powrót; do indeksunastwpna strona

nr 10 (CLXXXII)
grudzień 2018

Josef Fritzl z wizytą w Ameryce
Justin P. Lange ‹Mrok›
Austriacki „Mrok” grasuje po kanadyjskich lasach, czyli niemartwa nastolatka i kłopotliwy młodzieniec vs. cały świat.
ZawartoB;k ekstraktu: 60%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
„Mrok” to zaskakująco przewrotny film. Został nakręcony w języku angielskim i osadzony w Kanadzie, ale za jego powstaniem stoi ekipa z Austrii, zakotwiczona na kilka miesięcy w położonym blisko granicy USA miasteczku Parry Sound. A skoro już wiadomo, że film robili Austriacy, jasny się staje początkowy akcent opowieści, czyli niemieckojęzyczny, siwy, niedogolony dżentelmen, trzymający w bagażniku swojego samochodu zdominowanego psychicznie nastolatka. Bo kimże innym mógłby być filmowy Josef Hofer, jak nie Josefem Fritzlem? Imię chłopaka – Alex – też w sumie się zgadza, bo Josef miał syna o takim imieniu. Ale to już kwestia drugorzędna.
Specyficzny, przewrotny akcent, wbrew pozorom czytelny nie tylko dla Austriaków, jest tylko swego rodzaju wstępem dla historii. Jakby otwarciem nawiasu dla wyjątkowo nieprzyjemnego w wymowie dramatu, zamaskowanego nieszablonowym romansem, swobodnie żonglującym elementami klasycznego horroru odbitego w lustrze groteski.
Wspomniany Josef ma do odegrania w „Mroku” dość skromną rolę. Jest zwyczajnym, siwym dżentelmenem, który gorączkowo próbuje dostać się do jakiejś zakazanej doliny, od której wszyscy lokalni mieszkańcy – a przynajmniej ci, którzy chcą dożyć spokojnej starości – trzymają się z daleka. Szybko jednak okazuje się, że Josefowi daleko do zwyczajności, bowiem gdy tylko w telewizji pojawia się informacja o wystawionym za nim liście gończym, bez wahania odstrzeliwuje właściciela stacji benzynowej. Jeszcze tylko parę minut jazdy i w cudem odszukanej dolinie Josef trafia na opuszczony, chylący się ku ruinie dom. W nim zaś staje oko w oko z… nadgniwającą nastolatką wyposażoną w siekierę. Nim mija kwadrans, Josef jest już martwy, a jego ciałem pożywia się trupia dziewczyna.
Gdy widz zastanawia się, co niby ma się dziać dalej, skoro Josef właśnie opuszcza historię kawałek po kawałku, etapami sadowiąc się w brzuchu zombie, dziewczyna robi sobie przerwę w posiłku i zabiera się za plądrowanie samochodu, znajdując w bagażniku… zakrytego śpiworem nastolatka z uszkodzonymi – być może wypalonymi – oczami. Jest wręcz psio oddany Josefowi, nie chce uwierzyć w jego śmierć i odmawia opuszczenia auta. Sytuacja jeszcze bardziej się komplikuje, gdy w pobliżu pojawia się policyjny samochód. A ponieważ policjant rychło kończy żywot, gdzieś w oddali słychać syrenę kolejnego radiowozu, a chłopak właśnie poszedł pospacerować po omacku po lesie, dziewczyna zbiera swoje zabawki i też idzie w las. Za nim. Z siekierą. Bo w końcu tak do tej pory rozwiązywała wszystkie swoje problemy.
Tym razem jednak dziewczyna rezygnuje z hołdowania zasadzie „przez żołądek do serca” i lituje się nad chłopakiem. Między obojgiem stopniowo zaczyna zawiązywać się nić porozumienia, a może nawet i uczucia, choć z pewnością dalekiego od normalności. Co jednak najbardziej niepokoi truposzkę – coś dziwnego zaczyna dziać się z jej ciałem…
Historia jest opowiedziana w sposób bardzo nietypowy, lekko odrealniony, ale zarazem i nieprzyjemnie bezpośredni. Zgony są jak najbardziej realistyczne, krew chlusta na boki, a miażdżone kości złowieszczo chrzęszczą, tyle że wszystkie te sceny mają posmak groteski. I to zastosowanej z pełną świadomością. Dzięki temu z biegiem czasu coraz bardziej oczywista staje się zamierzona alegoryczność obrazu, bardzo mocno podkreślona przez pozornie tylko niezrozumiały finał. Ów finał stawia bowiem całą opowieść w zupełnie innym świetle, każącym traktować „Mrok” nie jako dziwaczny horror z zombiówną, ale jako baśniowy (w tym mrocznym sensie) dramat porzuconej, zamkniętej w sobie nastolatki, tłamszącej w sobie jakiekolwiek ludzkie odruchy i reagującej agresją na jakiekolwiek próby zbliżenia się do niej i zaskarbienia sobie jej sympatii. Dopiero w tym momencie jasne staje się zachowanie dziewczyny w lesie, jej niepokój wynikający z bliskości chłopaka, a także ów dziwaczny finał.
„Mrok” wypada więc zaskakująco dobrze jako rozrywka intelektualna, dająca umysłowi widza pożywkę jeszcze długo po seansie. Nie da się jednak ukryć, że sympatycy kina grozy będą filmem raczej rozczarowani. Owszem, jest tu sporo brudu, krwi i okrucieństwa, ale – w przeciwieństwie do większości horrorów – spirala przemocy wcale się nie nakręca wraz z biegiem fabuły. Tu jest wręcz na odwrót – to początek niesie najwięcej elementów horroru, podczas gdy końcówka przywodzi na myśl pogranicze dramatu i thrillera. Decydując się na seans trzeba więc brać pod uwagę fakt, że „Mrok” nie jest kolejnym, tuzinkowym horrorem z krwiożerczym, niepohamowanie agresywnym truposzem.
Dlaczego więc nie dałem wyższej oceny? Bo twórcy chwilami chyba nie byli pewni, co konkretnie chcą nakręcić, i – niejako asekuracyjnie, jedynie dla zadowolenia fanów horroru – podrzucili wiaderko podrobów. Bez których historia doskonale by się obeszła. Trafiły się też różne wątpliwości natury logicznej, jak choćby milczące prześlizgnięcie się nad sprawą zapaszku, jaki musiał towarzyszyć bohaterce – już nie to, że nie myjącej zębów, ale nawet nie wycierającej twarzy i rąk ze szczątków konsumowanych obywateli. Ciężko też zaprzeczyć, że chwilami w filmie siada dramaturgia. Nadal jednak „Mrok” jest jednym z bardziej oryginalnych horrorów, jakie ujrzały światło dzienne w ostatnich kilku latach.



Tytuł: Mrok
Tytuł oryginalny: The Dark
Dystrybutor: Kino Świat
Data premiery: 26 października 2018
Reżyseria: Justin P. Lange
Zdjęcia: Klemens Hufnagl
Scenariusz: Justin P. Lange
Rok produkcji: 2018
Kraj produkcji: Austria
Czas trwania: 95 min
Gatunek: groza / horror
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Ekstrakt: 60%
powrót; do indeksunastwpna strona

50
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.