powrót; do indeksunastwpna strona

nr 6 (CLXVIII)
lipiec-sierpień 2017

Na łeb, na szyję
Greg, Hermann Huppen ‹Comanche #6: Buntownicza furia›
Po dwóch znakomitych tomach „Comanche” – „Czerwonym niebie nad Laramie” oraz „Mrocznej pustyni” – trafił się nieco słabszy. O ile jeszcze bowiem świetnie broni się w „Buntowniczej furii” wątek z braterskim konfliktem wśród Czejenów, o tyle wprowadzona zapewne dla rozładowania napięcia postać Dana Morgana skutecznie psuje doskonały efekt.
ZawartoB;k ekstraktu: 70%
‹Comanche #6: Buntownicza furia›
‹Comanche #6: Buntownicza furia›
Świetny jest tytuł tego tomu. Wiele obiecuje. Brzmi jak żywcem wyjęty z nadzwyczaj męskiego kina akcji. Niestety, fragmenty ekscytujące sąsiadują ze slapstickowymi gagami, które sprawiają, że poważna opowieść o buncie (części) Czejenów momentami zamienia się w tragikomedię w stylu Bustera Keatona. Nie oznacza to jednak wcale, że od „Buntowniczej furii” należy trzymać się z daleka. To wciąż trzymający poziom odcinek kultowej serii. Być może lekki spadek formy nie rzucałby się w oczy aż tak bardzo, gdyby chwilę wcześniej – na polskim rynku było to zaledwie kilka miesięcy – nie ukazały się dwa doskonałe albumy, zaostrzające apetyt czytelników i jednocześnie podnoszące poprzeczkę autorom. W „Czerwonym niebie nad Laramie” (1975) i „Mrocznej pustyni” (1976) Gregowi i Hermannowi udało się stworzyć bardzo posępną wizję Dzikiego Zachodu, rodem z najmroczniejszych westernów Clinta Eastwooda (jak „Powieście go wysoko”, „Mściciel” czy „Bez przebaczenia”), w ich kontynuacji zdecydowali się natomiast lekko „puścić oko” do czytelników.
Wątek indiański, który posłużył scenarzyście za fundament fabuły „Buntowniczej furii”, raz już został przez Michela Regniera wykorzystany – w trzecim w kolejności albumie „Wojownicy rozpaczy” (1973). Tam sprawdził się doskonale, tym razem coś jednak zawiodło. Przejdźmy jednak do sedna. Po rozprawieniu się z bandą Marlowe’a Red Dust oficjalnie już pełni funkcję zastępcy szeryfa Wallace’a w Greenstone Falls. Czuje się w tej roli trochę niezgrabnie, wszak jeszcze nie tak dawno był tylko pracującym przy budowie torów kolejowych więźniem numer 717. A teraz ma bronić prawa. Jeśli jednak takie zadanie mu powierzono, a on wyraził na to zgodę – będzie to robił najlepiej, jak potrafi. Choć nie wszystkie polecenia Wallace’a są mu w smak. W każdym razie na pewno nie po to przypinał gwiazdę na piersi, aby być „opiekunką” przybyłego z Bostonu dziennikarza Dana Morgana. Tyle że w grę wchodzą kwestie wizerunkowe. Po ostatnich „zadymach” Greenstone Falls potrzebuje dobrej prasy, a zapewnić ma ją właśnie artykuł w „Boston Examiner”.
Tu jednak pojawia się problem. Jak się bowiem okazuje, Morgan przybywa do miasteczka akurat w momencie, gdy zaczynają się niepokoje wśród Czejenów mieszkających w nieodległym od Trzech Szóstek rezerwacie. Kłopoty po raz kolejny sprawia niezwykle ambitny, ale przy tym równie niesforny Samotny Ogień, brat zazwyczaj szukającego kompromisu wodza Stojącego Konia i pracującego na ranczu Comanche Księżycowej Plamy. Tym samym powtarza się dramatyczna sytuacja, która już raz mogła doprowadzić do wojny z Indianami. Red Dust stara się zapobiec rodzącej się rewolcie, ale jest to o tyle trudne, że jednocześnie musi pilnować, aby włos z głowy nie spadł Morganowi, który z kolei zachowuje się jak rasowy reporter tabloidu – widząc gorący temat, kompletnie traci głowę. Naraża przy tym nie tylko siebie. Dziennikarz z Bostonu wprowadza do fabuły nieco humoru; jednym może się to podobać, inni – jak chociażby „niżej” podpisany – będą kręcić głową. Także dlatego, że żartobliwe zapędy Grega w paru momentach zamieniają nad wyraz poważną opowieść w slapstickową komedię.
Na szczęście pojawia się także motyw, który z czasem sprowadza scenarzystę na właściwe tory – to bunt Księżycowej Plamy, który wprawia w zakłopotanie wszystkich mieszkańców Trzech Szóstek. Ale najbardziej chyba Reda Dusta, który nie potrafi zrozumieć, co kieruje niedawnym jeszcze przyjacielem. Wyjaśnienie tej zagadki okazuje się zresztą największym fabularnym walorem „Buntowniczej furii”. I są oczywiście jeszcze rysunki Hermanna Huppena, o których trzeba byłoby napisać w zasadzie po raz szósty to samo. A jeśli doliczymy do tego również wszystkie „ochy” i „achy” wyrażane przy okazji recenzowania kolejnych tomów „Jeremiaha” oraz „Bois-Maury”, to już po raz… kto by to zliczył? W każdym razie ilustracje Belga ponownie są bardzo mocnym punktem albumu. Kreowany przez niego Dziki Zachód jest z krwi i kości, wszystkie szczegóły dopracowane perfekcyjnie, a sceny batalistyczne oddane z odpowiednią dynamiką i swadą. Zaskakiwać może tylko jedno. Ale to już pytanie pod adresem Grega, nie Hermanna: jakim cudem udaje się Redowi wyjść bez szwanku po upadku z takiej wysokości?



Tytuł: Comanche #6: Buntownicza furia
Tytuł oryginalny: Comanche. Furie rebelle
Scenariusz: Greg
Data wydania: luty 2017
Przekład: Wojciech Birek
Cykl: Comanche
ISBN: 978-83-8097-048-9
Format: 48s. 240 x 320 mm
Cena: 39,90
Gatunek: western
Wyszukaj w: MadBooks.pl
Wyszukaj w: Selkar.pl
Wyszukaj w: Kumiko.pl
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Ekstrakt: 70%
powrót; do indeksunastwpna strona

137
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.