powrót; do indeksunastwpna strona

nr 7 (CLXIX)
wrzesień 2018

Non omnis moriar: W hołdzie narkotycznym wizjom
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj międzynarodowy projekt francuskiego saksofonisty Barneya Wilena (z udziałem – między innymi – pianisty Joachima Kühna).
ZawartoB;k ekstraktu: 90%
‹Dear Prof. Leary›
‹Dear Prof. Leary›
Szalone lata 60.! Psychodeliczna epoka wolnej miłości, której symbolami stały się festiwal w Woodstock i… narkotyki. Trudno byłoby wskazać człowieka, który wywarł na jej kształt większy wpływ niż amerykański psycholog i filozof Timothy Leary, dzisiaj powszechnie uważany za ikonę kontrkultury, inicjator ruchu hippisowskiego i propagator zażywania substancji psychoaktywnych (w tym LSD). Urodził się w 1920 roku w Springfield w stanie Massachusetts; studiował w Waszyngtonie i kalifornijskim Berkeley; był profesorem Harvardu. Ale też – od połowy lat 60. – popadał w ciągłe konflikty z prawem; ostatecznie za posiadanie marihuany trafił nawet do więzienia, a gdy udało mu się z niego uciec, musiał wyjechać do Afryki Północnej, następnie do Szwajcarii. Agenci federalni drapnęli go dopiero po kilku latach w afgańskim Kabulu i skruszonego sprowadzili do ojczyzny, gdzie ponownie przez trzy lata musiał oglądać świat zza krat. W końcu jednak wyszedł w 1976 roku na wolność. Biorąc pod uwagę, że w pierwszym wyroku, jaki otrzymał dekadę wcześniej (wydany na podstawie Marijuana Tax Act z 1937 roku), skazano go na trzydziestoletnią (sic!) odsiadkę, mógł chyba być zadowolony.
Leary był uwielbiany przez kontrkulturowych pisarzy (sprzyjała mu zwłaszcza ekipa kojarzona z nurtem „beat generation” z Williamem S. Burroughsem, Allenem Ginsbergiem i Kenem Keseyem na czele), jak również muzyków rockowych i jazzowych (od Johna Lennona po Grateful Dead), którzy w trudnych chwilach okazywali mu wsparcie. Nie tylko zresztą ci, którzy pochodzili z Ameryki Północnej bądź osiedlili się w Stanach Zjednoczonych lub Kanadzie; głosy wsparcia dochodziły także ze Starego Kontynentu. Za takowy można uznać chociażby wydany w 1968 roku longplay zatytułowany „Dear Prof. Leary”, który sygnowany był nazwiskiem saksofonisty Barneya Wilena. W jego nagraniu wspomógł Francuza – określony mianem „wspaniałego” (amazing) – prawdziwie międzynarodowy (niemiecko-francusko-włoski) Free Rock Band. I chociaż dzisiaj trudno stwierdzić, czy album ten dotarł do samego zainteresowanego, gest na pewno był miły. Tym bardziej że artystów uczestniczących w projekcie trudno podejrzewać o podszyty komercją koniunkturalizm – wszak nagrali muzykę, która nie miała prawa podobać się szerokiej publiczności. Chociaż w paru przypadkach – tak, tak! – sięgnęli po hity.
Barney Wilen to legenda jazzu francuskiego. Urodził się w Nicei w 1937, zmarł natomiast (na raka) w Paryżu 25 maja 1996 roku – sześć dni wcześniej niż Timothy Leary (z tego samego powodu zresztą). Ich losy wydawały się więc połączone także ponad ćwierć wieku po wydaniu płyty dedykowanej amerykańskiemu myślicielowi. Wilen zaczął zawodową karierę jako nastolatek; pierwszą płytę nagrał z grupą Jay Cameron’s International Sax-Band w 1955 roku. Dwa lata później stał już na czele własnego zespołu, z którym wydał hardbopowe longplaye „Barney Wilen Quintet” oraz „Tilt”. Z czasem jego muzyka ewoluowała: od cool-jazzu („Barney”, 1960) do free („Le nouveau jazz”, 1967; „Auto Jazz – Tragic Destiny of Lorenzo Bandini”, 1968), niekiedy z elementami etno (międzynarodowy projekt „Jazz Meets India”, 1967). Akompaniował pianistom Miltowi Jacksonowi, François Tusquesowi i George’owi Gruntzowi; zaliczył także epizod u boku samego Milesa Davisa. Gdy postanowił oddać hołd Timothy’emu Leary’emu, nie był więc postacią anonimową; znano go po obu stronach Atlantyku.
