Ale Filip nadal migotał w środku wszechświata. Szarpnęło i świadomość pognała z powrotem do tunelu, niby wciągana liną. Ciało i umysł połączyły się jak kochankowie. Pasowały do siebie idealnie. Jak dwie połówki jabłka. Przecięte laserem. Przez chwilę wodził wkoło tępym wzrokiem, czekając, aż pamięć wróci. Zdziwił się, że nikt nie spytał go jeszcze „Gdzie byłeś?”. Serce przyspieszyło rytm. Został sam w pokoju. Lucjan i portrecistka musieli po coś wyjść, gdy jaźń Filipa przebywała w… gdzieś tam. Wzrok mężczyzny powędrował w stronę laptopa. Filip wstał z fotela i pobiegł do biurka. Coś szarpnęło. Dopiero wtedy przypomniał sobie o kablu łączącym kark z maszynerią. Przewód rozciągnął się na około pół metra i napiął. Filip przeklął w stronę urządzenia. Maszyneria zignorowała bluźnierstwo. Stała niewzruszona, dumnie strosząc poplątane kable, które upodabniały ją do jakiejś groteskowej kałamarnicy. Wyciągnął rękę i chwycił za róg laptopa. Przekręcił komputer w swoją stronę, nadal skrępowany jak więzień. Na ekranie zobaczył medyczny bełkot, z którego nic nie pojmował. I wykres fal, chyba swoich własnych, mózgowych. Przynajmniej tak wynikałoby z podpisu. Bo choć Filip znał się ze swoim mózgiem jak łyse konie, nie poznawał go jeszcze po zapisie EEG. Teraz wystarczyło tylko posłać informacje o eksperymentach w świat i już jajogłowi wszystko rozgryzą. A Lucjan i reszta skończą za kratkami. Filip zaklął ponownie. Tym razem w stronę laptopa. Gnojek nie miał połączenia z internetem. Z planu nici. Wtedy usłyszał kroki. Pognał z powrotem na fotel. – Już się obudziłeś? – spytał wesoło Lucjan, wchodząc do pokoju. Buddysta właśnie ogrywał w szachy kolesia z durszlakiem na głowie. Filip i Klementyna minęli graczy. Przechadzali się po patio wzdłuż nierównej kamienistej ścieżki. – Ale tutaj na pewno nie mają podsłuchu – tłumaczył Filip. – Myślisz, że zamontowali pluskwę w paprotce? – Czemu jesteś taki niecierpliwy? W swoim czasie zdejmą zakaz i będziemy mogli porozmawiać o wizjach… – Klementyna ugryzła się w język. – To znaczy o eksperymentach. – Więc też coś tam widziałaś? – Cierpliwości. Szli przez kilka minut w milczeniu, aż w końcu Filip przerwał ciszę. – Może wróćmy do tego, o czym rozmawialiśmy wczoraj. O wierze. – W porządku. – Pokiwała głową. – Ale wiesz, że zakonnice nie mogą spowiadać? – dodała żartobliwym tonem. Bawiła się krzyżykiem na szyi. Filip nadal widział w nim coś podejrzanego. Wyglądał jak wzorzec z Sèvres kąta prostego. – Naprawdę wierzysz, że gdy ktoś odchodzi, to tak nie całkiem? Że można go jeszcze spotkać? – Chcesz mnie zapytać o życie pozagrobowe czy o apokalipsę zombie, bo w jednym z tych tematów nie czuję się pewnie? – Pytam poważnie. – Tak, wierzę w życie po śmierci. – Czemu? – Bo… po prostu tak czuję. Nie jestem zbyt dobra w nawracaniu. – Więc można jeszcze spotkać kogoś, kogo… – Tak się czaisz, jakbyś miał kogoś konkretnego na myśli. Przepraszam – dodała, widząc, jak Filip wbija wzrok w kamienie. – Nie musisz odpowiadać, jeśli to zbyt osobiste. Ale wydaje mi się, że chcesz z kimś o tym porozmawiać. – Tak, mam na myśli kogoś konkretnego. Miała na imię Daria i byliśmy małżeństwem. – Przykro mi. – Ona… Nie wiem, co we mnie widziała. Daria była dla mnie za dobra, chciała pomagać innym. Angażowała się w akcje charytatywne i protesty. Pragnęła zostawić świat odrobinę lepszym, niż go zastała. Zazdrościłem jej nawet tego, jak bardzo ją wszystko obchodziło. I na jednym z takich protestów… To było przeciwko hełmom. – Jakim hełmom? – Hełmom propagandy. To się zdarzyło jakieś pół roku temu, do sieci wyciekła informacja o tajnych badaniach nad przekazem podprogowym. Dziesiątki dokumentów i nawet