Elementem najbardziej rzucającym się w oczy podczas lektury „Śpiących gigantów” Sylviana Neuvela jest bez wątpienia niekonwencjonalna forma powieści. Jednak to, czy w tym przypadku oryginalność stanowi zaletę czy wadę, jest raczej kwestią dyskusyjną.  |  | ‹Śpiący giganci›
|
Pod dziewczynką imieniem Rose niespodziewanie zapada się ziemia. Jedenastolatka ląduje na ogromnej metalowej dłoni o – jak się później okazuje – dość niespotykanych właściwościach. Po latach, już jako uznany naukowiec, dołącza do zespołu badającego sprawę dziwnego znaleziska, które z różnych względów przyciąga i fascynuje nie tylko przedstawicieli środowiska naukowego, lecz także na przykład wojskowych czy polityków. Opowieść o poszukiwaniu kolejnych części olbrzymiego robota przedstawiona jest w sposób dość zaskakujący, bo niemal wyłącznie za pomocą dialogów, a ściślej mówiąc wywiadów z bohaterami, prowadzonych przez człowieka o bliżej nieokreślonej tożsamości, pełniącego rolę kogoś w rodzaju koordynatora lub kierownika projektu. Niemal całkowity brak opisów sprawia, że książkę czyta się naprawdę szybko, lecz z drugiej strony łatwo odnieść wrażenie, że jest ona dość uboga. Nie ma zbyt wielu fragmentów, przy których czytelnik mógłby „zatrzymać się na dłużej”, jednocześnie trudno mówić również o prawdziwej dynamice akcji, biorąc pod uwagę, że zapoznajemy się prawie wyłącznie z przemyślanymi i w jakiś sposób „opracowanymi” przez bohaterów relacjami minionych zdarzeń. Siłą rzeczy, także o samych postaciach dowiadujemy się w pewnym sensie tylko tyle, ile skłonne są powiedzieć o sobie i swoich współpracownikach. Trzeba jednak przyznać, że akurat to nie przeszkodziło autorowi w wykreowaniu kilku w miarę wyrazistych i interesujących charakterów. Dość mało przemyślana wydaje się przede wszystkim osoba wspomnianego wcześniej bezimiennego koordynatora. Z niewyjaśnionych w tekście przyczyn, interesuje go nie tylko przebieg prac laboratoryjnych i poszukiwań elementów olbrzymiego robota, ale także życie prywatne członków zespołu. I ewidentnie nie chodzi mu tylko o zachowanie dobrych stosunków między współpracownikami, ale także wyciągnięcie z nich informacji o charakterze dużo bardziej osobistym, czy wręcz intymnym, niż wskazywałaby na to sytuacja. Co więcej, takie zachowanie nie budzi u jego rozmówców zbyt wielkiego sprzeciwu. Czasem można wręcz odnieść wrażenie, że traktują oni przełożonego jak powiernika. Dość łatwo domyślić się, że zabieg tego typu mógł mieć na celu zarysowanie skomplikowanych, a przy tym całkiem interesujących, relacji między bohaterami, co – biorąc pod uwagę obraną przez autora formę – było zadaniem dość trudnym, niestety ostateczny efekt wydaje się raczej dość „naciągany”. Wiarygodności „Śpiącym gigantom” ujmują także usilne starania autora, by podkreślić wagę tajemniczego znaleziska. Na miejscu odnalezienia artefaktu już po kilku godzinach pojawia się wojsko, które zabezpiecza teren, choć nikt nie podejrzewa, by była to bomba, bądź cokolwiek równie niebezpiecznego. Poszukiwania kolejnych części metalowego „ciała” odbywają się przy olbrzymich nakładach finansowych, z pogwałceniem wszelkich zasad bezpieczeństwa i prawa międzynarodowego. Wreszcie, nikt tak naprawdę szczerze nie powątpiewa w możliwość złożenia sprawnego, poruszającego się gigantycznego robota z części wykopanych bądź co bądź spod ziemi. Z pewnością, uczucie zawodu potęgują odważne obietnice zamieszczone na okładce – swoją drogą bardzo estetycznej i przyciągającej uwagę. Uczciwie podchodząc do sprawy, mogę jednak, mimo zgrzytów, uznać lekturę za dość przyjemną. Intrygujące, choć bardzo lakoniczne, okazało się również zakończenie powieści jako pierwszej części cyklu, lecz nie jestem pewna, czy to wystarczy, by przekonać mnie do sięgnięcia po kolejne.
Tytuł: Śpiący giganci Tytuł oryginalny: Sleeping Giants Data wydania: 9 listopada 2016 ISBN: 978-83-287-0430-5 Format: 384s. 130×205mm Cena: 39,90 Gatunek: fantastyka Ekstrakt: 50% |