powrót; do indeksunastwpna strona

nr 10 (CLXXII)
grudzień 2017

Z filmu wyjęte: Nasi u nas
Nasze kino na ogół stroni od fantastyki. Bywa jednak, że drobne odniesienia do niej znajdują się w zupełnie niespodziewanych miejscach.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Jednym z filmów, w których sympatyk fantastyki może zostać wzięty z zaskoczenia, jest nakręcona w roku 1985 „Siekierezada”. Historia prosta, oparta na mocno życiowej prozie Edwarda Stachury, koncentrująca się na poczynaniach mężczyzny, który przyjechał na dobrowolne wygnanie w Bieszczady pracować jako drwal. Pewnego dnia do pobliskiej miejscowości przyjeżdża obwoźna biblioteka, czyli poczciwy Jelcz zwany ogórkiem, wyposażony w regały pełne książek. I wtedy… wzrok widza pada na plakaty zalepiające okna bibliobusu. Pierwszy przedstawia okładkę „Lokomotywy”, klasycznego zbioru wierszy dla dzieci autorstwa Juliana Tuwima, zilustrowanego przez Jana Marcina Szancera. Drugi – okładkę XI księgi „Tytusa, Romka i A’Tomka”, z dumnie szybującym prasolotem. Trzeci zaś – okładkę stworzonego jeszcze przed wojną, a wielokrotnie wznawianego za PRL-u komiksu „O wawelskim smoku”, z tekstem Kornela Makuszyńskiego i rysunkami Mariana Walentynowicza. Żadne tam romanse, szkolne lektury czy ówczesne bestsellery. Książeczka dla dzieci i dwa komiksy. To prawda, w sumie też dla dzieci, ale – było nie było – fantastyczne.
Zaraz potem zaś rozpoczyna się rozmowa bohatera z bibliotekarką, próbującą wysondować jego zainteresowania. Pozwolę sobie zacytować najbardziej interesujący fragment:
„- A Lema pan czytał? Stanisław Lem.
– Nie. Nie. Tylko słyszałem o nim.
– On uprawia gatunek science fiction. Nauka fikcyjna. Opisuje życie w przyszłych czasach. Wybiega myślami daleko naprzód.”
Niby niewiele, ale cieszy, że na zapadłej wsi ktoś mógł reklamować Lema. Nie Kraszewskiego, Sienkiewicza, Chmielewską czy MacLeana, ale właśnie Lema. I już pal licho tę „naukę fikcyjną” oraz to, że bohater stwierdza iż woli… romanse. Niestety, sama „Siekierezada” zauważalnie się już zestarzała. Mimo że film nie jest aż tak sędziwy, jego realia są już odległą baśnią – z tymi wszystkimi parowymi ciuchajkami1), obwoźnymi bibliotekami, pustymi drogami, pociągami dowożącymi pasażerów na najbardziej zapadłe stacje i obowiązkową zagryzką pod kielonek. W odbiorze nie pomaga też takie sobie udźwiękowienie i przeciętna gra aktorska Edwarda Żentary. Opowieść wciąż jednak potrafi urzec surowymi plenerami, specyficznym klimatem i sugestywną muzyką Jerzego Satanowskiego.
1) To dość zaskakujące, ale „ciuchajka”, czyli słowo oznaczające starą, na ogół wąskotorową lokomotywkę, obecnie zaczyna być coraz częściej używane jako pieszczotliwe określenie… sklepu z używanymi odzieżą.
powrót; do indeksunastwpna strona

62
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.