Koty może i mają 9 żywotów, widz jednak dysponuje tylko jednym i dlatego powinien trzy razy się zastanowić, czy warto sięgać po „9 żyć”…  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Zdolny twórca potrafi wykrzesać sporo ikry nawet z mocno już oklepanego schematu, jakim na przykład jest uwięzienie kilkorga młodych ludzi w nawiedzonym domu. Andrew Green najwyraźniej jednak spóźnił się do stoliczka, przy którym rozdawano talenty, i przygodę z kinem zakończył w miejscu, w którym ją zaczął – na zrealizowanym w 2002 roku filmie „9 żyć”. Zamiast bowiem nakręcić horror, stworzył coś pośredniego między smętnym, dychawicznym slasherem a młodzieżowym filmem obyczajowym. Trudno nawet zgadnąć, dla kogo to było kręcone… Do mieszkającego w Szkocji w dużej, rodowej rezydencji młodzieńca przyjeżdża ośmioro przyjaciół ze szkolnych czasów świętować jego 21. urodziny. Zaraz po przybyciu zaczynają toczyć absolutnie jałowe, nic nie wnoszące do tematu ani nie pogłębiające psychologii którejkolwiek z postaci dyskusje o wszystkim i o niczym. Po dwudziestu minutach, w ciągu których widz skręca się i wije, obrywając raz po raz nieheblowanymi klockami „złotych” myśli („Znaki drogowe są ogromnie mylące, te wzory i kolory…”), wreszcie pojawia się zaczątek intrygi. Jeden z bohaterów trafia przypadkiem na ukrytą w ścianie biblioteki książkę, traktującą o genezie domu i rodu właściciela. Gdy tylko ją otwiera i zaczyna wertować kartki, wolumin… opętuje go. Wygląda to tak, że z kartek znika wszystko oprócz garści rycin, zaś przejęty przez ducha z książki delikwent traci oczy i odtąd porusza się po rezydencji z pustymi oczodołami. Ledwie pięć minut później ginie pierwsza osoba. Ku uldze widza, coraz bardziej męczącego się nie tylko z dialogami, ale i z marnym aktorstwem, wybór scenarzysty pada na postać wyjątkowo nędznie odgrywaną przez Paris Hilton. Potem jest już z górki, bo wystarczy rozdzielić bohaterów na dwie grupy. I gdy jedna zajmuje czas widza dramatycznie bezcelowymi, sztucznymi dialogami, druga w wyimaginowanym pocie czoła pozoruje posuwanie fabuły do przodu. Przede wszystkim dyskusjami, ale też i niespiesznymi spacerami. Łatwo sobie w tym momencie wyobrazić, jakiego dreszczu emocji można doznać podczas oglądania tego filmu, i z jakim utęsknieniem czeka się na planszę z listą płac. Innymi słowy – postaci są nijakie i ich los obchodzi widza tyle, co ziemniaczane obierzyny sprzed trzech tygodni, intryga przypomina komplikacją zbrojeniowy pręt, zaś akcja dorównuje temperaturą rozgrywki umierającemu drzewu w dżdżysty, listopadowy wieczór. Ale to nie wszystko. Film, pozbawiony flaków zarówno w przenośni, jak i dosłownie, w ramach bonusu posiada ciemne, ziarniste zdjęcia i fatalnie niedopasowaną ścieżkę dźwiękową. W tej sytuacji nawet jeśli któraś ze scen zdoła zupełnym przypadkiem wytworzyć atmosferę osaczenia (pada śnieg, telefony nie mają zasięgu, a i są kłopoty z zasilaniem), klimat błyskawicznie zostaje ubity sentymentalną, orkiestralną muzyką, w najmniejszym stopniu nie przystającą do horroru. Co gorsza, intryga oparta na schemacie slasherowym, dla „oryginalności” ubogacona duchem, nie zyskuje jakiegoś konkretnego zwieńczenia. Niby dostajemy w finale niezbornie bełkotany monolog, ale nie wyjaśnia on nawet połowy zrodzonych podczas seansu wątpliwości. Trudno więc uznać „9 żyć” nie tylko za pełnoprawny, wart uwagi film, ale nawet za tło do późnej kolacji. Czas przeznaczony na jego obejrzenie będzie więc czasem zupełnie straconym.
Tytuł: 9 żyć Tytuł oryginalny: Nine Lives Data premiery: 16 maja 2007 Rok produkcji: 2002 Kraj produkcji: Wielka Brytania Czas trwania: 85 min Gatunek: groza / horror, thriller EAN: 5907561109669 Ekstrakt: 20% |