powrót; do indeksunastwpna strona

nr 8 (CLXXX)
październik 2018

Sztuka? Gdzieś zaginęła. Ale szlak został przetarty
Wojciech Smarzowski ‹Kler›
Filmowcy opowiadający o polskim Kościele katolickim dotychczas najchętniej zamieniali się w hagiografów. Wojtek Smarzowski wstaje z kolan, bierze do rąk kamerę i grzmoci nią kościelnych hierarchów – a z nimi i samych widzów.
ZawartoB;k ekstraktu: 60%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Tak, grzmoci. Gdyby widzowie nadal pozostawali ślepi na grzechy rzeczonej instytucji, na wszelki wypadek Smarzowski wbija im je do głowy. Przy tej okazji wydelikacony przez lata kinoman może przypomnieć sobie, że zdrowa demokracja powinna zachowywać równowagę, a w kulturze od świętości jakiejś organizacji ważniejsza jest wolność artysty. „Kler” jest pierwszym tak donośnym w polskiej kinematografii sygnałem antyklerykalnych niepokojów, coraz częściej w debacie publicznej obecnych. Nareszcie temat Kościoła podjął ateista. Interesuje go nie rytuał wiary, a człowiek; nie snute z głową w chmurach religijne idee, lecz realna krzywda. To głos potrzebny, prowokujący dyskusję, lecz czy na pewno w pełni uczciwy?
Odpowiedzialni za scenariusz Smarzowski i Rzehak (też Wojciech) oparli swoją historię na bogatej bibliografii. W trójce pierwszoplanowych księży (Arkadiusz Jakubik, Robert Więckiewicz, Jacek Braciak), czwartym na dokładkę arcybiskupie (Janusz Gajos) i jego kurialnych pachołkach skumulowane są chyba wszystkie udokumentowane występki, o jakich trąbią media i literatura (brakuje tu tylko papieża z miotłą na pedofilów). Nie sposób poważnie dyskutować z argumentem, jakoby Smarzowski nie pokazywał całego oblicza polskiego Kościoła. Nie pokazuje, bo nie musi, bo go jaśniejsze oblicze nie interesuje, bo takie ma prawo, by jako artysta skupiać się wyłącznie na ciemniejszym wydaniu owej instytucji. Przyjmuje tę strategię od lat – opowiadając czy to o Polakach („Dom zły”, „Wesele”), czy o rodzinie piorących swoje brudy policjantów („Drogówka”). Wiadomo nie od wczoraj, że Smarzowski ceni sobie mroczne hiperbole. Lecz czy stereotypizuje? Mam wątpliwości. Mówiąc o czyimś zagubieniu, nie uważamy przecież, by z zasady każdy jego czyn był zły. Gdy wskazujemy winy członków pewnej grupy, nie oświadczamy tym samym, że cała grupa jest winna.
Smarzowskiego interesuje więc ta ciemniejsza twarz kleru: twarz pedofila, szantażysty, chciwca, karierowicza, zakłamanego geja w sutannie, spowiednika alkoholika i cudzołożnika. Twarz człowieka grzesznego, który mocą autorytetu instytucji, której służy, skutecznie ukrywa swoje winy. Wielka jest zasługa twórców, z aktorami na czele, że umożliwiają widzowi dostrzeżenie pułapki systemu, w jaką często wpadają szeregowi księża. W tej właśnie mikroskali „Kler” bywa dowodem twórczej subtelności i empatii. Ekranowi duchowni pozbawiani są wsparcia ze strony milczącej instytucji, popadają w osamotnienie i nałogi, nie mają do kogo się przytulić, ani z kim tak zwyczajnie, po ludzku porozmawiać. Wielowymiarowej psychologii grzesznych i krzywdzonych kapłanów daleko do antyklerykalnej agitki. Dość powiedzieć, że „Kler” potrafi wywołać w widzu współczucie i dla skonfliktowanego ze swoją przeszłością pedofila, i dla niezdolnego sprostać wymogom celibatu cudzołożnika. Kapłani walczą tu nie tyle o wiernych, co o samych siebie. Do widza należy decyzja, czy wina jest imienna, czy raczej pojawia się na skutek wadliwości całego systemu.
