powrót; do indeksunastwpna strona

nr 1 (CLXIII)
styczeń-luty 2017

Tu miejsce na labirynt…: Zachowawczy eksperymentatorzy
Gösta Berlings Saga ‹Serosphane›
Nie ma co ukrywać. Muzycy szwedzkiej formacji progresywnej Gösta Berlings Saga muszą być bardzo dumni ze swojej rodaczki, Selmy Lagerlöf, skoro taką właśnie przyjęli nazwę. Ale jak nie być dumnym z kogoś, kto uhonorowany został literackim Noblem? Jeśli jednak oczekujecie, że ich najnowsza płyta – „Serosphane„ – będzie ilustracją do któregoś z dzieł pisarki, spotka Was rozczarowanie.
ZawartoB;k ekstraktu: 70%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Zaczęło się od nieśmiałych prób muzycznych dwójki przyjaciół. Był 2000 rok. Mieszkający w Vällingby – to przedmieście Sztokholmu – organista David Lundberg i perkusista Alexander Skepp postanowili razem pograć rocka progresywnego. Nazwali się Pelikaan. Z uwagi na niezbyt bogate instrumentarium ich możliwości były bardzo ograniczone. Traktowali więc wspólne muzykowanie raczej jako zabawę. Choć z czasem nabrali przekonania, że mógłby to być ich sposób na życie. Pod jednym jednakże warunkiem – że w końcu podeszliby do tego w pełni profesjonalnie i stworzyli w miarę stabilny, rozbudowany skład. Stało się to faktem w 2004 roku, kiedy do duetu dołączyli gitarzysta Matthias Danielsson i basista Gabriel Hermansson. Nowe otwarcie pociągnęło za sobą również zmianę szyldu. Kwartet zdecydował się na nazwę Gösta Berlings Saga.
Dla każdego Szweda to nazwa znacząca. Tak bowiem zatytułowała swą debiutancką, wydaną w 1891 roku, powieść słynna prozatorka Selma Lagerlöf. W niedalekiej przyszłości – a konkretnie w 1909 roku – pisarka została uhonorowana literacką Nagrodą Nobla (jako pierwsza kobieta). Piętnaście lat później książka doczekała się całkiem udanej ekranizacji (autorstwa Mauritza Stillera), która do historii przeszła także z tego powodu, że po raz pierwszy główną rolę żeńską zagrała w niej Greta Garbo. Wróćmy jednak do czasów współczesnych. W 2005 roku Gösta Berlings Saga nagrała czterdziestominutowe demo, dzięki któremu udało się podpisać kontrakt z wytwórnią Transubstans Records. Jego pokłosiem stały się albumy: „Tid är ljud” (2006) oraz „Detta har hänt” (2009). Na tym drugim nie słychać już gitary Matthiasa Danielssona, który jakiś czas później odnalazł się w zespołach My Brother the Wind oraz Øresund Space Collective; zastąpił go początkujący w tym fachu Einar Baldursson.
W 2011 roku ukazała się trzecia płyta Szwedów – „Glue Works” – po wydaniu której zespół zamilkł na kilka lat. Nie oznacza to jednak, że popadł w hibernację. Cały czas muzycy pracowali nad nowym materiałem, który ostatecznie zarejestrowali w sztokholmskim Studio Rymden Daniela Bengtsona w maju 2015 roku. Niestety, później przedłużały się prace nad miksami i masteringiem, w efekcie czego najnowsze wydawnictwo trafiło do sprzedaży dopiero w połowie grudnia ubiegłego roku. A stało się to za sprawą powołanej do życia przez samych muzyków firmy Icosahedron Music. Gwoli ścisłości należy jeszcze dodać, że na „Serosphane” w szeregach Gösta Berlings Saga zadebiutował nowy basista, Gabriel Tapper; pojawił się też (choć jedynie w dwóch utworach) gość specjalny – perkusista Mattias Olsson, doskonale znany z występów w takich formacjach, jak Necromonkey, White Willow, Walrus, a nade wszystko Änglagǻrd i Kaukasus.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
