Mówiąc krótko – chyba każdy by chciał mieć taką babcię… Obiecany drugi kadr z „Something Weird” Herschella Gordona Lewisa przedstawia kobietę w czerwieni, czyli wspomnianą w poprzednim odcinku wiedźmę. Dla przypomnienia – u głównego bohatera, który w wyniku wypadku w pracy posiadł zdolności ESP i zaczął zarabiać jako wróż, pojawia się szpetna wiedźma, która proponuje romans w zamian za naprawienie mu poparzonej twarzy. Mimo że na co dzień wiedźma paraduje jako młoda, atrakcyjna kobieta, zawsze po powrocie do domu pamięta o tym, by wrócić do formy szpetnej staruchy. W końcu kontrakt zobowiązuje… Tu dochodzimy do kwestii szpetoty wiedźmy. Otóż cała jej szpetność została osiągnięta poprzez pomalowanie twarzy i włosów aktorki – notabene młodej i zgrabnej – na szaro, doklejenie jej na nosie i brodzie wielkich kurzajek, maźnięcie na czarno kilku zębów i… tyle. Dodatkiem były namalowanie na jej kolanie… wielkie, czerwone usta, ale z czasem nawet i o nich zapomniano. Reszta – czyli ręce, nogi i strój – pozostawały nietknięte ręką charakteryzatora. W scenach domowych nie rzucało się to może tak w oczy, ale za to w finale… no cóż. Można się samemu przekonać dzięki umieszczonemu wyżej kadrowi. Dodam tylko, że „starucha” gania wówczas zgięta w pół, z wdziękiem podpierając się w tej swojej galopadzie starczą laską. Seans „Something Weird” jest zaiste niezapomnianym seansem… |