powrót; do indeksunastwpna strona

nr 2 (CLXXXIV)
marzec 2019

Non omnis moriar: Fusion epoki disco
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj po raz drugi międzynarodowy jazzrockowo-progresywny (a tym razem także funkowo-dyskotekowy) projekt Snowball.
ZawartoB;k ekstraktu: 70%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Ten moment musiał w końcu nadejść! Powoli, ale bardzo konsekwentnie, idąc śladami pianisty Kristiania Schultzego oraz perkusisty Curta Cressa, w ostatnich tygodniach zbliżałem się do niego. Co to za moment? Taki, w którym po raz pierwszy w swojej recenzji będę musiał pisać o muzyce… dyskotekowej. Będzie to oczywiście szlachetne disco, rodem z końca lat 70. ubiegłego wieku, zagrane przez muzyków o wielkim talencie, wspaniale zaaranżowane. Lecz jednak disco, czyli muzyka przeznaczona do zabawy na parkietach tanecznych, w swym założeniu lekka, łatwa, przyjemna i nade wszystko przebojowa. Spróbujcie jednak zaśpiewać któryś z tych utworów! Jest to zdecydowanie wyższa szkoła jazdy. Bez umiejętności na miarę Jamesa Browna nawet nie podejmujcie próby, bo i tak będzie z góry skazana na niepowodzenie.
Gdy w 1978 roku ukazał się debiutancki album prowadzonej przez Schultzego i Cressa formacji Snowball („Defroster”), nie brakowało na nim „wycieczek” w stronę funku i pop-rocka. Pytanie tylko, czy ktoś przewidywał, że na kolejnej – wydanej rok później – płycie muzycy zrobią jeszcze jeden krok w stronę złagodzenia brzmienia, co miało zapewnić zespołowi sukces komercyjny. Pewne symptomy, że tak właśnie może się stać, były. W chwili wydania „Cold Heat” stały się faktem. Przede wszystkim należy podkreślić, że po wydaniu „Defroster” grupa przeżyła wstrząs związany z poważną zmianą składu. Brytyjski wokalista i gitarzysta Roye Albrighton postanowił wrócić do swojej macierzystej formacji – chodzi o Nektar – która reaktywowała się rok po rozwiązaniu. Na jego miejsce przyjęto natomiast dwóch muzyków: niemieckiego gitarzystę Franka Dieza (znanego wcześniej z wielu krautrockowych projektów, jak chociażby Atlantis, Emergency, Armaggedon i Frumpy) oraz amerykańskiego czarnoskórego wokalistę i saksofonistę Eddiego (Edwarda) Taylora.
Taylor opuścił swoją ojczyznę w latach 60., by przenieść się do Europy. Mieszkał i pracował, grając w różnych zespołach o proweniencji jazzowej i bluesowej, we Francji, Włoszech i Szwajcarii, aż w końcu trafił do Niemiec i osiadł na stałe w Monachium. W 1975 roku wydał solowy album „Stormy Monday”, na którym znalazła się nadzwyczaj godna uwagi porcja elektrycznego bluesa. Po odejściu z grupy Albrightona Kristian i Curt nie musieli więc długo szukać jego następcy – był niemal dosłownie na wyciągnięcie ręki. Z Diezem i Taylorem w składzie w grudniu 1978 roku rozrośnięty do rozmiarów kwintetu Snowball ponownie wszedł do studia (znów było to Union Studios, sprawdzone już przy okazji rejestracji longplaya „Defroster”). I kiedy już trwały nagrania, doszło do następnej roszady personalnej – z dotychczasowymi kolegami rozstał się bowiem basista Dave King (dlatego można go usłyszeć jedynie w dwóch kompozycjach), którego niejako z biegu zastąpił Günther Gebauer (dotąd związany przede wszystkim z orkiestrami jazzowymi).
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Sesja trwała do stycznia roku następnego i zakończyła się oddaniem w ręce decydentów z wytwórni Warner (a konkretnie: Warner Elektra Atlantic) ośmiu utworów, które ostatecznie trafiły na „Cold Heat”. Wydanie longplaya poprzedziło jeszcze pojawienie się promocyjnego singla, na który trafiły dwa najbardziej dyskotekowo-soulowe utwory z zapowiadanego albumu, czyli „Move to the Music” i „Aura Lee”. Można tylko próbować sobie wyobrazić, co mogli czuć wówczas fani Snowball, gdy po kupnie małej płytki odpalili ją na swoich gramofonach. Szok? Niedowierzanie? Ilu z nich po tej przygodzie zrezygnowało z kupna pełnowymiarowego winylowego krążka? Dzisiaj, po czterech dekadach od premiery wydawnictwa, mając pełną świadomość tego, co twórcy muzyki rozrywkowej (także w Niemczech) wyprodukowali w następnych dekadach – patrzy się na „Cold Heat” z zupełnie innej perspektywy. Owszem, wciąż jest to – w sporej części – disco, funk i soul, ale za to jak fantastycznie zagrane. Jak zaaranżowane. Z jakim rozmachem i smakiem. Czapki z głów!
