powrót; do indeksunastwpna strona

nr 10 (CLXXXII)
grudzień 2018

East Side Story: Wszystko na marne
Aleksandr Kott ‹Spitak›
To drugi w odstępie dwóch lat film fabularny poświęcony tragicznemu w skutkach trzęsieniu ziemi, jakie nawiedziło radziecką jeszcze wtedy Armenię na początku grudnia 1988 roku. Trudno jednak stwierdzić, co tak naprawdę kierowało Aleksandrem Kottem, który, mając jako materiał poglądowy obraz Sarika Andreasiana, nakręcił dzieło ustępujące mu pod każdym względem. I choć zapewne boleśnie to zabrzmi dla autora – zupełnie niepotrzebne.
ZawartoB;k ekstraktu: 40%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Zapamiętajmy to dobrze: Sarik Andreasian był pierwszy! Jego mający premierę 1 grudnia 2016 roku dramat „Trzęsienie ziemi”, chociaż nie był idealnym, to mimo wszystko z dużą subtelnością wprowadzał w wydarzenia sprzed trzydziestu lat. W dużej mierze wpływ na to miała kapitalna rola Konstantina Ławronienki – aktora stworzonego wręcz do grania mężczyzn w sile wieku przetrąconych przez los, którzy próbują podnieść się z upadku i wrócić do normalnego życia. Aleksandr Kott, budując postać swojego głównego bohatera, poszedł zresztą dokładnie tym samym, przetartym przez Ormianina śladem – tyle że swoją pracę wykonał jedynie jak dobry rzemieślnik, bez serca i wewnętrznego ognia. W efekcie w artystycznym starciu z Andreasianem, który będąc rodakiem ofiar tragedii zaangażował się w projekt znacznie intensywniej, poległ z kretesem.
Aleksandr Kott (rocznik 1973) to reżyser dobrze znany czytelnikom „Esensji”, którzy wcześniej poznali go z takich dzieł, jak „Pokażę ci Moskwę” (2009), „Twierdza brzeska” (2010), „Pod przykrywką” (2010) oraz „Próba” (2014). W kolejnych latach Kott również nie próżnował; zrealizował między innymi kinowy melodramat „Ślepa miłość” (2015), telewizyjną pełnometrażową „Arkę” (2017) oraz seriale: kryminalno-fantasy „Druga strona księżyca” (2015), fantastycznonaukowy – oparty na powieści Wadima Szefnera – „Szałas dłużnika” (2017) oraz historyczno-biograficzny „Trocki” (2017). Do tego dodać należy jeszcze nowele, które trafiały do kolejnych wydań almanachu „Choinki” (2014-2018). Biorąc pod uwagę jego pracowitość (co akurat chwalebne) trudno się dziwić, że w przypadku niektórych dzieł reżyser zwyczajnie nie ma czasu, aby je dopieścić, oddać się im całym sercem.
Premiera „Spitaka” miała miejsce wiele miesięcy temu, podczas Międzynarodowego Moskiewskiego Festiwalu Filmowego. Tam Kott otrzymał – jako najlepszy reżyser – statuetkę Srebrnego „Świętego Jerzego”, a sam film nominowany został do głównej nagrody. Co – oceniając ostateczną wersję dzieła, które w końcu po bardzo długim oczekiwaniu trafiło do dystrybucji kinowej (w Rosji stało się to 29 listopada) – zakrawa na żart. Zwłaszcza gdy jako miarę przyłożymy „Trzęsienie ziemi” Andreasiana. Najpierw wyjaśnijmy tytuł obrazu. Spitak to nazwa miasta położonego nad rzeką Pambak w północnej Armenii, około stu kilometrów od Erywania. 7 grudnia 1988 roku w ciągu zaledwie trzydziestu sekund zostało ono niemal doszczętnie zniszczone przez kataklizm; spotkał je los jeszcze straszniejszy niż Leninakan (współczesne Giumri). I choć odbudowano je po trzęsieniu, dzisiaj – jeśli wierzyć zdjęciom – przypomina raczej cień tego, czym było przed tragedią.