powrót; do indeksunastwpna strona

nr 9 (CLXXI)
listopad 2017

Odbicie w lustrze
ciąg dalszy z poprzedniej strony
– Czyli wspomnienia z Rzeki są oryginalne?
– Wygląda na to, że nikt ich nie zmieniał. Są dokładnie takie, jak je wygenerowałeś. – Dalej badawczo mnie obserwuje.
Kolaż: <a href='mailto:halas.agn@gmail.com'>Agnieszka ‘Ignite’ Hałas</a>
Kolaż: Agnieszka ‘Ignite’ Hałas
Obok antyodleżynowego fotela marki Sky, na którym spoczywa Spyra, wiszą żyrandole silikonowych worków. Płyn fizjologiczny, jakiś środek uspokajający i coś w kolorze błękitu. Podchodzę bliżej, by odczytać napis z kroplówki. Glukoza z dodatkowym bonusem w postaci boostera metylofenidatu. Swoisty anabolik mózgu, którego lista skutków ubocznych długością przypomina spis treści podręcznika medycyny.
– Myślałem, że zostałem zhakowany – szepczę, zastanawiając się, jak długo jest już na tej płynnej diecie, ale widząc jego skórę barwy dojrzałej goudy i pełną ewidentnych objawów zapalenia żył, które czerwoną pajęczyną znaczą otłuszczone przedramię, wiem, że dość długo, by rozpuścić wątrobę. – W ostatnim czasie nasiliła się działalność Figlarzy.
– Sprawdziłem. To nie oni. Poza tym już dawno leżałbyś w miejskim prosektorium z przepalonym rdzeniem.
Nieprzerwanie łypie na mnie tymi zaczerwienionymi krecimi oczkami, niemal w całości pokrytymi błonką zrostów po niezliczonych zapaleniach spojówek.
Mówi mi, że nie znalazł nawet śladu zewnętrznej ingerencji. Aktywność wszczepu kory przedniej wydaje mu się zgodna ze standardowym zakresem.
Nie wiem, dlaczego tak bardzo trzęsą mu się ręce.
– Popatrz na procesy w części czternaście gie. – Rzuca na ekran wielkości ściany zapis pracy mojego mózgu. Roziskrzona chmura neuronowych błysków generowanych przez pompy jonowe tworzy obraz mojego wewnętrznego kosmosu.
– Jak widzisz, zupełnie normalny odczyt, tylko…
Samoprzylepne czujniki na jego piersi podnoszą się i opadają w rytmie przyspieszającego oddechu. Szybciej i szybciej.
– Słuchaj – przejmuję inicjatywę – co by to nie było, chcę wiedzieć.
Spyra jeszcze chwilę walczy ze sobą, ale w końcu wybucha niczym piniata napchana słodyczami. Zamiast cukierków wszędzie sypią się reakcje emocjonalne.
– Kurwa, to twoje wszczepy! One się rozrastają! – niemal piszczy falsetem.
W zwolnionym tempie widzę krople potu spływające mu po bladym czole. Szeroko rozwarte oczy wlepił we mnie. Płatki nosa drgają mu spazmatycznie – środek uspokajający na którym był, właśnie przestał działać.
– Co takiego?
– Człowieku, twoje wszczepy wchłaniają ci mózg! Rozumiesz?!
Rozumiem.
Już wiem, czym było to spojrzenie.
To strach.
Kim jesteś? Chodzącym trupem?
• • •
Wracam na piechotę. Klasycznie. Stawiając kroki na chodniku, noga za nogą – tak też można. Puste ulice dwudziestomilionowej metropolii zalewa kwaśny deszcz, który jeszcze bardziej potęguje smród zjonizowanego powietrza, niosący się falami od sąsiedniej serwerowni. Czternaście pięter cyfrowego wszechświata. Mija mnie rozpędzona karetka na sygnale.
Przeszedłem już dobre pięć przecznic. Przestało padać. Tafle kałuż odbijają niezmącone światła migocących bilbordów. Miasto tonie w ich blasku. Nachalną iluminacją próbują nas zmienić, chociaż na ulicach nie ma nikogo. Paru zabłąkanych dilerów, ich klienci szukający zakazanych rozrywek, nieporównywalnych z tym, co legalnie oferuje Rzeka, i tacy jak ja, poszukiwacze prawdy o sobie. Zabłąkani, samotni, nieliczni. Reszta mieszkańców przemyka podmiejską siecią komunikacyjną do klatki swojej pracy, marząc o powrocie do klatki swojego domu. Równie zagubieni.
Tuż na skraju chodnika, na zbiegu ulic 65 i 104 stoi koleś w garniturze. Śmiesznie ubrany z dziwaczną fryzurą à la Elvis, w dłoni ściska plik ulotek, stepując swoimi kowbojkami równie zużytymi i starymi, jak on sam. Obok, na pustym parkingu, zaparkowane camaro rocznik sześćdziesiąty piąty przykuwa wzrok czerwonym jak krew lakierem. Domyślam się, że to jego antyk.
Patrzy na mnie lekko zaskoczony, jakby nie spodziewał się, że kogoś tu spotka, po czym szybko odzyskuje rezon i uśmiecha się do mnie szeroko. Wyciąga jedną z ulotek, którą już z daleka do mnie macha.
