Chcecie poczuć mangowy klimat, ale nie lubicie mangi? Nic prostszego, wystarczy sięgnąć po pierwszy tom komiksu „Last Man”, wydanego przez Non Stop Comics.  |  | ‹LastMan #1›
|
Nie ma chyba nic bardziej żałosnego, jak zachodni komiksiarze, próbujący podrobić mangowy styl. Bo choć rysunku można się nauczyć, to jednak klimatu towarzyszącego oryginalnym pozycjom z Kraju Kwitnącej Wiśni, nie uda się oddać. Trójka francuskich twórców pracujących nad „Last Man” (czyli Bastien Vivès, Michaël Sanlaville i Balak) są tego jak najbardziej świadomi. Dlatego też, choć ich dzieło od strony formalnej ma wiele z mangą wspólnego, stanowi to tylko zabawę konwencją. Uspokoję tych, którzy nie tolerują wielkich oczu i tych dziwacznych kropelek nad głowami, że tego typu atrakcji tu nie znajdziemy. Odpowiedzialni za grafikę Vivès i Sanlaville prezentują bardzo europejski styl, który tylko nawiązuje do japońskiego. W zależności od potrzeby, rysunki są bardzo dokładne, z elegancko dopracowanym tłem, albo sprawiające wrażenie niedopracowanych, składające się z kilku niedbałych szkiców. Tworzy to jednak niepowtarzalny klimat, który na początku może dziwić, ale wreszcie wciąga czytelnika bez reszty. Poza rysunkami i faktem, że całość czyta się tradycyjnie od lewej do prawej, reszta to już żonglerka formą. Stąd kieszonkowy format całości, pokolorowanych tylko kilka pierwszych stron i wreszcie sama tematyka, bliska mangom shounen. Niezorientowanym w temacie, podpowiem, że chodzi o ten rodzaj komiksów, w których nacisk położony jest na liczne pojedynki, a sama historia opowiadana jest z punktu widzenia chłopców. Tak jak tutaj. Jak co roku król Virgil i królowa Efira organizują wielki turniej. Jego zasady są dość skomplikowane, związane z wielowiekową tradycja pojedynków. Tą najważniejszą jest to, że aby móc w nim wystąpić, trzeba mieć parę. Młody Adrian Velba, półsierota pod opieką matki, również planuje wziąć w nim udział. Co prawda jego umiejętności nie są, delikatnie mówiąc, imponujące, ale marzy mu się wygranie pucharu, dzięki czemu jego mama nie musiałaby się zaharowywać, by stać ich było na utrzymanie. Niestety partner Adriana w ostatniej chwili się rozchorował. Wydawać by się mogło, że na tym zakończy się dla niego tegoroczna edycja turnieju, gdyby nie pojawienie się w mieście tajemniczego człowieka – Richarda Aldana. Ten również chce zawalczyć o zwycięstwo, a że nie ma partnera, zawiera układ z Adrianem, aby wystąpili razem. Jak łatwo się domyślić, egzotyczny duet, jaki tworzą młody chłopak i nieokrzesany przybysz, napotyka na swojej drodze sporo komplikacji. Jedną z nich jest atrakcyjna mama Adriana, która w pyskatym Richardzie nie widzi dobrego towarzysza dla swojego syna. Powoduje to liczne starcia, ale też zabawne sytuacje. Przyznam, że sięgając po „Last Man” nie oczekiwałem zbyt wiele, tymczasem pozycja ta okazała się nad wyraz wciągająca. Łączy w sobie kilka elementów dobrej przygodówki, które sprawiają, że do dziś dobrze ogląda się wczesne filmy z Jean Claude van Damme′em. Mamy sympatycznego głównego bohatera, jego towarzysza, skrywającego jakiś mroczny sekret i wreszcie sporo pojedynków z malowniczymi przeciwnikami. Wszystko to osadzone zostało w realiach fantasy, odpowiadających późnemu średniowieczu z elementami japońskiego przywiązania do tradycji. W sumie więc otrzymujemy wyjątkowo intrygującą i wbrew pozorom spójną opowieść, którą połyka się od razu i woła o więcej. Właśnie za to lubię Non Stop Comics, że przybliża nam komiksy, które na pierwszy rzut oka wglądają niezbyt ciekawie, ale kiedy po nie sięgniemy, okazują się pierwszorzędnymi lekturami. Takimi, jak „Last Man”.
Tytuł: LastMan #1 Data wydania: 10 kwietnia 2019 ISBN: 9788381107846 Format: 208s. 150x215 mm Cena: 39,00 Ekstrakt: 80% |