powrót; do indeksunastwpna strona

nr 10 (CLXXII)
grudzień 2017

Tu miejsce na labirynt…: Lider idealny. I dzieło wielkiego formatu
Marker ‹Wired for Sound›
Ken Vandermark kojarzony jest przede wszystkim z improwizowanym jazzem. Od czasu do czasu jednak, choć rzadko, wyprawia się w inne rejony muzyczne. Nie tak dawno postanowił zajrzeć do świata… jazz-rocka. Pod szyldem Marker zebrał alternatywnych i awangardowych artystów sceny chicagowskiej i zarejestrował materiał, który ukazał się na albumie zatytułowanym „Wired for Sound”.
ZawartoB;k ekstraktu: 90%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Jest – bez wątpienia – tytanem pracy. Można odnieść wrażenie, że poza kilkoma godzinami dziennie przeznaczanymi na sen, czas upływa mu przede wszystkim na koncertowaniu i nagrywaniu. I to nie tylko w ojczystych Stanach Zjednoczonych, ale na całym świecie. Nie stroni przy tym od współpracy z wciąż nowymi artystami, nierzadko wywodzącymi się z zupełnie innego niż on muzycznego świata. W ubiegłym roku Ken Vandermark – bo o niego chodzi – nawiązał współpracę z awangardowym (łączącym muzykę klasyczną z minimalizmem i jazzem) chicagowskim triem The Few, w którego składzie znajdują się między innymi skrzypaczka Macie Stewart i gitarzysta Steve Marquette. Tak zaczął się formować nowy projekt cenionego saksofonisty i klarnecisty – kwintet Marker. Niebawem szeregi zespołu zasilili jeszcze drugi gitarzysta Andrew Clinkman (improwizator, znany między innymi z kooperacji z perkusistą Timem Daisym) oraz bębniarz Phil Sudderberg (na co dzień udzielający się w indierockowym Grandkids).
Wszyscy muzycy, których Ken skupił wokół siebie – wraz z nim samym – swoją bazę wypadową mają w Chicago. Tam więc odbywały się próby i tam też – w Experimental Sound Studio – miała miejsce sesja nagraniowa, której efektem stała się płyta „Wired for Sound”. Nagrano ją w ciągu zaledwie jednego dnia, 29 września tego roku; do sprzedaży trafiła natomiast – za sprawą należącej do Vandermarka wytwórni Audiographic Records – w połowie grudnia, stając się tym samym zaskakującym i, co najważniejsze, niezwykle smakowitym prezentem pod choinkę. W składzie Marker znaleźli się artyści, których zainteresowania wykraczają znacznie poza klasyczny free jazz; można było zatem podejrzewać, że także ich wspólne dokonania będą przekraczać gatunkowe granice. I tak właśnie się stało. Debiutancki album formacji – zakładając, że nie jest on tylko jednorazowym „wybrykiem” – odważnie wkracza bowiem na terytorium na co dzień okupowane przez rockmanów. Choć – dodajmy – chodzi tu o rock mocno przyprawiony awangardą.
Na „Wired for Sound” trafiły trzy rozbudowane kompozycje, każda po ponad dwadzieścia minut. Każda też – wzorem kilku innych projektów Vandermarka (vide The Resonance Ensemble, Made to Break czy Audio One) – została dedykowana mniej lub bardziej znaczącym postaciom ze świata szeroko pojętej kultury i sztuki. Adresatką otwierającego album „Okinawa Bullfight” jest nieżyjąca od dwóch lat belgijska (chociaż o korzeniach żydowsko-polskich) aktorka, scenarzystka i reżyserka filmowa Chantal Akerman, której – co ciekawe – Ken już wcześniej podarował jeden ze swoich utworów (chodzi o „Waiting Waiting” z płyty „Dispatch to the Sea” kwartetu Made to Break). Świadczy to tylko o tym, jak wielkie wrażenie musiały robić na nim awangardowe dzieła Belgijki. Nie mniej porywająca jest muzyczna wyprawa w jej świat. Zaczyna się iście rockowa – od motorycznej perkusji i zgrzytliwych gitar (w obu kanałach). Dopiero w późniejszym czasie pojawiają się stricte jazzowe improwizacje saksofonu i fortepianu.