„Serosphane” to niezbyt długa płyta – trwa niespełna czterdzieści minut, dzięki czemu mogła ukazać się zarówno na krążku kompaktowym, jak i winylowym bez konieczności dokonywania cięć. Otwiera ją krótka, jak na możliwości zespołów progresywnych, kompozycja zatytułowana „Konstruktion”. Należy potraktować ją jako typową introdukcję, wprowadzenie do części właściwej. Ale za to wprowadzenie z górnej półki, z rozmachem godnym mistrzów gatunku. Jest energetycznie i melodyjnie; najwięcej do powiedzenia ma zaś Einar Baldursson, który najpierw daje upust swym ciągotkom postrockowym, a następnie proponuje solówkę doskonale wpisującą się w syntezatorowe harce obecne na drugim planie. W znacznie dłuższym, choć nie rekordowo, utworze tytułowym dzieje się… niewiele więcej. Został on zbudowany na dość prostym przeciwieństwie – raz jest szybko i zadziornie (za sprawą perkusji i gitary), to znów spokojnie i klimatycznie (gdy do głosu dochodzą basista bądź klawiszowiec). I tak na okrągło. Niestety, bez szczególnej finezji. Dopiero w finale Szwedzi decydują się na bogatszą aranżację, głównie za sprawą dodania kolejnych klawiszy.
Trochę urozmaicenia wnosi za to „Fort Europa”, w którym znajduje się miejsce i na swampową partię Baldurssona na gitarze hawajskiej (sic!), i na rozbudowane perkusjonalia (obok Skeppa po raz pierwszy pojawia się Mattias Olsson). Wszystko to sprawia, że w pewnym momencie robi się wręcz szamańsko i psychodelicznie, chociaż do stanu, w jaki potrafią wprowadzić słuchaczy muzycy wspomnianego już wcześniej kolektywu Øresund Space Collective Szwedom jest wciąż daleko. Tym bardziej że w następującym od razu po „Forcie…” ambientowym numerze „Dekonstruktion” starają się z całych sił zburzyć misternie budowany wcześniej nastrój. Sądząc po tytule, robią to jak najbardziej świadomie. Zastanawiać można się jedynie, czy potrzebnie.
Opus magnum albumu jest – przede wszystkim z racji długości i miejsca na płycie – piętnastominutowa kompozycja „Channeling the Sixth Extinction”. Wbrew pozorom jednak, podobnie jak w „Serosphane” (tym razem chodzi o utwór, nie całe wydawnictwo), nie zniewala ona mnogością pomysłów czy wyrafinowanych popisów solowych. Zapętlony rytm perkusji, dużo klawiszy, z których ostatecznie nie wyłania się nic szczególnie interesującego, wreszcie dołączająca do sekcji rytmicznej gitara Baldurssona – czy na pewno tego oczekujemy po zespole uchodzącym w progresywnym światku za eksperymentalny? Dopiero w ostatniej części robi się ciekawiej, ale głównie dlatego, że gitarzysta urządza sobie wycieczkę w nieco inne (postmetalowe) rejony stylistyczne. Całość wieńczy natomiast zagrana na gitarze akustycznej miniatura „Naturum” – coś na kształt kropki nad „i”. Ładna, owszem, ale nic poza tym. Album „Serosphane” na pewno może się spodobać. Ale nie zmienia to faktu, że panowie z Gösta Berlings Saga nie wykorzystali tkwiącego w nich potencjału, nagrywając płytę „eksperymentalnie bezpieczną”, pozbawioną choćby odrobiny szaleństwa, unikającą improwizacji. Jak na grupę czerpiącą inspiracje z formacji tworzących w końcu lat 60. XX wieku, ich zachowawczość wydaje się naprawdę zaskakująco niezrozumiała.
Skład:
Einar Baldursson – gitara elektryczna, gitara hawajska (3), gitara akustyczna (6)
David Lundberg – fortepian elektryczny, organy, mellotron
Gabriel Tapper – gitara basowa, syntezator basowy
Alexander Skepp – perkusja, instrumenty perkusyjne
gościnnie:
Mattias Olsson – instrumenty perkusyjne



Tytuł: Serosphane
Wykonawca / Kompozytor: Gösta Berlings Saga
Data wydania: 16 grudnia 2016
Nośnik: CD
Czas trwania: 39:04
Gatunek: rock
Wyszukaj w: Matras.pl
Wyszukaj w: Kumiko.pl
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Utwory
CD1
1) Konstruktion: 03:00
2) Serosphane: 08:05
3) Fort Europa: 08:06
4) Dekonstruktion: 03:33
5) Channeling the Sixth Extinction: 15:16
6) Naturum: 01:04
Ekstrakt: 70%
powrót; do indeksunastwpna strona

225
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.