powrót; do indeksunastwpna strona

nr 5 (CLXVII)
czerwiec 2017

Marvel: Wyrwane z kontekstu
‹Superbohaterowie Marvela #10: Kapitan Marvel›
Trudno ocenić dziesiąty tom kolekcji Superbohaterowie Marvela. Poświęcony jest Kapitanowi Marvelowi i skierowany raczej do osób zorientowanych w temacie niż tych, które w świecie komiksowym stawiają pierwsze kroki. A chyba nie o to w tej zabawie chodzi.
ZawartoB;k ekstraktu: 60%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Postać Kapitana Marvela wśród fanów obrazkowych historii zza Wielkiej Wody ma status legendy. Na pewno przyczynił się do tego okres, kiedy za sterami serii siedział Jim Starlin, który idealnie wykorzystał potencjał drzemiący w tej postaci. Niemniej tym, co faktycznie przyciąga do dziś uwagę czytelników, nie jest wcale życie Kapitana, a jego śmierć. Szokująca, bo jak najbardziej zwyczajna – nie od wybuchu atomówki, kontaktu z kryptonitem czy przez wbicie noża w plecy przez przyjaciela, a w wyniku choroby nowotworowej. Zaznaczyć także trzeba, że jest ona definitywna, co w świecie Marvela wcale nie jest takie oczywiste.
W Polsce powyższe wydarzenia, a także wcześniejszą historię autorstwa Starlina o zmaganiach naszego bohatera z Thanosem poznaliśmy dzięki Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela (tomy 77 i 81). Przyznam, że o ile uprzednio Kapitan Marvel był mi obojętny, o tyle po przeczytaniu tych komiksów stałem się jego wielkim fanem. Dlatego ucieszyłem się, że dzięki Superbohaterom Marvela poznamy więcej jego przygód. I w sumie się nie zawiodłem, ponieważ idealnie uzupełniają one to, co opublikowano uprzednio w WKKM. Na przykład ukazują, w jaki sposób Rick Jones został połączony z Kapitanem za pomocy nega obręczy (po ich zetknięciu zamieniają się ze sobą w ten sposób, że jeden jest w naszym świecie, a drugi w strefie negatywnej). Tylko czy czytelnik, któremu obiecano, że dzięki SM będzie mógł rozpocząć pierwszą przygodę w świecie Domu Pomysłów, na pewno będzie usatysfakcjonowany? Śmiem wątpić.
Kapitan Marvel posiada dość złożoną historię i wrzucenie osoby nieznającej tematu w sam jej środek może co najwyżej zniechęcić. W skrócie chodzi o to, że jest on przedstawicielem kosmicznej rasy Kree, która wieki temu miała wpływ na rozwój życia na naszej planecie, jak również na powstanie istot rozumnych. Mar-Vell, bo tak naprawdę nazywa się nasz bohater, został wysłany na Ziemię w celu sprawdzenia rezultatów tych zabiegów i w razie konieczności miał zgładzić ludzkość. Przeciwstawił się jednak rozkazom, czując do nas dziwną miętę, i poprzysiągł nas chronić, czym naraził się na gniew współplemieńców i zasłużył sobie na zaoczny wyrok śmierci za zdradę stanu.
O tych wydarzeniach jednak możemy przeczytać w historii Mar-Vella zamieszczonej w dodatkach na końcu komiksu. Tym razem bowiem poskąpiono nam zwyczajowego reprintu komiksu, w którym bohater tomu zadebiutował. A szkoda, bo byłby to o wiele lepszy pomysł niż dorzucone na siłę dwa zeszyty z 1979 roku, w których Kapitan ramię w ramię z Draxem Niszczycielem muszą uratować mieszkańców Tytana przed dawnymi zbirami Thanosa. Wprowadzają one tylko niepotrzebny zamęt w chronologii wydarzeń, ale także same w sobie są dość chaotyczne i najzwyczajniej w świecie nużą. Niemniej, paradoksalnie, prezentują się najciekawiej pod względem graficznym, a to dzięki dbałości ilustratora Pata Brodericka o szczegóły, nie tylko w uniformach głównych postaci, ale także tła.
Jednak jeśli chodzi o scenariusz, o wiele lepiej wypada podstawowa część tomu opatrzona wspólnym tytułem „Kapitan Marvel uwolniony”. Choć odpowiada za nią kilku różnych autorów (w tym Roy Thomas), posiada spójny klimat, a przedstawione wydarzenia w miarę sensownie wynikają jedne z drugich. Znajdziemy tu kilka niewątpliwych smaczków, jak chociażby historia o szalonym naukowcu, który skonstruował dom-labirynt, by udowodnić tezę, że ludzie w sytuacji zagrożenia zapominają o swoim humanitaryzmie i prezentują najgorsze, zwierzęce cechy. Niemniej osobno, bez znajomości sagi wymyślonej przez Starlinga, można mieć wrażenie, że otrzymało się półprodukt. Pozostaje więc cieszyć się świetnymi rysunkami gwiazd pokroju Johna Romity Sra, Johna Buscemy, Wayne′a Boringa i Gila Kane′a (choć ten ostatni miał problem z proporcjonalnym odwzorowaniem głów).
Jako recenzent zostałem więc postawiony w rozkroku. Będąc fanem Kapitana Marvela, który czytał to, co ukazało się w ramach WKKM, śmiało dałbym omawianej pozycji co najmniej 70%. Jednak wchodząc w skórę laika, nie jestem pewien, czy stać by mnie było chociaż na 50%. Nie pozostaje mi chyba nic innego, jak wyciągnąć średnią.



Tytuł: Superbohaterowie Marvela #10: Kapitan Marvel
Data wydania: maj 2017
Wydawca: Hachette
Cena: 39,99
Gatunek: superhero
Wyszukaj w: MadBooks.pl
Wyszukaj w: Selkar.pl
Wyszukaj w: Kumiko.pl
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Ekstrakt: 60%
powrót; do indeksunastwpna strona

93
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.