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Vandermark nieczęsto ma do dyspozycji tak bogate instrumentarium, na dodatek wykraczające poza zestaw kojarzony zazwyczaj z free jazzem (nawet jeśli weźmiemy pod uwagę liczniejsze osobowo The Resonance Ensemble czy Audio One, musimy pamiętać o tym, że większość obu formacji stanowią mimo wszystko sekcje dęte), można więc było zastanawiać się, czy będzie potrafił należycie je wykorzystać. „Okinawa Bullfight” rozwiewa wszelkie wątpliwości. Gdy pojawiają się skrzypce, brzmią jak elektroniczne drony; spowolnione w drugiej części kompozycji do granic możliwości perkusja i gitary kojarzą się z kolei ze sludge metalem. Jedynie saksofon Kena kojarzy się jednoznacznie z jazzem, choć pojawiają się takie momenty, kiedy i on podejmuje narrację narzuconą przez resztę zespołu. Co wszystkim – także słuchaczom – wychodzi na dobre. Utwór numer dwa, „Every Carnation”, dedykowany został legendarnej niemieckiej tancerce i choreografce Pinie Bausch (zmarłej przed ośmioma laty). I pewnie dlatego przez kilka dobrych minut – po improwizowanym otwarciu – muzycy pozwalają sobie na nieco lżejszy ton, bywają nawet frywolni i żartobliwi.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Ale życie Bausch znaczone było nie tylko sukcesami; nie zabrakło w nim też momentów dramatycznych. One również znalazły swoje odzwierciedlenie w „Every Carnation” – we fragmentach, które zaklasyfikować można jako mieszankę post-rocka, sludge’u, a nawet progresu. Na plan pierwszy wybijają się w nich skrzypce i perkusja, tło wypełniają natomiast gitary. Do tego dodać należy jeszcze dwie ekscytujące solówki: saksofonu (w trzynastej minucie) oraz organów Hammonda i syntezatorów Mooga (na zakończenie utworu). Ostatnia kompozycja, „Doctors in the Shot”, ma dwóch adresatów: legendarnego saksofonistę freejazzowego Anthony’ego Braxtona oraz zmarłego w ubiegłym roku Berniego Worrella, klawiszowca powiązanego z formacjami Parliament-Funkadelic czy Praxis. Tu również zaskoczeń i stylistycznych mikstur nie brakuje; modern creative przenika się z estetyką fusion, noise z rockową awangardą, wreszcie klasyczny free jazz z post-rockiem. Można się zastanawiać, jak tyle muzycznych inspiracji dało się zmieścić w jednej – trwającej wprawdzie dwadzieścia minut, ale to znów nie aż tak wiele – kompozycji. To efekt znakomitej współpracy całego składu Marker.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Vandermark okazał się być liderem idealnym, pozwolił bowiem swoim „podwładnym” na całkowitą swobodę, w żaden sposób ich nie ograniczając, ba! wręcz przeciwnie – zachęcając do artystycznych poszukiwań. Miał jednak do czynienia z muzykami na tyle świadomymi, że mógł być pewien, iż nie „rozbiegną” mu się w rejony, z których nie będzie już w stanie przywołać ich na wspólne podwórko. Odpłacili mu się nie tylko kapitalnymi partiami solowymi (zwłaszcza Macie), ale także świetnym drugim i trzecim planem. Ken potrafił też powstrzymać własne ambicje, oddać miejsce pozostałym instrumentalistom, zrezygnować z eksponowania wyłącznie saksofonu i klarnetu. Mógł tak jednak uczynić, mając pewność, że Clinkman, Marquette i Stewart godnie go zastąpią, wnosząc do muzyki zespołu świeży powiew, wzbogacając ją o elementy, których Vandermark sam z siebie z oczywistych powodów by nie wprowadził. Dziś jeszcze jest zbyt wcześnie, aby stwierdzić, czy Marker okaże się być jedynie efemerydą, czy też przetrwa dłużej i po „Wired for Sound” pojawią się kolejne wydawnictwa sygnowane tą nazwą. Oby tak właśnie się stało!
Skład:
Ken Vandermark – instrumenty dęte (saksofon tenorowy, saksofon barytonowy, klarnet)
Andrew Clinkman – gitara elektryczna (kanał lewy)
Steve Marquette – gitara elektryczna (kanał prawy)
Macie Stewart – organy, fortepian, syntezatory, skrzypce
Phil Sudderberg – perkusja



Tytuł: Wired for Sound
Wykonawca / Kompozytor: Marker
Data wydania: 11 grudnia 2017
Nośnik: CD
Czas trwania: 67:16
Gatunek: jazz, rock
Wyszukaj w: Matras.pl
Wyszukaj w: Kumiko.pl
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Utwory
CD1
1) Okinawa Bullfight [For Chantal Akerman]: 23:20
2) Every Carnation [For Pina Bausch]: 23:18
3) Doctors in the Shot [For Anthony Braxton & Bernie Worrell]: 20:38
Ekstrakt: 90%
powrót; do indeksunastwpna strona

104
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.