To film o surowej męskiej przyjaźni – między białym zakapiorem a czarnoskórym pianistą. Innymi słowy – to jeden z tych filmów, których powstało już wiele. „Green Book”, poza bardzo ciekawie oddanym klimatem amerykańskiego południa i segregacji rasowej, oferuje bardzo niewiele nowości.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Nie da się ukryć, że „Green Book” jest solidnie nakręcony i porządnie zagrany. Widać, jak w skutek rodzącej się między bohaterami przyjaźni obaj stopniowo się zmieniają – czy to nabierając większej ogłady, czy większej wiary w siebie. To teatr dwóch aktorów, dwóch charakterów okopanych na swoich pozycjach, niechętnych do zmiany nastawienia i postrzegania świata. A przy tym wyjątkowo krytycznych wobec tego, co reprezentuje druga strona. Jednak przemiany pokazywane w filmie, rozgrywające się na tle amerykańskiego południa lat 60., wyglądają dość topornie. Brak w tym subtelności, bo fabuła podąża dość ogranym schematem. Początkowy brak zaufania na linii pracodawca-pracownik stopniowo przechodzi w zbliżenie między bohaterami (chociażby w scenie, kiedy przejeżdżając przez Kentucky objadają się kurczakami) i postępujące zrozumienie zarówno motywacji, jak i świata, w którym żyje ten drugi. Jest tu wiele bardzo ładnych odkryć po obu stronach (film mimo wszystko prezentuje rzeczywistość widzianą z punktu widzenia Tony′ego Lipa, w którą z każdą kolejną przejechaną milą wkrada się coraz więcej elementów z tego „drugiego” świata czarnoskórego pianisty). I właśnie o konfrontację z „bielą” Ameryki tamtego okresu tu głównie chodzi – Don Shirley jest gwiazdą wieczoru na kolejnych koncertach, ale kiedy tylko schodzi ze sceny staje się jeszcze jednym przedstawicielem czarnoskórej mniejszości, która nie dysponuje tymi samymi prawami i przywilejami co pozostali.
Tytuł: Green Book Data premiery: 8 lutego 2019 Rok produkcji: 2018 Kraj produkcji: USA Czas trwania: 130 min Ekstrakt: 60% |