powrót; do indeksunastwpna strona

nr 10 (CLXXXII)
grudzień 2018

Non omnis moriar: Niedzielny spacer z Normandii do Schwarzwaldu
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj międzynarodowy kwartet francuskiego skrzypka Jean-Luka Ponty’ego.
ZawartoB;k ekstraktu: 80%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Francuz Jean-Luc Ponty od lat uznawany jest za jednego z najwybitniejszych na świecie skrzypków jazzowych. Stawiany jest obok takich legend, jak Stéphane Grappelli (którego zresztą uważał za swego nauczyciela), Didier Lockwood czy nasi rodacy: nieżyjący już od prawie czterech dekad Zbigniew Seifert oraz – na szczęście wciąż cieszący się zdrowiem (i oby jak najdłużej) – Michał Urbaniak. Ponty przyszedł na świat w samym środku drugiej wojny światowej (29 września 1942 roku); los jednak mu sprzyjał, ponieważ miejscem jego urodzenia było miasteczko Avranches, położone na peryferiach okupowanej wówczas Francji (w Normandii). Rodzice byli z wykształcenia muzykami klasycznymi: ojciec – skrzypkiem, matka – pianistką. Jako szesnastolatek Jean-Luc rozpoczął naukę w paryskim konserwatorium i już rok później grał w orkiestrze Kurta Edelhagena. Dla młodego artysty był to specyficzny okres. Z jednej strony poznawał tajniki warsztatu kompozytorskiego i wykonawczego muzyków klasycznych, z drugiej – przeżywał okres fascynacji jazzem, a zwłaszcza dokonaniami Milesa Davisa i Johna Coltrane’a.
Pod wpływem legendarnych czarnoskórych Amerykanów zaczął grać jazz, ale jako… saksofonista tenorowy bądź klarnecista. Szybko jednak porzucił dęciaki, by wrócić do swego wiodącego instrumentu, czyli skrzypiec. Jako wirtuoza smyczka zatrudnił go do swojej orkiestry Jef Gilson, co umożliwiło Ponty’emu szybkie wybicie się na pełną suwerenność. W 1964 roku, a więc mając zaledwie dwadzieścia dwa lata, stworzył swój pierwszy zespół i nagrał z nim płytę – „Jazz Long Playing” (1964). W składzie znaleźli się inni w przyszłości legendarni artyści: flecista Michel Portal i perkusista Daniel Humair (Szwajcar rodem z Genewy). Na efekty debiutu nie trzeba było długo czekać. Wkrótce Jean-Luc został zaproszony do udziału w projekcie „Violin-Summit” (1966), w ramach którego stanął na jednej festiwalowej scenie (w Bazylei) obok trzech innych wielkich skrzypków tego okresu: swego rodaka Grappellego, Amerykanina Stuffa Smitha oraz Duńczyka Svenda Asmussena.
Nic więc dziwnego, że na młodego Francuza, widząc w nim ogromny potencjał, zwrócili uwagę znacznie bardziej otwarci na jazz improwizowany i awangardowy Niemcy. Zaowocowało to zaproszeniem Ponty’ego na sesję nagraniową do położonego w górach Schwarzwaldu miasteczka Villingen, gdzie działała wytwórnia SABA, która dosłownie chwilę później przeistoczyła się w kultowe MPS Records. Jean-Luc spędził tam kilka czerwcowych dni 1967 roku, a w muzycznej podróży towarzyszyli mu – oprócz Daniela Humaira (którego przywiózł ze sobą) – także zmarły w 2005 roku duński kontrabasista Niels-Henning Ørsted Pedersen (grający w tym czasie ze wszystkimi wielkimi jazzmanami) i niemiecki pianista Wolfgang Dauner (wtedy stawiający pierwsze kroki na scenie, lecz już za parę lat stojący na czele wielu własnych projektów oraz liderujący jazzrockowemu Et Cetera). Wszyscy muzycy byli więc bardzo młodzi, ale świetnie rokujący na przyszłość, co zresztą doskonale słychać na wydanym jeszcze w tym samym roku longplayu „Sunday Walk”.