powrót; do indeksunastwpna strona

nr 8 (CLXXX)
październik 2018

Zagraj to jeszcze raz Sam: Sułtan swingu
Ponieważ jest to czterdziesty odcinek niniejszej rubryki, chciałbym uczcić go jakimś mocniejszym akcentem. Dlatego dziś sprawdzimy co mają wspólnego utwory „Mr. Sandman”, spopularyzowany przez grupę The Chordettes, oraz „Enter Sandman” Metalliki.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
To znaczy wiadomo co mają wspólnego – sen i tytułowego Piaskowego Dziadka. Zdecydowanie różnią się jednak ekspresją. „Mr. Sandman” to oniryczna melodia, która w wersji The Chordettes jest tak słodka, że od samego słuchania można dostać próchnicy. Dodam więc, że pierwszym wykonawcą tego, skomponowanego przez Pata Ballarda, utworu jest Vaughn Monroe, który nagrał go, jako stronę B singla „They Were Doin’ the Mambo” z 1954 roku, czyli rok wcześniej, niż dokonały tego panie z The Chordettes. Warto też pamiętać, że niemal równolegle z nimi po utwór sięgnęli panowie z The Four Aces. Takie to były czasy.
Kwestia tego kto napisał i pierwszy wykonywał „Enter Sandman” jest o wiele prostsza. Jako autorzy utworu z jednym z gitarowych riffów wszech czasów zostali wpisani James Hetfield, Kirk Hammett i Lars Urlich. Wydano go w 1991 roku, jako pierwszy singel promującym album zatytułowany po prostu „Metallica” (choć fani wolą mówić o nim, jako o „Czarnym albumie”).
Oba przeboje doczekały się setek, jeśli nie tysięcy przeróbek. Jednak bez wątpienia jedną z najciekawszych, która łączy słodki nastrój „Mr. Sandman” z mrokiem „Enter Snadman” jest ta w wykonaniu Richarda Cheese’a. Ten wokalista i aktor komediowy od blisko dwóch dekad zajmuje się przerabianiem znanych utworów, głównie rockowych i metalowych, na modłę swingu i muzyki barowej, modnej na przełomie lat 50. i 60. Sam w sobie pomysł jest już zabójczy, ale Cheese dorzuca do tego rock’n’rollową duszę. Stąd, oprócz niesamowicie pomyślanych aranży, mamy przede wszystkim frontmana o ciepłym, mocnym głosie, z którym może zrobić wszystko. Bez względu na to, czy podejmuje się zaśpiewać spokojniejszy „Creep” Radiohead, imprezowe „Girls. Girls, Girls” Mötley Crüe, czy agresywne „People = Shit” Slipknot. Nawet „Killing in the Name” Rage Against The Machine w jego interpretacji wydaje się stworzony do swingowania, a słynne skandowane „Fuck you, I won’t do what you tell me! / Motherfucker!” okazuje się mieć przyjemną dla ucha melodię.
Wracając do przeboju Metalliki, to jego pomysłową i dla prawdziwych fanów thrashu, obrazoburczą, wersję Cheese zaprezentował na swoim czwartym albumie „Aperitif for Destruction” z 2005 roku. Całość zaczyna się spokojnie, oczywiście bez wspomnianego wyżej riffu i tak różni się od oryginału, że gdyby nie tekst, utwór byłby nie do poznania. Po chwili robi się jeszcze dziwniej, ponieważ wkracza melodyjka znana z „Mr. Sandman”. Zastąpienie gitary słodkim „pam, pam, pam” to prawdziwe mistrzostwo świata. Następnie mamy już cała orkiestrę i refren, który nie pozwala nam pomylić piosenki z żadną inną. A wszystko to w niecałe dwie minuty. Nie wiem, jak będzie w Waszym przypadku, ale ja słuchałem z bananem na twarzy. Tak jak i całej płyty.
powrót; do indeksunastwpna strona

103
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.