szkice urządzenia. Daria mi je pokazywała. Ten wynalazek miał wyglądać jak srebrny kask z goglami, trochę jak czapka pilota. Przed oczami pokazuje się człowiekowi film z ukrytym przekazem, klatkami trwającymi jakieś ułamki sekund. No i się go… No indoktrynuje się go. – Coś mi się obiło o uszy – przypomniała sobie Klementyna. – Ale czy to nie okazało się fałszywką? Filip głośno wypuścił powietrze. Nie chciał przyjąć do wiadomości, że Daria odeszła, protestując przeciwko internetowemu fejkowi. Równie nieszkodliwemu, co kolejny mem z kotem. – Co, jeśli nie? Co, jeśli można sztucznie zmienić czyjś światopogląd, zmusić do głosowania na określoną partię? Daria poszła na manifestację, chciała, żebym był tam razem z nią. Ale mnie to nie obchodziło. I wtedy widziałem ją żywą po raz ostatni… Nie licząc… Klementyna uciszyła go gestem. – Pamiętaj o zakazie. Tej nocy Filip się nawrócił. Nigdy nie wykluczał, że kiedyś jeszcze uwierzy w Boga i będzie mieć jak u niego za piecem. Ale wyobrażał sobie ten proces jako coś powolnego, jako stopniowe, wręcz flegmatyczne nasiąkanie wiarą po latach rozmów i wnikliwych przemyśleń. Widział nawrócenie jako branie chłodnego prysznica, gdy zaczyna się od letniej temperatury, pomału przekręca kurek i wypuszcza zimniejszą wodę. Tymczasem jego zmiana wyznania wyglądała bardziej, jakby sam Odyn wbił mu na chatę, wziął za kark i cisnął bezbożnika do wanny z lodem. Filip leżał w łóżku i nie mógł zasnąć, głównie przez intensywne chrapanie Hassana. Nie wiedział nawet, jak upomnieć swojego jemeńskiego współlokatora. Prawie nie rozmawiali ze sobą z powodu bariery językowej. Nagle ktoś włączył światło. Filip zirytowany rozejrzał się po sypialni oblanej biało-czerwoną poświatą. Zamrugał, a potem wytrzeszczył oczy. Światło emitował Jezus. Mężczyzna z długimi włosami i brodą stał odziany w białą szatę. Podniósł prawą rękę, podczas gdy jego lewa dłoń dotykała serca, które emitowało białe i czerwone promienie. Mesjasz patrzył prosto w oczy Filipa. Hassan tylko przewrócił się na drugi bok, nadal radośnie pochrapując. „To musi być sen” – upomniał się w myślach Filip. Uszczypnął się w ramię, ale tylko zabolała go ręka. Zbawiciel nadal stał i świecił. „Pewnie przebieraniec, jakiś głupi żart” – bronił się Filip, ale nie mógł zaprzeczyć, że w objawionej postaci było coś nienaturalnego, coś nieuchwytnego. – Zaufaj mi – powiedział Jezus. Filip mocniej wytrzeszczył oczy. – Zaufaj mi, Filipie – powtórzył Nazarejczyk. Do wytrzeszczonych oczu dołączyła opadnięta szczęka. – Ale… Czemu… Dlaczego ja? – wydukał Filip. Jezus otworzył usta i znieruchomiał. Nawet aureola przestała się kręcić. Po chwili zniknął i znowu zrobiło się ciemno. Filip tej nocy prawie wcale nie spał i to nie z powodu charczenia współlokatora. Gdy rano odbierał śniadanie w bufecie, jego myśli krążyły wokół nocnego cudu. Nie czuł się przekonany i jedyne, czego był pewien, to że zdarzyło się wtedy coś bardzo dziwnego. – Chyba źle spałeś – stwierdziła Klementyna, kiedy dosiadł się do jej stolika. – Zły sen? – Nie, tak jakoś… – Filip spojrzał na krzyżyk na szyi Klementyny. – Coś jest nie tak z twoim różańcem – zmienił temat. – Bo to nie jest różaniec. – Klementyna uśmiechnęła się i zdjęła naszyjnik. – Możesz go otworzyć, tylko dyskretnie. – Otworzyć? – Filip wziął krzyżyk i przyjrzał się bliżej. Zauważył szczelinę pomiędzy górną częścią i poprzeczką, nacisnął i zdjął zatyczkę. Krzyżyk był pendrivem. – Ale jak to? Przecież zabrali nam wszystkie komórki, aparaty i to też pewnie jest zakazane. – Mam nadzieję, że mnie nie wydasz. – Ale po co ci to? – spytał Filip. – Jesteś jakimś szpiegiem? – dodał konspiracyjnym tonem, przechylając głowę. |