Jest 24 kwietnia 1945 roku. Nadwiślańskie Puławy, od lipca 1944 roku „wyzwolone”. Jak pisze narrator, „w tym czasie w mieście panował duży ruch i przebywało w nim wielu żołnierzy sowieckich (głównie z oddziałów tyłowych i rekonwalescentów wojennych)”, więc „pojawienie się dwóch samochodów z wojskiem sowieckim nie wzbudziło […] większego zainteresowania”. Ale tym razem to „wojsko sowieckie” jest przebranym oddziałem „Orlika”, w drodze na brawurową akcję rozbicia Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego (w tym uwolnienia przetrzymywanych tam więźniów bezpieki). Na miasteczko spoglądamy prawdopodobnie z okna jednej z kamienic – pierwszego lub drugiego piętra. Na ulicach i skrzyżowaniu wyłącznie pojazdy wojskowe – Willysy, motocykl z karabinem na przyczepie, ciężarówki. W tle widać również stojące przy budynku działo ppanc. Wśród pieszych także przeważają wojskowi, lecz tu i ówdzie widać cywilów – czy to trudzących się z wyładowanym piaskiem (?) ręcznym wózkiem, czy to spieszących dokądś z walizką. Jakiś nadgorliwiec (prawdopodobnie żołnierz Armii Czerwonej) niebezpiecznie wychyla się z okna na piętrze domu z prawej strony kadru, wywieszając plakat ze Stalinem. Kamienice noszą stosunkowo niewielkie ślady wojny: brakuje niektórych szyb (parę okien zabitych jest deskami), fragmentów tynku na ścianach, kilku dachówek. Centralnie umieszczone budynki skąpane są w słońcu (z boku jednego widać duży napis reklamowy „Piekarnia”), w samym środku kadru widnieje, wywieszona z okien drugiego budynku, polska flaga. Wisi spokojnie, współgrając ze spokojem miasteczka. Dla kontrastu, ściana wysokiej kamienicy zajmującej lewą część kadru spowita jest mrokiem (co wykorzystano jako tło dla przytoczonych na wstępie dwóch zdań narracji). Jej cień zakrywa większą część skrzyżowania, padając na niemal wszystkich przechodniów. Z jej to ściany wywieszono flagę czerwoną, która – dla odmiany – łopocze niespokojnie. Wszystkie te elementy łączą się, tworząc nastrój złowrogi. Dla sowieckich i komunistycznych oprawców są to ostatnie chwile spokoju w Puławach… |