Po zdjęciu wydawniczego „aresztu” z Eberharda Mocka Marek Krajewski z prawdziwą przyjemnością powrócił do swego sztandarowego bohatera i w ciągu trzech lat wydał trzy kolejne powieści, w których gra on pierwszoplanową (i jednocześnie pierwszorzędną) rolę. „Mock. Pojedynek” zamyka trylogię poświęconą losom młodego Eberharda, przedstawiając go w czasach, kiedy jeszcze nie był policjantem, ale dopiero studentem uniwersytetu w Breslau.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Marek Krajewski niechętnie mówi o tym, dlaczego na kilka lat zrezygnował z literackiego wykorzystywania postaci Eberharda Mocka. Tajemnicą poliszynela jest jednak, że zmieniając wydawnictwo, zawarł dżentelmeńską umowę, zgodnie z którą przez określony czas miał – mówiąc eufemistycznie – zapomnieć o stworzonym przez siebie bohaterze. W efekcie Mock został „zapółkowany” (w tym sensie, że nie mogły ukazywać się nowe książki z nim w roli głównej), a wrocławski pisarz skupił się na rozpropagowaniu drugiego ze swoich powieściowych „synów” – lwowskiego (następnie, już po drugiej wojnie światowej i wymuszonej przez Józefa Stalina zmianie granic, przeniesionego do stolicy Górnego Śląska) komisarza Edwarda Popielskiego. Zmiana ta nie wyszła autorowi na dobre. Kryminały z Popielskim prezentowały się bowiem znacznie gorzej. Nieliczne, jak „ Liczby Charona” (2011) czy „ Rzeki Hadesu” (2012), dorównywały powieściom z Mockiem (choć na pewno ich nie przebijały). Dlatego też czytelnicy, a pewnie i sam Krajewski, z wielką ulgą przyjęli wreszcie zdjęcie „aresztu” z biednego Eberharda, co natychmiast zaowocowało kolejnymi książkami rozgrywającymi się w przedwojennym (teraz ma to podwójne znaczenie, bo także w czasie przed pierwszą wojną światową) Breslau. Pisarz po dłuższej przerwie od swego sztandarowego bohatera postanowił dokonać istotnego skoku w czasie i przyjrzeć się jego latom – może nie dosłownie – szczenięcym. Gdy stawiał on dopiero pierwsze kroki w swojej policyjnej karierze. Takiego właśnie widzimy go w „ Mocku” (2016) oraz „ Ludzkim zoo” (2017). Akcja wspomnianych powyżej powieści rozgrywa się w latach 1913-1914. Kiedy więc pojawiła się zapowiedź „Pojedynku”, można było podejrzewać, że tym razem Mockowi przyjdzie działać w realiach pierwszej wojny światowej. I to także sugerował „Prolog”, rozgrywający się w 1916 roku na froncie wschodnim (w Kurlandii). Ale nic z tego, tym razem Krajewski zdecydował się zanurkować jeszcze głębiej i przenieść podstawową część akcji o dekadę wstecz, do momentu, w którym Eberhard jest jeszcze klepiącym biedę studentem filologii klasycznej, pełnym kompleksów związanych ze swoim niskim pochodzeniem społecznym. Pamiętajmy, że to syn wałbrzyskiego szewca – człowieka o ograniczonych horyzontach, wybuchowym charakterze, na dodatek ze sporymi skłonnościami do nadużywania alkoholu. Nic dziwnego, że kiedy Mock trafia już do Wrocławia (Breslau), rzadko odwiedza rodzinne strony. Wszak na pomoc ojca nie może liczyć. O czym jest „Pojedynek”? Przede wszystkim o Eberhardzie, który odnajduje w sobie żyłkę detektywistyczną (choć w pewnym sensie zostaje do tego przymuszony). Który, mimo że od czasu do czasu korzysta z towarzystwa prostytutek, ma także romantyczne usposobienie i potrafi kochać na śmierć i życie (chociaż niekoniecznie sensownie lokuje swoje uczucie). Który, w dużej mierze dzięki zamiłowaniu do historii, filozofii i literatury starożytnej, pozbywa się uprzedzeń rasowych i społecznych (nie unika towarzystwa studiujących i wykładających na uniwersytecie Żydów czy Polaków, jednocześnie gardząc ograniczonymi umysłowo nacjonalistami i pangermanistami). W końcu o Mocku, który chcąc dotrzeć do celu i ukarać winnych, potrafi być przebiegły, niehonorowy, a nawet – jeżeli tylko tego wymaga sytuacja – okrutny. Czyli dokładnie taki, jakiego poznaliśmy przed laty z kart „Śmierci w Breslau” (1999), „Końca świata w Breslau” (2003), „ Dżumy w Breslau” (2007) i kolejnych. „Pojedynek” (tytuł odnosi się do sposobu, w jaki ponoć zaskakująco często wrocławscy burszowie pod koniec XIX i na początku XX wieku rozwiązywali pomiędzy sobą konflikty) zamyka trylogię poświęconą młodemu Mockowi. Można zatem podejrzewać, że kolejna książka o Eberhardzie, która – miejmy nadzieję – już powstaje, będzie przedstawiała dojrzałego bohatera. Pewne jednak jest, że nie w czasach drugiej wojny światowej, albowiem, jak przyznał to sam Krajewski zapytany przeze mnie, czuł dyskomfort, przedstawiając pozytywnego bohatera w mundurze nazistowskim (vide „ Festung Breslau”). Ale to melodia przyszłości. Na razie cieszmy się „Pojedynkiem” – trzymającym w napięciu, sprawnie napisanym, w charakterystycznym dla autora stylu kryminałem retro. Po sukcesie Mocka namnożyło się w Polsce twórców, którzy zapragnęli podpiąć się pod nową modę i zdyskontować powodzenie komisarza z Breslau; większość z nich nie dorównała jednak poziomem powieściom Krajewskiego. Ba! trudno się temu dziwić, skoro nie udało się to nawet jemu samemu, gdy przerzucił się na Popielskiego…
Tytuł: Mock. Pojedynek Data wydania: 22 sierpnia 2018 ISBN: 978-83-240-5538-8 Format: 400s. 140×205mm; oprawa twarda Cena: 44,90 Gatunek: kryminał / sensacja / thriller Ekstrakt: 70% |