powrót; do indeksunastwpna strona

nr 1 (CLXXXIII)
styczeń-luty 2019

Dawno temu w Zamorze
Kurt Busiek, Tomás Giorello, Mike Mignola, Cary Norda, Timothy Truman, Michael Wm. Kaluta ‹Conan #2 (wyd. zbiorcze): Miasto Złodziei›
Obrodziło ostatnio na naszym rynku pozycjami poświęconymi Conanowi z Cymerii. I bardzo dobrze, zwłaszcza, że większość z nich prezentuje bardzo wysoki poziom, tak jak drugi tom (tomiszcze) zbiorczego wydania adaptacji jego przygód w wersji Dark Horse Comics, przygotowane przez Egmont z podtytułem „Miasto Złodziei”.
ZawartoB;k ekstraktu: 80%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Pierwsza część sagi o najsłynniejszym barbarzyńcy okazała się wspaniałą lekturą, poszerzającą howardowską mitologię o dzieciństwo Conana. Do tego, w przeciwieństwie do oferty Marvela, akcja była poprowadzona liniowo, bez skakania z miejsca na miejsce i pomiędzy różnymi wydarzeniami z życia Cymeryjczyka. Był to niewątpliwy atut, jeśli komuś nie chciało się bawić w rozgryzanie, czy mamy do czynienia z nieokrzesanym młokosem, doświadczonym wojownikiem, dowódcą Zuagirów, czy piratów na morzu Vilayet.
Tradycję tę kontynuuje „Miasto Złodziei”, w którym poznajemy po kolei przygody Conana w tytułowym mieście (choć w komiksie jego nazwa nie pada, chodzi o Arenjun w Zamorze). Wciąż jest on nieokrzesanym barbarzyńcą, który nie zna zasad „cywilizowanych ludzi”, co powoduje, że z marszu pakuje się w kłopoty. Póki co, jego marzenia są jeszcze bardzo przyziemne, nie związane z przepowiednią o tym, że któregoś dnia zostanie królem. Chce dorobić się na złodziejskim fachu, bawiąc się przy tym w najlepsze. Jego porywczości do wyciągania miecza z pochwy dorównuje uwielbienie dla płci pięknej, podsycane dodatkowo przez przebiegłą Jiarę, liczącą na to, że przy muskularnym brunecie będzie opływała w luksusowe dobra.
Trzech scenarzystów pracujących nad niniejszy tomem – Kurt Busiek, Timothy Truman i Mike Mignola – bardzo sprawnie łączą ze sobą adaptacje opowiadań Roberta E. Howarda z wymyślonymi przez siebie epizodami, które uzupełniają luki między nimi. W tym wypadku chodzi o „Wieżę Słonia”, „Komnatę śmierci” (tu pod tytułem „Komnata umarłych”) i „Dom pełen łotrów”. Warto dodać, że środkowe opowiadanie przez autora nie zostało dokończone – zrobił to dopiero L. Sprague de Camp w 1967 roku. Scenarzyści komiksu dość wiernie trzymają się pierwowzorów, co niewątpliwie jest atutem, ponieważ Howard daleki był od schematu, w którym Conan dostałby zadanie do wykonania, wykonywałby je i wracał w pełni chwały. Mimo to, rozdziały pisane przez Mignolę najbardziej uwidaczniają styl twórcy Hellboya. W czasie, kiedy Busiek i Truman zasypują nas opisami narratora, ten stawia przede wszystkim na to, co można zobaczyć na rysunku. W związku z czym jego część jest najmniej naznaczona słowem pisanym. Wyczuwa się w niej także ducha twórczości Lovecrafta, pod której dużym wrażeniem pozostawał Howard.
Co najwyżej można zastanowić się, czy przypadkiem panowie nie za bardzo szarżują w ukazywaniu rubaszności i dzikości Conana. Zawsze wydawał mi się on bardziej spokojny i małomówny, po cichu ucząc się zasad panujących w cywilizowanym świecie, gdy tymczasem tutaj byłby dobrym kompanem dla hulaszczej kompaniji Andrzeja Kmicica. Mam nadzieję, że z biegiem czasu, kiedy nasz bohater będzie dojrzewał, jego charakter ulegnie zmianie. Zwłaszcza, że sprawiał wrażenie bardziej zachowawczego w poprzednim tomie, kiedy był młodszy. Póki co, zrzućmy to na karb zachłyśnięcia się nowym światem.
Za większość szkiców w tomie odpowiada Cary Nord, którego poznaliśmy już jako twórcę plastycznego, świetnie sprawdzającego się w dynamicznych sekwencjach, ale stosującego uproszczenia (głównie na dalszym planie), co nie zawsze może się podobać. Ja w każdym razie, po zachwytach nad rysunkami Johna Buscemy w wersji Marvela, potrzebowałem chwili, by się przestawić. Niemniej kiedy już mi się to udało, muszę przyznać, że Nord odwalił kawał dobrej roboty, nadając znanym historiom indywidualnego sznytu. Mimo to jednego nie mogę mu darować, a mianowicie tego, jak potraktował biednego, przedwiecznego Yag-Koshę w „Wieży Słonia”. W wydaniu Norda wygląda on jak zabiedzona wersja Dumbo, gdy tymczasem, pomimo ran odniesionych w wyniku tortur, miał w sobie sporo dostojeństwa. W tym miejscu John Buscema wygrywa na całej linii.
W ramach dodatków otrzymujemy galerię okładek oryginalnych zeszytów, w tym słynną, zdobiącą numer 24. Niestety nie jest to oryginalna grafika, która przedstawiała całkiem nagą kobietę na pierwszym planie, a jej ocenzurowana wersja z dorysowanym bikini.
Pomimo uwag i czepialstwa, wynikającego w głównej mierze z zakorzenionego w mojej wyobraźni wizerunku Cymeryjczyka, uczciwie muszę przyznać, że lektura „Miasta Złodziei” przyniosła mi kilka godzin (ponad 400 stron jednak robi swoje) wyśmienitej rozrywki. Mam nadzieję, że Egmont nie zrezygnuje z publikacji dalszych zeszytów sygnowanych przez Dark Horse Comics, bo stanowią wciągającą lekturę, nawet jeśli przed chwilą czytało się wydania marvelowskie, sygnowane przez Hachette.



Tytuł: Conan #2 (wyd. zbiorcze): Miasto Złodziei
Data wydania: 5 grudnia 2018
Wydawca: Egmont
Cykl: Conan
Cena: 119,99
Gatunek: fantasy, superhero
Wyszukaj w: MadBooks.pl
Wyszukaj w: Selkar.pl
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Ekstrakt: 80%
powrót; do indeksunastwpna strona

142
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.