Biorąc pod uwagę, jak wielki rozgłos zyskała fińska komedia fantastycznonaukowa „Iron Sky”, można dziwić się, dlaczego Timo Vuorensola tak długo czekał z nakręceniem jej kontynuacji. Wszak temat nazistów z Księżyca okazał się nadzwyczaj nośny. Na szczęście Fin w końcu zabrał się do pracy i po siedmiu latach stworzył „Inwazję” – film na pewno technicznie dużo ciekawszy, ale fabularnie pozostawiający wiele do życzenia.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
„Iron Sky” z 2012 roku zaskakiwał i – mimo pozytywnego przesłania – oburzał. Naziści po raz kolejny bowiem prezentowali się na ekranie doskonale. W idealnie skrojonych mundurach (wiadomo, Hugo Boss!), bardzo męscy i dystyngowani, pomysłowi i zdolni musieli robić wrażenie. Nawet jeżeli ostatecznie okazywali się kanaliami. Zresztą sam pomysł wyekspediowania ich na ciemną stronę Księżyca, gdzie schronili się po przegranej wojnie światowej i założyli tajną bazę (w kształcie swastyki) – był znakomity i bardzo nośny. Nic dziwnego, że film zyskał rozgłos i popularność. Tym bardziej że najzagorzalszym synom narodowego socjalizmu swoich twarzy użyczyli znakomici niemieccy aktorzy: Götz Otto (oficer Klaus Adler) i Udo Kier (księżycowy führer Wolfgang Kortzfleisch). Akcja „Iron Sky” zakończyła się w 2018 roku, a zwieńczyła ją wojna jądrowa o znajdujące się na Księżycu pokłady helu-3. Wojna, w wyniku której Ziemia została doszczętnie zniszczona, stając się lodową pustynią. W tym też momencie rozpoczyna się fabuła „Inwazji” (dystrybutorzy znowu się nie popisali, tak właśnie tłumacząc znacznie bardziej trafny podtytuł angielski „The Coming Race”, czyli „Nadchodząca rasa”, co jest zapożyczeniem z książki dziewiętnastowiecznego angielskiego pisarza i polityka Edwarda Bulwera-Lyttona). A w zasadzie wstęp do właściwej części filmu. Szybko bowiem przenosimy się w przyszłość. W opuszczonej przez nazistów bazie księżycowej żyją teraz ich nieliczni ocaleli potomkowie oraz ludzie, którzy zdołali uciec z pogrążającej się w chaosie Ziemi. Są skazani na siebie, więc muszą współpracować. Bazą zarządza – stylizowana na podstarzałą księżniczkę Leię Organę – córka doktora Richtera, Renate (gra ją ponownie Niemka Julia Dietze), która ze związku z nieżyjącym już czarnoskórym Jamesem Washingtonem doczekała się córki Obi (w tej roli Brytyjka Lara Rossi). Dziewczyna jest odważna i bezkompromisowa, na dodatek nienawidzi nazistów, choć przecież jej dziadek wiernie służył Kortzfleischowi, o którym słuch po inwazji na Ziemię zaginął. Ale licho – zwłaszcza to nazistowskie – nigdy nie śpi. Gdy pewnego dnia do bazy dociera zdezelowany statek z rosyjskimi uciekinierami z Ziemi, na jego pokładzie znajduje się starszy mężczyzna. Bardzo stara się być niewidoczny dla innych, ale Obi i tak go wypatruje i podąża za nim. Jakież jest jej zdziwienie, gdy tajemniczym starcem okazuje się… Kortzfleisch. Jego pojawienie się na Księżycu otwiera zupełnie nowy wątek historii. Skutkiem rozmowy Wolfganga z Obi staje się bowiem śmiertelnie niebezpieczna wyprawa w drugą stronę – na Ziemię. A w zasadzie do jej wnętrza. Po świętego Graala. Pisząc scenariusz „Inwazji”, Dalan Musson w dużej mierze oparł się na powieściach klasyków science fiction z XIX i początków XX wieku. Wiele jest tu z Jules’a Verne’a („Podróż do wnętrza Ziemi”), Arthura Conana Doyle’a („Zaginiony świat”) czy Edgara Rice’a Burroughsa (cykl o Marsie). To sprawia, że zyskuje na tym przygodowa strona filmu, tracą natomiast trochę, schodząc w wielu momentach na dalszy plan, stanowiący clou dzieła naziści. Ale przynajmniej, dzięki nawiązaniom do okultystycznego Towarzystwa Vril, które działało w Niemczech na początku lat 20. ubiegłego wieku, Musson i Vuorensola wyjaśniają, skąd w ogóle wzięli się narodowi socjaliści. I jest to teoria tyleż fantastyczna (dosłownie), co intrygująca. Aż strach pomyśleć, że sto lat temu byli ludzie, którzy takie wizje brali na poważnie. „Iron Sky: Inwazja” – mimo entourage’u przygodowego i fantastycznego – jest jednak przede wszystkim komedią. I to taką, której autorzy są w stanie skalać wszystkie świętości. Włącznie z Ostatnią Wieczerzą, postacią papieża (historycznego, nie żadnego ze współczesnych) i Steve’em Jobsem, który pojawia się zresztą w filmie jako bóstwo nowej religii. Do tego dorzućcie jeszcze Adolfa Hitlera, Józefa Stalina, Czyngis-chana, Kaligulę, Idiego Amina, Mao Zedonga, Osamę bin Ladena, a nawet Jezusa Chrystusa i dinozaury. Cała masa odniesień do rzeczywistości i przeszłości na pewno sprawia dodatkową frajdę, tylko – powtórzę – nazistów mało. A to wszak oni byli motorem napędowym i głównym źródłem sukcesu filmu sprzed siedmiu lat. Czy za jakiś czas powstanie trzecia odsłona tej historii – trudno przewidzieć. Ale, jakby co, kilkoro bohaterów wciąż jest do dyspozycji.
Tytuł: Iron Sky. Inwazja Tytuł oryginalny: Iron Sky: The Coming Race Data premiery: 3 maja 2019 Rok produkcji: 2019 Kraj produkcji: Belgia, Finlandia, Niemcy Czas trwania: 90 min Gatunek: akcja, komedia, przygodowy Ekstrakt: 60% |