powrót; do indeksunastwpna strona

nr 1 (CLXXXIII)
styczeń-luty 2019

Non omnis moriar: Na nowej drodze życia
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj po raz drugi Niagara Klausa Weissa.
ZawartoB;k ekstraktu: 80%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Nagrany w 1970, a wydany kilka miesięcy później debiutancki album formacji Niagara – projektu stworzonego przez niemieckiego bębniarza Klausa Weissa (wraz z kolegami, z którymi grał w zespołach Klausa Doldingera) – był ewenementem na światowym rynku muzycznym. Dość powiedzieć, że w składzie grupy znaleźli się sami… perkusiści i perkusjonaliści. Mimo to stworzyli oni dzieło, które absolutnie nie nużyło, zachwycało transowym rytmem, skrzyło się feerią barw. A jednak lider uznał, że podobnego eksperymentu nie da się z sukcesem powtórzyć (przynajmniej w tym konkretnym momencie, bo chwilę później pomysł ten – i to pod tym samym szyldem – odgrzeje) i postanowił zmienić kształt Niagary, przepoczwarzając ją w najzupełniej normalny zespół jazzowo-rockowy. Wpłynęły na to również jego ówczesne doświadczenia ze współpracy z innymi artystami, chociażby z pianistą Friedrichem Guldą („It’s All One”, 1970; „Fata Morgana”, 1971) czy formacjami Mythologie („Live at Domicile Munich”, 1971) i Sunbirds („Sunbirds”, 1971).
Zwłaszcza ta ostatnia grupa, którą na łamach „Esensji” jeszcze się zajmiemy, zmieniła postrzeganie świata przez Weissa. Przystąpił zatem do kompletowania nowego składu. Z poprzedniego pozostał u jego boku tylko jeden muzyk – perkusista Udo Lindenberg, do grona stałych członków awansował natomiast Danny Fichelscher (mający na „Niagarze” jeszcze status gościa). Poza tym pojawili się dwaj Holendrzy: trębacz Ack Van Rooyen (później w Curt Cress Clan) oraz saksofonista i flecista Ferdinand Povel (Sunbirds), jak również brytyjski basista Gary Unwin i amerykański perkusjonista Joe Harris. Scenę niemiecką reprezentowali dodatkowo – poza Weissem i Lindenbergiem – gitarzysta solowy Paul Vincent (kolejne odkrycie Doldingera) i pianista Kristian Schultze (o którym pisaliśmy już przy okazji jego projektu The Bridge i longplaya „Overdrive – Rock/Jazz-Party”). W jednej kompozycji („Kattarh”) usłyszeć można gościnnie czeskiego basistę Milana Pilara, który już wtedy od prawie dekady znajdował się na emigracji w Republice Federalnej Niemiec.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Ta różnorodna i niezwykle barwna artystyczna „zgraja” w lutym 1972 roku zamknęła się w monachijskim Studio 70 i zarejestrowała materiał, który parę miesięcy później ukazał się na płycie „S.U.B.” (ponownie wydanej po szyldem United Artists Records). Kto znał i lubił poprzednie wydawnictwo Niagary, mógł przeżyć spore zaskoczenie. Ale – patrząc na to z innej strony, to właśnie ten longplay oznaczał – z jednym wyjątkiem – wkroczenie na drogę do normalności. Siedem utworów wyszło spod ręki trzech autorów: najwięcej do powiedzenia miał oczywiście Weiss (cztery kompozycje), nieco mniej Unwin (dwie), najmniej natomiast – Schultze (jedna). Pozostali muzycy zadowolili się możliwością akompaniowania kolegom. I zrobili to fantastycznie. Bo przecież także dzięki nim „S.U.B.” to znakomita płyta, której po prawie półwieczu od powstania nikt nie musi wstydliwie ukrywać na najtrudniej dostępnej półce.