A kto dostąpił zaszczytu współuczestniczenia w powołanym do życia przez Wilena „wspaniałym” Free Rock Bandzie? W większości artyści, którzy mieli się już czym pochwalić. Na instrumentach klawiszowych (fortepianie akustycznym i organach Hammonda) zagrał Joachim Kühn, znany głównie ze współpracy ze swoim starszym bratem, klarnecistą Rolfem („Solarius”, „Re-Union in Berlin”). To prawdopodobnie on zarekomendował Barneyowi włoskiego perkusistę Aldo Romano, którego poznał przy okazji pracy nad krążkami „Transfiguration” (1967) i „Impressions of New York” (1968). W przyszłości z kolei Romano zasilił szeregi jazzrockowej supergrupy Jaspera van ’t Hofa Pork Pie. Gitarzysta Marius Lorenzini (zwany potocznie „Mimi”) był rodakiem lidera, wcześniej grał w beatowym Les Gardians, a w 1967 roku przystał do progresywnej formacji Triangle; po latach odnalazł się natomiast w jazzrockowym Edition Spéciale. Niemiecki kontrabasista Günter Lenz miał zaś za sobą udział w sesji, której owocem stała się jedna z najważniejszych płyt europejskiego modern jazzu – „Astigmatic” (1966) Kwintetu Krzysztofa Komedy.
Drugiego z bębniarzy – również Niemca – Wolfganga Paapa, Barney poznał, gdy obaj akompaniowali soulowym wokalistom Dee-Dee McNeil i Barry’emu Windowowi w nagraniu longplaya „Soul Hour” (1968). Tym sposobem Free Rock Band został skompletowany i mógł wejść do studia wytwórni MPS Records w Villingen, co nastąpiło 27 i 28 czerwca 1968 roku. Materiał nagrano w ekspresowym tempie i tak samo szybko ujrzał on światło dzienne. Na winylowy krążek trafiło siedem kompozycji, pięć z nich było coverami. Warto jednak podkreślić fakt, że mało która przeróbka przypominała oryginał. Muzycy zadbali bowiem o to, aby nazwa zespołu nie była li tylko czczą obietnicą złożoną fanom. Sekstet naprawdę postanowił połączyć rock psychodeliczny (będący ukłonem w stronę Leary’ego) z free jazzem (któremu w tamtym czasie hołdowali przede wszystkim Wilen i Kühn) – i na tę modłę zaaranżowali wszystkie utwory. Na początek albumu wybrano niekwestionowany hicior – „The Fool on the Hill” z repertuaru The Beatles (wydany w 1967 roku na „Magical Mystery Tour”). Ale czy słynna „czwórka z Liverpoolu” na pewno rozpoznałaby własny kawałek?
