„Blacksad” po raz ósmy! Tym razem zamiast zbliżeń kadr panoramiczny. Z mnóstwem – jak to u Guarnido – precyzyjnie oddanych szczegółów. W piątym tomie przygód kota-detektywa spora część akcji ma miejsce w cyrku, którego żółty namiot nawiązuje do kolorystyki wyznaczonej tytułem. Amarillo to miasto w Teksasie, ale też kolor żółty po hiszpańsku. Często-gęsto pojawiają się żółte kwiaty, a żółty cadillac odgrywa istotną rolę w akcji. Cyrk, jak to często bywało, staje się przystanią dla rozmaitych rozbitków życiowych, a nawet ściganych przestępców. Obowiązuje zasada „nie gadaj, nie pytaj” oraz wewnętrzna solidarność – karą dla Chada za atak na jednego ze „swoich” jest związanie i pozostawienie w korytarzach opuszczonej kopalni na powolną śmierć z pragnienia i głodu. Zanim jednak to się stanie, mamy okazję zajrzeć za kulisy i zobaczyć, co się w cyrku dzieje w dzień. No bo przecież stroje należy uprać, akrobacje przećwiczyć, dekoracje spakować lub rozpakować, ugotować coś do jedzenia – i tak dalej. W przerwie można zagrać w karty i pogapić się na zgrabne… ogony koleżanek (obecność lub brak ogonów w „Blacksadzie” to w ogóle interesujący temat i Guarnido jest pod tym względem dziwnie niekonsekwentny). W precyzyjnie zakomponowanym kadrze widzimy ponad czterdzieści postaci zajętych swoimi sprawami. Jak zawsze, gatunki zwierząt dopasowane są do osobowości lub wykonywanych zajęć. Na przykład akrobatami wykonującymi ewolucje na trapezie są gibbony, które widzieliśmy już w jednym z poprzednio opisanych kadrów. Co ciekawe, ten cyrk z lat 50. jest zgodny ze współczesnymi normami etycznymi: nie ma w nim tresowanych zwierząt! |