„Spider-Man. Uniwersum” beztrosko whopsał do kin pod koniec roku, aby zachwiać rankingami, box-office’ami oraz układem błędnikowym widzów. Graficznie jest to zupełnie nowy poziom, a na widok sceny kulminacyjnej Andy Warhol zapewne omdlałby z radości.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Różne wersje postaci i wydarzeń to dla fanów komiksów Marvela i DC chleb powszedni. Ci, którzy superbohaterów znają tylko z kina, również mieli z tym styczność: nawet jeśli wliczymy tylko filmy aktorskie, to Batman, Superman i Spider-Man mieli po kilka wcieleń, czasem – jak w przypadku Mrocznego Rycerza – w skrajnie różnych klimatach. Tylko kwestią czasu było zatem zetknięcie ze sobą tych alternatywnych wersji. W „Spider-Verse” mamy ich aż sześć (siódma ginie od razu, więc się nie liczy), w tym dwie dziewczyny i jednego prosiaka. Można powiedzieć, że zachowany jest parytet płciowy, rasowy i gatunkowy. Głównym bohaterem jest Miles Morales – nastolatek, który właśnie zmienił szkołę na bardziej prestiżową, co bynajmniej nie jest dla niego źródłem szczęścia. Nowi koledzy zadzierają nosa, a do tego jeszcze tata-policjant robi mu obciach przy wszystkich. Jedyną odskocznią jest wyluzowany wujek, z którym można nawet pójść malować nielegalne murale w starym tunelu metra. Tamże bohatera dopada napromieniowany pająk i reszty można się domyśleć. Częściowo. Bo oprócz tego, że w tym świecie jest już jeden Spider-Man – klasyczny Peter Parker – to w dodatku ryzykowny eksperyment ściąga jego wersje z innych uniwersów. Mangowa dziewczynka, warnerbrosowy prosiak i czarno-biały detektyw są raczej tłem i źródłem humoru (jak ułożyć kostkę Rubika nie rozróżniając kolorów?), rej wodzi za to energiczna Spider Gwen oraz dorosły Peter Parker z równoległego świata, w którym jego życie nie ułożyło się zbyt dobrze. Fabuła jest dość prosta: należy unieszkodliwić złoczyńcę i wyłączyć maszynę, która spowodowała zawirowanie wymiarów. Wyłączenia trzeba jednak dokonać dopiero po tym, kiedy alternatywni wrócą tam, gdzie ich miejsce – a mają na to ledwie kilkanaście sekund. Oprócz tego ojciec musi zrozumieć syna, syn musi udowodnić reszcie drużyny, że opanował swoje umiejętności – czyli standard kina familijnego. To, co nie jest standardowe, to szata graficzna. Film zaczyna się jak typowa współczesna animacja komputerowa, jednak kiedy pojawiają się postaci rysowane płasko i z konturem, całość zaczyna z lekka wariować. A to mamy elementy konturu dodane do przestrzennej bryły, a to pojawia się raster naśladujący gazetowy druk, to znów kolory tła rozjeżdżają się jak w kinie 3D po zdjęciu okularów. Zaś kulminacyjna scena walki przy akceleratorze to istna orgia pulsujących kolorów, fruwających konturów i całkowitego zaniku perspektywy. Do tego dostajemy jeszcze mnóstwo humoru w najlepszym gatunku, Stan Lee ma swoje obowiązkowe cameo, a ciotka May po prostu wymiata. Więcej takich filmów poproszę.
Tytuł: Spider-Man Uniwersum Tytuł oryginalny: Spider-Man: Into the Spider-Verse Data premiery: 25 grudnia 2018 Rok produkcji: 2018 Kraj produkcji: USA Gatunek: akcja, animacja, przygodowy Ekstrakt: 80% |