Rok 1890, Londyn. Uliczny kram z książkami, kawiarnie tonące w dymie z cygar, małe drukarnie, miłość sprzed lat i niemal szpiegowska intryga – oto początek niezwykłej wyprawy dwóch bukinierów po cenny rękopis. W najnowszej powieści Matthew Pearla „Złodzieje książek” tajemnica miesza się z przyjaźnią, pragnienie ze strachem, a prawda z fałszem.  |  | ‹Złodzieje książek›
|
„Sięgnij po kieszonkowe wydanie słownika Webstera ze spodu mojego wózka i otwórz na literze B – słowo, o którym mowa, powinno być tutaj, pomiędzy book (książka) i bookish (mól książkowy). Nie, nie znajdziesz słowa bukinier w żadnym słowniku, ale uważaj, wkrótce wypełnimy ten brak”. – Tak pan Fergins, narrator najnowszej książki Matthew Pearla pt. „Złodzieje książek”, rozpoczyna swoją opowieść. Będzie to wspomnienie ostatniego wielkiego skoku bukinierów – ludzi, którzy zajmują wyjątkową pozycję w skomplikowanym łańcuchu postaci łączącym pisarza z czytelnikiem. Kim są? Jak działają? Czy słusznie nazywa się ich „piratami” kradnącymi utwory literackie? Aby się tego dowiedzieć, trzeba wspólnie z bohaterami, wyruszyć w piękną, choć długą i – niestety – dość męczącą podróż. Na powieść, która jest połączeniem kryminału, powieści historycznej i przygodowej oraz książki podróżniczej, składa się siedemnaście rozdziałów. Czytelnik jednak, wspólnie z Cloverem, bukinierami: Ferginsem, Davenportem i Belialem, rudym W. Billem i tajemniczym pisarzem Roberten Stevensonem, wyjeżdża, tak naprawdę nie ruszając się z miejsca. To opowieść bowiem – snuta w pociągu, kawiarni, bibliotece, zakładzie dla obłąkanych, sądzie – jest podróżą samą w sobie. Podróżą w przeszłość, w której więcej pytań niż odpowiedzi. Niebezpieczną zamorską eskapadą na egzotyczną, położoną gdzieś na Atlantyku, wyspę Samoa – do miejsca, gdzie zacierają się granice między dobrem a złem. Czasem bywa też cichą przechadzką wśród ulubionych książek, romansem, innym znów razem – dramatyczną ucieczką lub szaleńczą wyprawą, której celem jest zdobycie cennego rękopisu umierającego pisarza, zanim skradnie go inny łowca książek. Powieść napisana jest ciekawie. Czytelnik zostaje wciągnięty w świat XIX-wiecznych intryg, obserwuje ostatnie starcie dwóch słynnych bukinierów na chwilę przed podpisaniem międzynarodowej umowy likwidującej czarny rynek wydawniczy. Akcję jednak spowalniają nazbyt szczegółowe opisy, mnóstwo epizodycznych zdarzeń i postaci, a także – według mnie niekonieczne – nadmierne planowanie i teoretyzowanie przez bohaterów. W efekcie książka trochę mnie zmęczyła. Muszę jednak przyznać, że sam język powieści, dobór słów, dbałość o realizm historyczny – są jej niewątpliwymi atutami. Czy polecam „Złodziei książek” innym czytelnikom? Zacytowany przez Matthew Pearla Francis Bacon stwierdził, że: „pewnych książek wolno jedynie skosztować, inne powinno się połykać, są też [te], które należy przeżuwać i smakować”. „Złodzieje…” to według mnie przykład trzeciej kategorii – tę powieść lepiej „przeżuwać” powoli, bo na początku jej smak, tak jak ava (kto ciekawy, niech sprawdzi) nie zachwyca, lecz tradycja, którą stara się przechować – jest godna pochwały.
Tytuł: Złodzieje książek Tytuł oryginalny: The Last Bookaneer Data wydania: 13 września 2017 ISBN: 978-83-7999-948-4 Format: 384s. 143×205mm Cena: 39,– Gatunek: historyczna, kryminał / sensacja / thriller Ekstrakt: 80% |