Momentami. Głównie tam, gdzie warstwę wokalną zastąpiła partia saksofonu sopranowego Wilena. Problem byłby natomiast z dopasowaniem do oryginału improwizowanych solówek fortepianu Kühna i gitary Lorenziniego. Utwór tytułowy, czyli „Dear Prof. Leary”, wyszedł spod ręki pianisty i był najbardziej typowym dla niego w tamtym czasie przykładem free jazzu (wystarczy porównać z „Bold Music” i „Paris is Wonderful”). Z tą zasadniczą różnicą, że tym razem Joachim zrezygnował z „jazzowego” fortepianu na rzecz „rockowych” Hammondów; rockowe w treści był również sekcja rytmiczna i duet organów z saksofonem, grających z taką mocą, że nawet wielbiciele rodzącego się wówczas hard rocka mogli mieć ciarki na plecach. Zamykające stronę A longplaya „Ode to Billy Joe” to w oryginale country’owo-bluesowa piosenka Bobbie Gentry; Free Rock Band przerobił ją na dwa razy dłuższy szalony numer z takimi basem i dwiema perkusjami, że słuchając go, amerykańska wokalistka musiała zapewne bardzo długo przecierać uszy ze zdumienia. Ton ponownie nadają mu organy i saksofon, ale gdy dochodzi do nich jeszcze gitara – energia wprost rozsadza głośniki. Do dzisiaj. Po półwieczu od nagrania!
Stronę B otwiera wspólny utwór Wilena i Lorenziniego – „Dur Dur Dur”. Krótki – niespełna czterominutowy – ale nadzwyczaj konkretny. Po raz kolejny też Barney, Joachim i Marius nie oszczędzają słuchaczy, stopniowo podkręcając tempo i prowadząc tym samym do freejazzowej erupcji w finale. W kontekście tego przeróbka „Why Do You Keep Me Hanging On” (w wersji bliższej tego, co zaprezentował zespół Vanilla Fudge, a nie panie z The Supremes) jawi się jako romantyczna ballada. Ale bez przesady! Utwór nie traci nic ze swego psychodelicznego uroku, zyskuje natomiast jazzową maestrię. Saksofon ponownie zastępuje głos wokalisty, ale także wchodzi w dialogi z innymi instrumentami, głównie fortepianem. Jedynym znacznie odstającym stylistycznie od reszty fragmentem albumu „Dear Prof. Leary” jest „Lonely Woman” autorstwa Ornette’a Colemana (z 1962 roku), w którym jazz miesza się z awangardą i muzyką konkretną. Lenz sięga tutaj po smyczek, a Kühn powściąga swą wyobraźnię, by nie wypaść z przypisanej mu przez lidera roli minimalisty. Może to sobie zrekompensować w wieńczącym płytę „Respect” z repertuaru amerykańskiego mistrza soulu Otisa Reddinga. Choć ta wersja znacznie bliższa jest free jazzowi (fortepian oraz saksofon) z elementami rocka (gitara) i funku (kontrabas plus bębny).
Barney Wilen od samego początku zakładał, że Free Rock Band będzie efemerydą. Że powstał tylko po to, by nagrać tę jedną konkretną, dedykowaną płytę. W pewnym sensie więc jak najbardziej świadomie skazał i grupę, i zarejestrowany materiał – za ileś tam lat – na zapomnienie. Na szczęście czterdzieści lat po nagraniu tropiąca podobne perełki wytwórnia Promising Music z Freiburga postanowiła album odświeżyć na kompakcie. Pytanie do ilu fanów jazzu i psychodelii dotarła wznowiona wersja? Zapewne także do niezbyt wielu. Tym bardziej warto wysilić się nieco, by poznać ten krążek – wszak zawiera wspaniałą i ekscytującą muzykę.
Skład:
Barney Wilen – saksofon tenorowy, saksofon sopranowy
Joachim Kühn – fortepian, organy Hammonda
Marius Lorenzini „Mimi” – gitara elektryczna
Günter Lenz – gitara basowa, kontrabas
Wolfgang Paap – perkusja
Aldo Romano – perkusja



Tytuł: Dear Prof. Leary
Data wydania: 1968
Nośnik: Winyl
Czas trwania: 35:20
Gatunek: jazz, rock
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
W składzie
Utwory
Winyl1
1) The Fool on the Hill: 04:19
2) Dear Prof. Leary: 04:56
3) Ode to Billy Joe: 07:58
4) Dur Dur Dur: 03:37
5) Why Do You Keep Me Hanging On: 04:55
6) Lonely Woman: 03:46
7) Respect: 05:49
Ekstrakt: 90%
powrót; do indeksunastwpna strona

126
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.