Obecnie szpiedzy – ci filmowi – wciąż wynoszą kradzione dane na pendrive’ach. Dekadę lat temu robili to częstokroć na płytach CD lub DVD. Dwie dekady temu – na dyskietkach. A jeszcze wcześniej…?  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Taki szpieg – filmowy, żeby nie było – w obecnej dobie ma lekkie życie. Szybciutko zgrywa sobie niezbędne dane na malutki pendrive i bez śladu czmycha, unosząc narzędzie zbrodni w skarpetce, majtkach czy wręcz umieszczone na wierzchu jako breloczek, klips bądź skuwka długopisu. Dekadę wcześniej było znacznie trudniej, bo najpierw trzeba było znaleźć komputer z nagrywarką płyt, następnie zgrać dane, mozolnie wypalić je na płycie, a w końcu przeszmuglować srebrzysty krążek, raczej trudny do przeoczenia podczas kontroli osobistej. Jeszcze ciekawiej było kolejną dekadę wcześniej, gdy do dyspozycji była jedynie dyskietka, i to niezbyt pojemna. A wcześniej? Otóż wcześniej był Remo Williams i uwidoczniona na kadrze kradzież danych w postaci… dużego zwoju taśmy magnetycznej. Samo w sobie brzmi to jak najbardziej poważnie, ale w filmie dodatkowo jeden z bohaterów wynosi tę taśmę… za pazuchą. A to już wyczyn nie lada, zwłaszcza że szpula z taśmą mierzyła przynajmniej 20 centymetrów średnicy. Tak jak komputery na taśmę są już dziś przeżytkiem pamiętanym jedynie przez dinozaury, tak i film, z którego dzisiejszy kadr pochodzi, praktycznie wsiąkł w niebycie. A ogromna szkoda, bo tak głupiutkiego, a przy tym niesłychanie sympatycznego filmu, to wręcz ze świecą szukać. Mowa oczywiście o „Remo Williamsie”, noszącym u nas niezbyt szczęśliwy tytuł „Remo: Nieuzbrojony i niebezpieczny”. Obraz był swego czasu hitem VHS. Jest to ekranizacja jednej z książek serii „The Destroyer”, liczącej obecnie ponad 150 woluminów. Bohaterem opowieści jest wspomniany Remo Williams, poddany operacji plastycznej policjant, oficjalnie figurujący w aktach jako zabity na służbie. Wyposażony w imię i nazwisko wzięte ze stempla firmy produkującej szpitalne nocniki, zostaje poddany szkoleniu w starożytnej sztuce walki Sinanju (oczywiście fikcyjnej), pozwalającej unikać kul (tak, bracia/siostry Wachowski oglądali ten film), biegać po wodzie, zabijać dotknięciem palca i ogólnie wyczyniać zupełnie zwariowane rzeczy. A wszystko po to, by rozgryźć ciemne sprawki pewnego magnata przemysłu militarnego, kradnącego pieniądze publiczne w sposób wręcz nieprzyzwoity. Film realizacyjnie jest zrobiony lekko pod psem, ale ogląda się bardzo przyjemnie – głównie dzięki scenom szkolenia i kłótniom głównego bohatera z 80-letnim nauczycielem, Chiunem, w którego wcielił się Joel Grey, zdobywca Oscara za rolę konferansjera w „Kabarecie”. |