „Batman: The Animated Series”. Już otwierająca „Maskę” czołówka z drapaczami chmur Gotham City na tle szkarłatnego, nocnego nieba oraz liternictwem i doskonałą muzyką Shirley Walker, jakby wyjętymi z klasycznych czarnych kryminałów, wskazują, że mamy tu do czynienia z nieco inną opowieścią o Batmanie, niż te, które znamy z filmów aktorskich. Intryga, jak na porządny film noir przystało, nie należy do najprostszych – ktoś zabija największych zbirów w Gotham, a podejrzenie pada, oczywiście, na Mrocznego Rycerza. W tym samym czasie pojawia się w mieście Amanda Beaumont, dawna miłość Bruce’a Wayne’a – kobieta, która o mały włos nie zaprowadziła go do ołtarza w czasach zanim bohater przywdział kostium „człowieka-nietoperza” (choć romans tych dwojga – przedstawiany w retrospekcjach – przypomina niekiedy operę mydlaną, daje jednak pewien wgląd w psychikę Bruce’a Wayne’a, który wcale nie musiał skończyć jako Batman). W „Masce” pojawia się jeszcze jeden stary znajomy – Joker w znakomitej interpretacji Marka Hamilla (o ile można się spierać, kto jest najlepszym filmowym Jokerem, o tyle nie ma wątpliwości, że ta rola – do której Hamill wielokrotnie wracał, w tym ostatnio w nieudanej ekranizacji „Zabójczego żartu” – jest najwybitniejsza w jego karierze).
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
75. Simpsonowie: Wersja kinowa
(2007, reż. David Silverman)
Konrad Wągrowski
Pełnometrażowa wersja słynnego serialu, utrzymana oczywiście w jego poetyce i z typowymi dla niego żartami. Osią akcji kinowych „Simpsonów” jest katastrofa ekologiczna jeziora w Springfield, w wyniku której władze USA podejmują dość ekstrawaganckie środki zaradcze, a film staje się zdecydowanie bardziej przygodowy niż większość odcinków serialu. Podobnie jak w serialu, tak i tutaj mocno obrywa się przedstawicielom amerykańskiego rządu i agencji rządowych jak też i samym Amerykanom. Zapewne wiele nawiązań zrozumiałych jest tylko dla tambylców, ale i tak chyba każdego widza rozbawi chociażby scena z podsłuchem telefonicznym czy wybieraniem rozwiązań przez prezydenta. Cechą charakterystyczną „Simpsonów” jest jednak pewna ich stałość – dlatego od 20 lat Maggie chodzi ze smoczkiem w buzi, Bart i Lisa są młodszymi nastolatkami, a Homer wciąż popełnia te same błędy. Dlatego słusznie raczej twórcy nie robią rewolucji, tylko dają to, do czego przywykliśmy (z dokładnością oczywiście do uwspółcześnionych aluzji politycznych), choć w zdecydowanie większej skali. Graficznie nic nowego (choć nieco wycyzelowane), fabularnie nic nowego, ale wszystko to, co dobre w serialu, zostaje zachowane i przecież o to chodzi. Przede wszystkim humor, który jest przewyborny. Ulubione postacie drugoplanowe też mają swoje wejścia (a Flanders nawet mocno rozbudowaną rolę), otrzymujemy szereg dowcipnych nawiązań i doskonały występ gościnny Toma Hanksa. W ten sposób oglądamy po prostu dobrą animowaną komedię – i w sumie o to chodzi.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
74. Szczurołap
(1986, reż. Jirí Barta)
Karolina Ćwiek-Rogalska
Jedno z najlepiej znanych dzieł czechosłowackiej animacji, nakręcony w 1985 roku „Szczurołap”, wykorzystuje starą legendę o łowcy szczurów w mieście Hameln, by przenieść widza w pokrętny, przerażający świat ciasnego miasteczka i tajemniczego przybysza, który ma uwolnić je od plagi szczurów. Chociaż większość widzów może kojarzyć opowiadaną historię z legendy, popularnej także i u nas, twórcy filmu oparli się także o powstałą w 1915 roku nowelę czeskiego pisarza Viktora Dyka. Lalki, ożywiane w animacji, są humanoidalne, ale jest w nich zawsze coś nieludzkiego: są powykrzywiane, nieproporcjonalne, ich ruchy zaś kanciaste, język – niejasny, bez znaczenia, przypomina raczej serię pomruków. Mieszczanie zatrudniający tytułowego szczurołapa przypominają bardziej ożywione mieszki z monetami niż szacownych rajców, a szczurołap – poruszający się pomiędzy byciem ofiarą skąpych rajców a oprawcą miasta – w kapturze, z przedziwnie chudymi rękoma, nasuwa skojarzenia ze zwyczajowym obrazem śmierci. Dla reżysera obrazu, Jiříego Barty, „Szczurołap” staje się furtką, by opowiedzieć historię bohatera o skomplikowanej psychice, niejasnym z punktu widzenia moralności postępowaniu, skrzywdzonego i krzywdzącego innych. Reżyser pozostawia nam jednak na końcu nikłe światełko nadziei, że może Hameln nie jest wyłączną metaforą ludzkości i drzemie w nas jeszcze coś dobrego. „Szczurołap” to jedna z ciekawszych realizacji Barty, a także interesujące podejście do nieco bardziej horrorowego uchwycenia znanej historii.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
73. Mulan
(1998, reż. Tony Bancroft, Barry Cook)
Beatrycze Nowicka
Choć studio Disneya zasłynęło ekranizacjami znanych baśni, z czasem wachlarz inspiracji znacznie się poszerzył. Jednym z przystanków filmowej podróży dookoła świata okazały się Chiny. Opowieść o dziewczynie, która w męskim przebraniu wstąpiła do armii, by uchronić przed poborem swojego starego ojca została zaadaptowana tak, by znalazły się w niej wszystkie charakterystyczne elementy disneyowskich filmów – piosenki, humor i „zwierzątka” – ale zostało to uczynione z ogromnym wdziękiem. Styl rysowania nawiązujący do chińskiej sztuki (animacja udająca powstający malunek tuszem, czy charakterystyczne skłębione dymy) prezentuje się uroczo, a egzotyczna sceneria cieszy oczy. Sceny lekkie i humorystyczne przeplatają się z poważnymi i wzruszającymi tak, że emocjonalne oddziaływanie obydwu nie znosi się, a wzmacnia.
