Dziś będzie o prawdziwej, niezależnej sztuce i wyjątkowym artyście. A także o tym, że w muzyce również może istnieć zjawisko prymitywizmu wzorem twórczości Nikifora. Wszystko to na podstawie przeróbki przeboju Chłopców Z Placu Broni „O! Ela”.  | pl.wikipedia.org
|
„O! Ela” to do dziś jeden z najpopularniejszych polskich przebojów, lubiany zwłaszcza przez początkujących gitarzystów i grajków ulicznych. Niemniej sama jego wymowa może być dość kontrowersyjna, biorąc pod uwagę, że w frywolny sposób opowiada o morderstwie z zazdrości i przedmiotowym traktowaniu kobiety (podmiot liryczny nie twierdzi, że wyjątkowo Elę kocha, tylko, że lubił ją, kiedy mógł „trzymać rękę na jej kolanie”). Co ciekawe, tego sztandarowego utworu Chłopców Z Placu Broni próżno szukać na ich debiutanckim albumie z 1990 roku, zatytułowanym właśnie „O! Ela” (to ten z kiczowatą okładką z panienką). Utwór ten długo dostępny był tylko na singlu i dopiero na krążku „Kocham cię” z 1993 roku pojawiła się jego odnowiona wersja. W epoce natomiast szalał w stacjach radiowych i dotarł na sam szczyt Listy Przebojów Programu Trzeciego Polskiego Radia. Jak już wspomniałem, po „Elę” lubią sięgać uliczni grajkowie. Ma go w repertuarze także najbardziej odjechany performer w naszym kraju, czyli Pan Witek Gość z Atlantydy. Większość z Was na pewno go kojarzy – grywa w centrach największych miast na gitarze podpiętej do starego wzmacniacza. Jego cechami charakterystycznymi jest kowbojski strój, bardzo swobodne traktowanie linii melodycznej, wiecznie rozstrojony instrument i luz, który sprawia, że nie sposób nie pokochać tego człowieka. Pan Witek naprawdę nazywa się Witold Szymański i urodził się 19 września 1943 roku we wsi Prace Małe. W młodości bliskie były mu hippisowskie ideały. Występował z zespołem Wieśniacy, aż wreszcie zaczął grać na ulicy. Najpierw na sopockim Monciaku, a potem w całym kraju. Występował w popularnym w latach 90. programie Lalamido i nawet zaliczył epizod sceniczny w czasie jednego z Przystanków Woodstock (uwieczniony został w filmie „Przystanek Woodstock – Najgłośniejszy film polski” w czasie wykonywania własnej kompozycji „W Żarach na Przystanku”). Podobno Tymon Tymański namówił go, by zarejestrował swoją twórczość i oficjalnie ją wydał, dzięki czemu powstała kaseta „Gość z Atlantydy” (2000 r.), rozprowadzana przez Biodro Records. Trudno w to uwierzyć, ale realizatorem dźwięku jest Maciej Cieślak ze Ścianki. Osobną kwestią pozostaje wartość estetyczna muzyki Pana Witka. Powiedziałbym, że to właśnie taki odpowiednik prymitywizmu w malarstwie (nie mylić z punkiem). Gość z Atlantydy absolutnie nie ma głosu i pomimo dziesiątek lat spędzonych na muzykowaniu, do dziś nie nauczył się grać na gitarze, czy choćby trzymać równego tempa. Najczęściej sięga po standardy, ale lubi je przerabiać na własną modłę. Tak jak hit Chłopców Z Placu Broni, który zyskał rozbrajający tytuł „Ela (a niech cię jasna cholera)”. Nie jestem pewien, czy gdyby od początku utwór brzmiałby w ten sposób, zostałby ogólnopolskim przebojem. Mnie w każdym razie fascynuje nie tylko jego podstawowa część i figlarny tekst, ale także wplecenie w całość standardu „Speedy Gonzalez” (a właściwie – „Spidi Gonzalez”, jak można znaleźć w opisie kasety). |