To oczywiście nie jest żaden przypadek, że na otwarcie płyty wybrano singlowy przebój „Move to the Music”, w którym dyskotekowy rytm miesza się z soulowym śpiewem (dodatkowo wzmocnionym udziałem trzyosobowego chórku, w którym znaleźli się dwaj goście z Wysp Brytyjskich, bracia Dave i Mick Jacksonowie, oraz czarnoskóra Amerykanka Patricia Shockley). Którego potężna energia – jest w tym również zasługa partii saksofonu tenorowego Taylora – rozpiera ten utwór od środka. W tym samym kierunku zespół podąża w ponad siedmiominutowym „New York City”. Choć na początek pojawia się frapujący syntezatorowy podkład, na tle którego Eddie snuje swą opowieść o mieście leżącym po drugiej stronie Atlantyku. Dopiero potem dołączają pozostali instrumentaliści – i z miejsca robi się tanecznie. Warto jednak zwrócić uwagę na to, co dzieje się na drugim planie. Ile tu smaczków! Na dodatek im dalej w las, tym… bardziej rockowo się robi. Nawet rytmiczne skandowanie chórku wpisuje się w tę stylistykę. Całość wieńczy zaś ekspresyjna gitara Dieza.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Kompozycja tytułowa, przynajmniej w paru momentach, sprawia natomiast, że znacznie szybciej zaczyna bić serce wielbiciela rocka progresywnego. „Cold Heat” przede wszystkim kapitalnie się zaczyna – od dwugłosu gitary i klawiszy – i nawet jeżeli z każdą kolejną minutą więcej jest elementów disco (zwłaszcza w warstwie rytmicznej), nie brakuje też inklinacji stricte rockowych (vide gitara i sekcja rytmiczna). „Aura Lee” to jeszcze jedna podróż na taneczny parkiet. Wszystko tu zostało zaaranżowane na „czarno”; numer nie tylko tętni życiem, ale i subtelnie kołysze, a z drugiego i trzeciego planu dociera niemało intrygujących dźwięków. Trzeba tylko odpowiednio nastawić ucha. „Aura Lee” zamyka też stronę A wydawnictwa; jego część bardziej przebojową i melodyjną, na stronę B trafiły bowiem kompozycje ambitniejsze, bardziej przystające do tego, co grupa grała na swojej poprzedniej płycie. A dobitnie przekonuje już o tym balladowy „In a Dark Room”, w którym rozbrzmiewa między innymi gitara akustyczna Dieza i fortepian Schultzego. Eddie Taylor dostosowuje się do tej stylistyki, śpiewa delikatnie, ale gdy trzeba, przydaje swemu głosowi mocy.
Jeszcze lepiej prezentuje się „Winter’s Cold City” – dynamiczne, zaśpiewane bardzo przejmująco i z rasowym rockowym podkładem. Dopiero w drugiej części kwintet trochę łagodnieje za sprawą klangującego basu, popowych syntezatorów i soulowego śpiewu. W „Life in Space” – podobnie jak w utworach zawartych na stronie A longplaya – dominują funk i soul, ale w wersji stonowanej. Chociaż i tu, gdy pojawia się taka konieczność, Taylor potrafi zaśpiewać w stylu Jamesa Browna. Zamykający płytę „Extraordinary Feelings” to z kolei najbardziej zróżnicowana kompozycja w zestawie. Zaczyna się ona od nastrojowego monologu Eddiego, w którego tle pojawiają się fortepian i syntezator basowy, później jednak kwintet rozkręca się – rockowe bębny Curta Cressa i zadziorna gitara Franka Dieza sprawiają, że odżywa duch jazz-rocka z pierwszej połowy lat 70. ubiegłego wieku. Dobrze się stało, że właśnie ten sposób panowie ze Snowball zdecydowali się pożegnać ze słuchaczami. Nie w ogóle, bo przecież rok później ukazał się trzeci longplay zespołu („Follow the White Line”), ale tym razem. Że przypomnieli tym samym, iż wcale nie zapomnieli, jak gra się muzykę melodyjną, lecz jednocześnie ambitną.
Skład:
Eddie Taylor – śpiew, monologi, saksofon tenorowy (1,2)
Frank Diez – gitara elektryczna, gitara akustyczna (5)
Kristian Schultze – instrumenty klawiszowe, syntezator basowy (1,8)
Günther Gebauer – gitara basowa (2-4,6)
Dave King – gitara basowa (5,7)
Curt Cress – perkusja, instrumenty perkusyjne, elektroniczne instrumenty perkusyjne
Gościnnie:
Dave Jackson – chórki (1,2,4,6)
Mick Jackson – chórki (1,2,4,6)
Patricia Shockley – chórki (1,2,5)



Tytuł: Cold Heat
Wykonawca / Kompozytor: Snowball
Data wydania: 1979
Wydawca: Warner
Nośnik: Winyl
Czas trwania: 39:08
Gatunek: disco, funk, jazz, rock
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
W składzie
Utwory
Winyl1
1) Move to the Music: 03:38
2) New York City: 07:13
3) Cold Heat: 04:39
4) Aura Lee: 03:14
5) In a Dark Room: 04:56
6) Winter’s Cold City: 05:05
7) Life in Space: 04:07
8) Extraordinary Feelings: 06:18
Ekstrakt: 70%
powrót; do indeksunastwpna strona

142
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.