– Synu, czy znajdziesz chwilę dla nas? – mówi tym sztucznie przymilnym tonem kogoś, kto próbuje sprzedać kiepskiej jakości implant ślimakowy. Nie muszę nawet patrzeć, co jest napisane na broszurce, aby wiedzieć, z kim mam do czynienia.
Stary ropniak i papierowe ulotki jasno określają jego położenie na drabinie użyteczności. Oto w kasku włosów upaćkanych brylantyną uśmiecha się do mnie przedstawiciel najniższego szczebla systemowego układu, zdrowy człowiek, którego jedyną wadą plasującą go na poziomie umierających starców, chorych w śpiączce i dzieci autystycznych jest fakt, że w żaden sposób nie przyczynia się do utrzymania technologicznego ładu. Dumny przeciwnik cyfryzacji. Informatyczny Amisz.
– Zło rozpleniło się po całym świecie światłowodową macką zagłady! – przemawia z fanatycznym zacięciem, nie czekając na moją reakcję. – Ludzkość stoi na krawędzi! Rzeka to bramy piekieł, które nas pochłoną, jeżeli nie przeciwstawimy się złu! – wykrzykuje mi do ucha swoje slogany, gdy mijam go obojętnie.
Rzeka to bramy piekieł.
Coś mnie tknęło. Zatrzymuję się i cofam kilka kroków. Staję przed nim i drugi raz dzisiaj widzę zaskoczenie na jego twarzy. Nie do końca wiem, co chcę osiągnąć, ale proszę, by mówił dalej, by sprzedał mi ten tandetny implant ślimakowy. Na złość technicznemu bóstwu.
Elvis zmienia idiotyczny wyraz twarzy na coś niewiele mądrzejszego i zaczyna swoją dobrze wyuczoną przemowę, którą jego kongregacyjni spece od psychomanipulacji gremialnie uznali za najwłaściwszy sposób trafienia do zwykłego człowieka średniej użyteczności.
– Odpowiedz sobie, ile razy w życiu czułeś się zagubiony, budziłeś się rano, czując, że to, co cię otacza, jest nierzeczywiste? Zapewne mnóstwo razy. A teraz wyobraź sobie, że wszystko jest winą twoich grzechów cyfryzacji! Zrozum, ludzkość oddała się iluzji, pchając nas na drogę ku potępieniu. Będąc uwięziony w technologicznej klatce, nigdy nie dowiesz się, kim jesteś. My jako niepolityczne stowarzyszenie dołożymy wszelkich starań, byś…
– Co zrobić, żeby wyrwać się z tej „iluzji”, aby odnaleźć siebie? – przerywam mu potok już niepotrzebnych słów.
– Jest tylko je-jeden sposób. Ca-całkowite odłączenie. Natychmiastowa rezygnacja z technologii informatycznej… – jąka się, jakby na randkę zaprosiła go najładniejsza dziewczyna w ogólniaku. Mówi coś o niebieskiej pigułce, o polityce cielesności, o rezygnacji z implantów…
Niespodziewanie milknie.
– Jak bardzo jest pan zmodyfikowany? – Przygląda mi się badawczo. Teraz to on przejmuje inicjatywę.
W dużym streszczeniu wymieniam przejawy mojej wieloletniej technologicznej przyjaźni z najlepszą kliniką implantacyjną po tej stronie półkuli. Wszczep tego, wszczep tamtego i po implancie owego.
Zaangażowanie Elvisa gaśnie z każdym moim słowem, z każdym ulepszonym gramem tkanki. Cofa się o krok, prezentując wykrzywioną niesmakiem twarz. Ulotkę, którą chwilę wcześniej wetknął mi do kieszeni kurtki, wyszarpuje gwałtownym ruchem, dokłada do pozostałych i zwyczajnie odchodzi, stukając po mokrym chodniku tymi zabytkowymi kowbojkami, jakby mnie nie spotkał. Jakby mnie tu w ogóle nie było.
Kim jesteś? Chodzącym manekinem?
• • •
Przypominam sobie, co powiedział mi Spyra na odchodne.
– Nie potrafię powiedzieć, co tak naprawdę się dzieje. Twoje wszczepy są o pięć procent bardziej rozbudowane, niż zakłada specyfikacja. – Rzucił na ekran powiększone fragmenty mojego pnia, tuż na styku z korą mózgu. – Widzisz, dokładnie w tym miejscu.
Pierzaste wypustki wyraźnie zagłębiały się jasną masą w moje śródmózgowie. Mimo woli potarłem skroń.
– Normalna szerokość tego elementu ma dwa centymetry i sięga najdalej do połowy długości tej struktury, a twój wszczep… sam widzisz… – wydyszał. – Taka sama sytuacja przy płacie ciemieniowym i w obrębie ciała migdałowatego.
– Co to jest?
– Nie wiem. Po prostu nie wiem. Wygląda to tak, jakby twój wszczep zaczynał naciekać na tkankę mózgu jak, jak… – Szukał jakiegoś odpowiedniego słowa. – … jak nowotwór.
– Czy to w ogóle możliwe?
– No właśnie to jest niemożliwe – wysapał Spyra.
Rozległ się alarmowy pisk urządzenia mierzącego saturację. Spyrze brakowało powietrza.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

17
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.