powrót; do indeksunastwpna strona

nr 5 (CLXXXVII)
czerwiec 2019

Z filmu wyjęte: Samopodający się talerz
Jeszcze na chwilę wróćmy do stołu. Na ucztę, gdzie posiłek dociera do stołu o własnych siłach, i własnoręcznie serwuje się na talerzu.
Dzisiejszy kadr nie jest może przesadnie urodziwy, ale doprawdy nie sposób zaserwować lepszego ujęcia. Kiedy widać całą kobietę z kapeluszem, z widoku umyka góra kapelusza. Kiedy widać górę, to widać tylko górę. A kiedy udaje się uchwycić konsumenta, to z kolei wcale nie widać kobiety. Tutaj zaś mamy fragment kobiety, fragment kapelusza z doskonale widocznym czubkiem głowy, oraz – w lewej dolnej części zdjęcia – fragment ręki konsumenta. Ręki ściskającej połówkę wielkiego cytrusa.
Kadr pochodzi z mającego niecałe dwa lata filmu „Valerian i Miasto Tysiąca Planet”, orgii rozbuchanego kiczu i zupełnie zwariowanych pomysłów. Film, wyreżyserowany przez Luca Bessona, będącego wyraźnie w lepszej formie, oparty został fabularnie i stylistycznie na serii komiksów o Valerianie, galaktycznym agencie rządowym, któremu pomaga agentka Laureline. Tak jak i w komiksie, parę agentów ciska po całym kosmosie, przy czym wszędzie wokół latają fikuśne statki kosmiczne i krążą przedstawiciele zupełnie cudacznych ras. Film proponuje historię oplecioną wokół kłopotów wywołanych przez tajemniczych błękitnych ludzi, którzy na pierwszy rzut oka (na drugi zresztą też) przypominają nieco wyblakłych Na′vi z „Avatara”.
W pewnym momencie Laureline zostaje porwana (śliczna scena z wędką) i Valerian musi skorzystać z pomocy tancerki erotycznej (przeurocza sekwencja z Rihanną), by dotrzeć do enklawy wielkich, mrukliwych obcych, których władca bezskutecznie poszukuje jakiejś smacznej potrawy. I wówczas zjawia się ona – Laureline. W białej sukni, z przeogromnym kapeluszem na głowie, oraz z dwoma połówkami wspomnianego cytrusa. Władca ożywia się na ten widok, szeroko uśmiecha, następnie wyciska owoc na czubek głowy wystający w górnej części kapelusza i sięga po… powiedzmy sztuciec.
Przyznam, że scena natychmiast przywodzi na myśl inną – z legendarnych włoskich „Kanibali” z 1981 roku (inny tytuł to „Cannibal Ferox – Niech umierają powoli”), gdzie zamiast kobiety był mężczyzna, a w miejsce kapelusza wyposażony w odpowiedni otwór stół. Ponieważ jednak „Valerian…” zmieścił się w dość niskiej kategorii wiekowej (nie ma tu ani kropli krwi, nikt nie przeklina, nie ma nawet odrobinki erotyki – poza wygibasami Rihanny), oczywiste jest, że nie ma co oczekiwać po nim jakichś bardziej brutalnych propozycji wizualnych. Jednak mimo to – scena jest przednia.
powrót; do indeksunastwpna strona

59
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.