Wonder Woman przez lata była u nas traktowana po macoszemu. Ostatnio jednak, głównie dzięki wydawnictwu Egmont, nieco nadrabiamy straty. Jest także pozytywny aspekt tej sytuacji: otrzymujemy samą esencję najlepszych komiksów jej poświęconych. Jak te, które wypełniają tom pierwszy nowej serii DC Deluxe poświęconej Amazonce, ze scenariuszem Grega Rucki.  |  | ‹Wonder Woman #1 (Greg Rucka)›
|
Przyznam, że z Wonder Woman mam ten sam problem co z Supermanem – jak tu się emocjonować przygodami postaci, która jest przesadzona do granic możliwości. Nie tylko jest piękna, inteligentna, wysportowana i silna, ale do tego potrafi latać, wpływa na prawdomówność innych, odbija kule przy pomocy Bransolet Zwycięstwa, rozmawia ze zwierzętami oraz posiada kilka niewidzialnych statków powietrznych. I tak jestem pod wrażeniem, że od 1941 roku (a więc jej debiutu) kolejne pokolenia scenarzystów były w stanie coś wycisnąć z tego ideału niezależnej kobiety. W latach 90. jednak wydawało się, że temat został wyczerpany. Serię mógł uratować tylko cud. I on się stał, a nosił imię Greg Rucka. Zaczęło się niewinnie, od jednoczęściowej historii „Hiketeja”, szumnie nazywanej powieścią graficzną. Osobiście denerwuje mnie ten zwrot, bo został stworzony przez tych „poważnych” recenzentów, którym przez gardło nie chciało przejść, że komiks może być również ambitnym dziełem sztuki. Historia ta otwiera omawiany zbiór Egmontu i z miejsca udowadnia, że Rucka jest właściwym człowiekiem na odpowiednim miejscu. Nie interesowały go kolejne potyczki z kolejnymi ultrapotężnymi superłotrami, a wykorzystał w pełni potencjał drzemiący w mitologii i tradycji antycznej Grecji. W tym wypadku chodzi o obrządek hikateii, czyli wyrzeczenia się swojej godności w zamian za opiekę. Zainteresowani mogą odnaleźć ten wątek zarówno w „Iliadzie”, jak i „Odyseii” Homera. Jak się okazuje, w całkiem współczesnej opowieści może doprowadzić on do tragedii w iście klasycznym stylu (na przykład bratobójczej walki Wonder Woman z Batmanem). Wkrótce scenarzysta otrzymał ofertę stałej współpracy nad tytułem i pozostał z nim przez trzy lata. W tomie pierwszym, poza wspomnianą „Hiketeją” otrzymujemy pierwsze jedenaście zeszytów jego autorstwa, które w pełni pokazują jego talent i to, że miał konkretną wizję swojej bohaterki. Pozostawił jej posągowy charakter, co miało odzwierciedlać jej boski status, ale jednocześnie tak sprawnie poukładał elementy otoczenia, że w żaden sposób nie wydaje się to przesadzone. Diana funkcjonuje tu na kilku poziomach i każdy wątek jej dotyczący został ciekawie poprowadzony, przysparzając jej kolejnych kłopotów. Z jednej strony narażona jest na gniew istot z boskiego panteonu, jak przeraźliwe Gorgony, które próbują powołać do życia swoją siostrę straconą przez Perseusza – Meduzę. Z drugiej – musi pogodzić zadania superbohaterki o kontrowersyjnych poglądach z rolą ambasador rodzinnej wyspy Temiskiry. Jest to o tyle trudne, że jej ojczyzną wstrząsnął kataklizm. Jednocześnie wydała książkę, będącą zbiorem refleksji na temat otaczającego świata, często bardzo radykalnych, co z kolei nie podoba się części tradycjonalistów, żądających jej bojkotu i wydalenia Amazonki poza granice USA. Atmosfera gęstnieje z każdym zeszytem, a do rozwikłania kłopotów nie wystarczy tradycyjne obicie komuś szczęki. W efekcie Wonder Woman wcale nie dominuje opowieści, bo choć jest to jej komiks, to zarówno postacie drugoplanowe, jak i jej antagoniści są równie ważni dla rozwoju fabuły. Tak bardzo, że czasami piękna Amazonka odsunięta jest na bok, nie mogąc zaradzić rozgrywającym się wydarzeniom. Widać to dobrze w scenie, kiedy siostry z Temiskiry nakazują jej opuścić wyspę po kataklizmie, twierdząc, że lepiej dla wszystkich będzie, jeśli zajmie się swoją pracą ambasadora. Pod względem graficznym komiks również nie zawodzi. Co prawda żaden z artystów nie wyróżnia się wyjątkową, oryginalną kreską, ale wszyscy prezentują solidny warsztat i każdy potrafi ukazać Dianę jako zmysłową kobietę, choć bez wulgarności i okrajania jej stroju do stringów z gwiazdkami. Na tym tle największe wrażenie robią reprodukcje okładek kolejnych zeszytów, za które odpowiada J.G. Jones, znany u nas chociażby z serii „Y: Ostatni z mężczyzn”. Czasem to małe dzieła sztuki (jak chociażby ta z kotkami). Gdyby okazało się, że kinowa wersja przygód Wonder Woman jest totalną klapą, powiedziałbym, że można śmiało sięgnąć po niniejszy zbiór w celu odtrutki, aby zatrzeć złe wrażenia. Ponieważ jednak ci, co oglądali film, twierdzą, że jest niezły, powiem tylko, że propozycja Egmontu to porcja wyśmienitego czytadła na najwyższym poziomie, po które śmiało mogą sięgnąć zarówno znawcy tematu, by docenić inwencję scenarzysty, jak również ci, którzy dopiero rozpoczynają swoją przygodę w świecie DC. Po połknięciu tych prawie czterystu stron po prostu chce się czytać więcej!
Tytuł: Wonder Woman #1 (Greg Rucka) Data wydania: 8 kwietnia 2017 ISBN: 9788328119949 Format: 396s. 180x275 mm Cena: 119,99 Gatunek: superhero Ekstrakt: 90% |