To był dobry pomysł, aby do wiktoriańskiej opowieści o Sherlocku Holmesie wrzucić wątek związany z mroczną księgą wymyśloną przez amerykańskiego mistrza grozy Howarda Phillipsa Lovecrafta. Dzięki temu zabiegowi druga dylogia francuskiego scenarzysty Sylvaina Cordurié i serbskiego rysownika Vladimira Krsticia ma szansę trafić do jeszcze szerszego grona czytelników. A zasługuje na to!  |  | ‹Sherlock Holmes i Necronomicon #1: Wewnętrzny wróg›
|
Sylvain Cordurié założył sobie, że kolejne historie o tropiącym istoty nadprzyrodzone Sherlocku Holmesie powstawać będą w formie dylogii. Co zrozumiałe, ponieważ pozwala to na znacznie większy rozmach fabularny i nie zmusza do okrajania własnej wyobraźni. Daje też większe pole do popisu grafikowi, z czego serbski współpracownik Francuza – Vladimir Krstić (używający pseudonimu Laci) – skrzętnie korzysta. A jednak pierwsza opowieść o genialnym detektywie, czyli „ Sherlock Holmes i Wampiry Londynu”, była – co najwyżej – przyzwoita. O ile bowiem Sylvainowi udało się interesująco zawiązać intrygę, o tyle nie poradził on sobie już tak efektownie z jej zwieńczeniem. Czy podobnie rzecz będzie miała się z drugą odsłoną serii – dopiero się okaże. W każdym razie „Wewnętrzny wróg”, będący otwarciem dylogii „Sherlock Holmes i Necronomicon”, prezentuje się ciekawie. W komiksie tym spotkały się inspiracje dokonaniami dwóch wybitnych postaci popkultury (z poletka literackiego): Szkota Arthura Conana Doyle’a, „ojca chrzestnego” Holmesa, oraz Amerykanina Howarda Phillipsa Lovecrafta, twórcy mitologii Cthulhu i autora „Necronomiconu”, mrocznej księgi zawierającej zakazaną tajemną wiedzę. Jak Corduriému udało się to połączyć? Zaraz do tego dojdziemy. Najpierw musimy jednak przebrnąć przez trzyplanszową introdukcję, która prezentuje się – jak klasyczny bondowski teaser – nad wyraz atrakcyjnie. Norton Fisback, właściciel zakładu bednarskiego, zostaje napadnięty w swoim miejscu pracy przez kilku wyjątkowo paskudnych typów. Gdy na chwilę przerywają oni swoją robotę, pojawia się ten, który ich wynajął – mężczyzna w czarnym płaszczu i kapeluszu. Zbitemu niemal do nieprzytomności Fisbackowi zadaje on tylko jedno pytanie: „Gdzie jest Sherlock Holmes?”. Dlaczego właśnie Norton miałby to wiedzieć? Był on bowiem – zanim detektyw zniknął z Londynu – jednym z jego najwierniejszych informatorów. I najwyraźniej posiadał jakąś wiedzę na temat aktualnego miejsca pobytu Holmesa (w przybliżeniu), ponieważ chwilę później dowiadujemy się, że Sherlock otrzymuje wysłaną przez jego adwersarza wiadomość. W czasie komiksowym mijają w rzeczywistości ponad dwa tygodnie. Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę, że do dzisiaj nie zbadano, z jaką prędkością porusza się magia (widocznie wolniej niż światło) – musimy przyjąć na wiarę, iż tak właśnie było. Detektyw w tym czasie, usunąwszy się w cień po perypetiach z wampirami, bierze udział incognito w wyprawie naukowej na Antarktydę. I to pośród w okolicach bieguna południowego dociera do niego wieść, która sprawia, że postanawia po zakończeniu ekspedycji wrócić do rodzinnego miasta. Gdzie zresztą czeka już na niego wiele osób. W Londynie Holmes najpierw dowiaduje się o losie Fisbacka, potem natomiast poznaje kobietę podającą się za jego siostrę. Idąc tropem oprawców Nortona, staje w końcu oko w oko ze swoimi wrogami i wreszcie poznaje przyczynę całego zamieszania. Powiedzieć, że informacja ta zwala Sherlocka z nóg – to nic nie powiedzieć. W każdym razie gdyby to, co dzieje się w „Necronomiconie”, mogło zdarzyć się w normalnym świecie, wielu z nas zapewne popadłoby w obłęd, usłyszawszy diagnozę. Ale… po pierwsze: to mimo wszystko jest komiks, na dodatek z pogranicza horroru i mrocznego fantasy, po drugie: jego głównym bohaterem jest Holmes. Sherlock Holmes. Najwybitniejszy – obok Herkulesa Poirota – detektyw świata. Czyli człowiek, który potrafi rozwiązać najtrudniejszą nawet zagadkę. Inna sprawa, że dotąd nie było mu jeszcze dane mierzyć się z wiedzą tajemną sięgającą czasów Wielkich Przedwiecznych. Co jest akurat najtrudniejszym wyzwaniem dla scenarzysty. W „Wewnętrznym wrogu” Cordurié umiejętnie buduje napięcie, nie zapominając o zwrotach akcji, które wywracają wcześniejszą fabułę do góry nogami. Szala przechyla się z jednej strony na drugą. Raz wydaje się, że Holmes jest już bardzo bliski osiągnięcia sukcesu, to znów zostaje powalony na łopatki i przydepnięty twarzą do ziemi. Na dodatek Sylvain nie bierze jeńców i podbija napięcie, ścieląc trupa za trupem i grożąc kolejnymi ofiarami. Ale też mamy do czynienia z pojedynkiem umysłów, z którego – jak się wydaje – zwycięsko wyjść może tylko jeden. I żaden z nich nie bierze pod uwagę możliwości porażki. Tym bardziej że ten drugi – czytaj: śmiertelny wróg Sherlocka – ma naprawdę konkretne powody, aby zemścić się na nim. Gotyckości scenariusza dorównuje posępność grafiki. Nawet w tych fragmentach, które rozgrywają się w środku wiosennego dnia, Krstić – wzorujący się na Swolfsie – używa barw mrocznych i złowieszczych. Wszystko po to, aby podkreślić najwyższy stopień zagrożenia. Wszak jeszcze krok, a wszystkich nas czeka zagłada.
Tytuł: Sherlock Holmes i Necronomicon #1: Wewnętrzny wróg Data wydania: kwiecień 2015 Cena: 29,99 Gatunek: groza / horror Ekstrakt: 70% |