Trzeci odcinek opowieści o wojennych losach Kazimierza Leskiego ponownie składa się z dwóch fabularnie oderwanych od siebie rozdziałów. W pierwszym dużo ważniejszą postacią od tytułowego „Bradla” jest jednak jego konspiracyjny przełożony, inżynier Stefan Witkowski – twórca organizacji „Muszkieterowie”, oskarżony o współpracę z Niemcami i zabity przez grupę egzekucyjną Armii Krajowej.  |  | ‹Bradl #3›
|
Zaczniemy od końca. Czyli od dodatków, które są nie mniej interesujące niż sam komiks. O ile nad szkicami i konceptami postaci można przejść do porządku dziennego (niewiele one wnoszą i na pewno nie decydują o podniesieniu jakości wydawnictwa), o tyle dużą wartością na pewno są pochodzące z archiwum rodzinnego zdjęcia Kazimierza Leskiego, które prezentują go na przestrzeni kilkudziesięciu lat (od dzieciństwa po starość). Wiele intrygujących informacji przynosi również esej historyczny doktora Władysława Bułhaka, pracownika Biura Badań Historycznych w Instytucie Pamięci Narodowej, naukowca zawodowo zajmującego się badaniem dziejów polskiego wywiadu. Bo tego przecież właśnie dotyczy komiks; wszak przez niemal całą drugą wojnę światową „Bradl” zajmował się działalnością wywiadowczą i kontrwywiadowczą przeciwko Niemcom. Bułhak chronologicznie opisuje najważniejsze działania Kazimierza Leskiego (wspominając o niekwestionowanych zasługach, ale nie pomijając także wpadek i niepowodzeń), co jest o tyle istotne, że w samej opowieści rysunkowej następstwo zdarzeń podporządkowane jest wymogom atrakcyjności fabuły i niekiedy można się z tego powodu pogubić. Podobnie jak poprzednie tomy serii, także i trzecia jej odsłona składa się z dwóch odrębnych historii. Pierwsza, zatytułowana „Pōrando-Kaiko”, eksponuje przede wszystkim postać inżyniera Witkowskiego, który już przed wojną zyskał spory rozgłos dzięki działalności założonej przez siebie w Genewie firmy Stevit. Prowadząc prace nad wynalazkami, którymi zainteresował się wywiad wojskowy (między innymi nad uniwersalnym silnikiem, jaki mógłby być napędzany paliwem każdego rodzaju), nawiązał wówczas kontakt ze służbami wywiadowczymi różnych krajów. W tym także… japońskimi, co miało mu otworzyć drogę do niemieckich tajemnic wojskowych. W „Pōrando-Kaiko” scenarzysta Tobiasz Piątkowski stara się zrekonstruować tamte wydarzenia i jednocześnie przedstawić ich konsekwencje. Wpisuje w to wszystko postać „Bradla”, który po rozprawie z Helmutem Radkem i wynikającej z niej przymusowej absencji pragnie wrócić do wcześniejszej działalności szpiegowskiej. Nie jest to jednak takie łatwe, ponieważ Witkowski – człowiek o wielu obliczach, prowadzący nadzwyczaj ryzykowną grę – mało komu ufa, a jeżeli nawet kogoś dopuszcza do prowadzonej przez siebie rozgrywki (jak na przykład Leskiego), to zawsze najważniejsze karty w danym rozdaniu ukrywa w rękawie. Wątek rozwinięty w „Qui pro quo” jest dużo prostszy, przejrzystszy, a nawet – jakkolwiek dziwnie to może zabrzmieć w kontekście tego komiksu – niepozbawiony humoru i ironii. Tym razem bowiem Kazik otrzymuje zadanie wymagające od niego przede wszystkim wielkiej cierpliwości i… równie mocnej głowy. Ma bowiem z grona niemieckich urzędników przesiadujących w jednym z warszawskich lokali wyłowić tych, których słabość do alkoholu da się wykorzystać dla dobra konspiracji. Tak trafia na Horsta Fischkego – „rejestratora karty rozpoznawczej dla ludności pochodzenia niemieckiego”. Nie bez ryzyka „Bradl” „zaprzyjaźnia” się z Niemcem i czyni go – oczywiście przy jego całkowitej niewiedzy – cennym współpracownikiem „Muszkieterów”. Ile w tym prawdy? Co nieco można wywnioskować z adnotacji umieszczonej w stopce: „Fabuła komiksu jest fikcyjna, choć przedstawione wydarzenia opierają się na faktach historycznych”. Jak to rozumieć? Prawdopodobnie w ten sposób, że opisana akcja (lub wyglądająca bardzo podobnie) miała miejsce w rzeczywistości, ale niekoniecznie zamieszane były w nią osoby opisane przez Piątkowskiego. Możliwe więc, że w tej wersji opowieści „Bradl” staje się swoistym bohaterem zbiorowym, któremu przypisane zostają także dokonania innych. Ktoś może zżymać się na takie traktowanie przeszłości, ale trudno mieć o to żal do autorów, skoro lojalnie ostrzegają, że na pewne przedstawione przez nich zdarzenia należy patrzeć lekko przymrużonymi oczyma. Nie zmienia to faktu, że przyjęta przez Piątkowskiego konwencja sprawdza się świetnie. I „Pōrando-Kaiko”, i „Qui pro quo” czyta się z zainteresowaniem nie mniejszym niż swego czasu komiksy o kapitanie Klossie. Gdyby w niedalekiej przyszłości rozpoczęto realizację serialu wojenno-szpiegowskiego o przygodach Kazimierza Leskiego, należałoby mocno ściskać kciuki za powodzenie tego przedsięwzięcia – wszak materiał, jaki można by wykorzystać, jest przedni! Ale wróćmy do warstwy wizualnej komiksu (który mamy w ręku), zapominając na razie o serialu (który nie wiadomo czy kiedykolwiek powstanie). Marek Oleksicki ponownie wykonał swoją pracę z maestrią, idealnie odzwierciedlając lata 30. i 40. XX wieku. Dbałość o szczegóły widoczna jest zarówno w detalach architektonicznych, jak i strojach z epoki. Od siebie dodał natomiast mroczny klimat i powiew dekadencji, towarzyszący wszystkim, jak do tej pory, konspiracyjnym działaniom „Bradla”. Można podejrzewać, że w kolejnych tomach – a zapowiedziany został już czwarty – to się nie zmieni.
Tytuł: Bradl #3 Data wydania: 19 września 2018 ISBN: 9788328135222 Format: 72s. 165x255 mm Cena: 29,99 Gatunek: sensacja Ekstrakt: 70% |