Kamil Witek pisze o najnowszym filmie twórcy głośnej „Klasy” Laurenta Canteta, który trafi do naszych kin w najbliższy piątek.  |  | ‹Letnia szkoła życia›
|
Dokumentalny i surowy sznyt obserwatora, jakim Laurent Cantet dał się poznać szerokiej publiczności w obsypanej nagrodami „Klasie”, w jego najnowszym filmie nie został poddany przesadnej rewolucji. „Letnia szkoła życia” jest niejako przedłużeniem najsłynniejszego filmu Francuza. Z tłem utkanym z historii, której fundamentem jest współczesna rzeczywistość tysięcy rozsianych po świecie regionów, gdzie za gospodarczy dobrobyt przez dziesiątki lat odpowiadał wielki produkcyjny moloch. Cantet jednak nie skupia się na sentymencie za lokalną stocznią, jak i na opowieści o latach świetności dzisiaj marniejącego i straszącego gigantycznego szkieletu. To jedynie suma wypadkowych kreujących francuskie społeczeństwo i zawartych w nim kolorytów i napięć. Perspektywą do prezentacji wszystkich powstających w nim tarć i odcieni jest tu obowiązkowy letni kurs pisarstwa dla młodzieży. Prowadząca – dojrzała, lecz atrakcyjna pisarka, od razu od jej uczestników dostaje łatkę „zbyt paryskiej”. Ci dobrani są zresztą na zasadzie proporcjonalnej reprezentacji każdej z poważniejszych nacji współczesnej Francji. Dlatego, gdy mają ustalić, kto będzie odpowiedzialny za zbrodnię w pisanym wspólnymi siłami kryminale, polityka, stereotypy i uprzedzenia będą solą słownych przepychanek w retoryce każdego z bohaterów. Mając świadomość narodowego tyglu, jaki obecnie funkcjonuje w Europie, łatwo zarzucić Cantetowi, iż w doborze swoich protagonistów, poszedł na łatwiznę. Wątki terroryzmu czy imigracji będą tu obowiązkową osią wielu gorących dysput, dlatego „Letnia szkoła życia” o wiele lepiej wypada w obrazowaniu samej codzienności, gdzie przemycono kilka ciekawych niuansów na temat kondycji i przyszłości tak francuskiego, jak i innych rozwiniętych europejskich społeczeństw. Film Canteta oferuje bowiem spojrzenie na coraz silniejszy efekt domina – wychowujący się w cieniu sfrustrowanych na własną sytuację rodziców, młodzi nie mają pod ręką wzorców do naśladowania. Swoje życie odbębniają w aurze nudy i braku perspektyw, a jedyne emocje dostarczają im silne i prostolinijne podniety oraz mocne i bezpośrednie ideologie. Cantet krytycznie podsuwa nam obrazki zagubienia w monotonii codzienności w wieku, kiedy wszystko, co nowe, powinno się chłonąc lepiej niż gąbka. Niestety, „Letniej szkole życia” zabrakło ambicji i odwagi w byciu kinem więcej niż jednego wymiaru. Mocniejszy wydźwięk opiera się tu wyłącznie na rzucanych przed oczy widza alegoriach w odczytywanych przez młodych autorów własnych przydługawych pisarskich wypocin, gdzie słyszymy echo ich własnych przeżyć i przemyśleń. Dlatego tym bardziej szkoda, iż reżyser w pisanym tekście nie uchwycił szansy na wyjście poza zamaszystą metaforę mozolnie tworzonej powieści. W fabularnej kulminacji cofając zresztą rękę ze spustu, pogrzebał szansę na emocjonalne uderzenie w widza. Może i bez narzędzia nie ma zbrodni, ale czasem i bez silnej i wstrząsającej syntezy, nie ma też dobrego filmu.
Tytuł: Letnia szkoła życia Tytuł oryginalny: L’atelier Data premiery: 7 września 2018 Rok produkcji: 2017 Kraj produkcji: Francja Czas trwania: 113 min Gatunek: dramat, kryminał Ekstrakt: 50% |