W sto trzydziestym ósmym tomie Wielkiej kolekcji Komiksów Marvela otrzymujemy recenzowany już w Esensji crossover „Grzech pierworodny”. Na razie tylko pierwszy tom, ale za to z nieznanymi dodatkami.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Być może wychodzi ze mnie zrzędliwość, ale pompatyczne eventy, jakich w nadmiarze możemy ostatnio doświadczyć od Marvela są prawdziwą zmorą. W końcu ile razy można złapać się na hasło reklamowe, mówiące o tym, że „odtąd nic nie będzie takie samo”. Zwłaszcza, że najczęściej są to rzeczy, oględnie mówiąc, nie najlepsze. „Grzech pierworodny”, nad którym czuwał scenarzysta Jason Aaron szczęśliwie jest chlubnym wyjątkiem. Złożyło się na to kilka rzeczy – nieźle przemyślana, obfitująca w nieoczekiwane zwroty akcji fabuła, zapierające dech w piersiach rysunki Mike’a Deodatio Jra i przede wszystkim umiejętnie rozpisany udział szeregu superbohaterów, którzy nareszcie nie stanowią tła dla trzech – pięciu postaci, grających zwykle pierwsze skrzypce. Wszystko zaczyna się od tego, że ktoś zabił Watchera, starożytnego przedstawiciela kosmicznej rasy mieszkającego na Księżycu, który od niepamiętnych czasów przygląda się wszystkiemu, co dzieje się na Ziemi i w całej galaktyce. Nie ingeruje w wydarzenia, niemniej pojawia się zawsze tam, kiedy dochodzi do historycznych zmian. Nie bardzo wiadomo, komu miałby się narazić, ponieważ zwykle pozostawał neutralny. Jeszcze dziwniejsze jest to, że ktoś wydłubał mu oczy. Kapitan Ameryka, Nick Fury, Iron Man i cała reszta marvelowskiej śmietanki zostaje zaangażowana w poszukiwania mordercy. Pojedyncze drużyny (czasem tak abstrakcyjne, jak duet doktora Strange’a z Punisherem) wyruszają we wszystkie strony, aby zbadać nawet najdrobniejsze tropy. To, co udaje im się znaleźć wygląda na coś o wiele większego, niż podstępne morderstwo Uatu (bo takie imię nosił Watcher). Najważniejszym zdarzeniem, jakiego jesteśmy świadkami jest uwolnienie mocy ze skradzionego oka zamordowanego. W magiczny sposób wiedza, jaka w nim utkwiła przenika do osób, które znajdowały się w pobliżu, co okazuje się mieć zgubne skutki dla wielu bohaterów (ale też postronnych osób). Wątek ten został w publikacji Hachette dodatkowo rozszerzony. W poprzedniej edycji „Grzechu pierworodnego” Egmont uzupełnił go oddzielnymi zeszytami, poświęconymi Thorowi, Lokiemu, Iron Manowi i Hulkowi. Tu otrzymujemy cztery zeszyty miniserii „Original Sins”, w których różni scenarzyści i rysownicy na swój sposób – czasem zabawny, a czasem tragiczny – ukazują co się dzieje, kiedy ludzie otrzymują nadmiar wiedzy na temat otaczającego ich wszechświata. Tych, którzy posiadają już egmontowskie wydanie na pewno te dodatkowe zeszyty zachęcą do ponownego nabycia niniejszej pozycji. Znajdziemy w nich sporo perełek. Moim ulubionym epizodem jest ten, kiedy jeden z dziennikarzy „Daily Bugle” odnajduje w archiwach gazetę, w której na pierwszej stronie znalazł się entuzjastyczny artykuł poświęcony nowemu medialnemu bohaterowi – Spider-Manowi. Nigdy nie zgadniecie czyjego autorstwa. Pośród niepowiązanych ze sobą szybkich historyjek mamy też jedną dłuższą i niestety jest ona zdecydowanie najsłabsza. Dotyczy bowiem Young Avengers i została wyjątkowo paskudnie narysowana przez Ramona Villalobosa. Aż trudno uwierzyć, że to publikacja Marvela, a nie niszowy półprodukt. Normalnie dałbym temu tomowi ocenę o oczko wyższą, ale wspomniany dodatek z Young Avengers zaniża jego jakość. Niemniej główna historia jest wciągająca, a przerwana została w jednym z najbardziej zaskakujących momentów (jej kontynuacja zapowiedziana jest w tomie 149). Kolekcjonerzy na pewno po nią sięgną, niemniej stanowi ona łakomy kąsek także dla tych, którzy nie czytali edycji Egmontu.
Tytuł: Wielka Kolekcja Komiksów Marvela #138: Grzech pierworodny, Część 1 Data wydania: 7 marca 2018 ISBN: 9788328212428 Cena: 39,99 Gatunek: superhero Ekstrakt: 80% |