Smarzowskiego interesują również instytucjonalne wady tego jedynego w swoim rodzaju religijnego państwa w państwie. Zaangażowany filmowiec nie tylko śmieje się z retoryki ludzi Kościoła, ale bierze na tapet znacznie trudniejsze tematy. Krytykuje zamknięty charakter tej instytucji, metody ochrony jej pracowników, iście korporacyjną hierarchię oraz karność i dyskrecję w niej panujące. Reżyser przygląda się podwójnym stardardom Kościoła, gdy jego członkowie wykorzystują autorytet moralny, powołują się na wolę boską, przesądzają o dobru i złu lub wypowiadają się o intymnych aspektach ludzkiego życia. „Kler” przypomina o antysemickich i faszyzujących ciągotach niektórych rodzimych kapłanów – i, dla odmiany, o szybkości działania hierarchów, gdy ta szybkość leży w ich osobistym interesie. Film unaocznia nie tylko bezpośredni wpływ kapłanów na społeczeństwo (w szkole, na plebanii, w konfesjonale), ale i wciąż trwający w Polsce sojusz tronu z ołtarzem. Mówi się tutaj o wyjętych spod prawa wewnętrznych metodach (nie)karania krnąbrnych księży, o przemocy wobec dzieci w kościelnych szkółkach i schroniskach, o stawianiu na pierwszym miejscu dobrego imienia instytucji i jednoczesnym pomijaniu interesu współtworzących ją (i krzywdzonych przez nią) wiernych. „Kler” podejmuje wreszcie kwestię braku transparentnych procedur i nieczystych finansów Kościoła.
Dostajemy litanię tematów zebranych z podziwu godną skrupatnością, długi rachunek win. Wkraczamy na wielkie składowisko grzechów i grzeszków polskiego kleru, lecz, niestety, grzeszki i grzechy nie są różnicowane. A chyba powinny. Włożenie ich wszystkich do jednego wora odbiera wagę niektórym z nich, a czasem zrównuje nieprzystające do siebie winy. Nieszkodliwy homoseksualizm hipokrytów w sutannach lub alkoholizm skazanego na samotność proboszcza małej parafii miewa tu te same parodystyczne cechy co demoniczność księżowskich czcicieli mamony i bezpardonowość przestępców u góry hierarchii. Satyryczna przesada broni się w pojedynczych epizodach (Gajos jako seksualne prosię bezpardonowo oddaje brak zrozumienia seksu u wyjętych z życia, zamkniętych w wielkich posiadłościach biskupów). Jednak zestawienie tego antyklerykalnego tutti frutti z mikroskalą trzech pierwszoplanowych księży odbiera wagę dramatom tych ostatnich.
Taki już styl Smarzowskiego, że nie puka – od razu wyważa drzwi. Tak jakby przez nadmiar chciał sprawić, że inni filmowcy – i obywatele w ogóle – nabiorą z tego rozpędu odwagi, by (już z większą subtelnością i konkretyzacją wątków) wziąć tytułowy kler pod lupę. Zarzucić Smarzowskiemu przesadę byłoby oczywiście śmiesznością. Dla dobra dyskusji o Kościele w Polsce wypadałoby jednak sporządzić jakąś hierarchię win: systematykę tylko pożałowania godnych niekonsekwencji kapłanów i dla odmiany nadających się na kryminał poważniejszych wykroczeń. Nie z krzykliwością więc tutaj dyskutuję (nie mam nic przeciwko błyskotliwym paszkwilom), a z niekonsekwencją tego poszatkowanego moralitetu. Choć nie brak twórcom empatii, to na polemicznym poziomie w wielu wątkach „Kler” zasługuje zaledwie na miano krzykliwego nagłówka. Smarzowski przeciera szlak. A że traci na tym sama sztuka? To w tym momencie nieważne. Takie bywają koszty oczyszczenia. Na niejednego artystę już niebawem przyjdzie czas.



Tytuł: Kler
Dystrybutor: Kino Świat
Data premiery: 28 września 2018
Rok produkcji: 2018
Kraj produkcji: Polska
Czas trwania: 133 min
Gatunek: obyczajowy
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Ekstrakt: 60%
powrót; do indeksunastwpna strona

32
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.