W poprzednim tygodniu była Cykada, dzisiaj – Maisha. Czyli kolejny zespół reprezentujący jazzowy underground londyński. Również kolejny złożony z muzyków wywodzących się z różnych regionów świata, co znajduje zresztą odbicie w jego twórczości. Dla lubiących podróże geograficzne i transcendentalne bliższa znajomość z albumem „There is a Place” będzie nadzwyczaj ważnym przeżyciem kulturalnym.  |  | ‹There is a Place›
|
Gdy obiecuję – słowa dotrzymuję! Dlatego też kilka dni po dokładnej analizie debiutanckiego albumu formacji Cykada („ Cykada”) zapraszam Was do przyjrzenia się kolejnej płycie powstałej dokładnie w tym samym środowisku – młodych muzyków jazzowych z artystycznego „podziemia” Londynu. Obie grupy świetnie się znają i nierzadko ze sobą współpracują. Więcej nawet! Obowiązki perkusjonisty w Maishy pełni Tim Doyle (również w Don Kipper), współlider Cykady; drugim wspólnym mianownikiem jest natomiast trębacz Axel Kaner-Lindstrom. Do reszty składu jeszcze powrócimy… Teraz cofnijmy się kilka lat wstecz. Na pomysł powołania do życia zespołu wpadł w 2015 roku perkusista Jake Long. Rok później Maisha zadebiutowała półgodzinną koncertową EP-ką (tak oficjalnie zakwalifikowano wydawnictwo) „Welcome to a New Welcome”. Jak się okazało, pomysł chwycił, co automatycznie przedłużyło żywot kapeli. Z czego najbardziej zadowoleni powinni być słuchacze. W sierpniu 2017 roku muzycy weszli do londyńskiego studia Soup i zarejestrowali materiał, który piętnaście miesięcy później – swoją drogą ciekawe dlaczego tak późno? – ujrzał światło dzienne nakładem niezależnej wytwórni Brownswood Recordings. Nadano mu tytuł „There is a Place”, ozdabiając przy okazji doskonałą, fantazyjną okładką autorstwa urodzonej w Nowym Jorku, ale na co dzień mieszkającej w teksańskim Austin ilustratorki Divyi Srinivasan (tu ukrywającej się pod pseudonimem Divya Scialo). Nieczęsto, wbrew pozorom, zdarza się, aby grafika na obwolucie płyty tak idealnie oddawała charakter zawartej na niej muzyki. I na dodatek kapitalnie nawiązywała do płyt artystów, którzy posłużyli instrumentalistom z Maishy za inspiracje. O jakich wykonawców chodzi? O takich pionierów spiritual jazzu z lat 60. i 70. ubiegłego wieku, jak Alice Coltrane, Pharoah Sanders czy Sun Ra Arkestra. Jeśli ich znacie i lubicie – z miejsca zostaniecie urzeczeni dokonaniami Maishy! „There is a Place” ukazało się jednocześnie na kompakcie i winylu; co ważne dla wielbicieli „czarnych krążków”, materiał zawarty na drugim z nośników nie musiał być okrajany. W swym podstawowym składzie Maisha to septet. Poza wspomnianymi już wcześniej Longiem i Doyle’em (Kaner-Lindstrom wymieniony został w gronie gości) tworzą go jeszcze: saksofonistka i flecistka Nubya Garcia (związana także z zespołem Nérija), gitarzystka Shirley Tetteh, pianista Amané Suganami, kontrabasista Twm Dylan (nie, do imienia nie wkradł się błąd!) oraz drugi perkusjonista Yahael Camara-Onono. Istotna jest jednak również lista gości, którzy mają na „There is a Place” naprawdę dużo do powiedzenia. Zwłaszcza zaś kwartet smyczkowy w składzie: Johanna Burnheart i Barbara Bartz (skrzypce), Madi Aafke Luimstra (altówka) oraz Tom Oldfield (wiolonczela). A jeśli uważnie wytężycie słuch, dotrą do Waszych uszu również – głównie w utworze przedostatnim – kojące dźwięki harfy, na której gra nasza rodaczka Maria Zofia Osuchowska.  | |