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Longplay otwiera numer tytułowy – najbardziej rozbudowany (do dwunastu minut) i najlepiej definiujący nowe, klasycznie jazzrockowe oblicze Niagary. Choć w warstwie rytmicznej – vide dwie perkusje i sporo perkusjonaliów – nie brakuje w nim nawiązań do wcześniejszych dokonań zespołu. Głównie wypełniają one jednak tło, zapewniając taneczny groove, na plan pierwszy wybijają się natomiast instrumenty solowe – fortepian elektryczny Schultzego, dęciaki Van Rooyena i Povela, wreszcie gitara Vincenta. Dzieje się naprawdę dużo. Słowem: fusion pełną gębą! Jeszcze dynamiczniej robi się w „Bones” (autorstwa Unwina), w którym momentami zadziorna, a momentami delikatna gitara stara się – dodajmy: skutecznie – nawiązać dialog ze „sprzężonym” fortepianem elektrycznym. Na to wszystko nakładają się jeszcze saksofon i trąbka, których brzmienie nie pozostawia wątpliwości, że liderowi zależało na tym, aby zbliżyć się do dokonań formacji Klausa Doldingera, w składzie których szlifował własne ostrogi. Zamykająca stronę A „Niagara” to powrót do tego, co zespół proponował na debiucie; instrumenty rytmiczne, rozkołysane jak tancerki podczas karnawału w Rio, zapewniają doskonałą zabawę.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Nie mniejsze wrażenie pozostawiają po sobie utwory zawarte na stronie B. Nabierający z biegiem czasu mocy „Kattarh” (z gościnnym udziałem drugiego basisty) zaskakuje niepokojącym klimatem i raduje aranżacyjnymi smaczkami. Ogromna w tym zasługa Paula Vincenta, który wyprawia cuda, co rusz zachęcając do zabrania „głosu”… samego siebie. „Kikiriti” (drugie dzieło Unwina) jest delikatniejsze, głównie dzięki wykorzystaniu fletu Ferdinanda Povela, który – do spółki z saksofonem (gra na nim ten sam artysta) – często „zagaduje” Schultzego. Vincent z kolei skupia się tym razem na psychodelicznym „kwaszeniu” w tle. „Gibli” oznacza powrót do rockowego światka, w którym nie brakuje jednak elementów grozy. Całość zamyka jedyna kompozycja Kristiana Schultzego – „Terra incognita”. Podobnie jak zaserwowany na początek „S.U.B.”, jest to tradycyjny jazz-rock, okraszony na pocieszenie (wszak za moment dotrzemy do końca tej podróży) partiami solowymi saksofonu i trąbki.
Jeżeli ktoś sądził jednak, że po wydaniu „S.U.B.” Klaus Weiss pójdzie tą samą drogą, rok później przeżył kolejne zaskoczenie. Trzeci i – jak się okazało – ostatni longplay Niagary („Afire”, 1973) oznaczał bowiem powrót do pierwotnej koncepcji zespołu. W jeszcze innym składzie (lider wymienił wszystkich muzyków) zespół zaprezentował trochę lżejszą wersję etnicznego jazz-rocka. I pewnie dlatego trafił w próżnię.
Skład:
Klaus Weiss – perkusja
Udo Lindenberg – perkusja
Paul Vincent – gitara elektryczna
Ack Van Rooyen – trąbka, skrzydłówka
Ferdinand Povel – saksofon tenorowy, flet, flet altowy
Kristian Schultze – fortepian elektryczny
Gary Unwin – gitara basowa
Danny Fichelscher – kongi, instrumenty perkusyjne
Joe Harris – kongi, instrumenty perkusyjne, bęben
Gościnnie:
Milan Pilar – gitara basowa (4)



Tytuł: S.U.B.
Wykonawca / Kompozytor: Niagara
Data wydania: 1972
Nośnik: Winyl
Czas trwania: 40:13
Gatunek: jazz, rock
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
W składzie
Utwory
Winyl1
1) S.U.B.: 11:59
2) Bones: 03:15
3) Niagara: 04:33
4) Kattarh: 05:56
5) Kikiriti: 04:57
6) Gibli: 05:28
7) Terra incognito: 04:05
Ekstrakt: 80%
powrót; do indeksunastwpna strona

211
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.