Po udanym filmie o swoich przygodach, Czarna Pantera stał się jednym z najpopularniejszych rysunkowych postaci z super mocami. Wciąż czekamy jednak na dobry komiks o jego przygodach, jaki ukazałby się po polsku. Niestety zaprezentowany w sto pięćdziesiątym ósmym tomie Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela „Czarna Pantera: Naród pod naszymi stopami” takim nie jest.  |  | ‹Wielka Kolekcja Komiksów Marvela #158: Czarna Pantera: Naród pod naszymi stopami›
|
Punkt wyjścia dla odświeżonych po „Tajnych Wojnach” przygód Czarnej Pantery był całkiem niezły. Oto król T′Challa wraca do Wakandy, by ponownie objąć utracony tron. Niestety nie jest to powrót w glorii i chwale, a wręcz przeciwnie. Niegdyś najwspanialsze państwo świata, wygląda teraz niczym ruina. Po serii zniszczeń, jakich doznało w wyniku ataków doktora Dooma, następnie Namora i Thanosa, dumny niegdyś lud upadł na kolana. Winą za ten fakt obarcza się przywódcę, któremu zarzuca się, że więcej czasu poświęca pracy w Avengers niż swojej zaszczytnej funkcji. Scenarzysta Ta-Nehisi Coates miał więc spore pole do manewru w kreowaniu opowieści. Wybrał najciekawszą drogę, czyli wzniecił rewolucję w Wakandzie. I to na wielu płaszczyznach. Z jednej strony mamy niezadowoloną ludność, z drugiej zbuntowane wojowniczki ze straży przybocznej, a z trzeciej filozoficzne dysputy na temat zestawienia monarchii absolutnej z demokracją. Wszystko to zostało lekko podlane syndromami problemów z jakimi boryka się współczesna Afryka, czyli wykorzystywanie biednych, przemoc wobec kobiet, korupcja i terroryzm. Niestety scenarzyście albo zabrakło umiejętności, albo wystraszył się tak mocnych tematów i nie sprostał pierwotnym założeniom. Być może oczekuję za dużo od komiksu rozrywkowego, ale skoro już się sięgnęło po rzeczy najcięższego kalibru, powinno się je konsekwentnie doprowadzić do satysfakcjonującego końca. Choć na razie mamy do czynienia z pierwszą częścią opowieści, już można powiedzieć, że takowego nie będzie. Historia dość szybko zamieniła się w swoją własną karykaturę, tonącą w patetycznych, wyświechtanych frazesach o tym, że „dobry król powinien być inspiracją dla ludu”. Nie idą za tym jednak konkretne działania, ponieważ owa „inspiracja” sprowadza się do zwyczajowego pałowania przeciwników. Słabo również wygląda zarysowanie osobowości tych, którzy doprowadzili do rewolucji, wchodzących w tym wypadku w stereotypowe role tych złych. I jak zwykle okazuje się, że wszelkie nieszczęścia w Afryce związane są z ingerencją Białych. Być może nie rzucałoby się to w oczy, gdybyśmy mieli do czynienia z akcyjniakiem, jak w „Kim jest Czarna Pantera?” (WKKM – 50), gdzie chodzi o atak superłotrów pokroju Clawa i Rhino. Niestety tutaj wszystko zostało otoczone pseudointelektualnymi rozważaniami, które najzwyczajniej w świecie dość szybko stają się nudne. Niezbyt spektakularnie wygląda także strona graficzna komiksu. Odpowiada za nią dwóch rysowników Brian Stelfreeze (4 zeszyty) oraz Chris Sprouse (2 zeszyty) i prezentują oni podobny poziom, sformatowany do standardów współczesnego Marvela. Jest więc starannie, przejrzyście, ale bez wyraźnych cech charakterystycznych i kadrów zapadających w pamięć. Wakanda to bez wątpienia ciekawe państwo, będące przez dekady przedstawiane, jako kraina szczęśliwości i gloryfikowane przez marvelowych twórców, pomimo tego, że zasadniczo opiera się na monarchii absolutnej, gdzie rolę głównego sędziego sprawuje król (widać to także tutaj, kiedy na początku jedna z przedstawicielek elitarnej jednostki bojowej kobiet zostaje skazana na karę śmierci bez możliwości odwołania). Była więc szansa by „Naród pod naszymi stopami” nieco zweryfikował myślenie o tym kraju. Próba została podjęta, ale na razie wychodzi ona co najmniej średnio.
Tytuł: Wielka Kolekcja Komiksów Marvela #158: Czarna Pantera: Naród pod naszymi stopami Data wydania: 12 grudnia 2018 Cena: 39,99 Gatunek: superhero Ekstrakt: 50% |