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Spośród pięciu kompozycji, jakie trafiły na płytę, spod ręki Ponty’ego wyszła tylko jedna – zamykająca wydawnictwo „Suite for Claudia”; po jednej dołożyli współpracujący z Francuzem artyści, to jest Humair („Sunday Walk”) i Dauner („Cat Coach”), dwie natomiast „Carole’s Garden” oraz „You’ve Changed” – były przeróbkami (dodajmy: dalekimi od oryginałów) dzieł innych twórców. Tytułowy numer, którym Jean-Luc zdecydował się otworzyć płytę, mocno zaskakuje. Głównie tym, że jest w nim tyle jazzu, co i muzyki… rockowej. A przecież epoka fusion jeszcze nie nadeszła! Gdyby zamiast partii skrzypiec użyć gitary, mielibyśmy do czynienia z nadzwyczaj energetycznym utworem, którego nie powstydziliby się najwięksi w tamtej epoce rockmani. W pewnym sensie więc Ponty wyprzedził swój czas. Taki sposób gry na skrzypcach obowiązujący stał się bowiem dopiero w pierwszej połowie lat 70. A mamy – podkreślmy to wyraźnie – dopiero 1967 rok! Poza dynamicznymi partiami lidera pojawiają się w „Sunday Walk” również solówki fortepianu i kontrabasu – dużo bardziej klasyczne, wiążące tę kompozycję z tradycjami postbopowymi.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
„Carole’s Garden” to pierwszy cover na płycie. Utwór wyszedł spod ręki amerykańskiego pianisty (i zarazem lekarza-psychiatry) Denny’ego Zeitlina i ukazał się zaledwie dwa lata wcześniej na sygnowanym jego nazwiskiem longplayu „Carnival”. Zamiast fortepianu słyszymy tu skrzypce – zadziorne, ale i, jeśli zachodzi taka potrzeba, romantyczne, urzekająco rozwijające motyw przewodni kompozycji. W tle słyszymy natomiast postbopowy pochód sekcji rytmicznej, a nawet – jako że w „Sunday Walk” został pominięty – minutową partię solową Daniela Humaira na bębnach. Stronę A winylowego krążka zamyka „Cat Coach” Daunera – z klasycznie jazzową partią fortepianu, ale nade wszystko z początkowo nastrojową, a później coraz energetyczniejszą improwizacją Ponty’ego. Jeśli czasami polscy fani jazzu zastanawiali się, od kogo uczył się grać Zbigniew Seifert – tu otrzymujemy nadzwyczaj klarowną odpowiedź. Druga z przeróbek, czyli „You’ve Changed”, otwiera stronę B płyty. Swoją drogą ciekawe, co kierowało młodymi artystami, aby sięgnąć po swingowy klasyk Billa Careya i Carla Fishera (rdzennego północnoamerykańskiego Indianina) z… 1941 roku?
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Chęć przerobienia go w taki sposób, że sami kompozytorzy przecieraliby uszy ze zdumienia? Fisher co prawda już wtedy nie żył, ale do Careya ta wersja jego utworu mogła dotrzeć. W każdym razie bliski oryginałowi jest jedynie początek (vide delikatnie swingujący fortepian), w części drugiej Ponty pozwala już sobie na mocno zakręconą improwizację, którą wieńczy rozłożonym w czasie wyciszeniem. „Suite for Claudia” to dziesięciominutowe opus magnum albumu, będące jednocześnie zapowiedzią tego, w którą stronę powędruje w najbliższym czasie muzyczna wyobraźnia Jean-Luka. Na plan pierwszy wybijają się w „Suicie…” dwa instrumenty: skrzypce i fortepian. Oba też przechodzą przeciwstawne ewolucje: Dauner zaczyna awangardowo, kończy stylowo (w klimacie lat 60.), Ponty na odwrót. Chociaż w finale dołącza do swego niemieckiego kolegi, by wspólnie zwieńczyć całość klasycznym jazzem współczesnym. „Sunday Walk” to dopiero druga w pełni samodzielna płyta francuskiego skrzypka, który wciąż jeszcze poszukiwał własnego miejsca w jazzowym świecie i języka, za pomocą którego mógłby wyrażać siebie. Ta eksploracja przestrzeni artystycznej trwać będzie jeszcze przez parę lat, a my postaramy się jej przyjrzeć także w kolejnych odsłonach „Non Omnis Moriar”.
Skład:
Jean-Luc Ponty – skrzypce
Wolfgang Dauner – fortepian
Niels-Henning Ørsted Pedersen – kontrabas
Daniel Humair – perkusja



Tytuł: Sunday Walk
Wykonawca / Kompozytor: Jean-Luc Ponty Quartet
Data wydania: 31 grudnia 1967
Wydawca: SABA
Nośnik: Winyl
Czas trwania: 39:18
Gatunek: jazz
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
W składzie
Utwory
Winyl1
1) Sunday Walk: 06:35
2) Carole’s Garden: 07:51
3) Cat Coach: 06:00
4) You’ve Changed: 08:24
5) Suite for Claudia: 10:05
Ekstrakt: 80%
powrót; do indeksunastwpna strona

126
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.