Lata temu, gdy naszym czasem rządziły mechaniczne budziki, wbrew pozorom wcale nie musiało być nudno i przewidywalnie.  | |
Każdy z Was pewnie pamięta różne Poltiki, Junaki, Jantary, Sławy czy Witiazie. Niezależnie od tego, czy były stare, metalowe i masywne, czy nowe, plastikowe i wiodące krótki żywot, na ogół wymagały mozolnego nakręcania dwóch sprężyn – zegarowej i dzwonkowej. Dopóki dysponowały sporym dzwonkiem, zrywały z łóżka raz dwa. Z czasem, na przełomie lat 80. i 90., do użycia zaczęły na szerszą skalę wchodzić budziki elektryczne, zasilane jednym lub dwoma paluszkami, wytrącające ze snu mniej lub bardziej modulowanym piskiem. Miały rozmaite kształty i kolory, ale generalnie wszystkie działały na tej samej zasadzie. Piszczały. Albo (rzadziej) dzwoniły. Był jednak wyjątek. Casio AC-100/AC-110, tzw. Robot Clock. Ten bowiem… tupał. Trzeba było tylko pamiętać, żeby ustawić go tam, gdzie będzie dużo drobnych przedmiotów. Bo budzik potrafił tym swoim tupaniem wręcz potrząsać półką czy blatem. Właśnie taki budzik można zobaczyć w przeuroczym, dziś już praktycznie zapomnianym filmie „Spóźnieni na obiad”. Jest to nakręcona w 1991 roku opowieść o lekko opóźnionym w rozwoju facecie (doskonała, wiarygodna rola Petera Berga, później reżysera m.in. „Hancocka”) i jego szwagrze (Brian Wimmer), którzy w wyniku splotu nieporozumień muszą uciekać z rodzinnej miejscowości. Ponieważ zraniony rewolwerową kulą szwagier traci w pewnym momencie świadomość, jego towarzysz ochoczo przyjmuje pomoc od przypadkowo poznanego lekarza i… ląduje ze szwagrem w komorze kriogenicznej. Na 29 lat. W roku 1991 następuje awaria i obaj się budzą, dopiero z czasem zauważając, że coś jest nie tak – głównie ze względu na znacznie wyższe ceny i wyraźne rozluźnienie obyczajów. Gdy już jako tako oswoją się z obcą im rzeczywistością, postanawiają ruszyć do rodzinnej miejscowości zobaczyć, czy wciąż tam mieszka żona z córką, i jakie mają szanse wrócić do dawnego życia… Film jest leciutko kiczowaty, przy tym ogromnie wzruszający, ma bardzo przyzwoitą psychologię postaci oraz dialogi, nadzwyczaj solidną, doskonale wyważoną grę aktorską i specyficzny, urokliwy klimat, przywodzący na myśl delikatnie odrealnione lata 1960. Dziś już takich filmów się nie robi… Na koniec filmik poglądowy z budzikiem AC-100 w działaniu: |