Scena z ciekawie zapowiadającego się komiksu sf, w którym Filadelfia uległa podziałowi na dwa osobne światy: nasz, oraz „zarażony” formami życia z kosmosu, a może z jakiegoś równoległego wymiaru. O dziwo, wśród ruin porośniętych dziwaczną florą mieszkają ludzie. Angielskie słowo „badass” zasadniczo tłumaczy się jako „twardziel”, ale nie do końca oddaje pewne niuanse, w końcu mianem twardziela można określić na przykład kogoś, kto daje sobie wyrwać ósemkę bez znieczulenia. Z kolei „kozak” zawiera zbytni komponent lekkomyślności. „Złodupiec” (a może „niedobrosioł”?) to już tylko żart fanów. W każdym razie kadr z pierwszego tomu komiksu „Oblivion” przedstawia ekipę właśnie takich postaci. W „Oblivion” znaczna część centrum Filadelfii została – na skutek nieudanego eksperymentu – w pewien sposób przemieszana z jakimś alternatywnym światem, pełnym dziwnych ni to roślin ni to grzybów, oraz jeszcze dziwniejszych i bardzo agresywnych zwierząt. Część mieszkańców zginęła, część udało się ewakuować, ale niewielka grupka zaadaptowała się do nowych warunków i nie przejawia najmniejszej chęci powrotu do naszego świata. W kosmicznej „dżungli” znaleźli wolność. Kiedy natrafia na nich jedna z pobocznych (choć potencjalnie ważnych) postaci, dowódca przybiera groźną pozę, lecz pozostali leniwie wylegują się na „gałęziach”. A dlaczego? Bo są badassami. I nie potrzebują na nikim robić wrażenia. |