Leo to scenarzysta i rysownik, którego poznaliśmy dzięki całkiem sympatycznej serii „Aldebaran”. Teraz Egmont przygotował wydanie zbiorcze pięciu tomów innego jego cyklu – „Kenia”. Choć jej akcja rozgrywa się na Ziemi, nie zabrakło również wątków kosmicznych.  |  | ‹Kenia (wyd. zbiorcze)›
|
„Aldebaran”, a także jego kontynuacje „Betelgeza” i „Antares” (czwarty – „Survivants” jeszcze się u nas nie ukazał) były całkiem ciekawymi pozycjami. Trochę naiwnymi, ale wciągającymi i narysowanymi charakterystyczną, bardzo przejrzystą kreską. Leo (pseudonim Luiza Eduarda De Oliveiry) w bardzo intrygujący sposób sportretował florę i faunę obcych planet, co wyszło mu nawet lepiej od ludzkich postaci. W „Kenii” znajdziemy wszystkie charakterystyczne elementy jego stylu. Ponownie mamy do czynienia ze spotkaniem człowieka z nieznanym i tak jak w przypadku „Aldebarana” nie mamy się co łudzić, że jesteśmy panami świata. Tak naprawdę ludzie stanowią tylko trybik w machinie życia, a ich kruchość uwidacznia się w zetknięciu z siłami przekraczającymi nasz umysł, czy chociażby z monumentalnym diplodokiem, którego widzimy na okładce „Kenii”. Pod tym względem przesłanie Leo zbliżone jest do tego, jakie cechowało powieści Lovecrafta, u którego również nie mieliśmy szans w starciu z Przedwiecznymi i tylko mogliśmy stać się biernymi świadkami niepojętych zdarzeń. Tym razem zamiast na obcej planecie, akcja komiksu rozgrywa się na Ziemi w roku 1947, gdzieś na równinach Kenii, skąd w oddali widać zaśnieżony szczyt Kilimandżaro. Na początku spotykamy ekipę Brytyjczyków, która udała się na safari. Te nieoczekiwanie zmienia się w koszmar, kiedy natrafiają na przedstawicieli gatunków zwierząt, które dawno temu wymarły. Ponieważ ślad po uczestnikach wyprawy się urwał, rząd w Londynie wysyła na miejsce tajną agentkę Katherine Austin pod przykrywką nauczycielki, by zbadała sprawę. Szybko okazuje się, że wieści o pojawieniu się żywych skamielin dotarły także do Związku Radzieckiego, którego wysłannicy również próbują czegoś się o tym dowiedzieć. Zagadka komplikuje się jeszcze bardziej, kiedy okazuje się, że nad tym rejonem Afryki nad wyraz często zaobserwowano obiekty, których nie da się inaczej sklasyfikować, niż jako klasycznych przedstawicieli UFO. Tak jak w innych dziełach Leo, oś fabuły została sprawnie sklecona i poprowadzona w tej sposób, by przez większość czasu utrzymać czytelnika w niepewności. Nic bowiem się nie wyjaśnia, a wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej komplikuje. Dzięki temu, choć mamy do czynienia z obszernym wydawnictwem, zbierającym w twardej okładce pięć osobno wydanych tomów opowieści, całość czyta się z zapartym tchem, nie mogąc doczekać się tego, co będzie dalej. Niestety dotyczy to jedynie zagadki nagłego pojawienia się dinozaurów, bo już główni bohaterowie opowieści robią o wiele mniejsze wrażenie. We wcześniejszych dziełach Leo również miał problemy z przekonującym rysem psychologicznym rysowanych przez siebie postaci, ale tym razem jest to wyraźnie najsłabszy element całości. Choć rysownika wspomógł przy tworzeniu „Kenii” inny francuski scenarzysta – Rodolphe (właściwie Rudolphe Daniel Jacquette), który miał zająć się rozpisaniem dialogów, nie stały się one znacznie lepsze. Brak wyrazistości najbardziej doskwiera w odbiorze Kathy Austin, choć przecież nie tylko wykazuje się godną pochwały wolą rozwikłania zagadki, a do tego potrafi uwodzić mężczyzn, by robili co tylko chce. Pod tym względem najlepiej wypada egocentryczny pisarz John Remington, będący do tego porywczym brutalem i alkoholikiem. Gdyby nie on, błąkające się po kadrach postacie byłyby całkiem przezroczyste, czy wręcz karykaturalne, jak ekscentryczny właściciel pałacu na pustyni baron Valentino Di Broglie, którego erotyczne podchody wydają się wycięte z całkiem innej historii. Zastrzeżenia mam również co do samego finału, albowiem, choć poznaliśmy odpowiedzi na większość pytań i nawet układają się one w przekonującą całość, to już sposób ich pokazania jest tak naiwny, że irytujący. Może nie musieliśmy wiedzieć wszystkiego, ale odkrycie zagadki powinno nastąpić mniej łopatologicznie, niż przez to, że pojawia się facet, który ze szczegółami wszystko wyjaśnia. Niemniej, pomimo kilku mielizn, „Kenia” to kawał bardzo przyjemnej lektury, która powinna przypaść do gustu tym, którzy pochłonęli swego czasu „Aldebarana”, czy „Betelgezę”. Ja w każdym razie dobrze się bawiłem, zastanawiając się, czy te wszystkie nadprzyrodzone zjawiska będą miały jakikolwiek sensowny związek ze sobą. Z niecierpliwością czekam więc na kolejny tom afrykańskiej sagi: „Namibię” i zamykającą ją „Amazonię”.
Tytuł: Kenia (wyd. zbiorcze) Data wydania: 17 maja 2018 ISBN: 9788328135093 Format: 248s. 215x285 mm Cena: 119,99 Gatunek: SF Ekstrakt: 70% |