Celowo wymazałam tekst, aby nie sugerować czytelnikom, o co chodzi w kadrze. Chociaż to chyba łatwa zagadka.
Akcja komiksu „
Głębia” toczy się w podwodnym mieście, w przyszłości odległej od nas o trzynaście tysięcy lat. Sugeruje to kompletny zastój techniczny, zważywszy, że w analogicznym czasie ludzkość przeszła od udomowienia krowy do sklonowania tejże. Bohaterka, po serii dramatycznych przeżyć, trafia do innego miasta i zostaje niewolnicą rządzącego nim satrapy. Nosi strój, przy którym słynne złote bikini księżniczki Lei to wersja niemal zakonna. Wszystko normalnie, w końcu nie po to satrapa ma niewolnice, żeby paradowały w dresach. Sęk w tym, że Greg Tocchini niespecjalnie umie rysować postaci w pozach innych niż erotyczne. Mimo ogólnie realistycznej kreski, w wielu scenach pojawiają się dziwaczne skróty perspektywiczne, kończyny przypominające nogi od krzeseł albo dzieci różniące się od dorosłych tylko wzrostem (zresztą dziesięciolatka uczesana w kok a la madame Pompadour wygląda dziwacznie niezależnie od sposobu rysowania). Mowa ciała i gestykulacja też wypada niespecjalnie przekonująco, a ukoronowaniem wszystkiego jest kadr z jednej z ostatnich stron pierwszego tomu. Oto quiz: czy bohaterka krzyczy „Bierz mnie, mój ogierze!”, „Kawy! Królestwo za kawę!”, „Proszę, nie zostawiaj mnie!” czy „Tlen… się… kończy…”. Zachęcam również do przedstawiania własnych wersji w komentarzach.