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Pochodzący właśnie ze Spitaka główny bohater, mniej więcej czterdziestoletni mężczyzna o imieniu Gor, dowiaduje się o dramacie, jaki nawiedził jego rodzinne strony, z telewizji. Opuścił on Armenię kilka lat wcześniej, szukając pracy i lepszego życia. W ojczyźnie pozostawił żonę Goar oraz córeczkę Anusz. Teraz, martwiąc się o ich los, postanawia jak najszybciej wrócić i odnaleźć je, od czego – nieskutecznie zresztą – odżegnuje go kobieta, z jaką związał się po wyjeździe z Armenii. Na miejscu czeka na Gora jego przyjaciel (którego imienia nie poznajemy) i razem ruszają na poszukiwania. Tyle jeśli chodzi o fabułę. Resztę filmu wypełniają obrazy zniszczonego miasta i pomocy niesionej poszkodowanym w kataklizmie przez samych Ormian, ale również przez społeczność międzynarodową. Stąd zapewne wpleciony w fabułę „wątek francuski”, reprezentowany przez szefa jednej z ekip ratowniczych i młodą fotografkę, którzy wydają się być na planie równie zagubieni, jak z każdą kolejną minutą widz, z rozpaczą szukający w dziele Kotta czegokolwiek, co pomogłoby mu zaangażować się emocjonalnie w przedstawiane na ekranie wydarzenia.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Nic takiego jednak nie następuje. Dotarłszy do napisów końcowych, oglądającego zaczyna dręczyć niepokojące pytanie: Po co w ogóle „Spitak” powstał? Jako dokument epoki sprawdza się średnio – skupia się bowiem na jednym wątku, wszystko pozostałe traktując jako mało znaczące tło. Z kolei jako dzieło artystyczne, które powinno wywołać emocje – wypada chyba jeszcze gorzej. Wszystko pokazane jest tu beznamiętnie, nie ma w tej opowieści wewnętrznego nerwu, żadnych istotnych zwrotów akcji, a wstawki przedstawiające Goar i Anusz, sugerujące, że jednak doczekamy się happy endu, odbierają resztki zainteresowania rozwojem fabuły. Główny bohater przez większość czasu snuje się po zrujnowanym mieście i niewiele z tego wynika. Pod tym względem przypomina trochę „Bez przebaczenia” (2018) – inny film Andreasiana, ciągnący się jak flaki z olejem i niczym nie rekompensujący poświęconych mu kilkudziesięciu minut.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Porażka Aleksandra Kotta ma swoje źródło przede wszystkim w słabości scenariusza. Tekst Mariny Soczinskiej – absolwentki Wszechrosyjskiego Państwowego Instytutu Kinematografii (WGIK) sprzed dziesięciu lat, która do tej pory tworzyła przede wszystkim na potrzeby telewizji – sprawdziłby się, choć i tego nie możemy być pewni, jako kameralny dramat przeznaczony na „mały ekran”. Historia ta pokazana w kinie uwypukla tylko miałkość fabuły, jej niedoróbki i brak pomysłu na zagospodarowanie pełnego metrażu. Zbyt duży ciężar został też zrzucony na barki wcielającego się w Gora Lernika Harutiuniana (rocznik 1981), aktora mającego niewielkie doświadczenie filmowe. W efekcie Harutiunian postanowił być jak Ławronienko w „Trzęsieniu ziemi”, ale zapomniał, że smutna mina i pogłębiające się zmęczenie fizyczne nie mogą być jego jedynymi atutami. Że trzeba jeszcze dodatkowo coś zagrać – przerażenie, zniechęcenie, utratę nadziei, wściekłość, w końcu radość (paleta dostępnych odczuć jest ogromna).
Znacznie więcej życia i emocji wlewa w swą postać wcielający się w przyjaciela Gora Oleg Wasilkow (znany między innymi ze „Śladu tygrysa”, „Bitwy o Sewastopol” czy „Topora”), ale on na ekranie pojawia się przecież zaledwie kilka razy i nie jest w stanie uratować wszystkiego. Podobnie jak ilustracyjna muzyka autorstwa lidera rockowej formacji System of a Down Serja Tankiana („Legenda o Kołowracie”), Ormianina rodem z Libanu, który sklecił w jedno kilka „sierdceszczypatielnych” motywów i pozwolił na przydanie im symfonicznych aranżacji. Nawet zdjęcia etatowego współpracownika Kotta, doświadczonego Piotra Duchowskoja („Dzikie pole”), nie ratują sytuacji, bo nie widzimy dzięki nim nic ponad to, co pokazał już Jurij Korobiejnikow w „Trzęsienie ziemi”.



Tytuł: Spitak
Tytuł oryginalny: Спитак
Reżyseria: Aleksandr Kott
Scenariusz: Marina Soczinska
Muzyka: Serj Tankian
Rok produkcji: 2018
Kraj produkcji: Armenia, Rosja
Czas trwania: 98 minut
Gatunek: dramat
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Ekstrakt: 40%
powrót; do indeksunastwpna strona

60
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.