„Sześć dni w grudniu” to kolejne spotkanie z Miquelem Mascarellem. Tym razem jest on na tropie dzieł sztuki zaginionych podczas drugiej wojny światowej.  |  | ‹Sześć dni w grudniu›
|
Ta książka katalońskiego autora jest całkiem poprawnym thrillerem z wątkiem kryminalnym. 65-letni Miquel Mascarell po zakończeniu wojny chce zapomnieć o przeszłości, o której nie ma ochoty mówić. Po śmierci żony ożenił się po raz drugi i chce myśleć wyłącznie o przyszłości. Piąty już tom przygód emerytowanego barcelońskiego policjanta opiera się na ogranym już wcześniej przez autora fabularnym schemacie, znanym chociażby z powieści „ Dwa dni w maju”. Znów nieoczekiwanie dla siebie – i wbrew sobie – Miquel zostaje przypadkowo wciągnięty w wir niebezpiecznych wydarzeń, na zasadzie: gdy się powiedziało A, trzeba powiedzieć B – i tak już do końca alfabetu. A chciałby mieć przede wszystkim spokój, bo wszystko wskazuje na to, że powiększy się mu rodzina, co jest dla niego pewnym zaskoczeniem. Jednak do Mascarella o pomoc zwraca się Augustí Ponc, były współwięzień z Doliny Poległych. Obaj pracowali przymusowo przy budowie tego frankistowskiego mauzoleum upamiętniającego ofiary wojny domowej, bolesnego do dzisiaj symbolu w historii Hiszpanii. Augustí zwany też Leninem, pospolity złodziejaszek jest dla Mascarella kimś z zupełnie innej bajki. Policjant zgodził się mu pomóc tylko ze względu na dług wdzięczności w imię dawnych czasów. Oto Lenin przypadkowo okrada kogoś na ulicy, zabierając mu drogą teczkę. Całkiem możliwe, że są tam ważne dokumenty, za które będzie można dostać znaleźne. Tymczasem jednak okazuje się, że okradziony mężczyzna popełnił w hotelu samobójstwo. A gdy w śledztwo włącza się odwieczny wróg Mascarella, komisarz Amador, już wiadomo, że nie ma żartów. Co więcej, cała sprawa nabiera międzynarodowego zasięgu i chwila nieostrożności może sprawić, że i Lenin, i Miquel mogą zapłacić najwyższą cenę za mieszanie się do nie swoich spraw. Tymczasem obaj starają się wyjaśnić, co kryje się za śmiercią mężczyzny w hotelu. Mascarell wykorzystuje swoje dawne kontakty, poruszając się w kręgu informatorów, stopniowo docierając do sedna tajemnicy, niczym po nitce do kłębka. Jak w poprzednim tomie, autor świetnie oddaje tutaj topografię Barcelony. A przy okazji, Miquel ani się nie obejrzał, jak żona i dwójka niesfornych dzieciaków Lenina przeniosła się do jego mieszkania ze względów bezpieczeństwa. To zupełnie odbiera prywatność jemu i jego żonie… Nie da się zaprzeczyć, że „Sześć dni w grudniu” to książka sprawnie napisana, trzymająca w napięciu. Brakuje jej jednak tego „czegoś”, jakiegoś szerszego społecznego tła czy kontekstu; to oprócz akcji mogłoby przykuć uwagę czytelników. W „Dwóch dniach w maju” był to przygnębiający obraz Barcelony krótko po zakończeniu drugiej wojny światowej oraz przykłady różnych postaw wobec frankistowskiego reżimu. Pojawiający się w „Sześciu dniach…” wątek zrabowanych podczas wojny dzieł sztuki jest całkowicie marginalny i nie „wybrzmiewa”, a mógłby, co bez wątpienia dodałoby powieści pełniejszego kolorytu. Być może choć trochę ratuje tę powieść Augustí Ponc - Lenin, notoryczny gaduła, niepoprawny złodziejaszek, grający Mascarellowi (i nam też!) na nerwach. Dialogi pomiędzy dwoma bohaterami mogą rozbawić, tak samo jak panoszące się w mieszkaniu policjanta dzieciaki, coraz odważniej sobie poczynające z dnia na dzień. Ale nie zaciera to wrażenia, że czytamy coś, co zostało napisane w myśl zasady: „akcja dla samej akcji”. Potwierdzeniem tego jest także finał, rozbudowany jak zwieńczenie trzyaktowej opery. „Sześć dni w maju” na jeden-dwa wieczory całkowicie wystarczy, by zaabsorbować naszą uwagę, ale raczej błyskawicznie zatrze się w pamięci.
Tytuł: Sześć dni w grudniu Tytuł oryginalny: Seis días de diciembre Data wydania: 22 stycznia 2019 ISBN: 978-83-8125-469-4 Format: 352s. 140×205mm Cena: 35,90 Ekstrakt: 60% |