Zawsze ciepło robi się na sercu, gdy w filmie pojawia się jakiś polski akcent. Nawet jeśli dotyczy on któregoś już z rzędu pokolenia emigrantów.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
„Podróż do piekła” jest marną, telewizyjną produkcją z 2014 roku, stworzoną w stajni SyFy, czyli Sci-Fi Channel. Sam szkielet fabularny jest niby prosty – w końcu chodzi o przewiezienie demonicznego rodzeństwa tirem w miejsce, gdzie będzie można objąć je ściślejszą kontrolą. Jednak poszczególne detale albo pozbawiają pomysł sensu, albo niepotrzebnie go komplikują. Rodzeństwo, zrodzone z trzynastej ciąży, a spłodzone przez mężczyznę posiadającego dwanaścioro braci i sióstr, liczy sobie bowiem blisko 300 lat i składa się z demona, który w niemowlęctwie był… nietoperzem, oraz dziewczyny, która kiedyś miała ogon. Obojga zaś pilnuje jakaś bliżej niesprecyzowana sekta, w której jedne z pierwszych skrzypiec gra… Tom Sizemore. Efekty są fatalnie komputerowe, akcja niespecjalnie emocjonuje, tytuł jest chybiony (oryginalny „Dark Haul” powinien być raczej przetłumaczony jako „Mroczny ładunek”), a za jaśniejszy punkt można uznać tak naprawdę jedynie obecność grającej demoniczną siostrę Evaleny Marie, wspomnianej już przy okazji truposza nadjadającego swoje ramię. Dlaczego więc pochylam się nad tym filmem? Ano ze względu na ciężarówkę, w naczepie której rozgrywa się gros akcji. Należy ona bowiem do firmy o dźwięcznej nazwie… Sobieniak. Sprawa jest interesująca z kilku powodów. Po pierwsze – właściciel firmy ewidentnie jest z pochodzenia Polakiem. To prawda, polskie nazwisko na burcie ciężarówki nie jest przesadną rzadkością w Północnej Ameryce 1), ale w fabularnych filmach mimo wszystko próżno ich szukać. Po drugie – ponieważ firma jest malutka i dysponuje dosłownie jedną ciężarówką 2), w „Podróży do piekła” siedzi za kółkiem tira sam jej właściciel, Mike Sobieniak, Jr. Po trzecie – Mike Sobieniak kontynuuje ponadstuletnią rodzinną tradycję, bowiem jednoosobową firmę transportową prowadził też jego ojciec, jego dziad i nawet jego pradziad, który zaczął wozić towary własnym dwukonnym wozem już w roku 1910 3). W tym momencie przypomina się „Konwój” Sama Peckinpaha, w którym niezależni kierowcy bronili się przed wchłonięciem ich interesów przez duże firmy transportowe. Jak się zdaje, wyrażone w filmie z 1978 roku obawy były nieco przesadzone, bo najwyraźniej wciąż jest na tamtejszym rynku miejsce dla detalistów i – jak pokazuje przykład Sobieniaków – dostatecznie uparta rodzina może utrzymać się w biznesie nawet i wiek… |