Ach, gdzie te lata 60., kiedy to miłośnik fantastyki był atakowany na każdym kroku wizerunkiem robota dybiącego na cześć niewieścią… Dzisiejszy kadr – podobnie jak ten z zeszłego tygodnia – jest poniekąd powtórkowy. Pochodzi bowiem z opisywanego już przeze mnie włoskiego filmu „Argoman”, nakręconego w 1966 roku. Tym razem jednak przedstawia nie książkę, a robota wyciągającego swoje zimne chwytaki w kierunku gorącej asystentki bohatera, porwanej swego czasu i uwięzionej w siedzibie kobiety planującej przejęcie władzy nad światem. Bohater oczywiście musi pokonać robota, jeśli zamierza jeszcze kiedykolwiek skorzystać z usług asystentki. Tak scena, jak i cały film, są naturalnie jawnym kiczem, ale jednocześnie przypominają, że w okresie, kiedy powstawał film, wciąż żywa była tradycja umieszczania na okładkach komiksów i książek SF – zwłaszcza tych pulpowych – rozmaitych blaszanych indywiduów łasych na kobiece wdzięki. Przy czym obiekt pożądania nieodmiennie był młodą, białą dziewoją o bogatym wyposażeniu cielesnym, raczej odsłoniętym niż zasłoniętym przed okiem nabywcy broszury. Jak takie okładki wyglądały, łatwo się przekonać zaglądając tutaj lub tutaj. Swoją drogą szkoda, że dziś już mało kto robi takie okładki… |