Znacie już całą formację. Teraz czas przejść do zawartości albumu. Na „There is a Place” trafiło pięć kompozycji, w tym cztery rozbudowane. Choć akurat w światku jazzowym utwór trwający osiem, dziesięć czy dwanaście minut nie jest niczym szczególnie zaskakującym. Zwłaszcza jeżeli na dodatek sporo się w nim dzieje. Jak na przykład w otwierającym płytę Maishy „Osiris”, który zaczyna się od dynamicznej intonacji, w której najważniejsi instrumentaliści – z powodzi dźwięków można wyłowić flet, fortepian i sekcję rytmiczną – starają się znaleźć wspólny język, by następnie zgodnie podążyć w obranym przez wszystkich kierunku. Ten wielowątkowy numer zbudowany jest na kontrastach: po fragmentach stonowanych i delikatnych pojawiają się sekwencje zagrane ze sporym rozmachem i mocą (głównie za sprawą odzywających się unisono dęciaków). Oprócz tego istotne są także smaczki aranżacyjne, czy to pod postacią fortepianu elektrycznego (Wurlitzera), kwartetu smyczkowego, czy też podwojonych perkusjonaliów.  | |
Wszystko to służy podkreśleniu bogactwa brzmień oferowanych przez Maishę i jednocześnie świetnie koresponduje z klasyką spiritual jazzu, której przedstawiciele z jednej strony odważnie nawiązywali do world music (przysłuchajcie się końcówce „Ozyrysa”!), z drugiej – nie stronili od freejazzowych improwizacji. Za to drugie biorą się tutaj przede wszystkim panie – Shirley Tetteh i Nubya Garcia (na saksofonie). Drugi w kolejności „Azure” zaczyna się lirycznie – od duetu fletu (wzmocnionego pogłosem) z fortepianem. Rozbudowana sekcja rytmiczna (do tradycyjnej perkusji dochodzą perkusjonalia) dba natomiast o transowość przekazu. Dopiero w drugiej części grupa zmienia nieco narrację i najpierw przenosi się w hardbopowe lata 60., by pod koniec – dzięki smyczkom – po raz kolejny przywołać ducha muzyki etnicznej (w wydaniu orientalnym). Ośmiominutowy „Eaglehurst / The Palace” też skrzy się wieloma barwami: nie brakuje w nim zarówno dynamicznych improwizacji (ponownie saksofon i gitara), jak i szamańskiego afrobeatu, który z kolei płynnie przechodzi w taneczno-estradowy easy listening.  | |
Jeśli jeszcze nie jesteście przekonani, że warto poświęcić czas Maishy – ostatnich wątpliwości powinniście pozbyć się przy kompozycji zatytułowanej „Kaa” (i to nie tylko dlatego, że udział w jej powstaniu miała polska harfistka rodem z Radomia). W niej także dzieje się mnóstwo ciekawych rzeczy. Bo jak inaczej określić zawartość utworu, którego wykonawca dokonuje fuzji muzyki latynoamerykańskiej z jazzem improwizowanym (vide dęciaki), do smaku dodając roztańczone perkusjonalia oraz subtelnie dialogujące flet i fortepian elektryczny? To pytanie retoryczne… Na finał londyńczycy wybrali numer tytułowy – najkrótszy i najbardziej odległy od świata jazzu. Pojawiają się w nim jedynie instrumenty akustyczne (flet, fortepian, smyczki, harfa), całość zostaje zaś rozpięta pomiędzy modern creative a world music, co daje nadzwyczaj urokliwy i zwiewny efekt. Oj, kłania się Alice Coltrane, kłania! W czym nie ma oczywiście nic złego. Wszak jeśli się uczyć, to właśnie od najlepszych – pionierów, nie epigonów. Skład: Nubya Garcia – saksofon, flet Shirley Tetteh – gitara elektryczna Amané Suganami – fortepian, fortepian elektryczny Twm Dylan – kontrabas Jake Long – perkusja Tim Doyle – instrumenty perkusyjne Yahael Camara-Onono – instrumenty perkusyjne Gościnnie: Axel Kaner-Lindstrom – trąbka Johanna Burnheart – skrzypce Barbara Bartz – skrzypce Madi Aafke Luimstra – altówka Tom Oldfield – wiolonczela Maria Zofia Osuchowska – harfa
Tytuł: There is a Place Wykonawca / Kompozytor: MaishaData wydania: 22 marca 2019 Nośnik: CD Czas trwania: 44:39 Gatunek: folk, jazz W składzie Nubya Garcia, Shirley Tetteh, Amané Suganami, Twm Dylan, Jake Long, Tim Doyle, Yahael Camara-Onono, Axel Kaner-Lindstrom, Johanna Burnheart, Barbara Bartz, Madi Aafke Luimstra, Tom Oldfield, Maria Zofia Osuchowska Utwory CD1 1) Osiris: 11:49 2) Azure: 09:49 3) Eaglehurst / The Palace: 08:00 4) Kaa: 10:23 5) There is a Place: 04:37 Ekstrakt: 80% |