Studio Disneya przez dziesięciolecia słynęło z dopracowanej, świetnej animacji, co widać także tutaj. Pokazało też widzom, że w filmie animowanym można pokazać pełne dynamiki i rozmachu obrazy. Na uznanie zasługuje zwłaszcza znakomita scena, w której jazda Hunów szarżuje z przełęczy. Perfekcja.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
72. Podniebna poczta Kiki
(1989, reż. Hayao Miyazaki)
Michał R. Wiśniewski
W 1989 roku Hayao Miyazaki postanowił zmierzyć się z czasami, które nastały. Na podstawie książki Eiko Kadono „Majo no takkyûbin” stworzył (jak zwykle tylko lekko inspirując się oryginałem) historię 13-letniej czarownicy. Zgodnie z tradycją musi ona opuścić rodzinny dom i poszukać sobie miasta, w którym przez rok w jakiś sposób będzie pomagać mieszkańcom. Tak dowiedzie swojej wartości w roli czarownicy. Co więc robi? Wyrusza do nadmorskiego Kiroko i otwiera firmę kurierską! Jednak chociaż jest czarownicą, wcale nie będzie jej łatwo… Mówi Miyazaki: „W postaci Kiki widzimy odbicie wielu współczesnych Japonek, które są kochane i wspierane materialnie przez rodziców, ale jednocześnie tęsknią do lśniących świateł miasta, do którego chcą wyruszyć, by zyskać niezależność”. Choć stary marksista Miyazaki pokazuje, jak praca alienuje Kiki i wpędza ją w depresję, to wymowa filmu jest optymistyczna. „Podniebna poczta” opowiada o dorastaniu i zdobywaniu wiary w siebie, ale jest zupełnie pozbawiona tępego dydaktyzmu produkcyjniaków o młodocianych karatekach. Mocnym punktem filmu są zapierające dech sceny latania na miotle – to jeden z popisowych numerów Miyazakiego, który miłość do awiacji i latania wyniósł z domu. Po raz kolejny okazuje się, że napędzanej autentyczną pasją tradycyjnej animacji nie zastąpi żaden komputer. Niezapomnianą kreacją jest towarzyszący Kiki mówiący kot Jiji, zdobywający widza ciętymi ripostami i językiem ciała.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
71. Ekipa Ameryka: Policjanci z jajami
(2004, reż. Trey Parker)
Piotr Dobry
Zrealizowana techniką kukiełkową satyra polityczna twórców „South Parku”, w której bohater musi uratować świat tudzież seksowną laskę w typie Kate Capshaw z „Indiany Jonesa” oraz zmierzyć się z dwoma największymi arcyłotrami wszech czasów: Kim Dzong Ilem i Alekiem Baldwinem. Film kapitalnie wyszydza patriotyczne zadęcie właściwe amerykańskim superprodukcjom o niezniszczalnych herosach w mundurach lub brudnych podkoszulkach. Parker i Stone kpią bezlitośnie z „Armageddonu” czy „Pearl Harbor”, biorąc jednakże na cel także „Facetów czerni”, „Kill Billa”, „Matrixa”, „Star Trek”, „Gwiezdne wojny”, Bondy i wiele innych ikon popkultury. Świetna jest trawestacja słynnego tekstu z „Jerry′ego Maguire′a”, bystrze wykorzystana w podobnych okolicznościach, a brzmiąca tu „You had me at dicks fuck assholes”. Autorzy tradycyjnie nie gardzą obsceną i wielokrotnie przekraczają granice dobrego smaku. Pierwotna wersja filmu zawierała nawet sceny przedstawiające m.in. oddawanie moczu i kału na partnera, ale nie przeszły one przez cenzurę. Jeżeli wierzyć Parkerowi, owe sekwencje i tak miały wylecieć w finalnym montażu, a dodano je wyłącznie celem oszukania MPAA, tak aby cenzura miała co wycinać i tym samym odpuścić fragmenty mniej ostre, choć wciąż mocne, jak pacynki uprawiające seks oralny, analny i w pozycji 69. Efekt z pewnością odstraszy wielu amatorów tego, co powszechnie uważa się za „animację”, ale mniej bezpruderyjnym widzom może sprawić wiele frajdy.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

124
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.