Gdy pracuje się w wydziale kryminalnym kilkadziesiąt lat, prawdopodobnie nic nie jest już w stanie człowieka zdziwić. A zwłaszcza kogoś takiego, jak komisarz Jules Maigret, który rozwiązywał zagadki detektywistyczne, o jakich filozofom się nie śniło. Mimo to pewnego styczniowego dnia słynny funkcjonariusz zostaje wprawiony w konfuzję. Dowiaduje się bowiem o planowanym przestępstwie, któremu nie może przeciwdziałać. Nic więc dziwnego, że powieść nosi tytuł „Maigret ma skrupuły”.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
To już wiemy, że Georges Simenon należał do literackich „stachanowców”. Gdyby przyszło mu żyć nie w Belgii, Francji, Stanach Zjednoczonych i Szwajcarii, ale na przykład w Związku Radzieckim epoki stalinowskiej, biłby na głowę wszystkich swoich kolegów po fachu – nie tylko ilością produkowanych książek, lecz również ich jakością. W ciągu roku pisał średnio kilka (choć rekordowo przekraczał nawet dziesiątkę) powieści, które ukazywały się niemal natychmiast – najpierw w wydaniu prasowym, a chwilę później książkowym. Redakcja paryskiego „Le Figaro” i mająca swoją siedzibę w stolicy Francji oficyna Presses de la Cité niemal dosłownie wyrywały Simenonowi maszynopisy z rąk. Zwłaszcza jeżeli bohaterem kolejnych dzieł był wielbiony przez czytelników komisarz Maigret. Szorstki, ale wyrozumiały funkcjonariusz ujmował swą racjonalnością, znajomością psychologii i – nade wszystko – ludzkim podejściem nawet do tych, którzy niekoniecznie na to zasłużyli. Latem 1957 roku Belg po raz drugi opuścił Francję, przenosząc się – tym razem na stałe – do Szwajcarii. Początkowo osiadł w miasteczku Échandens w kantonie Vaud, a więc na prowincji, gdzie mógł cieszyć się spokojem i pięknymi okolicznościami przyrody. Nie oznacza to jednak, że zrobił sobie wolne od pisania. Owszem, w pierwszym roku trochę jakby poluzował; w każdym razie pomiędzy pierwszą „szwajcarską” powieścią Simenona – „ Maigret podróżuje” (sierpień 1957) – a jej następczynią, czyli „Maigret ma skrupuły”, przydarzyły mu się aż cztery miesiące przerwy. Potem jednak poszło już z górki. Kryminał – tradycyjnie – powstał w tydzień (pomiędzy 9 a 16 grudnia), „Le Figaro” wydrukowało go (w dwudziestu dwóch odcinkach) niespełna pół roku później, a po kilku kolejnych tygodniach fani komisarza mogli postawić już na półkach gotową książkę. Była to pięćdziesiąta druga powieść z Maigretem w roli głównej. Jej akcja rozgrywa się w ciągu zaledwie trzech dni, a to, od czego zwykle zaczynają się dzieła detektywistyczne, ma miejsce dopiero na końcu. Co w takim razie dzieje się wcześniej? Maigret bije się z własnym sumieniem, co zrobić, aby nie dopuścić do zbrodni, która zbliża się wielkimi krokami. Która została nieodwołalnie zapowiedziana. W mroźne styczniowe przedpołudnie, gdy wszyscy komisarze i inspektorzy przy Quai des Orfèvres cierpią katusze, nie mając nic konkretnego do roboty, w gabinecie Maigreta pojawia się niepozorny, czterdziestokilkuletni sprzedawca kolejek elektrycznych w wielkim magazynie z zabawkami. Xavier Marton jest przekonany, że żona, z którą nie dogaduje się najlepiej, ma zamiar go otruć, co potwierdzają niejako pojawiające się u niego od jakiegoś czasu dolegliwości żołądkowe i znaleziona w szafce trucizna. Nie ma jednak żadnych dowodów; z tego też powodu nie składa formalnego zawiadomienia, co poniekąd wiąże komisarzowi ręce. Sprawa ta nie daje Maigretowi przez cały dzień spokoju, ale największe zaskoczenie dopiero go czeka. Kilka godzin po Xavierze w siedzibie policji przy Nabrzeżu Złotników pojawia się bowiem Gisèle Marton, która w pewnym sensie potwierdza wszystko, co powiedział jej mąż. Z jednym tylko wyjątkiem – że chce go zabić. Rozmowa z nią rzuca jednak dużo więcej światła na relacje panujące między małżonkami, chociaż żadne z nich nie mówi całej prawdy. Od tego momentu Maigret nie ma wątpliwości, że sprawa zakończy się tragedią. Dlatego właśnie – choć wbrew stanowisku prokuratora generalnego – postanawia podjąć działania. Najbardziej zaskakujące w powieści Simenona jest to, że chociaż czytelnik wie, co spotka bohaterów w finale opowieści, do samego końca Belg potrafi utrzymać odpowiednie napięcie. Robi to, umiejętnie dawkując istotne informacje, wyciągając na światło dzienne kolejne tajemnice z życia Xaveria i Gisèle. Maigret – wybitny psycholog – zagląda w dusze i umysły podejrzanych bądź ofiar (do ostatniej chwili praktycznie nie wiadomo bowiem, komu jaka rola zostanie przypisana), buduje w swojej głowie ich portrety psychologiczne i stara się przewidzieć, jakie działania podejmą i do czego one doprowadzą. „Maigret ma skrupuły” to kolejna doskonała pozycja w serii. Choć jej fabuła została maksymalnie skompresowana (do zaledwie trzech dni), akcja toczy się nieśpiesznie. Komisarz ma czas, by gruntownie całą sprawę rozważyć, by odbyć rozmowy z osobami, które mogą mu coś wyjaśnić, by odwiedzić z jednym bądź drugim ze swoich współpracowników knajpkę i napić się grogu (pamiętajmy, jest mroźny styczeń). To, co najistotniejsze, rozgrywa się bowiem w głowie Maigreta, a Simenon wszystko to wykłada nam na karty powieści. A kiedy wydaje nam się już, że rozgryźliśmy każdą tajemnicę – i tak zostajemy przez belgijskiego mistrza kryminału zaskoczeni. Tak świetna książka musiała zwrócić uwagę filmowców. Na mały ekran przenoszono ją do tej pory aż pięciokrotnie, a w komisarza wcielali się Brytyjczyk Rupert Davies (1960), Czech Rudolf Hrušinský (1970), Japończyk Kinya Aikawa (1978) oraz Francuzi Jean Richard (1976) i Bruno Cremer (2003). Poza tym wielokrotnie wystawiano ją na scenie teatralnej, a BBC przygotowało nawet – i to krótko po publikacji powieści – słuchowisko radiowe.
Tytuł: Maigret ma skrupuły Tytuł oryginalny: Les Scrupules de Maigret Data wydania: 20 czerwca 2018 ISBN: 978-83-7470-369-7 Format: 144s. Cena: 19,– Gatunek: kryminał / sensacja / thriller Ekstrakt: 80% |