„Wind River” to znakomity kryminał o morderstwie w indiańskim rezerwacie z solidnie przepracowanym społecznym tłem. Jego twórca, Taylor Sheridan, okazał się być nie tylko aktorskim przystojniakiem, ciekawym scenarzystą, ale swój drugi film potrafi wyreżyserować jakby miał w tym 30 lat doświadczenia.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
To wręcz niesamowite jak rozwija się kariera Taylora Sheridana. Pierwotnie aktor, znany głównie z występów w telewizyjnym serialu „Synowie anarchii”, dwa lata temu spróbował swoich sił w pisaniu scenariuszy – i efekt od początku był znakomity, o czym świadczy fakt, że spod jego pióra wyszły skrypty do „Sicario” i „Aż do piekła” (za który otrzymał nominację do Oscara). Gra i pisarstwo najwyraźniej nie były wystarczające, bo Sheridan postanowił zasiąść na reżyserskim stołku. I choć pierwsza próba, niskobudżetowy horror „Vile” była niewypałem 1), to już kolejny film, „Wind River” (do którego również napisał scenariusz) nie wygląda na dzieło debiutanta, lecz świadomego twórcy z wieloletnim doświadczeniem. Jeśli utrzyma formę, nominacje Oscarowe za reżyserię wydają się być tylko kwestią czasu. Dobrym początkiem uznania dla twórcy jest z pewnością Un Certain Regard za reżyserię, otrzymana w tym roku w Cannes. „Wind River” jest klasycznym kryminałem ze społecznym tłem. Tytuł jest nazwą indiańskiego rezerwatu w stanie Wyoming, w rejonie nieprzyjaznym, surowym, w zimie nawiedzanym przez nieustanne śnieżyce. W XIX wieku w tej niegościnnej okolicy osadzono Indian ze szczepu Arapaho, których potomkowie do dziś próbują układać sobie tu życie. Cory Lambert (Jeremy Renner) nie jest Indianinem, ale uważa się za członka szczepu. Ożenił się bowiem z indiańską kobietą, miał z nią dwójkę dzieci, pracuje na terenie rezerwatu, jego umiejętności tropiciela i myśliwego muszą się kojarzyć z talentami rdzennych Amerykanów. Cory jest pracownikiem United States Fish and Wildlife Service, agencji, której zadaniem jest ochrona i monitorowanie stanu dzikiej fauny i flory (do jego zadań należy na przykład odstrzeliwanie pum zagrażających lokalnym stadom bydła). Pewnego dnia podczas rutynowego patrolu znajduje w śniegu ciało indiańskiej dziewczyny. Są na nim ślady pobicia i gwałtu, widać też, że dziewczyna biegła długo przez śnieg bez obuwia, w niekompletnym ubraniu. Do Wind River przybywa więc także młoda agentka FBI (Elizabeth Olsen). Nie jest ona przygotowana na pracę w dwudziestostopniowym mrozie, chętnie więc korzysta z doświadczenia Lamberta i lokalnego szefa policji plemiennej. Kto może odpowiadać za śmierć dziewczyny? Może jej brat, wyniszczający się narkotykami, może jego koledzy, a może tajemniczy biały mężczyzna, z którym potajemnie spotykała się zamordowana Indianka? Cory Lambert ma osobistą motywację, bo jego własna córka trzy lata wcześniej zginęła w podobnych okolicznościach…  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Zagadka zbrodni w filmie nie jest jakoś bardzo skomplikowana, śledztwo przebiega w miarę liniowo – ale nie ono jest tu najważniejsze. W tle historii kryminalnej otrzymujemy bowiem opowieść o ludziach, którzy zmuszeni są żyć w tak niesprzyjających warunkach, wyniszczanych przez beznadzieję swej egzystencji, łapiących się najsłabszych szans, by wydostać się z Wind River. Na tym tle wyrasta przestępczość, potęgowana przez ludzką frustrację i słabość lokalnej, nielicznej policji. Wszystko to owocuje obojętnością na krzywdę – na koniec filmu dowiadujemy się, że nikt nie prowadzi statystyk zaginięć indiańskich kobiet, a skala dramatu może być przerażająca. Taylor Sheridan genialnie wygrywa emocje swych bohaterów. Determinację Cory’ego, bezradność agentki FBI, rezygnację szefa policji plemiennej, rozpacz rodziców zamordowanej dziewczyny. W szeregu świetnie wyreżyserowanych scen oddaje bardzo szerokie spektrum uczuć postaci z filmu, nieustannie zderzając je ze sobą i w ten sposób budując wizerunek społeczności Wind River i posuwając fabułę do przodu. Szereg scen – dyskusja z patologiem o kwalifikacji zgonu, pierwsze przesłuchanie rodziców, rozmowa z bratem zabitej dziewczyny – to po prostu reżyserskie majstersztyki, w których nie ma cienia fałszu w reakcjach i słowach bohaterów. Pomaga w tym wszystkim znakomity casting i aktorstwo – wycofany, wyciszony, ale emanujący pewnością siebie Jeremy Renner to doskonały wybór do roli Cory’ego, Elizabeth Olsen z kolei tworzy bardzo ciekawą kreację bohaterki wrzuconej w nieznany, nieprzyjazny świat, ale zdającej sobie sprawę z własnych ograniczeń i umiejętnie wykorzystującej kompetencje innych osób, z kolei etatowy filmowy Indianin Graham Greene tworzy wiarygodny portret lokalnego policjanta, który dawno zatracił już nadzieję, ale poczucie obowiązku każe mu trwać na swoim stanowisku. Sheridan nie zapomina jednak, że jego film ma być także kryminałem i thrillerem. Fakty odsłania więc stopniowo, każde widzowi czuć się równie niepewnie, jak bohaterowie filmu, wykorzystuje też dobrze śnieżną i mroźną scenerię do budowy nastroju obcości i zagrożenia. Nie waha się, gdy trzeba, być efektownym – rajdy śnieżnych skuterów wnoszą do filmu dynamikę i energię. A gdy przyjdzie czas na strzelaninę, będzie to strzelanina nieszablonowa, efektowna, trzymająca widza na brzegu fotela. Po seansie jednak zapamiętamy najbardziej pesymistyczny nastrój, smutek i rozpacz bohaterów i surową śnieżną krainę, dobrze symbolizującą uczucia ludzi, którzy muszą tu żyć. „Wind River” to z pewnością jeden z ciekawszych thrillerów ostatnich lat, miejmy nadzieję, że już niedługo trafi do Polski w regularnej dystrybucji. 1) Dziś mało kto w ogóle o filmie pamięta, większość uważa „Wind River” za reżyserski debiut Sheridana.
Tytuł: Wind River Rok produkcji: 2017 Czas trwania: 110 min Gatunek: kryminał, thriller Ekstrakt: 80%
Miejsce: Łódź Od: 14 lipca 2017 Do: 21 lipca 2017 |